Fantasmagorie ojca

16 grudnia 2013

Na szczęście mlekoNeil Gaiman „Na szczęście mleko…”, Wyd. Galeria Książki
Ocena: 8 / 10

Neil Gaiman to mistrz literatury postmodernistycznej, który z maestrią łączy ze sobą motywy fantastyczne, religijne oraz mitologiczne. Brytyjczyk świetnie sobie radzi zarówno w tworzeniu mrocznych opowieści, w których starożytne bóstwa zostają przeniesione do współczesności (rewelacyjna powieść „Amerykańscy Bogowie”), jak i bajek z potężną dawką grozy skierowanych do starszych dzieci (wzorcowa „Koralina”). Nieobce jest mu przetwarzanie baśniowych elementów w oryginalny sposób („Gwiezdny pył”), a jego cykl graficzny „Sandman” to jedna z najlepszych serii w historii tegoż medium. „Na szczęście mleko…” to ujmująca książeczka dla dzieci, opowiadająca o perypetiach pewnego zgrabnego bajarza.

W prologu opowieści poznajemy typową rodzinkę: zapracowaną matkę, która właśnie wyjeżdża na konferencje naukową, jej oddanego męża oraz dwójkę pociesznych małolatów uczących się gry na skrzypcach. Ojciec musi się zająć dziećmi pod nieobecność żony. Wie, że jego powinnością jest zaspokojenie potrzeb potomków. Opuszcza zatem bezpieczny dom, aby zakupić mleko, bez którego córka nie może zjeść ukochanych płatków.

Prozaiczne wyjście do sklepu, w wersji poczciwego ojczulka urosło do rangi fascynującej podróży po fantasmagorycznych krainach. Owe światy zamieszkuje kolorowy wachlarz nietuzinkowych dziwaków, mających diametralnie różne zamiary względem mężczyzny, a zwłaszcza zakupionego przez niego białego trunku dla ukochanych pociech. Narrator podczas eksploracji kolejnych wymiarów spotka kolejno: śluzowatych kosmitów mających za zadanie przemodelowanie Ziemi, Królową Piratów i jej paskudną załogę, uczonego dinozaura, tubylców z dżungli, wampiry (a konkretnie Wumpiry) oraz Policję Galaktyczną. Gaiman daje tu nieprawdopodobny popis swej wyobraźni, obrazowo i chwytliwie prezentując opowiastki swego książkowego alter ego.

„Na szczęście mleko…” to lektura lekka i przyjemna, w której elementy śmieszne oraz straszne zgrabnie przeplatają się ze sobą. Osobiście postawiłbym ową książkę w jednym rzędzie obok: cyklu Daniela Handlera „Lemony Snicket: Seria Niefortunnych Zdarzeń”, włoskiej serii „Ulysses Moore” czy „Smoków ze Zwyczajnej Farmy” Tada Williamsa i Deborah Beale.

Znaczącą rolę w odbiorze książki Gaimana odgrywają efektowne ilustracje Chrisa Riddella. Idealnie oddają one ducha wprowadzanych postaci – usposobienie, osobowość, charakter oraz motywy kierujące ich działaniami. Szczególną frajdę sprawia widok profesora Stega, Wumpirów, a także Kapitana Haka (osławionego złodzieja owiec). Pochwalić należy także samą kompozycję książki, choćby wizytę ojca i Stega w kosmicznej pustce (słowa pojawiające się na całkowicie czarnych stronach), przejrzystą, chwytliwą okładkę oraz przekład swoistego specjalisty od takich komicznych historyjek, Piotra W. Cholewy.

Recenzowana książka twórcy „Księgi cmentarnej” to wspaniały prezent dla miłośników tego typu radosnych gawęd. Bardzo dobry album zarówno dla młodych, jak i dużych. Gaiman po raz kolejny nie zawodzi. Chcemy więcej takich apetycznych przekąsek!

Mirosław Skrzydło

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje