Odmienne stany wrażliwości – recenzja komiksu „Przepowiednia pancernika” Zerocalcarego

9 sierpnia 2023

Zerocalcare „Przepowiednia pancernika<, tłum. Paulina Kwaśniewska-Urban, wyd. Mandioca
Ocena: 9 / 10

Zerocalcare, autor stojący za „Przepowiednią pancernika”, to ponoć w ostatnich latach najlepiej sprzedający się twórca komiksów we Włoszech. Jeśli to prawda, to znaczy że Włosi kochają czytać naprawdę świetną obrazkową literaturę. Bierzmy z nich przykład!

„Przepowiednia pancernika” to tytuł, który nie brzmi jakoś poważnie, a w połączeniu z okładkową grafiką wskazuje, że będziemy mieć do czynienia z komiksem humorystycznym. I dokładnie tak jest. Historia czy raczej historie spisane i narysowane przez Zerocalcarego są momentami obłędnie śmieszne, ale to tylko jedna z zalet i zarazem jeden z elementów charakteryzujących ów komiks. Bo „Przepowiednia pancernika” to zaskakujący tygiel gatunków (czy też gatunkowych odniesień), a przede wszystkim zbieranina uzewnętrznionych przez autora myśli i emocji, składających się na poszatkowaną fabułę, której nie będziemy w stanie zaszufladkować. A na koniec po prostu ten komiks pokochamy. Czyste wariactwo!

Włoskie komiksy kojarzą nam się głównie z twórczością Milo Manary, z serią „Corto Maltese” Hugo Pratta, a także z włoską pulpą, czyli znanym u nas „Dylanem Dogiem”, „Nathanem Neverem” czy ostatnio także „Julią” i „Zagorem”. Dość spory rozrzut tematyczny i stylistyczny. Niemniej Zerocalcare, czyli ukrywający się pod pseudonimem Michele Rech, jakoś tak średnio do tego zestawu pasuje. Ale może właśnie to wyróżnia go spośród tych wszystkich włoskich klasyków – choć akurat do twórczości jednego z nich, Gipiego, w specyficznym stylu nawiązuje, jednocześnie ją czcząc i z lekka z niej pokpiwając. Oto cały Zerocalcare, na jednej planszy potrafi zaprezentować teoretycznie wykluczające się, odmienne stany wrażliwości, które dzięki talentowi młodego autora wyjątkowo ze sobą współgrają.

No dobrze, może przejdźmy do meritum. O czym opowiada „Przepowiednia pancernika”? Najprościej rzecz ujmując, to po prostu komiks autobiograficzny, skupiający się na wycinku z życia autora, kiedy jeszcze nie był sławnym komiksiarzem, tylko należał do szarego, młodego ludu pracującego. Choć już na początku widzimy, że posiada perspektywę człowieka sukcesu, bo jego starsza wersja przenosi się w czasie, by spotkać wcześniejszego (odpowiednio zblazowanego) siebie i wyjawić mu, że niebawem będzie sławny. Przekazuje też swojemu młodszemu ja „Wielką księgę mądrości po fakcie” i przy jej pomocy każe naprawić przeszłość i tym samym ocalić przyszłość.

Przez chwilę sądzimy, że będą dziać się tu wielkie rzeczy, ale to nie jest tego typu historia. „Wielka księga mądrości po fakcie” ląduje zatem gdzieś pod stosem komiksów i młody Calcare dalej robi to, co robił dotychczas. Obija się i jakoś tam żyje. Razem ze swoim wyobrażonym kumplem Pancernikiem, który mu w tym kibicuje, uspokaja, przekonuje, czasem odradza. Może jest trochę sumieniem, a trochę zblazowanym alter ego. Po prostu jest – jako efekt niezwykłej wyobraźni, która w tym komiksie będzie wyprawiać niesamowite rzeczy, łapiąc, co się tylko da z otoczenia i przefiltrowując to przez wrażliwość autora. Tak jakby Calcare nie był w stanie pewnych rzeczy powiedzieć wprost, normalnie lub pogodzić się z nimi w zwykły, ludzki sposób. Nie tędy droga, zwłaszcza że tym, z czym musi się pogodzić, jest śmierć Camille, przyjaciółki z młodości, o czym dowiadujemy się niedługo po wprowadzeniu do głównej fabuły.

W rzeczywistości trudno mówić tu o jakimś dominującym wątku fabularnym. „Przepowiednia pancernika” to bardziej scenki, reminiscencje, wtręty, odrzuty, w końcu też odpały, z pomocą których poznajemy po kawałku historię młodości autobohatera, jak i jego platonicznego uczucia do Camille. W tle zaś mamy włoskie przedmieścia, nerdowskie zainteresowania Calcarego na czele z fascynacją dinozaurami i równie nieprzygotowanego do dorosłego życia kolegę autora. No dobrze, ale w zasadzie co czyni ten komiks tak wyjątkowym?

Forma, przede wszystkim forma. Plus styl, zarówno w obrębie scenariusza, jak i grafiki. Poza tym umiejętność łączenia powyższych z pomocą wyczulonego zmysłu narracyjnego, a także swoiste, autorskie odwracanie kota ogonem, szczególnie w momentach, kiedy Calcare odmawia zaakceptowania rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Stosuje nakładki – wyobrażając sobie rozmówców na swój sposób, stosuje uniki, byle tylko powaga danego zdarzenia nie wpłynęła na jego przewrażliwione ego, robi wszystko, co tylko może, żeby łatwiej zaakceptować to, z czym się boryka, żeby nie brać tego bezpośrednio na klatę.

Fabuła to zatem bardziej ciąg błyskotliwych skojarzeń, momentami aż zapierających czytelnikowi dech z wrażenia, bo Calcare to mistrz obserwacyjnej celności. „Przepowiednia pancernika” to po prostu kakofoniczna pieśń o trudach dorosłego życia i mierzenia się ze wszystkim, co pragnie nam odebrać poczucie młodości i wrażenie lekkości. I nie chodzi tu o nieznośną lekkość bytu, a raczej o tę upragnioną, którą ciężar życia nieustannie ściąga na ziemię. Tak jakby Calcare był na granicy między chłopcem a mężczyzną i nie potrafił zdecydować, w którą stronę pójść. Dzieło pełną gębą autorskie, językowo niezwykłe, także dzięki brawurowemu tłumaczeniu Pauliny Kwaśniewskiej-Urban, formalnie i stylistyczne ocierające się o wybitność. Komiks o tym, jak trudno żyć w czasach, które jawią się coraz mniej poważnie, mimo doniosłości różnych wydarzeń wokół. Aż chciałoby się przeczytać równie przenikliwą opowieść graficzną polskiego autora.

Tomasz Miecznikowski


Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje