Cmentarzysko bezimiennych emocji – recenzja książki „Na/pół” Jasmina B. Freliha

1 grudnia 2020

Jasmin B. Frelih „Na/pół”, tłum. Marlena Gruda, wyd. Wyszukane
Ocena: 6 / 10

Śledzimy wydarzenia w przyszłości. Po okresie chaosu informacyjnego i technologicznej dominacji zwanym Wielką Kakofonią doszło do wydarzeń określanych jako Wielkie Cięcie. Układ sił na świecie zmienił się całkowicie – Ameryka się rozpadła, Japonia wysforowała zaś na czoło. W Europie rządzi konserwatyzm i rysują się olbrzymie podziały w społeczeństwie. W tej trudnej rzeczywistości próbują funkcjonować bohaterowie książki: reżyser Evan z Tokio, słoweński były minister wojny i patriarcha rodziny (choć jego ojciec wciąż żyje) Kras Wilk i Zoja, poetka, której twórczość jest w Europie zakazana, przymierzająca się właśnie do udziału w potencjalnie kontrowersyjnym festiwalu. Ich historie przeplatają się w kolejnych rozdziałach, aż wreszcie osiągają punkt styczny. Jeden z nielicznych punktów stycznych, o jakich w ogóle można tu mówić.

W większości bowiem w tym świecie przyszłości rządzi izolacja, samotność i destrukcja. Ludzie wpadają na siebie, wymieniają luźne opinie, czasami nawet uprawiają seks, ale ostatecznie nie mają ze sobą nic wspólnego, nie potrafią zbudować płaszczyzny porozumienia ani przetrwania. Polegają wyłącznie na sobie, ale siebie też za bardzo nie lubią. Chaos jest wszechobecny – w pojęciach, w strukturach, ale też w emocjach, dążeniach i potrzebach. Każdy rodzaj porozumienia wydaje się z góry skazany na porażkę, bowiem prawdziwa komunikacja nie istnieje, słowa i zdania biegną obok siebie, odpowiedzi na pytania nie niosą ze sobą wyjaśnienia, a i same pytania są sformułowane obok istoty problemu, nie dotykając tego, co naprawdę ważne. W relacjach między ludźmi króluje powierzchowność i narastająca rozpacz wynikająca z zagubienia – gdzie iść dalej, do kogo się zwrócić, w co wierzyć?

Evan, żeby w ogóle coś poczuć, sięga po wspomnienia, ale one też są dziwnie sztuczne, jakby należały do kogoś innego. Gdzieś była miłość, gdzieś było oddanie, zdrada i wściekłość, a potem cierpienie – ale to tylko znaki na papierze. Reżyser przez większość czasu udaje, tworzy pozory, jego twórczość to też zarysy i udawanie, bo nie ma z czego czerpać. Niemniej – nie szkodzi. Odbiorcy i tak tego nie dostrzegą, bo w ich życiu już dawno pojawiła się dokładnie taka sama pustka. Kras z kolei ma wokół siebie rodzinę, skomplikowaną sieć zależności i obowiązków, lojalności i powinności – tylko nie uczucia. Wszyscy, jakby kierowani niepisaną umową, udają, że ta rodzina to fundament, coś żywego i prawdziwego, chociaż co chwila pojawia się kolejna rysa, a pęknięcia stale się pogłębiają. Niektórzy członkowie tej rodziny błagają, by ich zauważyć, inni ukrywają się za wystudiowaną maską obojętności, jeszcze inni próbują stworzyć broń z własnej słabości, ale to tylko sprawia, że stają się żałośni. Kras przewodzi zatem rodowi, który składa się z przypadkowych jednostek, żyjących zupełnie odrębnie, a więzy krwi to tylko iluzoryczne połączenie. Zoja z kolei jest przyzwyczajona do przyjmowania nowych tożsamości, bo jak inaczej miałaby pisać wiersze? Musi z czegoś czerpać, wierzyć w cokolwiek, pielęgnować w sobie sens własnej pracy. Jej poezja została zakazana być może właśnie dlatego, że kryje się w niej jeszcze jakiś pierwiastek prawdy, zarzewie potencjalnego buntu, ślad autentyzmu uczuć tak rzadko spotykanego, że praktycznie mitycznego. Co czeka tych ludzi? Sąd ostateczny czy odkupienie? Dalszy rozpad czy chwila oświecenia? Im bardziej pogrążają się w chaosie, tym mniej mają sobie do powiedzenia i tym bardziej stają się sobie obcy.

Jasmin B. Frelih przez cały czas bawi się formą, by ten chaos oddać jak najlepiej. Idzie ścieżką jakiejś refleksji – i nagle ją urywa. Dialogi biorą się z niczego i donikąd też prowadzą. Potem nagle pojawia się strumień świadomości albo blok tekstu bez znaków przestankowych, na jednym oddechu. Metafory i skojarzenia mieszają się w jednym worku i są wyciągane na chybił trafił. Łatwo to powiązać z przepaścią porozumienia między pokoleniami, z językiem tworzonym za pośrednictwem internetu, w duchu skrótów myślowych i hermetycznych doświadczeń, które są zupełnie obce dla kogoś „spoza układu”. Emotikony zastępują emocje, znajomi stają się wirtualni, na pierwszy plan wysuwa się marazm, niechęć do podjęcia fizycznego działania – szumne deklaracje w sieci są zwyczajnie prostsze. W „Na/pół” świat jest ponury, a ostateczne przesłanie też nie napawa specjalnym optymizmem. Czy do tego właśnie dążymy, do momentu przesycenia, który zakończy się katastrofą jakichkolwiek więzi?

Jednak forma, na którą zdecydował się autor, to broń obosieczna. Tu specjalne ukłony należą się tłumaczce, Marlenie Grudzie, ponieważ zdołała nad tym zapanować. Książka jest jednak niesłychanie męcząca. Przypomina gonitwę myśli, próbę uchwycenia kilkunastu różnych nitek jednocześnie, które i tak bez przerwy wysuwają się z rąk. Trudno stworzyć sobie jakiś spójny obraz, trudno też zżyć się z bohaterami, pełniącymi w dużej mierze rolę symbolu. Nie da się po prostu zasiąść do lektury na kilka przyjemnych godzin – to jest autentyczna walka z oporem materii, zmuszanie umysłu do wysiłku, do nieustannej galopady, na dodatek z niemiłym poczuciem, że i tak nie chwytamy wszystkiego tak, jakbyśmy chcieli. Fragmenty układanki wciąż umykają, nim zdążymy skleić jakiś sensowny obraz, rozwój wydarzeń gna nas już cztery przecznice dalej. Dla tych, którzy cenią sobie w literaturze podobne eksperymenty, będzie to przyjemne i odświeżające ćwiczenie intelektualne. Fabuła jest tutaj pretekstowa, w tym sensie, że nie układa się liniowo od A do Z, tylko tworzy pewien zbiór, z którego można uformować sobie całość według indywidualnych upodobań. Jednak dla wielu czytelników wszystkie te zabiegi będą po prostu irytujące i sprawią, że powieść w żaden sposób do nich nie przemówi.

„Książka nie dla wszystkich” – truizm, przewijający się w recenzjach do znudzenia, w tym konkretnym przypadku jest w stu procentach uzasadniony. To nie będzie łatwa i przyjemna lektura dla każdego. Dla niektórych okaże się pociągająco błyskotliwa, dla innych jednak wejście w klimat będzie przeszkodą trudną do pokonania i być może nawet zabraknie im ochoty, by w ogóle się z tą barierą zmierzyć.

Karolina Chymkowska

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: recenzje