Mroczna podróż w głąb ludzkiej pamięci – recenzja książki „Czarne morze” Karoliny Macios

18 kwietnia 2020

Karolina Macios „Czarne morze”, wyd. Wielka Litera
Ocena: 7,5 / 10

Karolina Macios kojarzona jest przede wszystkim jako redaktorka, współpracującą z takimi autorami, jak Wojciech Chmielarz, Maciej Siembieda czy Marta Guzowska. Czy to jednak czyni ją ad hoc dobrą pisarką powieści kryminalnych? Wprawdzie ma na koncie dwie obyczajówki i kilka innych pozycji, m.in. dla najmłodszych czytelników, to odruchowo założyłem, że trochę jakby porwała się z przysłowiową motyką na słońce. Okazuje się jednak, że obawy były niepotrzebne.

Zacznijmy od tego, że „Czarne morze” to nie do końca jest kryminał. A ściślej – nie taki kryminał, jakiego moglibyśmy się spodziewać. Nie ma tu jednoznacznie określonej zbrodni i żmudnego śledztwa prowadzonego po to, by zagadkę wyjaśnić i wskazać mordercę. Otrzymujemy za to o wiele więcej. Główna bohaterka uwięziona jest w majakach własnego umysłu. Boryka się z niepamięcią, usilnie próbuje z okruchów wspomnień poskładać obraz świata, w którym żyje. To mozolne, wysiłkowe odtwarzanie realiów, kiedy pod znakiem zapytania pozostaje dosłownie wszystko, na co patrzy, co słyszy. Wspomnienia mieszają się, czas przestaje biec liniowo, a to, co było elementem dzieciństwa, równie dobrze może wskoczyć na miejsce wspomnień z ostatnich dni. Co jest prawdą, a co fałszem? I komu można tak naprawdę ufać, jeśli wszyscy z najbliższego otoczenia zdają się kłamać, albo ukrywać prawdę, a własny umysł, własna pamięć odmawia współpracy?

„Czarne morze” opowiada o traumie. O skazie, która tkwi tak głęboko, że dopiero inna trauma może ją odkryć, obnażyć, przywołać. To znakomicie nakreślone studium psychologiczne osoby w rozpaczy. Osoby, której cały znany świat nagle rozpada się na drobne kawałki. To opowieść o lęku, o rodzinnych tajemnicach. O nieumiejętności dialogu i manipulacji, której ofiarą się stajemy. Duszna, niepokojąca atmosfera udziela się nam w trakcie lektury. Z jednej strony czujemy – tożsamy niejako z odczuciami bohaterki – dyskomfort psychiczny, a jednocześnie nie potrafimy się od powieści oderwać, chcąc poznać zakończenie, rozedrzeć w końcu tę zasłonę niepamięci i odkryć prawdę.

Karolina Macios (fot. Rafał Masłow)

W trakcie lektury „Czarnego morza” nieodparcie powraca skojarzenie ze znakomitym belgijskim serialem „Tabula rasa”. Może przez motyw amnezji powypadkowej, może przez motyw dziecka lub tajemnicę związaną z tą niepamiętaną przez bohaterkę częścią życia? Finał pokazuje, że Macios starannie przemyślała całą konstrukcję, rozrzucając w treści drobne szczegóły, które w efekcie ułożą się w jeden spójny obraz. Dobrze nakreślona historia ma jednak pewną wadę – chodzi o wątek quasi-nadprzyrodzony. Sam w sobie ciekawy, ale zupełnie niewykorzystany. Na początku akcentowany mocno, później wręcz negowany przez autorkę i zepchnięty na fabularny margines, by w finale został przywołany na zasadzie klasycznego twistu. To nieco zgrzyta. Gdyby ów wątek bardziej uwypuklono w treści, a nie potraktowano jako dodatek, z pewnością wyszłoby jeszcze lepiej. Ale to tylko jeden – notabene niewielki – mankament tej znakomitej pozycji.

Warsztatowo, szukając porównań, przychodzi na myśl równie osobiste i emocjonalne pisarstwo Aleksandry Zielińskiej. Jej „Bura i szał” opowiada nawet o analogicznej traumie z dzieciństwa, przetrawionej, przechorowanej i przekształconej w długotrwale leczone farmakologicznie zaburzenie psychiczne. Obydwie autorki skupiają się na akcentowaniu osobistych, wewnętrznych doznań bohaterek i ich nieumiejętności radzenia sobie z rzeczywistością. Zarówno u Zielińskiej, jak i u Macios to jedno konkretne zdarzenie staje się katalizatorem problemu. Macios co prawda mocniej skręca gatunkowo w kierunku thrillera, jednak nadal stylistycznie pozostaje blisko prozy Zielińskiej. Pod względem konstrukcji „Czarnemu morzu” blisko również do „Żmijowiska” Wojciecha Chmielarza, zwłaszcza w starannym dążeniu do finałowego zwrotu, który otrzymujemy dosłownie na ostatnich stronach, ale też w skupieniu się na warstwie psychologicznej. A takie porównania to chyba wystarczający komplement.

„Czarne morze” to duszna, skomplikowana i znakomicie napisana opowieść o poszukiwaniu prawdy we własnym wnętrzu. To historia przechorowywania traum, gdy jeden lęk pozwala – paradoksalnie – zwalczyć drugi i prowadzi w efekcie do swoistego katharsis. Karolina Macios udowadnia że jest nie tylko sprawną redaktorką, ale też potrafi stworzyć świetną literaturę. Korzysta z pewnością z doświadczenia autorów, z którymi pracuje, jednak zdecydowanie stara się też wytyczać przy okazji własną literacką ścieżkę.

Mariusz Wojteczek

Tematy: , , , , ,

Kategoria: recenzje