Po nitce do kłębka – recenzja serialu „Cormoran Strike: Zabójcza biel”
„Cormoran Strike: Zabójcza biel”, reż. Sue Tully, scen. Tom Edge, dys. Galapagos Films
Ocena: 8 / 10
Pierwsza powieść o przygodach prywatnego detektywa Cormorana Strike’a – „Wołanie kukułki” – ukazała się w 2013 roku. Do dnia dzisiejszego J.K Rowling ukrywająca się pod pseudonimem Robert Galbraith napisała cztery kontynuacje, a stacja BBC od 2017 roku systematycznie przenosi je na mały ekran. Najnowszy sezon to telewizyjna adaptacja „Zabójczej bieli”, przedostatniej (jak na razie) powieści cyklu. Co ma do zaoferowania najnowszy, czteroodcinkowy sezon „Cormorana Strike’a”?
Tak jak w książkowym pierwowzorze i poprzednich powieściach/sezonach serii, w „Zabójczej bieli” dostajemy solidną zagadkę kryminalną i sporo wątków obyczajowych. W biurze Cormorana pojawia się młody człowiek z zaburzeniami psychicznymi, który twierdzi, że jako dziecko był świadkiem morderstwa. Jednocześnie detektyw ze swoją partnerką Robin zostają wynajęci przez ministra sztuki, który jest szantażowany. Obie sprawy oczywiście się połączą, a bohaterowie będą musieli stawić również czoła problemom osobistym: Robin próbuje poradzić sobie z traumą po wydarzeniach ze „Żniw zła” oraz nieszczęśliwym związkiem małżeńskim, a Strike kolejny raz wikła się w romans z kobietą, której nie jest w stanie poświęcić wystarczającej uwagi. Dla obojga ucieczką będzie praca i wielowątkowa zagadka, komplikująca się z każdym odcinkiem.
Serialowa struktura opowieści – z precyzyjnie wyznaczonymi cliffhangerami pod koniec każdego epizodu – czyni „Zabójczą biel” historią wciągającą i sprawnie opowiedzianą. Kolejne elementy układanki są prezentowane w odpowiednich odstępach czasu. Tak, by nie tylko zaskoczyć, ale też zmusić widza do myślenia i zrewidowania dotychczasowych poglądów na temat „kto, co i dlaczego”. Właśnie to sprawia, że czwarty sezon „Cormorana Strike’a” jest tak angażujący – dostajemy nowe tropy, a ujawnione informacje sprawiają, że podczas oglądania sami próbujemy rozwiązać zagadkę. To prawdopodobnie najbardziej skomplikowana sprawa londyńskiego detektywa wśród tych, które zostały już zekranizowane, ale opowiedziano ją klarownie i w finale wszystkie elementy wskakują na właściwe miejsce.
Sprytnie poprowadzona intryga kryminalna to nie wszystko. Jak każdy dobry serial, tak i „Cormoran Strike” przyciąga przede wszystkim dzięki postaciom. Kulawy weteran i jego ambitna partnerka to duet, który świetnie się uzupełnia i który dał się polubić na przestrzeni poprzednich sezonów. Duża w tym zasługa odtwórców głównych ról (Tom Burke i Holliday Grainger), naturalnych dialogów i wyczuwalnej między postaciami chemii. W „Zabójczej bieli” bohaterowie jednocześnie imponują bystrością umysłu (to w końcu najlepsza agencja detektywistyczna w Londynie), ale też potrafią wzbudzić współczucie. Zwłaszcza gdy oglądamy ich bezbronnych i poturbowanych przez życie. Ich relacja – partnerska, przyjacielska, wreszcie posiadająca w sobie nigdy niewypowiedziany zalążek czegoś więcej – może wydawać się banalna, ale została zaprezentowana z wdziękiem i wyczuciem. Widząc zmagania Cormorana i Robin z nieudanymi związkami, a także łączące ich więzy, trudno im nie kibicować.
„Zabójcza biel” to estetyczna kontynuacja poprzednich sezonów serialu. Solidna robota, która jest dość przeźroczysta – nie ma tu kadrów, które wypalą się pod powiekami ani zabawy montażem. Całość jest opowiedziana prosto i przystępnie, a odstępstwa od normy – subiektywizacja obrazu – widoczne są rzadko (w scenach ataku paniki, których doznaje jedna z postaci lub gdy na ekranie pojawia się chory psychicznie bohater). Jak zwykle w przypadku tak obszernego materiału (książka liczy ponad 650 stron) w adaptacji musiano zastosować pewne skróty (brakuje chociażby wątku, w którym występują siostra Cormorana i jej synowie). Mimo to serialowa wersja „Zabójczej bieli” jest dziełem w pełni ukształtowanym i nie czuć, że coś z niej zostało wycięte. Najnowszy sezon przygód Cormorana Strike’a i Robin Ellacott sprawdza się jako wciągający kryminał, który myli tropy i nieustannie angażuje uwagę widza. Jednocześnie dopisuje kolejny rozdział do historii postaci, które najzwyczajniej w świecie darzymy sympatią.
Jan Sławiński
TweetKategoria: recenzje