Tak ludzki, jak tylko możliwe – recenzja książki „Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska. Autobiografia”

26 lutego 2021

Mikołaj Trzaska, Tomasz Grzegorczyk, Janusz Jabłoński „Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska. Autobiografia”, Wydawnictwo Literackie
Ocena: 8 / 10

Mikołaj Trzaska jest człowiekiem-ekspresją, który od przeszło trzydziestu lat wypowiada się głównie poprzez dźwięki. Stroni od „hajlajfu” i ścianki, daleki zarówno od prowokatorskich ciągot Tymona Tymańskiego, jak i gwiazdorskiego ekscentryzmu Leszka Możdżera. Współautorom książki udało się jednak wciągnąć muzyka w wielogodzinne rozmowy na szereg tematów. Efekt? „Wrzeszcz!” płynie swobodnie i błyskotliwie niczym znakomita improwizacja.

Historia Trzaski to z jednej strony spełnienie etosu ciężkiej pracy i ambicji muzyka, który dosłownie zostawia krew na instrumencie, z drugiej zaś – jego zaprzeczenie. Spełnienie, bo trójmieszczanin należy dziś do światowej czołówki free improv, a zaprzeczenie, bo jak sam – choć w dużej mierze kurtuazyjnie – przyznaje, w saksofon dmie przede wszystkim emocjami, wciąż będąc nieco na bakier z techniką. Czytając „Wrzeszcz!” trudno nie odnieść wrażenia, że człowiek grający na międzynarodowych scenach jest tym samym chłopakiem, który przed trzema dekadami porzucił dobrze zapowiadającą się karierę malarską na rzecz jazzu. Oczywiście, jego świadomość muzyki, czy sztuki w ogóle, jest niewspółmiernie większa, niemniej spontaniczność, idealizm i chęć poszukiwania pozostają nienaruszone.

Mikołaj Trzaska (fot. Jacek Poremba)

Po drugiej stronie dyktafonu usiedli z popularnym Miko dwaj doświadczeni dziennikarze, Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński. Ich zasługą jest zaangażowanie rozmówcy w bardzo szczerą i pochłaniającą wymianę zdań. Trzaska opowiada więc o swoim życiu – historii rodziny, dorastaniu, edukacji i wszystkich procesach składających się na ukonstytuowanie jako artysta; ale także przedstawia swoją prywatną filozofię, w tym poglądy na sztukę czy kwestie polityczno-społeczne, które wcześniej jedynie fragmentarycznie ujawniały się w wywiadach. Nie brakuje też anegdot, ale jeśli ktoś należał do tak barwnego ruchu, jakim była scena yassowa, to siłą rzeczy musi ich mieć w zanadrzu całkiem sporo.

O atrakcyjności „Wrzeszcz!” (swoją drogą, czy deklinować dwuznaczny tytuł? Oto jest pytanie) w dużej mierze decyduje udane wypośrodkowanie pomiędzy faktorem intelektualnym a rozrywkowym, bo i sam Trzaska jest bardzo oczytanym, znającym się na sztukach wizualnych erudytą, jak również gościem, któremu zdarza się nie przebierać w słowa, wygarnąć złość czy pokusić o kąśliwą uwagę. Ogólnie jest tak ludzki, jak tylko to możliwe i jak można to odczytać z jego muzyki. Świetna lektura nie tylko dla wielbicieli jazzu i okolic!

Sebastian Rerak

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje