Między normalnością a chorobą
Linwood Barclay „Na własne oczy”, wyd. Papierowy Księżyc
Ocena: brak1
Powieść Linwooda Barclaya ma wiele wspólnego z filmem „Okno na podwórze” Hitchcocka. Oprócz występowania równie mistrzowskiego suspensu, napięcia i tajemnicy, dzieło oparte jest na motywie podglądania, choć pisarz osadził go we współczesnych realiach. Bohater „Na własne oczy” nie obserwuje ludzi przez okno, lecz na monitorze komputera, wykorzystując do tego celu aplikację przypominającą Google Street View.
Thomas Kilbride jest schizofrenikiem. Odizolowany od świata rozmawia wieczorami z wyimaginowanym byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych, a pozostałą część dnia spędza przed monitorem komputera, zwiedzając różne zakątki świata za pomocą aplikacji Whirl360, która pozwala zajrzeć nie tylko na ulice miast, ale również do znajdujących się tam lokali, czy spojrzeć w okna domów i bloków. Dzięki swemu talentowi bohater na podstawie dokonanych obserwacji rysuje mapy, ale także zapamiętuje wiele dostrzeżonych szczegółów. Efekt jest taki, że nie będąc nigdy osobiście w Paryżu czy innym mieście, potrafi wskazać najkrótszą drogę od jednego obiektu do drugiego lub wymienić wszystkie lokale znajdujące się na danej ulicy. Pewnego dnia w oknie jednego z nowojorskich mieszkań dostrzega, jak mężczyzna zabija kobietę. Długo trzyma to w tajemnicy, ale po namyśle postanawia opowiedzieć o wszystkim swojemu bratu, Rayowi. Ten, wiedząc o chorobie Thomasa, traktuje zasłyszane rewelacje z przymrużeniem oka. Ale, aby uspokoić brata, postanawia przeprowadzić śledztwo. Okazuje się, że Thomas niczego sobie nie wymyślił. I co gorsza, Ray, próbując wyjaśnić sprawę, zaczyna wplątywać się w intrygę, która zagraża życiu obu mężczyzn.
Częste zwroty akcji, stopniowanie napięcia, uruchamianie z pozoru niepowiązanych ze sobą wątków ? wszystko to czyni z książki Barclaya powieść sensacyjną na wysokim poziomie, w której nie ma miejsca na rozwlekłe opisy oraz przypadkowe dialogi czy monologi wewnętrzne. Jest w niej za to pewna lekkość, jakiej zabrakło na przykład ostatniej powieści Fredericka Forsytha „Czarna lista”, która niemal zupełnie była pozbawiona dialogów. „Na własne oczy” jest nimi wręcz naszpikowana, dlatego czyta się ją nie tylko szybko, ale i przyjemnie.
Jeśli chodzi o styl, to Barclayowi z pewnością najbliżej jest do Harlana Cobena. Narracja w pierwszej osobie oraz zwięzła akcja to tylko niektóre wspólne cechy. Najważniejsza z nich to ta, że obydwaj panowie tworzą książki, od których wprost nie sposób się oderwać.
Ewelina Dyda
1Nie poddajemy ocenie książek, które ukazały się pod naszym patronatem.
TweetKategoria: recenzje