Pomilczmy o miłości, opowiedzmy o rozstaniu. Premiera powieści „Cicho, cichutko” Ignacego Karpowicza

13 kwietnia 2021

Miłość i nienawiść, rozpacz, żal i radość – w najnowszej powieści „Cicho, cichutko” Ignacego Karpowicza kotłuje się od skrajnych emocji. A dwie historie splatają się w jedną, niezwykle przejmującą – o spotkaniu i pożegnaniu. Książka od 14 kwietnia w księgarniach nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Miś, Misiek, Michał umiera. Choroba demoluje ciało, zabiera po kolei wszystko, co było ważne. Wokół (choć czasem z oddali) trzy najbliższe osoby.

Anna przez niemal całe życie zastępowała mu matkę, choć oboje mają świadomość, że niepełne to macierzyństwo. Stasia (Stokrota) jest partnerką Misia, ich związek nie należy jednak do prostych i oczywistych. Ona jest lesbijką, a on… „Na studiach szła plota, że przeleciałeś na roku wszystko z wyjątkiem pieska profesora Pelca” – śmieje się Pisarczyk, przyjaciel Miśka, ostatni ze wspomnianej trójki. Tłum pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn na pogrzebie Michała dopowiada, że nie tylko na studiach. „Powiedz, przyszli tacy, z którymi nie kopulował, prawda?” – pyta Anna. „Na pewno ksiądz” – odpowiada Pisarczyk. Jest jeszcze Mateusz, kolega z czasów studenckich. Wszyscy z nim spali, choć nikt później tego nie pamiętał. Można na nim przetestować przekazywanie złych wiadomości.

Misiek jest dobrym człowiekiem, kocha ludzi i świat. Bierze z życia tyle, ile potrafi. Jest inteligentny, wrażliwy i sympatyczny, bywa złośliwy. Zazwyczaj zarzyna dowcipy, które opowiada, ale i to ma swój urok. Swobodnie płynie przez życie. Aż roztrzaskuje się o skały. Nie poddaje się. Walczy. „Dobra. Wierzę, że fartem się wyślizgam. Z tego syfu. Wtedy raz się udało. Prawo serii, tak? Kto wie?” – mówi. Diagnoza jednak od początku była jednoznaczna, a Misia jest z każdym dniem coraz mniej. „Umieranie nie jest klarowne ani czyste, ani godne podziwu. Nikogo nie czyni lepszym. To przerażający żywioł, furia miażdżąca nie tylko to, co kochamy, ale i to, do czego przywykliśmy. Bezrozumna siła. Nie schowasz się. Przegrywasz na starcie”.

Pisarczyk oswaja umieranie przyjaciela, wspominając wspólne żarty i przygody. Z Michałem pracują też nad „wypracowaniem ze śmierci”. Piszą, poprawiają, wyrzucają, zaczynają od nowa, my poznajemy kolejne wersje. Ich opowieść wygładza, idealizuje bohatera, nie ma w niej miejsca na erotyczne wspomnienia czy żartobliwe dykteryjki. Ale „wypracowanie” to tylko jeden z elementów narracji powieści. Opowiadają przecież także Miś, Anna i Pisarczyk. Swoje wtrąca również narrator. Ich głosy przeplatają się, czasem zakłócając chronologię wydarzeń. Nie gubimy się w niej jednak. Intuicyjnie poruszamy się po historiach, bo są dwie: Michała i Anny, choć tak naprawdę jedna.

Topieni – tak polscy sąsiedzi nazywali przesiedleńców znad Dniepru. „Wy takie niedouciekane są” – powtarza ciotka Galina, która dotarła dalej, do Tłuszcza, a teraz raz lub dwa do roku odwiedza dziadków Anny, żeby powspominać i pośpiewać ukraińskie pieśni. Uciekali przed wielką falą, która podczas II wojny światowej miała zatrzymać Niemców, a przy okazji zmiotła z powierzchni ziemi wieś – cały ich świat. Zatrzymali się w Polsce i próbowali posklejać rozwalone życie. Dla miejscowych byli jednak obcy, inni, nie swoi. Żyli więc tak naprawdę obok zamiast razem. Po kątach czaiły się wrogość i urazy.

Ale była też miłość, trochę jak z „Romea i Julii”. Anna kochała Piotra, a Piotr Annę. Spotykali się w leju po bombie i cicho, cichutko (żeby nikt nie usłyszał, rzecz jasna) snuli plany. Piotr zamierzał uciec do miasta, ona się wahała, choć bardzo chciała zostać pielęgniarką. I gdyby nie hejt (zwany wówczas po prostu plotką), pewnie nie zdecydowałaby się jeszcze długo. Kiedy podjęła decyzję, okazało się jednak, że skradziono jej szansę na miłość i nowe życie.

„Zapłacisz za ukradzione. I on też. Nie wiem kiedy, nie wiem jak. Ręki do tego nie przyłożę. Oby tak strasznie, że was pożałuję” – gdyby wiedziała, co się wydarzy, prędzej udławiłaby się tymi słowami, niż je wypowiedziała. Ale wypowiedziała i się wydarzyło. A potem musiała uciekać z maleńkim Michałem.

Emocje i własną historię zamknęła w sobie. Nigdy nie była wylewna, teraz stała się wylewna w jeszcze mniejszym stopniu. A może skradziono mi nie życie, a śmierć? – zastanawia się. Michał – jakby przez przekorę – stał się jej przeciwieństwem. „Nie zamierzał upodabniać się do Anny: małomównej i nieraz zbędnie prawdomównej”. Nie podlegającej zdrobnieniom ani zgrubieniom. Swoją część historii Anna opowie dopiero Pisarczykowi. Po śmierci Miśka, którego nie zdołała – jak sądzi – uchronić przed przeznaczeniem. Opowie cicho, cichutko.

Autor „ości”, „Sońki”, „Miłości” czy „Balladyn i romansów” wielokrotnie udowadniał, że wspaniale potrafi poruszać się na pograniczu emocji, przeplatając to, co zabawne, z tym, co dramatyczne. Budując opowieść na skrajnościach, Karpowicz nie stawia jednak fałszywych kroków, nie przekracza granic, nie obsuwa się w groteskę. To, że czytając „Cicho, cichutko” uśmiechamy się często i chcielibyśmy co chwilę podzielić z kimś głośno kolejnymi fragmentami, nie unieważnia powagi i ciężaru tej pięknej opowieści o przyjaźni, miłości, nienawiści i pożegnaniu, a także o pustce, która po nich w nas zostaje. Chroni natomiast przed patosem.

„Jest to historia pewnej rodziny. Odwołuje się do zdarzeń, chociaż nie sprawozdaje w ścisłej wierności faktów” – pisze w dedykacji Ignacy Karpowicz, a świadomość tego czyni jego najnowszą powieść jeszcze bardziej przejmującą.

Ryszard Kozik
fot. Zuza Krajewska

Tematy: , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi