Potpourri lub spowiedź ekstremalna

9 stycznia 2014

Drugi dziennikJerzy Pilch „Drugi dziennik”, wyd. Wydawnictwo Literackie
Ocena: 7 / 10

Cieniem na „Drugim dzienniku” kładzie się choroba, z którą mierzyć się musi Pilchowa doczesność. „Opisane słabnie, nieopisane zmierza do nieistnienia” – stwierdza sentencjonalnie autor. Być może właśnie tak bardzo ludzkiemu oporowi wobec nieistnienia zawdzięczamy tom niezwykle szczerych, intymnych zapisków o wszystkim, co przez rok zaprzątało uwagę pisarza-parkinsonika.

Rok z życia Pilcha znalazł udokumentowanie w cyklu notatek. To gawędziarsko długich, to znowu krótkich i aforystycznych. Dla przykładu pod datą 11 listopada widnieje tylko jedno zdanie: „Gdyby nie brzmiało to niepokojąco pochlebnie, powiedziałbym: Prawdziwi patrioci raz do roku mówią ludzkim głosem”. Niezłe, n?est-ce pas? Są i anegdoty, obszerne cytaty, skrawek korespondencji od czytelników (pewna pani nakłania Pilcha do przeczytania teoretycznie wrażej mu ideowo, bo katolickiej książki), jak i sporo rozważań o literaturze. Coś o Bablu, Grassie, Lechoniu, Máraiu, Nabokowie, garść wskazówek dla innych piszących (ta dotycząca wszystkiego, co należy unikać w dzienniku – świetna!), a nawet zestawienie dwóch futbolowych jedenastek z wybitnych ludzi pióra! Dla ceniących sobie pisarskie autorefleksje – absolutny „must-read”.

Nie powinno dziwić, że sporo uwagi poświęca Pilch zdrowiu. W czasie powstawania „Drugiego dziennika” rozgorzała przecież jego walka z chorobą Parkinsona o sprawność ciała i umysłu. To pierwsze nieco szwankuje, jak przyznaje sam przekraczający próg sześćdziesiątki pisarz, z drugim jest jednak nad wyraz dobrze. Z refleksji nad zdrowiem wynikła chociażby całkiem „kaloryczna” polemika z Emilem Cioranem, o zniszczalności żywota przypominają zaś pożegnania z przyjaciółmi – Krzysztofem Kozłowskim oraz pewnym krajanem z Wisły, jednym z tych, którzy mieli zdobywać szczyty, a utknęli na życiowej mieliźnie.

Spośród innych rzeczy wielkiej wagi wraca Pilch chętnie do futbolu i religii. Piłka nożna wprasza się do dziennika za sprawą ? jak zawsze zrozumiałych – utyskiwań na formę polskiej reprezentacji, religia znajduje wyraz w subtelnych wykładniach kodeksu moralnego zakorzenionego ewidentnie w protestanckiej obyczajowości. „Rozwiązywanie najpoważniejszych nawet szarad za pomocą nieodgadnioności wyroków bożych to dziecinada” ? zapisuje Pilch, przy innej okazji przywołując kapitalny dialog z matką nt. plagi samobójstw wśród umęczonej letnimi upałami ewangelickiej wspólnoty. A tak, o rodzinie też jest tu sporo, ale to już te intymne sprawy, które czytelnik podejrzeć powinien sam.

W największym skrócie można „Drugi dziennik” określić jako literackie potpourri, do którego autor wtrącił myśli ulotne, jak i te nie dające spokoju (łatwo zauważyć jak niektóre przypominały mu o sobie dzień w dzień). Dlaczego czytanie Camusa odwodzi od myśli samobójczych? Co jest pociągającego w kobietach czytających książki w środkach komunikacji miejskiej? Czemu lektura polskiej prasy prawicowej może być przydatna w walce z Parkinsonem? Do sprawdzenia w dzienniku. Tudzież ? jak chce sam Pilch ? „spowiedzi ekstremalnej”. Warto się znaleźć po drugiej stronie konfesjonału.

Sebastian Rerak

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje