Krwawy dziki zachód – recenzja książki „Przeprawa” Jacka Ketchuma

1 kwietnia 2024

Jack Ketchum „Przeprawa”, tłum. Robert J. Szmidt, wyd. Skarpa Warszawska
Ocena: 6,5 / 10

Jak wiele emocji da się wcisnąć do książki przypominającej rozmiarami bardziej nowelę niż pełnoprawną powieść? Jack Ketchum udowadnia w „Przeprawie”, że na tyle wystarczająco, by czytelnik nie rozstał się z lekturą aż do samego finału. Książka ta jednak mogłaby być co najwyżej przystawką przed głównym czytelniczym daniem.

„Przeprawa” to w wielu aspektach klasyczny western – a zatem niekoniecznie gatunek, w którym Ketchum się specjalizował. Książka ma jednak znacznie więcej wspólnego z dorobkiem autora „Dziewczyny z sąsiedztwa”, niż można by przypuszczać. Dowodów dostarczają już pierwsze strony, a im dalej w bezlitosne realia Dzikiego Zachodu, tym elementów tożsamych z horrorami Ketchuma odnajdziemy tu więcej.

Fabuła przenosi nas do 1848 roku i założonego gdzieś pośród pustkowi Arizony miasteczka Gable’s Ferry, które utrzymuje się z handlu rzecznego. Brak perspektyw i monotonia codziennej egzystencji skonfrontowane z traumatycznymi wspomnieniami krwawego przebiegu ledwie zakończonej wojny meksykańskiej sprawiają, że wielu szuka ucieczki w przytępiających zmysły używkach. Nie inaczej jest z Marionem T. Bellem, młodym korespondentem nowojorskiego „The Sun”, który bezrefleksyjnie przepija pozostawiony przez ojca spadek. Momentem zwrotnym dla reportera okaże się dopiero przypadkowe spotkanie z legendarnym zwiadowcą Johnem Hartem. To właśnie podczas jednej wyprawy z Hartem i jego długoletnim druhem, „Matką”, Bell natknie się na poważnie ranną Meksykankę Elenę. Historia, którą mężczyźni od niej usłyszą, zmrozi im krew w żyłach i zmusi do być może ostatniej walki w obronie człowieczeństwa.

Skoro objętość „Przeprawy” jest niewielka, Ketchum nie traci czasu na nakreślenie tła wydarzeń lub motywacji postaci ponad niezbędne minimum i czym prędzej skupia się na rozwijaniu głównego wątku. Niektóre z podejmowanych przez bohaterów decyzji i idące za tym ciągi przyczynowo-skutkowe są więc częstokroć wypadkową krótkiej formy i gatunkowych ram, w jakich opowieść funkcjonuje. Szlachetność stająca do walki z niegodziwością czy bezinteresowne niesienie pomocy to absolutna klasyka westernu, w tym przypadku wzbogacona o dekonstrukcję archetypicznych postaci nieskazitelnych rewolwerowców. Trzeba przyznać, że Ketchum tego typu kliszami potrafi bawić się na tyle sprawnie, by mimo przewidywalności całość nadal trzymała w napięciu.

Niewątpliwie wydatna w tym zasługa charakterystycznej dla pisarza bezkompromisowości w ukazywaniu przemocy. Choć to zdecydowanie nie ten poziom drastycznych szczegółów, jak chociażby w „Poza sezonem”, to jednak dla czytelników mniej przyzwyczajonych do literackich okropieństw „Przeprawa” wciąż może okazać się silnym ciosem w żołądek. Szkoda jedynie, że Ketchum nie rozwija kilku niezwykle intrygujących wątków, na przykład tego związanego z głównym antagonistą, mającego swoje korzenie kilkaset lat wstecz w bluźnierczym kulcie.

„Przeprawa” nie jest historią idealną, choć większość jej wad wynika przede wszystkim z ograniczonej objętości książki. Gdyby Ketchum zdecydował się poświęcić więcej miejsca na pogłębienie świata przedstawionego i jego postaci, moglibyśmy otrzymać znakomitą w wielu aspektach powieść. W obecnym stanie to „jedynie” niewykorzystująca pełni potencjału książeczka kieszonkowych rozmiarów.

Maciej Bachorski


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje