Dorastanie po kanaryjsku – rozmowa z Andreą Abreu, autorką powieści „Ośli brzuch”

13 grudnia 2022

Słońce, złote plaże i luksusowe kurorty – takimi obrazkami kuszą foldery biur podróży zachwalające urlop na Wyspach Kanaryjskich. Zgoła inny obraz archipelagu wyłania się tymczasem z powieści Andrei Abreu „Ośli brzuch”. Błyskotliwy debiut młodej pisarki to zarówno opowieść o dorastaniu, odkrywaniu siebie i swojej seksualności, jak i obraz lokalnej społeczności w miejscu poddanym „turystyfikacji”. Oto zapis naszej rozmowy z autorką.

Sebastian Rerak: Słowo „el mago” (mag) używane jest na Wyspach Kanaryjskich jako obelga. Dlaczego?

Andrea Abreu: Obecnie na zachodnich wyspach używa się tego słowa w odniesieniu do ludzi pracujących w polu. Pochodzi ono od bóstwa imieniem Magec, boga słońca czczonego przez Guanczów, rdzenną ludność naszych wysp, która padła ofiarą wielkiego ludobójstwa. W czasach podboju osadnicy nadali przydomek „magos” miejscowym, którzy pozostali w rolniczych regionach i kultywowali zwyczaje uznawane za zacofane, tj. wciąż czcili swoich bogów i naturę. To pogardliwe określenie na mieszkańców Kanarów, silnie związane z ziemią i rdzennymi obyczajami, pozostało do dziś obelgą. Jeśli spojrzymy na jego pochodzenie, tak naprawdę „magos” oznacza niepokornych ludzi opierających się kolonializmowi poprzez kulturę i głębokie przywiązanie do swojego terytorium. Mieszkańcy kanaryjskich miast do dziś pogardzają stylem życia autochtonów i jest to niepodważalnie pozostałość po kolonializmie. Wielu ludzi, w tym i ja, stara się rehabilitować słowo „mago”. Z dumą nazywam siebie „maga”, świadomą ziemi i zwyczajów. Żyję wśród gór i agrokultury, kocham je, wielbię słońce i szanuję dziedzictwo moich przodków. Bycie maga dało mi inspirację do ochrony mojej ziemi przed zniszczeniem.

Pytam także dlatego, że jest coś osobliwego w fakcie, że pejoratywny wydźwięk ma słowo, które w języku hiszpańskim oznacza kogoś, kto praktykuje czary. Magik jest poniekąd twórcą i dawcą rozrywki. Tak jak pisarz.

„Mago” ma tym samym dwa znaczenia na Wyspach Kanaryjskich – jako ten, który uprawia magię, oraz ten, który mieszka w wiejskich regionach. Jeśli się nad tym zastanowić, ten drugi także ma coś z czarodzieja, ponieważ agrokultura jest szczególną formą czarów. Magos mają zdolność tworzenia życia, wiedzę o ziemi i zwierzętach oraz przekazywaną ustnie tradycję. To daje im wyjątkową moc niedostępną dla elit. Niedostępną i wzbudzającą strach. Właśnie dlatego poddawani są represji i uciszani poprzez mechanizmy kolonializmu i klasizmu.

Jeśli chodzi o sztukę opowiadania historii, większej inspiracji dostarczyła ci miejscowa ustna tradycja czy książki, które czytałaś?

Tysiąckroć bardziej inspirowała mnie ustna tradycja, ale jednocześnie nie byłabym zdolna do napisania czegokolwiek bez przeczytania wszystkich książek, które przeczytałam. Bez przesady mogę powiedzieć, że czytanie jest powodem, dla którego codziennie wstaję z łóżka. To dla mnie doświadczenie zgoła religijnej natury.

Przejdźmy do „Oślego brzucha”. Jak doszło do powstania twojego debiutu?

Książka powstała w bardzo niepewnym okresie mojego życia. Nie miałam pieniędzy, a chwilę wcześniej zmarła jedna z ważniejszych osób w moim życiu. Teraz, kiedy cieszę się lepszymi warunkami bytowymi, czekam na idealny moment, aby siąść do pisania, ale wtedy nie mogłam sobie na to pozwolić. Wracałam wyczerpana po dniu pracy jako sprzedawczyni w sklepie z bielizną i włączałam komputer. W takich warunkach pisałam przez sześć miesięcy. Będę zawsze wdzięczna mojej redaktorce Sabinie Urraca, która dała tej powieści szansę. Jej publikacja radykalnie zmieniła moje życie, ponieważ zdążyłam już zrezygnować z dziennikarstwa i jakichkolwiek form pisania. Spodziewałam się spędzić kolejnych kilka lat, podejmując dorywcze prace w sektorze usług, co zawsze było udziałem całej mojej rodziny. Podczas kursu pisania prowadzonego przez Urracę przeczytałam jednak fragment powieści, a ona zaproponowała mi jej zredagowanie. I chociaż podobało mi się sprzedawanie bielizny (nie żartuję), to czuję się niezmiernie szczęśliwa, mogąc poświęcić się pisarstwu. Dla mnie to coś nadzwyczajnego, literatura jest moim życiem. Dosłownie żyję dla niej i nie ma w tym cienia przesady.

Miałaś już wcześniej pewne doświadczenie z pisaniem poezji. „Ośli brzuch” mógłby być czytany jak poemat, ale też jak swoisty zapis strumienia świadomości. To celowy zabieg?

Szczerze mówiąc bardziej jestem tego świadoma teraz, pisząc kolejną powieść. Oczywiście przy „Oślim brzuchu” zdawałam sobie sprawę z całej technicznej pracy pisarskiej, ale przede wszystkim czułam się jak zwierzę, rozbitek lub pewnego rodzaju medium, którego ręka zapisuje historię dla świata.

Recenzentom łatwo przychodzi określanie „Oślego brzucha” jako historii o dorastaniu. Czy nie sądzisz, że jest to ograniczające?

Nie, w gruncie rzeczy jest to historia o dorastaniu. Dorastaniu po kanaryjsku, które ktoś musiał opisać. Właściwie cieszę się, kiedy książka jest tak określana. Mam wrażenie, że tego rodzaju opowieści często kojarzone są z kobiecym pisarstwem. Gdyby pisano o niej jako o „książce napisanej przez kobietę dla kobiet”, to byłoby to ograniczające. Nic jednak nie mogę poradzić na czyjeś uprzedzenia i myślowe schematy.

Poruszasz w książce rzadko podejmowany temat wczesnych, przednastoletnich doświadczeń seksualnych. Nadal niewiele mówi się o tym, jaki wpływ mogą one wywierać w późniejszym życiu.

Dziecięca seksualność jest tematem tabu i dlatego traktuje się ją tak, jakby nie istniała. Tymczasem wczesne doświadczenia (lub ich brak) na zawsze naznaczają nasze życie. Powinniśmy przyjąć to do wiadomości i edukować dzieci tak, aby poznały swoje granice i skłonności, zrozumiały swoje ciało. W przeciwnym razie wiele z nich wkroczy w dorosłe życie, bojąc się seksu i będąc niezdolnymi do jego przeżywania.

Twoi bohaterowie wywodzą się z klasy pracującej, co jest ważnym elementem ich tożsamości. Sądzisz, że samo pojęcie „klasy pracującej” nie straciło na znaczeniu w miejscach peryferyjnych, bardziej oddalonych od wielkich miast?

Nie wiem, czy klasą pracującą są po prostu ludzie biedni czy ci, którzy doświadczają konsekwencji neokolonializmu, ale wiem, że większość populacji Kanarów zatrudniona jest w turystyce na bardzo niskich stanowiskach, wykonując ciężką i słabo płatną pracę. Jednocześnie wciąż przekonuje się ich o dobrobycie, jaki turystyka sprowadza na Wyspy. Oczywiste jest dla mnie, że globalne południe jest wykorzystywane i wszyscy doświadczamy podobnego zła.

W „Oślim brzuchu” pojawia się wiele endemicznych słów, zwyczajów, potraw itp. Twoim zdaniem w większym stopniu świadczą one o kanaryjskiej tożsamości niż tzw. kultura wyższa?

Być może kogoś zirytuję tym, co teraz powiem, ale moim zdaniem kanaryjska kultura wyższa nie istnieje. Miejscowa kultura wyższa jest raczej stricte hiszpańska niż kanaryjska.

W książce sygnalizujesz też, że dla ludzi z kontynentalnej Hiszpanii (nie mówiąc o turystach z reszty Europy), Kanary były zawsze odległym miejscem, mogącym co najwyżej służyć za cel wakacyjnej podróży. Czy cokolwiek zmieniło się ostatnimi czasy?

Od czasu pandemii Kanary są już nie tylko miejscem wypoczynku, ale też popularnym miejscem do zamieszkania i pracy zdalnej. Ma to fatalne konsekwencje dla cen wynajmu, jako że lokalna populacja zarabia znacznie gorzej niż ludzie z kontynentalnej Hiszpanii. Miejscowi zostają dosłownie wysiedleni. Problemem nie jest już więc hiperturystyfikacja, ale zwyczajne zajmowanie przestrzeni.

Wiem, że bardzo duże znaczenie ma dla ciebie dzika przyroda Kanarów. Dostrzegasz paralelę pomiędzy związkiem łączącym twoich bohaterów oraz ich samych z naturalnym otoczeniem?

Zdecydowanie tak. Przestrzeń narracji (krajobraz, klimat, okolica…) funkcjonuje w powieści niczym bóg, który zarządza wszystkim. Starałam się wykreować atmosferę (tj. połączenie przestrzeni narracji z przestrzenią rzeczywistą), będącą symboliczną inkarnacją. Kluczową figurą jest tutaj brzuch osła, podobnie jak wulkan czy sama wyspa. W pisaniu podoba mi się nadawanie sensu temu, co przytrafia się bohaterom, a zazwyczaj robię to poprzez krajobraz, a więc przestrzeń narracyjną. Realny krajobraz ma dla mnie fundamentalne znaczenie, lecz pozbawiony jest narracji i logicznego sensu. W ostatnich latach, wraz ze zmianami klimatycznymi i dewastacją powodowaną przez przemysł hotelarski, mam poczucie, że pozostały już tylko destrukcja i zupełny zanik sprawiedliwości. Wszystko jest takie przypadkowe… Właśnie dlatego doceniam literaturę za jej ustrukturyzowanie i pewne poczucie kompensacji.

Twój opis dorastania w połowie pierwszej dekady XXI wieku jest bardzo żywy i dokładny. Czytelnicy często mówią ci, że znajdują w nim także swoje doświadczenia?

Tak, słyszę to cały czas. Pojawia się teraz literatura pisana przez autorów urodzonych w latach dziewięćdziesiątych, a omówienia doczekały się historycznie sprzeczne wydarzenia kolejnej dekady, jak choćby upowszechnienie się internetu.

W Polsce tytuł „Ośli brzuch” został przetłumaczony z hiszpańskiego dosłownie, wydania anglo- i niemieckojęzyczne otrzymały zmienione tytuły. Uważasz, że są one zgodne z twoją wizją?

Zaufałam koncepcji wydawców. Jeśli uznali, że dany tytuł był bardziej odpowiedni dla miejscowego rynku, to dawałam im zielone światło. Faktem jest, że ośli brzuch jest ważnym motywem książki i wiąże z sobą rozmaite wątki, ale nie mam nic przeciwko zmianie tytułu, dopóki przekaz pozostaje nadal taki sam. Poza tym miałam przyjemność pracować ze świetnymi tłumaczami, którzy wiedzieli, jak obchodzić się z tekstem.

Rozmawiał: Sebastian Rerak
fot. (1) Lilia Ana Ramos Martín, (2) Andrea Abreu


Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady