All cops are bastards (a jeden wyjątkowo) – recenzja książki „Brud” Irvine’a Welsha
Irvine Welsh „Brud”, wyd. Replika
Ocena: brak1
Są tacy, którzy twierdzą, że Irvine Welsh to jedyny pisarz potrafiący dziś napsuć krwi wszelkim strażnikom porządku. Z pewnością „Brud” kala policyjny mundur, ale też garnitur niejednego ważniaka, tudzież proletariacki dres.
Detektyw Bruce Robertson to osobnik odrażający w całym swym jestestwie. Począwszy od (bez)interesownej podłości, z jaką niszczy życie innym, kończąc na tym, że żre niczym Jabba the Hutt. Rasista, mizogin, dziwkarz, fleja. Do tego brytyjski lojalista i mason, a czytelnicy Welsha przekonali się już dawno, że takie indywidua znajdują się wysoko na liście antypatii pisarza.
Popularnego Robbo trudno nawet nazwać cynicznym czy zgorzkniałym, bo wszelkie świństwa popełnia machinalnie, jakby należały do codziennej rutyny, wraz z pochłanianiem fast foodu i masturbacją przy filmie porno. Tenże właśnie wątpliwy stróż prawa ma szansę się wykazać – do rozpracowania jest sprawa morderstwa syna ambasadora Ghany. Wprawdzie Bruce’owi wszystko jedno, kto zakatował „jakiegoś czarnucha”, ale na myśl o awansie gotów jest zrobić wszystko. Zwłaszcza że splendor związany z wyższym stanowiskiem na pewno pozwoli mu odzyskać względy żony, która z jakiegoś powodu wzgardziła trwałym pożyciem.
Cel uświęca środki, a Robertson nie przebiera w tychże, choć bardziej od śledztwa pochłania go eliminowanie rywali w wyścigu o promocję. Nie przepuści także żadnej okazji, aby się nachlać, wciągnąć coś do nosa lub wykorzystać łatwowierną żonę znajomego. Jedyne, czego tak sprawny manipulator nie potrafi jednak zrobić, to powstrzymanie rozkładu własnego życia. A ostra jazda na krawędzi autodestrukcji skończyć musi się dotkliwą kraksą.
Trzecia powieść Welsha, wydana oryginalnie w roku 1998, jest typowym dla Szkota przykładem bezlitosnej satyry ubranej w charakterystyczną konwencję drugowego realizmu. Autor dość swobodnie miesza perspektywy, pozwalając nawet przemówić… tasiemcowi zalęgłemu w ciele Bruce’a. Pasożyt okazuje się zresztą wszechwiedzącym terapeutą, zdolnym wyjaśnić, kto tak gruntownie wypaczył osobowość żywiciela. Bo o ile Robertson jest niewątpliwie postacią podłą i zdeprawowaną, tak lekceważące klasyfikowanie go jako socjopatę będzie nawet nie uproszczeniem, a kłamstwem. Nie mamy wcale do czynienia z karykaturą statystycznego mieszczanina, tylko kumulacją najgorszych jego cech. Zły gliniarz jest w tej powieści laboratoryjną kolbą, do której latami zlewali całą swą żółć wszyscy ci praworządni i pokorni. A gdy już wchłonął dość nienawiści, bigoterii i sekciarskiej mentalności, wyrósł na monstrum napędzane mieszanką przemocy, tanich używek i jeszcze tańszego seksu.
Zresztą czy kompani Robbo po fachu są wiele lepsi? Tej zgrai nieudaczników nikt nie chciałby powierzyć swojego bezpieczeństwa. U Welsha cała policyjna kadra powyżej poziomu szeregowego krawężnika uwikłana jest w kolesiowskie uściski dłoni w lokalnej masońskiej loży z sędziami, urzędnikami i politykami. Co nie znaczy też, że w razie potrzeby nie dogada się również z drobnym bandziorem lub osiedlowym alfonsem. Jeśli o ogólnej kondycji społeczeństwa świadczyć ma postawa tzw. stróżów porządku, to tych pacjentów można jedynie spisać na straty. Chcąc obcinać ogarnięte gangreną członki, należałoby zacząć od głowy.
Przy całym uznaniu dla tej bezkompromisowej książki, trudno powstrzymać się od komentarza w kwestii tłumaczenia. Welsh pofolgował w „Brudzie” szkockiemu dialektowi i o ile pewne egzotyczne regionalizmy siłą rzeczy nie mogły zostać przełożone na polski, tak kilku istotnym znaleziono dość niefortunne zamienniki. Gwarowy „schemie” to bardziej dresiarz niż blokers, a zastąpienie słowa „spastic” kolokwialnym downem nie oddaje sensu oryginalnej obelgi. Jako sympatyk szkockiego futbolu nie mogę też przeboleć koszmarnych deklinacji nazw edynburskich ekip, nie wspominając już o tym, że „hoops”, w których gra Celtic Glasgow, to żadne „usztywniane koszule” (co takiego???), a po prostu koszulki w (zielono-białe) prążki.
Podobno w momencie premiery powieści szkocka policja zarekwirowała spory nakład promujących „Brud” plakatów przedstawiających świnię w hełmie policyjnego konstabla. Irvine Welsh miał skomentować incydent, stwierdzając, że w wywoływaniu skandalików współczesna literatura znajduje się dwadzieścia lat za Sex Pistols. Racja, ale to nie skonfiskowane postery czynią go prawdziwym punkiem wśród pisarzy.
Sebastian Rerak
1Nie poddajemy ocenie książek, które ukazały się pod naszym patronatem.
TweetKategoria: recenzje