Nowe śledztwo protegowanej agenta Pendergasta. Przeczytaj początek thrillera „Ogon skorpiona” Douglasa Prestona i Lincolna Childa

31 maja 2023

Czytelnicy popularnych powieści Douglasa Prestona i Lincolna Childa o agencie Pendergaście śledzili, jak protegowana bohatera, młoda Corrie Swanson, wyrasta na początkującą agentkę specjalną FBI. W najnowszym thrillerze duetu, zatytułowanym „Ogon skorpiona”, gra ona pierwsze skrzypce i łączy siły z archeolog Norą Kelly, by rozwikłać zagadkę zapomnianej górniczej osady i współczesnych łowców skarbów. Również sam Aloysius X.L. Pendergast pojawia się tu w epizodycznej roli. Książka jest już dostępna w księgarniach, a poniżej przeczytacie sam początek.

1

W CIĄGU OŚMIU MIESIĘCY, które upłynęły od ukończenia akademii FBI w Quantico, agentka specjalna Corrie Swanson nauczyła się spodziewać niemal wszystkiego. Ale na pewno nie tego, że będzie doręczała sądowe nakazy rozwydrzonym nastolatkom. Dlatego jadąc przez góry wraz z resztą zespołu, odczuwała ulgę, że ten ciężki dzień prawie się skończył.

Wracali z Edgewood, z domu matki pewnego pryszczatego hakera, który otworzywszy drzwi, na ich widok zalał się łzami. Corrie początkowo mu współczuła, ale potem miała z tego powodu wyrzuty sumienia – było nie było, chłopak włamał się „dla zabawy” do tajnej sieci komputerowej laboratorium naukowego w Los Alamos. Skutek? Jego komputery, zewnętrzne dyski twarde, pendrive’y, jego PlayStation, iPhone, a nawet panel i kamery alarmu antywłamaniowego załadowano do czarnego lincolna navigatora z przyciemnianymi szybami, który jechał teraz za nimi. Prowadziła go agentka specjalna Liz Khoury, a na miejscu pasażera siedział towarzyszący jej agent Harry Martinez.

Ona siedziała obok swojego szefa, agenta nadzorującego Hale’a Morwooda, który prowadził najbardziej nieprawdopodobny samochód służbowy, jaki kiedykolwiek widziała: najnowszy model Nissana ze wszystkimi możliwymi bajerami, intensywnie czerwonego pick-upa w sportowe paski, z chińskim smokiem namalowanym na masce. Co w sumie pasowało do jego powściągliwej osobowości. Kiedy zebrała się w końcu na odwagę i spytała, dlaczego wybrał akurat ten wóz, odparł, że „podróżuje incognito”.

– No i jak? – rzucił, przybierając mentorski ton głosu. – Dość wrażeń jak na jeden dzień?

Ciężki czy nie, Corrie wiedziała, że dzień ten jest swego rodzaju nagrodą. Żeby mu zaimponować, harowała jak wół. Przesiedziała przy biurku Bóg wie ile godzin, a nawet udało jej się odegrać dość ważną rolę w ostatniej sprawie. Nie ulegało wątpliwości, że ten wyjazd jest dla szefa odpowiednikiem bojowej wyprawy w teren.

Mimo to wiedziała, że nie powinna okazywać mu wdzięczności.

– Czułam się trochę głupio. Kamizelka kuloodporna podczas tak błahej interwencji?

– Nigdy nie wiadomo. Zamiast tylko krzyczeć, jego matka mogła wyciągnąć dziewiątkę magnum.

– Co oni zrobią z tym całym sprzętem?

– Obejrzą go w laboratorium i sprawdzą dokładnie, co i jak chłopak zrobił. Potem pojedziemy go aresztować i jego życie dobiegnie końca.

Corrie przełknęła ślinę.

– Uważasz, że to za surowe?

– Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażam sobie przestępcę.

– Ja też. To bystry chłopak. Klasa średnia, spokojny, stabilny dom, piątkowy student, obiecująca przyszłość. Ale właśnie dlatego jego sytuacja jest w gruncie rzeczy gorsza niż sytuacja gówniarza, który wychowuje się w podejrzanej dzielnicy i zaczyna sprzedawać narkotyki, bo nic innego nie umie. A ten ma osiemnaście lat, jest dorosły i włamał się do systemu komputerowego, w którym przechowuje się tajne informacje o bombach atomowych.

– Tak, całkowicie to rozumiem.

– Umiejętność współodczuwania jest cenna – dodał po chwili. – Wielu agentów szybko ją traci. Ale na drugiej szali spoczywa poczucie sprawiedliwości. Chłopak stanie przed dwunastoma zwykłymi, zdroworozsądkowymi Amerykanami i będzie miał uczciwy proces. Tak to działa, to piękny system.

Corrie kiwnęła głową. Morwood pracował w FBI od dwudziestu lat, a mimo to nie był cynikiem, co nieustannie ją zadziwiało. Być może dlatego wyznaczono go na opiekuna nowych agentów, którzy musieli zaliczyć dwuletni staż. Tak wielu innych nowicjuszy i nowicjuszek – w większości tych pierwszych – już teraz przymierzało twarde, cyniczne i bezduszne maski macho.

Właśnie przejeżdżali przez Tijeras, miasto przy starej drodze 66, kiedy Morwood podkręcił głośność mruczącego w tle policyjnego radia. „Pilna interwencja, pole kempingowe Cedro Peak, padły strzały”.

Corrie wróciła do rzeczywistości.

„Awantura rodzinna i strzały w przyczepie kempingowej, możliwe ofiary i sytuacja zakładnicza. Namiary: pole kempingowe Cedro Peak, Nowy Meksyk dwa pięć dwa, zjazd na Sabino Canyon…”.

– A niech mnie! – Morwood pokręcił gałką nawigacji. – To dwa kroki stąd. Zdaje się, że musimy jechać. – Wziął mikrofon. – Zgłaszają się agenci specjalni Morwood, Swanson, Khoury i Martinez. Jesteśmy w Tijeras przy drodze 66 i skręcamy na trzy, trzy, siedem. Na miejscu za dziesięć minut.

Nie przerywając rozmowy z dyspozytorką i agentami w lincolnie, dodał gazu i z piskiem opon zjechał na drogę 337 prowadzącą na południe, w kierunku gór Sandia. Jednocześnie włączył syrenę i długie światła, a jadący za nimi SUV poszedł w jego ślady.

Dyspozytorka przekazała im wszystkie informacje, choć miała ich niewiele. Kilka osób zadzwoniło na 911, donosząc o incydencie w przyczepie kempingowej, o głośnej kłótni, krzykach jakiejś kobiety i wystrzałach. Ktoś słyszał też płacz małej dziewczynki. Oczywiście wszyscy natychmiast stamtąd uciekli.

– Tym razem to coś poważniejszego niż płaczliwy haker – powiedział Morwood. – Będziemy tam jako pierwsi. Sprawdź broń.

Corrie poczuła, że jej serce bije szybciej. Wyjęła glocka, wysunęła magazynek, sprawdziła, czy jest pełny, i włożyła pistolet z powrotem do kabury pod pachą. Zgodnie ze standardowymi procedurami jeden nabój tkwił już w komorze. Cieszyła się, że wciąż ma na sobie kamizelkę.

– Awantura rodzinna. – Morwood znów przybrał mentorski ton. – Jak powiedzieli ci pewnie w Quantico, to jedna z najbardziej niebezpiecznych interwencji. Wzburzony sprawca może działać irracjonalnie, a nawet samobójczo.

– Tak.

Jechali niecałe sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, a więc nie nadzwyczajnie szybko, lecz na krętej górskiej drodze ze stromymi klifami i nielicznymi barierkami wrażenie było dość przerażające. Na każdym zakręcie opony nieśmiało protestowały donośnym piskiem.

– Jaki jest plan? – spytała Corrie. Tu nie chodziło o pryszczatego hakera. Tu chodziło o coś bardzo poważnego. Po raz pierwszy miała wziąć udział w akcji przeciwko agresywnemu, uzbrojonemu przestępcy.

– Wezwali SWAT i negocjatora z CNU. FBI postawiło na nogi grupę szybkiego reagowania. Dlatego zajmiemy pozycję defensywną. Ocenimy sytuację i spróbujemy nie dopuścić do jej zaognienia. Krótko mówiąc, będziemy go zagadywać do momentu przyjazdu profesjonalistów.

– A jeśli wziął zakładnika?

– Wtedy nakłonimy go do mówienia. Spróbujemy go uspokoić i doprowadzić do tego, żeby go wypuścił. Im mniej będziemy robili, tym lepiej, chyba że dojdzie do jakiegoś kryzysu. Najbardziej niebezpiecznym momentem będzie ten, kiedy tam przyjedziemy i gość nas zobaczy. Dlatego musimy unikać konfrontacji, działać powoli i spokojnie, bez żadnych krzyków. Bułka z masłem. Dla ciebie to dobre ćwiczenie. Ale… – Morwood zawiesił głos. – Ale jeśli coś pójdzie nie tak… Wtedy wykonuj moje rozkazy.

– Rozumiem.

– Przypomnisz mi, jakie wyniki miałaś ostatnio na strzelnicy?

– Hm, czterdzieści dziewięć. – Corrie poczerwieniała. Czterdzieści dziewięć punktów ledwo zaliczało strzelanie, w dodatku osiągnęła ten wynik po tygodniach ćwiczeń tak intensywnych, że przez wiele dni bolała ją ręka. Strzelanie nie było po prostu jej mocną stroną.

Morwood mruknął coś pod nosem, dodał gazu i pick-up pomknął dwupasmówką wijącą się po górskim zboczu porośniętym sosnami i jałowcami. Po pięciu minutach dojechali do skrętu w drogę prowadzącą na kemping Cedro Peak w lesie państwowym Cibola, a po pięciu kolejnych – do żwirówki. Na żwirówce zwolnili i kilka chwil później znaleźli się na polu kempingowym, w spokojnej, trawiastej kotlinie z rozstawionymi wśród sosen stołami piknikowymi, miejscami na ognisko i dużą zadaszoną wiatą turystyczną pośrodku. W oddali piętrzył się wielki masyw gór Sandia.

Na końcu zapętlonej drogi stał samotny biały ford pick-up z przyczepą. Kotlina była zupełnie wyludniona, pozostało jedynie kilka rozrzuconych namiotów.

Morwood skręcił w prawo i przez okno dał znać tym w lincolnie, żeby skręcili w lewo i spotkali się z nim na szczycie pętli.

– Głowa w dół – rzucił. – Może zacząć strzelać. Podjadę najbliżej, jak się da.

Zaparkował sześć metrów od przyczepy. Strzały nie padły. Przyczepa należała do tych z otwieraną przednią ścianą. Miała miejsca do spania po bokach i salonik na środku, a wszystko to przesłonięte było siatką na komary i białym nylonem. Siatka prześwitywała tak bardzo, że widać było stojącego w saloniku mężczyznę, który wykręcał do tyłu rękę małej dziewczynce, przytykając jej lufę pistoletu do głowy. Przerażona dziewczynka cicho szlochała.

– Cholera jasna. – Morwood skulił się za kierownicą i wyjął broń.

Mężczyzna milczał. Nie poruszał się i nie odrywał lufy od głowy dziecka.

Corrie też sięgnęła do kabury.

– Wysiądź i przywaruj za samochodem. Za blokiem silnika.

– Dobrze.

Wysiedli i przykucnęli za maską nissana. Morwood pociągnął za kabel głośnika i włączył mikrofon. Mówił głosem spokojnym i neutralnym.

– Tu agenci specjalni Hale Morwood i Corinne Swanson, FBI. Bardzo prosimy, żeby uwolnił pan tę dziewczynkę. Przyjechaliśmy porozmawiać, to wszystko. Nikomu nie stanie się krzywda.

Zapadła długa cisza. Mężczyzna był podświetlony od tyłu, więc Corrie nie widziała wyrazu jego twarzy. Widziała jednak szybko podnoszącą się i opadającą pierś, słyszała chrapliwy oddech. Zauważyła coś jeszcze: z podłogi przyczepy spływały strużki krwi na schody, a ze schodów na ziemię.

– Widzisz to? – szepnął Morwood.

– Tak. – Serce podeszło jej do gardła. Mężczyzna zdążył już kogoś zabić.

– Prosimy, żeby uwolnił pan zakładniczkę. Pozwolił jej wyjść. Kiedy pan to zrobi, możemy porozmawiać. Wysłuchamy pana i na pewno coś wymyślimy.

Mężczyzna oderwał lufę od głowy dziewczynki i wystrzelił dwa razy w ich stronę. Kule nie trafiły nawet w samochód.

Strzelają do mnie nie pierwszy raz, pomyślała Corrie. Dam radę. Poza tym on nie umie celować.

Morwood odezwał się ponownie, spokojnym, opanowanym głosem.

– Proszę, niech pan ją wypuści. Jeśli potrzebuje pan czegoś, żeby móc to zrobić, proszę tylko powiedzieć.

– Niczego od was nie potrzebuję! – krzyknął nagle mężczyzna głosem tak pełnym wściekłości i chrapliwej histerii, że trudno go było zrozumieć. – Zabiję ją! I to, kurwa, zaraz!

Dziewczynka zaczęła przeraźliwie krzyczeć.

– Zamknij mordę!

Morwood mówił dalej, wciąż spokojnie, lecz stanowczo.

– Nie zabije pan dziecka. Czy to pana córka?

– To córka tej suki i zabiję ją!

Mężczyzna podniósł pistolet i znów wystrzelił dwa razy w ich stronę, tym razem trafiając w bagażnik nissana. Potem znowu przytknął lufę do głowy dziewczynki.

– Ona umrze! Na trzy!

Cieniutki krzyk przerażonego dziecka brzmiał jak rozdzierający zgrzyt metalowego ostrza tnącego blachę.

– Nie! Wujku, proszę, nie!

– Raz!

Morwood odwrócił się do Corrie.

– Zezwalam na użycie broni – powiedział szybko, lecz spokojnie. – Spróbuję zajść go z prawej. Osłaniaj mnie. Jeśli będziesz mogła oddać czysty strzał, strzelaj, ale tylko wtedy.

– Tak jest.

– Dwa!

Glock był jak kawał ciężkiego, mokrego plastiku w jej drżącej ręce. Uspokój się, do cholery, pomyślała. Ostrożnie zerknęła ponad maską nissana i ująwszy pistolet obiema rękami, przyjęła niską pozycję strzelecką. Wystawiła się na cel, ale tamten celował jak ślepiec. On celuje jak ślepiec, powtarzała w duchu, on celuje jak ślepiec.

Starannie naprowadziła muszkę na jego głowę i delikatnie położyła palec na spuście. Napastnik zasłaniał się dziewczynką, więc strzał – choć tylko z dziesięciu metrów – był zbyt ryzykowny.

Morwood wypadł zza nissana i popędził w prawo, w stronę oddalonej o dziewięć metrów sosny. Padł na ziemię i przyjął leżącą pozycję strzelecką.

Corrie wciąż trzymała mężczyznę na muszce. Nie, za duże ryzyko, tam jest dziecko. Zerknęła w lewo i zobaczyła, że Khoury i Martinez przycupnęli za lincolnem z wycelowaną bronią w rękach. Słyszała już odległe zawodzenie syren nadjeżdżającego oddziału SWAT.

Dzięki Bogu, zaraz tu będą.

– Trzy!

Morwood wystrzelił, lecz natychmiast zrozumiała, że tylko po to, aby zdekoncentrować i choć na chwilę powstrzymać napastnika – co w pełni mu się udało, bo mężczyzna odpowiedział ogniem, oddając dwa zupełnie niecelne strzały. W tym samym momencie dziewczynka wyrwała mu się i rzuciła do drzwi, ale poślizgnęła się i upadła.

Napastnik został sam. Był teraz całkowicie odsłonięty i jego sylwetka rysowała się wyraźnie na tle siatki. Muszka i szczerbinka były idealnie zgrane.

Corrie pociągnęła za spust.

Glock podskoczył i zamiast w głowę, kula trafiła go w prawe ramię. Obrócony siłą uderzenia, chciał odpowiedzieć ogniem, ale znów zrobił to bez celowania. Corrie zobaczyła rozbłysk z lufy i podskakujący do góry pistolet w chwili, kiedy dziewczynka wyciągnęła rękę, żeby przytrzymać się lichych drzwi przyczepy i wstać. Nie zdążyła i wywijając warkoczykami, z których wypadły spinki z księżniczką Leią, stoczyła się po schodach na ziemię.

– Ty skurwysynu! – Nie zdążywszy spokojnie pomyśleć, Corrie rzuciła się w stronę przyczepy. W tej samej chwili huknęły wystrzały Morwooda i dwojga pozostałych agentów. Kule trafiły. Ciało mężczyzny odtańczyło makabryczny taniec szmacianej lalki i przez tylną siatkę wypadło z przyczepy.

Corrie chwyciła leżącą dziewczynkę, podniosła ją i odwróciła się plecami do jej wujka. Dziewczynka się nie poruszała, była zakrwawiona. I nagle w kotlinie zaroiło się od funkcjonariuszy SWAT. W chmurze kurzu zahamowała karetka pogotowia, z której wyskoczyli sanitariusze. Corrie podbiegła do nich, a oni otoczyli ją, delikatnie wyjęli dziecko z jej ramion i położyli je na noszach.

Corrie zachwiała się i jeden z nich ją podtrzymał.

– Dobrze się pani czuje?

Poplamiona krwią, jak sparaliżowana popatrzyła na niego bez słowa.

– Jest pani ranna? – spytał głośno i wyraźnie. – Potrzebuje pani pomocy?

– Nie, to nie moja krew – odparła gniewnie, strącając jego rękę z ramienia. – Ratujcie dziecko.

U jej boku wyrósł nagle Morwood, który objął ją i przytulił.

– Zajmę się nią – rzucił do sanitariusza. – Chodź, Corrie, zaprowadzę cię do samochodu.

Spróbowała poruszyć nogami i gdyby nie on, potknęłaby się i upadła.

– Spokojnie, krok po kroku.

Kątem oka widziała uwijających się jak w ukropie ratowników. Reanimowali dziewczynkę.

Wykonując ciche polecenia Morwooda, noga za nogą dotarła do nissana i z jego pomocą wsiadła. Zdała sobie sprawę, że hiperwentyluje się i jednocześnie szlocha.

– Spokojnie, Corrie, spokojnie. Jego już nie ma. Weź głęboki oddech. O właśnie, głęboki oddech…

– Zawaliłam – wykrztusiła. – Spudłowałam. Zabił ją…

– Oddychaj. Nic nie mów, tylko głęboko oddychaj… Dobrze, o tak… Nie zrobiłaś nic złego. Wykorzystałaś okazję, pociągnęłaś za spust i trafiłaś. Nie wiadomo, w jakim stanie jest ta mała.

– Celowałam w głowę. Nie trafiłam i…

– Przestań o tym myśleć i oddychaj. Tylko oddychaj…

– On ją zastrzelił. On ją…

– Rób, co mówię. Przestań gadać i myśl tylko o oddychaniu.

Chciała go posłuchać, próbowała głęboko oddychać i nie myśleć, lecz widziała jedynie ramię odwracającego się mężczyzny, pistolet, z którego chciał do niej wymierzyć, lufę skierowaną w głowę dziewczynki, rozbłysk przedwczesnego wystrzału, jej drobne ciało u stóp schodów i zakrwawione spinki księżniczki Lei na ziemi.
(…)

Douglas Preston, Lincoln Child „Ogon skorpiona”
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 400

Opis: Głęboko pogrzebanych tajemnic lepiej nie wykopywać. W piwnicy opuszczonego domu na peryferiach Nowego Meksyku zostają odnalezione zmumifikowane zwłoki. Wprawdzie denat zginął przeszło pięćdziesiąt lat temu, ale FBI wysyła do niego agentkę Corrie Swanson, by ustaliła przyczynę śmierci. Corrie ma coś do udowodnienia. Błąd, który popełniła w ostatniej akcji, skończył się niepotrzebnym rozlewem krwi. Nowa sprawa wydaje się rutynowa, jednak Corrie prosi o pomoc swoją dawną rywalkę, Norę Kelly. Agentka FBI i archeolożka ponownie łączą siły i otwierają drzwi do tajemniczego i przerażającego świata.

Jaki sekret kryje zapomniana górnicza osada, o której nie wspominają nawet przewodniki po wymarłych miasteczkach Nowego Meksyku? Kim był człowiek, który zginął tu pół wieku temu z grymasem koszmarnej grozy na twarzy? I do czego posuną się współcześni łowcy XVII-wiecznych skarbów? „Ogon skorpiona” to kolejny mistrzowski thriller, w którym duet Preston i Child łączy wartką akcję z opowieściami o niewyjaśnionych i najbardziej ekscytujących zagadkach historii. Tej najnowszej, i tej, o której niebezpiecznie jest mówić nawet szeptem.


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek