Książę opowieści niesamowitych – recenzja książki „Gaz do dechy” Joego Hilla
Joe Hill „Gaz do dechy”, tłum. Izabela Matuszewska, Danuta Górska, Krzysztof Sokołowski, wyd. Albatros
Ocena: 7,5 / 10
W królewskim rodzie Stephena Kinga nie trzeba szukać prawowitego następcy. „Gaz do dechy” to trzynaście historii napisanych przez jednego z jego synów, Joego Hilla, który przesuwa granice literatury grozy na nowe terytoria, jednocześnie kontynuując ojcowskie tradycje.
We wstępie do antologii Hill przyznaje, że to rodzice ukształtowali jego wrażliwość i artystyczną wyobraźnię. Zwłaszcza ojciec, który w dzieciństwie zabierał go na plan filmowy, dzięki czemu miał możliwość wystąpić w „Creepshow” w reżyserii nieodżałowanego George’a Romero. Podsuwał mu też do czytania stosiki książek i komiksów spod znaku fantastyki. To wszystko w końcu zaowocowało, choć początkowo, jak wiele dzieci sławnych rodziców, Joe chciał odciąć się od ojcowskiego dziedzictwa – stąd pseudonim. Z czasem poczuł się na uprawianym poletku grozy na tyle pewnie, że słynne nazwisko przestało stanowić problem. Dowody akceptacji znajdziemy już w poprzednich książkach, jak „Strażak” czy „Dziwna pogoda”. Zbiór „Gaz do dechy” jest tego ukoronowaniem. Nie tylko z uwagi na osobiste wspomnienia zawarte we wstępie.
W opowiadaniach z tej książki makabra łączy się z melancholią, poczucie niespełnienia – na przykład miłości – ze strachem przed śmiercią, a motocyklowa jazda na amerykańskich szosach z zabawą w wesołym, choć tak naprawdę iście diabolicznym miasteczku. Niezwykle ciekawie wypada chociażby „Mroczna karuzela”, w której narrator musi zmierzyć się ze złowieszczo ucieleśnionymi wyrzutami własnego sumienia. Nawiązania do utworów Stephena Kinga można rozpoznać z łatwością, a i autor wymienia je otwarcie w podziękowaniach.
Podobnie jak jego ojciec, Joe Hill lubi otwarte zakończenia, które pozostawiają przestrzeń do interpretacji, dzięki temu to na nas spoczywa konieczność dopowiedzenia sobie, co tak naprawdę stało się z bohaterami poszczególnych historii. Równie doskonale portretuje ludzi stojących w obliczu zagrożenia czy wyboru życiowej drogi. Potrafi też szokować, przekraczać granicę i bawić się literacką formą. W tym miejscu warto wymienić „Tweety z cyrku umarłych”. Tytuł tego opowiadania nie jest bez znaczenia. Cała jego treść zawiera się w formie krótkich wpisów umieszczonych na popularnym portalu społecznościowym. Barwnie przedstawia się „Faun”, czyli osobliwe odczytanie wzoru zawartego w „Opowieściach z Narnii”, aczkolwiek Hill niektóre motywy tylko zapożycza, aby nadać im zupełnie nową wartość.
Na uwagę zasługują z pewnością utwory stworzone z ojcem. „Gaz do dechy” opisuje losy wyjętych spod prawa motocyklistów uciekających przez pustynię przed upiorną cysterną. Wysokooktanowej akcji towarzyszy bezkompromisowe spojrzenie na życie w bardzo specyficznej wspólnocie – mężczyzn ceniących nie zawsze honorowe rozwiązania, ale ryzyko, które napędza ich życie. Bo z tym właśnie wiąże się wciśnięcie pedału gazu. Jest ostro. Natomiast w opowiadaniu „W wysokiej trawie” strach odnosi się do sfery emocji. Przemierzające Kansas rodzeństwo słyszy wołanie o pomoc. Szukając źródła dźwięku, gubi się jednak w tytułowej trawie. Jak się okazuje, natura potrafi skrywać w sobie nadnaturalną tajemnicę.
Oczywiście w tak obszernym zbiorze nie brakuje także nieco słabszych akcentów – chodzi o utwory „Jesteście wolni” i „Nad srebrzystą wodą”, które zostały napisane jakby bez polotu. Nie psuje to jednak odbioru całości. Hill otwiera przed nami bramy do świata grozy – rozumianej nie tylko jako strach przed tym, co niesamowite, irracjonalne, ale również dotykającej naszej egzystencji, lęku przed śmiercią czy narastających obaw o przyszłość. Poznajcie księcia opowieści niesamowitych i prawowitego następcę tronu.
Marcin Waincetel
TweetKategoria: recenzje