„Gra w butelkę” – przeczytaj fragment biografii Ireneusza Iredyńskiego

30 listopada 2015

Gra-w-butelke-fragment
Prezentujemy fragment pierwszego rozdziału biografii Ireneusza Iredyńskiego „Gra w butelkę”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Trzecia Strona. Autorką książki jest dziennikarka Programu 1 Polskiego Radia, Małgorzata Raducha.

Irek już od kilku dni bardzo źle się czuł, narzekał na silne bóle brzucha i dreszcze. Od dawna był świadom stanu swojej trzustki ? nazywał to zwapnieniem, które przeszkadza mu pić. „Każdy litr wypitej wódki to dla mnie gra do jednej bramki” ? mówił na kilka tygodni przed śmiercią w wywiadzie radiowym. A miał zaledwie 46 lat! Jego koledzy po piórze także umierali dość młodo ? Grochowiak i Stachura dożyli 42 lat, a czarodziejka gorzałka również była motorem ich artystycznych i życiowych działań. Ale Iredyński cieszył się nadspodziewanie dobrym zdrowiem ? szkodziły mu tylko, według relacji znajomych, ryby i cebula. Unikał także „wódki z olejkami”, jak nazywał drinki, brandy i koniak. Pił jedynie czystą ? najłatwiej dostępną, najbardziej demokratyczną. Kace go omijały, bo rzadko do nich dopuszczał ? po prostu utrzymywał stały poziom stężenia alkoholu we krwi. Z przeziębień wychodził w jeden dzień . Zdrowo się odżywiał, potrafił ? oprócz doskonałego pieczystego i przetworów ? przyrządzać sobie kleiki, aby uchronić żołądek przed skutkami picia. Kiedy w latach osiemdziesiątych trafił z tzw. ostrym brzuchem na oddział chirurgii do Szpitala Wolskiego, usunięto mu sondą kamienie żółciowe z przewodu trzustkowego. Po operacji profesor Tadeusz Tołłoczko, ordynator Kliniki Chirurgii, powiedział:

? Ma pan śliczną, taką śliczną, gładziutką wątrobę?

Irek natychmiast zadzwonił z automatu szpitalnego do swojej ostatniej żony Teresy i poprosił, żeby przyniosła mu wódkę. Ale w to grudniowe popołudnie 1985 roku , czekając na przyjazd pogotowia, wołał tylko:

? Teresa, ratuj mnie?

Później ktoś napisze, że Iredyński nawet w karetce kazał sanitariuszom podłączyć wódkę do kroplówki. Ta miejska legenda, jako kolejna barwna opowieść o Irku, krążyła potem przez długie lata. Teresa pojechała z Irkiem do szpitala, trzymała go za rękę, czekała na izbie przyjęć. Lekarz dyżurny wyszedł do niej i powiedział, że może jechać do domu, bo sytuacja wydawała się być opanowana. Uspokojona wróciła do domu na stołecznym osiedlu Groty, bo trzeba było wyprowadzić psy. Następnego dnia, 9 grudnia, po 7.00 rano, obudził ją listonosz. Zaadresowany „do Rodziny” telegram był lakoniczny ? Oddział Wewnętrzny Szpitala Wolskiego w Warszawie informował o śmierci Ireneusza Iredyńskiego. Ryszard Marek Groński, pisarz i satyryk, w tygodniku „Polityka” napisze tak:

Kiedy zadzwonił do mnie przyjaciel z wiadomością, że Irek nie żyje, odruchowo zaprotestowałem: ? Niemożliwe. Przecież dzisiaj ma premierę w Dramatycznym [sztuka „Dziewczynki” ? MR]. Pisarz umierający na kilka godzin przed prezentacją swojej nowej sztuki ? tak, to byłby temat dla niego. Umiałby uczynić z tego jeszcze jedną szarą mszę ? strachu, namiętności i obsesji, gdzie śmierć reżyseruje finał i wychodzi na proscenium , by pokłonić się premierowej publiczności…

Kilkanaście godzin później Teresa, siedząc w domu na Spychowskiej, porządkując papiery, dokumenty i przeglądając listę osób, które powinna zawiadomić, powiedziała do przyjaciółki i sąsiadki Jagi Kofty:

? Gdyby Irek żył, to ten pogrzeb załatwiłby w mgnieniu oka?

Iredyński w swoim życiu rozprawił się ?w mgnieniu oka? z wieloma rzeczami: dzieciństwem, matką, której prawie nie pamiętał, ojcem, który go bił, biedą pierwszych lat krakowskiego życia, miłostkami i miłościami, stołecznymi salonami, marnymi literatami, donosicielami, gomułkowską anatemą, odsiadką w sztumskim więzieniu i swoim alkoholizmem. Nie opowiadał, nie wspominał, nie drążył, nie gromadził specjalnie pamiątek ani nawet książek, które pochłaniał i nie zanurzał się w przeszłości. Podobnie było przecież z wódką ? ważny był ten litr, który miał przed sobą, czy to w chlebaku, czy w plastikowej torbie, w Bristolu, czy też w biskupieckiej knajpce. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, dla Iredyńskiego przedzielonych, jak wiadomo, cezurą więzienia, powszechnie dostępne były dwa gatunki wódki: Żytnia i Wyborowa. Iredyński rzadko sięgał po te bardziej luksusowe, jak radziecki koniak, węgierskie wino czy rodzimy winiak. Stan trzeźwości w życiu Irka to były zaledwie ? a może „aż” ? dwa momenty. Pierwszy i najważniejszy: pisanie ? nigdy nie tworzył „po pijaku”. Pisał szybko, robiąc tylko niezbędne przerwy, nie burzył rytmu pracy niepotrzebnymi, mniej ważnymi zajęciami. A drugi moment stanu pełnej jasności umysłu ? o którym jednak starał się zapomnieć, zmarginalizować i przykryć kolejną zmyśloną historyjką na użytek konkretnej sytuacji towarzyskiej ? to było jego dzieciństwo.

? Ojciec? Ten pielldolony dwójkarz mnie lał!? I słusznie? ? dodawał. ? A matka zostawiła mnie, ale ja stąd wyjadę, jako Żyd do Izraela mogę wyjechać; zatrzymam się w Niemczech i dam sobie ładę ? tak podsumowywał późniejszy autor „Terrorystów” swoich rodziców.

Na wzmiankę o Stanisławowie, która pojawiła się w rozmowie prowadzonej na kilka miesięcy przed śmiercią z Arturem Ilgnerem, Iredyński zareaguje tak: „Stanisławów był dziewięćdziesiąt kilometrów od Lwowa. Było to bardzo ładne miasto”. Do dzieciństwa , tym bardziej jako materii literackiej, nie chce wracać, poza drobną wzmianką o ciotce w powieści „Ukryty w słońcu”. Zanim jednak ta wzmianka się pojawiła, musiało upłynąć wiele lat.
(…)

Gra-w-butelkeMałgorzata Raducha „Gra w butelkę. Biografia Ireneusza Iredyńskiego”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Trzecia Strona
Liczba stron: 224

Opis: Ireneusz Iredyński był jednym z najwybitniejszych pisarzy powojennych, niezwykle utalentowanym i wszechstronnym dramaturgiem, prozaikiem i poetą. Tworzył słuchowiska, pisał teksty piosenek. Zdrada, przemoc, echa wojny – na tych tematach skupiała się jego twórczość. Choć nie miał matury, cytował Dostojewskiego. Wszystko, co w życiu ważne przyszło bardzo wcześnie: samodzielność, debiut literacki, małżeństwo, popularność. Ciągi alkoholowe, skandale, manipulowanie uczuciami przeplatały się z przebłyskami geniuszu i poszukiwaniami prawdziwej miłości. Bijatyki, wyrok za rzekomy gwałt, nieudane związki – życie nie szczędziło mu bolesnych chwil, a on wciąż balansował na jego krawędzi. Zmarł przedwcześnie w wieku 46 lat. Biografia Ireneusza Iredyńskiego przynosi także barwny obraz artystycznej cyganerii lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, której pijackie wybryki graniczyły nieraz z chuliganerią.

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek