Narrator jest samotnym głosem – wywiad z Jasminem B. Frelihem, autorem „Na/pół”

26 lutego 2021

O samotności, słoweńskich geniuszach literackich i różnych sposobach doświadczania rzeczywistości rozmawiamy z Jasminem B. Frelihem, autorem powieści „Na/pół” opublikowanej nakładem Wydawnictwa Wyszukanego.

Karolina Chymkowska: Gdybyś miał żyć w świecie po „Wielkiej Kakofonii”, co byłoby dla ciebie najbardziej dojmujące?

Jasmin B. Frelih: Jeden z moich wykładowców powiedział mi przy jakiejś okazji: „kiedy ludzie mówią, że wiedza to potęga, sądzą, że wiedza daje im środki, by tę potęgę zdobyć – w rzeczywistości jednak wiedza jest potęgą samą w sobie”. Dlatego sądzę, że brak możliwości poznania prawdy o otaczającym nas świecie byłby skazaniem na przerażającą niemoc.

Czy twoja osobista interpretacja „Na/pół” uległa zmianie na przestrzeni ostatniego roku, w kontekście panującej pandemii i globalnego kryzysu? Gdybyś miał tę książkę dzisiaj napisać od nowa, pokazałbyś inną perspektywę na bazie tych nowych i nieoczekiwanych doświadczeń?

„Na/pół” ukazało się w 2013 roku, ale pierwsze szkice powstały już w 2010. Pandemia należy do najświeższych czynników, które głęboko zmieniły nasz świat i nasze doświadczenie w minionej dekadzie, a zatem książka może być odczytywana odmiennie praktycznie co roku. Dla mnie to wspomnienie tego, jak postrzegałem wówczas świat, jak go rozumiałem i jak się prezentował w moich oczach. Dzisiaj ta relacja uległa rzecz jasna zmianie, ale cieszę się się, że mam coś, co pozwala mi pamiętać dokładnie, jak inaczej wszystko wyglądało.

Czy masz jakieś sugestie dla czytelników zainteresowanych literaturą słoweńską? Jakieś nazwiska albo tytuły książek?

Niestety nie orientuję się do końca, jak obecnie wygląda liczba przekładów literatury słoweńskiej na język polski, ale nasi XX-wieczni giganci to na pewno prozaik Lojze Kovačič oraz poeci Dane Zajc i Tomaž Šalamun. Jestem pewien, że polscy czytelnicy dobrze znają Tomaža Šalamuna. Dalej Drago Jančar i Milan Jesih. Z mojego własnego pokolenia: Tibor Hrs Pandur, Katja Perat, Davorin Lenko, Ana Schnabl, autorzy, których twórczość dobrze poznałem w latach studenckich i którzy wciąż piszą wyjątkowe dzieła.

W jaki sposób postrzegasz język, jaka jest twoja osobista definicja jego elastyczności i różnorodności? Czy porównałbyś go do narzędzia, czy też może bardziej do pustego płótna, na którym można tworzyć nowe znaczenia?

Czasami potrzebuję języka, aby przekazać znaczenie, na jakim mi zależy, czasami potrzebuję go, aby pokazać znaczenie jego samego. Często wydaje mi się, że jest to dialog, że język i ja jesteśmy partnerami w rozmowie, której celem jest zaangażowanie czytelnika. Jeśli zachowam się zbyt szorstko, język zamiera, a czytelnik się nudzi. Ale jeśli pozwolę mu poruszać się zbyt swobodnie, wyrywa się na wolność i czytelnik jest wówczas zdumiony. Więc chyba uważam język za żywą istotę na tej samej zasadzie, na jakiej żywą istotą jest ogień: musisz go karmić tylko na tyle, aby utrzymać ciepło, albo skończysz ze stosem popiołu bądź katastrofą.

Wszyscy twoi główni bohaterowie wydają się cierpieć z powodu głębokiej pustki emocjonalnej, samotności, nawet gdy są otoczeni przez ludzi. Rodzina, przyjaźń – wszystko to iluzja. Dlaczego tak bardzo oddzielamy się od innych ludzi? Co straciliśmy po drodze, rozwijając technologię i pracując nad postępem cywilizacji?

To był sposób na odzwierciedlenie makrokosmosu narracji w jej mikrokosmosie. Świat odbija się w bohaterach, czy też może świat jest odbiciem bohaterów. Narrator musiał być niezwykle samotnym głosem. Napisałem tę książkę wówczas, gdy media społecznościowe naprawdę zaczęły nabierać rozpędu i doszło do masowej popularyzacji smartfona, w ciągu pierwszych kilku lat tej nowo narodzonej globalnej hiperłączności, i wydawało mi się interesujące rozważenie izolacji, oddzielenia od hałasu rodzącej się kakofonii. Dzisiaj, kiedy wszyscy absolutnie pragniemy kontaktu, kiedy ta separacja jest wymuszona, być może chciałbym wrócić do drugiego z tych pytań, napisać książkę osadzoną w futurystycznej wieży Babel, gdzie cała ludzkość żyje razem w bliskim kontakcie bez niczego, co by nas oddzielało, i strona po stronie zapisywać, jak to jest czuć dotyk skóry na skórze.

Jako pisarz czujesz się bardziej twórcą czy interpretatorem rzeczywistości?

Rzeczywistość to bardzo trudna sprawa. Być może interpretuję sposoby ludzkiego doświadczania rzeczywistości, być może – czasami, jeśli mam szczęście – tworzę nowy sposób rozważenia tych doświadczeń, ale tak naprawdę jest to kwestia podejścia do otaczającego świata. Każdy wie, że są chwile, w których rzeczywistość objawia się nam, istotom ludzkim, wyjątkowo klarownie. Czasami te chwile są szczęśliwe, czasami bardzo smutne. W dziele sztuki droga do tych sposobów rozumienia nigdy nie jest prosta, ale czasami wizje artysty i widza, czytelnika, na krótko się łączą, a rzeczywistość doświadczana jest w specyficzny, nowy sposób.

Nad czym teraz pracujesz, czy zajmujesz się jakimś interesującym projektem? Jakieś literackie marzenia wciąż do spełnienia?

Obecnie kończę swoją drugą powieść. Zaczęła się od serii luźno powiązanych opowiadań, które ostatecznie okazały się połączone mocniej, niż przypuszczałem. Dotyczą tego, jak dynamika współczesnego świata obciąża nasz umysł na wiele różnych sposobów, opieram się tu po części na własnych doświadczeniach z ery Trumpa, o których pisałem w opublikowanym we wrześniu w sieci „They Torture Artists in the West”. Zgłębiam też wiedzę na temat średniowiecznej Europy dla potrzeb kolejnego projektu, szukając sposobów na połączenie historii odrodzenia Karolingów z opowieścią o studencie z Lublany. Ostatnio poważnie zastanawiałem się nad pisaniem dziennika, ponieważ uświadomiłem sobie, że im staję się starszy, tym trudniej mi różne rzeczy zapamiętywać.

Rozmawiała: Karolina Chymkowska
fot. Passa Porta

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: wywiady