Biurka polskich pisarzy: Marta Kisiel
Z wykształcenia polonistka (z romantycznym skrzywieniem), z zawodu (i zaskoczenia) tłumaczka literatury, czytelnikom znana przede wszystkim jako ałtorka (tak ją nazywają) humorystycznych powieści fantasy.
Zadebiutowała w 2006 roku opowiadaniem opublikowanym w internetowym magazynie literackim „Fahrenheit”. Debiut książkowy zatytułowany „Dożywocie” pojawił się cztery lata później. Następna powieść, „Nomen Omen”, przyniosła jej nominację do Nagrody Zajdla. Choć przyrzekała, że kontynuacji „Dożywocia” nie napisze, przyrzeczenia są po to, aby je łamać, dlatego pod koniec października 2016 do księgarń zawitała „Siła niższa”. To dobry moment, aby sprawdzić, gdzie rodzą się szalone pomysły Marty Kisiel.
Miejsce pracy: Cierpię na lekkie rozdwojenie miejsca pracy. Na co dzień, tłumacząc cudze powieści, dzielę gabinet z osobistym mężem. Siedzimy biurko w biurko, wokół nas same regały, a na nich niezliczone książki i gry planszowe. Przestrzeń idealna do pracy w zgranym duecie. Lecz do pisania powieści własnych potrzebuję przede wszystkim samotności. Izolacji. Nie wyobrażam sobie pisania przy ludziach, na przykład w pociągu czy kawiarni. Dla mnie to czynność introwertyczna, intymna, wymagająca skupienia, ale też mamrotania pod nosem, gadania do ściany czy wydeptywania ścieżek w parkiecie, dlatego muszę się fizycznie odciąć od świata. Z braku drugiego gabinetu uciekam wtedy do sypialni. Mam tam duży stół, lampę, krzesło na spółę z kotem i niezbyt rozpraszający widok za oknem, a z parapetu spogląda na mnie gliniany Krakers z tabliczką motywującą, dzieło rąk mojej półteściowej. Zapalam świeczkę zapachową, włączam muzykę, biorę kota i siadam do pracy.
Tryb pracy: Zaczyna się od karteczek. Całego mnóstwa karteczek, różnokolorowych, małych i dużych, na których zapisuję każdy luźny strzęp pomysłu, jaki wpadnie mi do głowy: imiona, nazwiska, wizje postaci, opisy miejsc, gry słowne, dowcipy, riposty, skojarzenia, fabularne twisty i klucze, a nawet fragmenty dialogów. Każda taka karteczka ląduje w pudełku po butach i tam czeka na swoją kolej. Jeżeli strzępy zaczynają się układać w większy pomysł, wówczas poszczególne karteczki trafiają do odrębnych zeszytów; tam też sporządzam obszerne notatki z przeróżnych książek, jeśli dany temat wymaga drobiazgowego researchu; a czasem wymaga nawet kilometra taśmy klejącej i rolki papieru… Dopiero gdy koncepcja we mnie dojrzeje, siadam do komputera i przerabiam całą zawartość karteczek i zeszytu na szczegółowy konspekt. Uzupełniam go potem na bieżąco odręcznymi notatkami i… kolejnymi karteczkami, doklejanymi to tu, to tam. No cóż. Bez karteczek ani rusz.
Aktualny projekt: Odkąd w kwietniu ukończyłam „Siłę niższą” i rozpoczęłam syna, nie mam czasu na regularne pisanie. Zamiast tego skupiam się na rozwijaniu i dopieszczaniu dwóch koncepcji, które chodzą mi po głowie. Do pierwszej, powieści o Mickiewiczu, od dawna mam już gotowy konspekt oraz stertę materiałów, ale wciąż coś mi tam nie gra. Na dodatek to trudna, wielowątkowa historia, osadzona mocno w źródłach, dlatego nie chcę się spieszyć z realizacją. Myślę więc i czekam, aż odpowiednie trybiki trafią na swoje miejsce. Koncepcja druga natomiast wyłania się pomału ze sterty karteczek i coraz pełniejszego zeszytu. Mam nadzieję, że do końca roku przyjmie wdzięczną postać długiego, konkretnego konspektu, a ja będę mogła zasiąść do pracy. Bo już mnie świerzbią palce.
Opracowanie: Milena Buszkiewicz, Artur Maszota
fot. Marta Kisiel dla Booklips.pl
Kategoria: biurka polskich pisarzy