Jeżeli piszę o artystkach, to nie można oderwać ich życia od otoczenia – wywiad ze Sławomirem Koprem o książce „Zachłanne na życie”
Nakładem Wydawnictwa Harde ukazała się książka Sławomira Kopra opisująca barwne życie artystek PRL-u. Niekwestionowaną gwiazdą była wówczas Agnieszka Osiecka, która doczekała się właśnie serialu opowiadającego o jej życiu. W książce „Zachłanne na życie” autor opisuje nie tylko tę wybitną poetkę, ale przedstawia też sylwetki innych wyjątkowych kobiet tamtych czasów. Zapraszamy do lektury rozmowy ze Sławomirem Koprem poświęconej bohaterkom tej publikacji.
Magda Kaczyńska: Agnieszka Osiecka, Małgorzata Braunek, Kalina Jędrusik, Elżbieta Czyżewska… To bohaterki pana książki „Zachłanne na życie”. Niewątpliwie utalentowane, znane i urodziwe, ale dlaczego właśnie one?
Sławomir Koper: Chciałem wybrać osoby, których biografie były wyjątkowo bardzo bogate i niepowtarzalne, a przy okazji artystki, które doznały różnych kolei losu. Zarówno pod względem zawodowym, jak i prywatnym. Ale epoka PRL była tak bogata w utalentowane osoby płci pięknej, że faktycznie miałem duży problem.
Zachłanne na życie, czyli jakie?
Chcące poznać życie z każdej strony, a jednocześnie nie godzące się z porażkami i starające się kształtować je według własnych potrzeb i oczekiwań.
Charyzmatyczne i wrażliwe. Barwne ptaki o pokręconych życiorysach. Można posłużyć się pana słowami – życiowi popaprańcy. Małgorzata Braunek nie pasuje mi do tego klucza…
To proszę się zapytać Andrzeja Żuławskiego. (śmiech) Oczywiście on już nie żyje, ale w wywiadach jakich udzielał, nie pozostawił na Małgorzacie Braunek i jej buddyjskich upodobaniach suchej nitki. Braunek też dobrze pasuje do tego klucza, chociaż zupełnie z innej strony.
Kariera bohaterek pana książki przypadła na okres PRL-u. Zgrzebna, ale i ciekawa epoka?
Bogata w talenty artystyczne. Nie było takiej drugiej epoki w dziejach Polski pod tym względem. Nawet II RP była uboższa, ale trwała dwa razy krócej.
Można nawet powiedzieć, że piątym bohaterem „Zachłannych na życie” jest środowisko kulturalne tamtych lat…
Jeżeli piszę o artystkach, to nie można oderwać ich życia od otoczenia. I bardzo dobrze, bowiem gdyby moje bohaterki dorastały i żyły w innym miejscu, zapewne ich losy potoczyłyby się inaczej.
Osobnym bohaterem są też fascynujący mężczyźni, wystarczy wspomnieć Stanisława Dygata, Krzysztofa Komedę, Jeremiego Przyborę…
A kto powiedział, ze w czasach PRL tylko artystki były fascynującymi osobowościami? Artyści również. Ale fakt, płeć piękna na swój sposób dominowała w wielu dziedzinach życia kulturalnego.
Sięgał pan nie tylko do wspomnień, relacji, ówczesnych mediów i materiałów archiwalnych, w tym ze zbiorów IPN, ale też anegdot, opowieści i plotek. Bywają równie ważne jak fakty?
Plotka jest takim samym źródłem historycznym jak każde inne. Poza tym dziwi mnie relatywizm w określaniu pewnych informacji jako plotki. Mam wrażenie, że wszystko, co dotyczy życia prywatnego uważane jest za plotkę. Dlaczego? Jak napiszę, że Cyrankiewicz był alkoholikiem i kobieciarzem, to jestem plotkarzem. A jak wspomnę, ze był premierem, to jestem historykiem. Absurd.
„Każdy człowiek próbuje stylizować swoje życie, koloryzować, politurować, przekształcać, przesadzać, aby coś z tego wynikło” – mówiła Agnieszka Osiecka. Innymi słowy plotki pozwalają dotrzeć do prawdy?
Powtórzę, tzw. plotki mówią o życiu prywatnym, a bez tego nie mamy pełnego obrazu postaci. Inaczej można zajrzeć do starej, papierowej encyklopedii, będzie w niej tyle samo informacji i takiego samego typu jak w większości biografii, gdyż nie będzie tzw. plotek. A teraz to nawet już Wikipedia ma dział o życiu prywatnych w poszczególnych biogramach.
W jednym z wywiadów mówił pan, że to właśnie wspomniana wyżej Osiecka – spośród kobiet tworzących elitę artystyczną PRL – najbardziej pana fascynuje. Dlaczego?
A czy Agnieszka Osiecka może nie fascynować? Barwna, postać, bogata osobowość, ogromny talent i tragiczne życie.
W pana książce rozdział o Agnieszce rozpoczyna pan od opowieści o rodzicach poetki, szalonym artyście i grzecznej mieszczce. Jak był dom Osieckich?
Inteligencko-artystyczny. To dobre połączenie, co widać na efektach wychowawczych Agnieszki. Ale była to też rodzina dysfunkcyjna, co zapewne odbiło się na osobistych losach Osieckiej. Ojciec porzucił ostatecznie matkę dla młodszej śpiewaczki, a wcześniej miał z nią długotrwały romans. Takich rzeczy się nie zapomina.
Osiecka zawsze czuła się ogromnie związana z ojcem…
Dwie artystyczne dusze…..
Studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, ale podobno nie miała predyspozycji do tego zawodu?
Podobnie jak do zawodu reżysera, a studiowała też na filmówce w Łodzi. Szukała swojej drogi w życiu i wreszcie znalazła.
A jak zaczęła się jej przygoda z piosenką?
Przypadek, jak z reguły to w życiu bywa. Trafiła do Studenckiego Teatru Satyryków i okazało się, że jej teksty idealnie nadają się na przerywniki podczas kolejnych programów. Dawały oddech od polityki.
Wtedy też poznała Witolda Dąbrowskiego i choć ich związek nie miał jednak przyszłości, po latach określiła go jako „jedyną w swoim życiu walkę o szczęście”. Późniejsi mężowie – Wojciech Frykowski i Wojciech Jesionka – byli raczej przypadkowi?
Mam wrażenie, że niemal każdy mężczyzna w życiu Agnieszki był przypadkowy. Dąbrowski to była jej pierwsza miłość, ale czy artystka może ułożyć sobie życie z zajadłym marksistą? I to takim, dla którego ideologia znaczyła więcej niż życie osobiste i ukochana dziewczyna? Ja sobie tego nie wyobrażam.
„Na całych jeziorach – ty, O wszystkich dnia porach – ty”. Jeremi Przybora i Mazury. Dwie wielkie miłości poetki?
Tych miłości było więcej. (śmiech) Ale chyba najważniejsza była ta mazurska. Przybora to epizod z góry zresztą skazany na niepowodzenie. Fascynował Agnieszkę, ale dobrze wiedziała, że zbyt różnią się od siebie. I nie chodziło wcale tylko o te 20 lat różnicy wieku. Oni faktycznie byli z różnych bajek, ale to ona go rzuciła. Byli razem ponad 2 lata i Przybora leczył się z Osieckiej też ponad dwa lata. W gruncie rzeczy nie tak długo, inni nie mieli tyle szczęścia. (śmiech)
I jeszcze Marek Hłasko, którego Osiecka poznała w Łodzi podczas studiów w Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej. „Zamiast świętować miłość, zamiast chuchać na to, to się tak strasznie kręciłam, ponieważ myślałam, ze ja po prostu zdążę” – mówiła po latach. Czy te studia i ten mężczyzna odegrali ważną rolę w jej życiu?
Niewielką. Ani studia, ani pisarz. To były tylko epizody bez znaczenia w przyszłości. Ale ładnie brzmiały w biografii: Filmówka, Hłasko, a potem Przybora….
Pisze pan w książce, że Osiecka zadziwiała otoczenie niefrasobliwym stosunkiem do dóbr materialnych, ale była dobrym mecenasem swojej twórczości…
Potrafiła dbać o finanse, by zaraz potem przepuszczać pieniądze bez żadnego żalu. Ale zawsze miała świadomość, że potrafi zarobić na siebie i swoje potrzeby, w tym na podróże zagraniczne na Zachód. To świadczy o poziomie jej dochodów. Mogła zatem pozwolić sobie na niefrasobliwy stosunek do finansów.
Agnieszka Osiecka – matka… Jak układały się jej relacje z córką Agatą Passent?
Agnieszka nie nadawała się na matkę, podobnie jak na żonę. To nie przypadek, że artyści często tworzą dysfunkcyjne rodziny. Na szczęście był Daniel Passent, który był najlepszym ojcem i matką w jednej osobie. Natomiast pani Agata powiedziała wiele ostrych słów o matce po jej śmierci i jako córka miała do tego prawo. Ważne też, a może najważniejsze, że nie ingeruje w tekst pozycji, jakie ukazują się na temat jej matki, co raczej jest rzadkie u dzieci artystów. I dlatego chapeau bas…
Pisze pan, że Agnieszka nigdy nie podniosła się po śmierci matki i rozstaniu ze Zbigniewem Mentzlem. Choć w jesieni swego życia poznała André Hübnera-Ochodlo…
Tak, dobrze, że reżyser się pojawił, to dla Osieckiej miało ogromne znaczenie.
Czy pracując nad książką dowiedział się pan czegoś zaskakującego o Osieckiej niż wynika z jej „Dzienników”, prozy, poezji, wywiadów i innych źródeł?
Raczej tylko drobiazgi, jak na przykład nieco bliżej zaznajomiłem się z Wojciechem Jesionką, który był drugim mężem Agnieszki. Bywa z reguły tylko wzmiankowany, a ten reżyser z Krakowa też był niezłym popaprańcem życiowym….
Pisała, że „człowiek w życiu potrzebuje czegoś stałego. Choćby nie wiem jak cygańsko, bujnie czy odkrywczo chciał żyć, potrzebuje stałych lądów, wiernych stworzeń”. Miała taki stały ląd?
Tak. Saska Kępa, a wcześniej jeszcze Mazury.
Była szczęśliwa? Miała w końcu talent, sławę, pieniądze, urodę, przyjaciół i ciekawych mężczyzn u boku.
Mam wrażenie, ze całe życie szukała osobistego szczęścia i nigdy go nie znalazła.
Pana ulubiony cytat z Agnieszki Osieckiej?
Raczej anegdota. Podobno zwierzała się kiedyś w kawiarni jednej z przyjaciółek, że jej ulubionym typem mężczyzny jest taki „zaziębiony student”. Po chwili do ich stolika podszedł jakiś młody człowiek i zapytał Osieckiej, kiedy może przyjść do niej z indeksem… (śmiech) A cytat to może z piosenki: „Alkohol szkodzi zdrowiu, Ale pomaga życiu”. Nic dodać, nic ująć. (śmiech)
Rozmawiała: Magda Kaczyńska
fot. Wydawnictwo Harde
Kategoria: wywiady