Konstruuję moje bohaterki w opozycji do tradycyjnych obrazów kobiecości ? wywiad z Patrycją Pustkowiak

13 lipca 2018


Czy kobiecie przystoi być brzydką? Brzydką i jednocześnie wredną? Od debiutu literackiego Patrycji Pustkowiak minęło pięć lat i jak sama mówi, w tym czasie w jej życiu zdążyło wiele się zmienić. Lecz na pewno nie zmieniła się cięta i sarkastyczna narracja autorki, a także czarny humor, który zdaje się być sprzymierzeńcem jej bohaterek w walce z rzeczywistością.

Za kulisami „Maszkarona”, czyli Patrycja Pustkowiak w rozmowie z Pauliną Janotą zdradza, czym według niej jest polskość, co znaczy być kobietą i czy zdarza się jej fantazjować o zabijaniu.

Paulina Janota: Czym według ciebie jest polskość? Co charakteryzuje nas jako naród?

Patrycja Pustkowiak: Zaczynasz z grubej rury… Przyznam, że nie umiałabym napisać wypracowania pod tytułem „Czym jest polskość?”, ale pisanie literatury jest właśnie takim antywypracowaniem. Nigdy nie siadam do pisania z gotową teorią, wyłącznie z pytaniem. I interesuje mnie zawsze to, jak rozbić porządek, wszystko podważyć, zakwestionować. Kiedy zaczynałam pisać „Maszkarona”, zastanawiałam się nad tym, w jakim miejscu jesteśmy jako wspólnota. Postawiłam sobie ambitne zadanie ? uchwycić za język różne klasy społeczne, warstwy i grupy, oczywiście te krążące po wielkomiejskiej orbicie. Wyszło mi, że ta wspólnota to pęk suchych badyli czekających na podpałkę. Bohaterka mojej książki, Marianna, czyli tytułowy Maszkaron, sunie przez te wszystkie środowiska ? obserwuje je, zbiera języki i zarazem sama wystawia im wszystkim język. Nie chce nigdzie przynależeć. Szczególnie wyraźne ?nie? mówi skostniałej polskości utożsamianej przez utytułowanych profesorów szczycących się znajomością wysokiego kanonu literatury czy ojców założycieli posttransformacyjnej Polski.

A ty osobiście czemu mówisz „nie”?

Książka była dla mnie miejscem, w którym mogę powiedzieć „nie” wszystkiemu. Taki mój literacki bunt dwulatka. A poważnie ? w życiu ? jak każdy ? muszę być często konformistką. W książce urządziłam sobie festiwal wolności od wszystkiego, karnawał. Pewnie po to, żeby sprawdzić, kim właściwie jestem, w co właściwie wierzę, co mnie wkurza.

Wróćmy na chwilę do Polski i polskości. Jak sama mówiłaś, przepuszczasz Mariannę przez rozmaite warstwy społeczne. „Maszkaron” to książka, w której możemy się przeglądać jako społeczeństwo.

Literatura jest dobrym miejscem do tego, żeby złapać kogoś za język. A w języku kryje się więcej, niż myślimy. W „Maszkaronie” interesowało mnie zjawisko polskiej pogardy ? czasem mam wrażenie, że to u nas genetyczne. Jakbyśmy się urodzili z nadmiarem śliny do plucia. Gorączkowo poszukujemy kogoś, kto ma gorzej od nas, aby się od niego odbić i przez to lepiej poczuć. Marianna to prawdziwa hejterka ? nienawidzi po równo lewaków, intelektualistów, tradycjonalistów, rodziny… Bo moim zdaniem w tej naszej nienawiści mniej ważny jest obiekt, ważna jest ona sama.

No właśnie, żółć chyba dobrze do nas przystaje.

Zgadzam się z tymi interpretacjami „Maszkarona”, które mówią o tym, że Marianna jest w pewnym sensie Polską ? katalizatorem pogardy, która w nas tkwi. Myślę, że bardzo trafnie o Polakach opowiedział Koterski w „Dniu świra”. I przyznam, że trochę o tym filmie myślałam, pisząc „Maszkarona”. Moja Mania w pewnym sensie miała być kobiecą wersją Adasia Miauczyńskiego. Krążący po głowie hejt jest zarazem komiczny i straszny, poza wszystkim wydało mi się to dobrym pomysłem na monolog.

Zastanawiam się czy kiedykolwiek napiszesz książkę, której bohaterki nie będą zbudowane z żółci. Tamara z „Nocnych zwierząt” ma tej żółci zdecydowanie w sobie mniej niżeli Marianna, z której żółć się wręcz wylewa.

Tak, „Maszkaron” powinien być wydrukowany żółtą czcionką. Co zrobić, konstruuję moje bohaterki w opozycji do tradycyjnych obrazów kobiecości. Jeżeli używam żółci, to jest to żółć skierowana przeciwko kulturze, która narzuca kobiecie określony sposób bycia ? to jest dobrą, uległą, miłą i grzeczną ? i kastruje je z innych środków wyrazu. Nie cierpię tego i moje bohaterki są wyrazem protestu przeciwko tej formie kulturowej przemocy. A czy zbuduję inne? Jest nadzieja, bo moimi dwiema pierwszymi książkami znacznie się oczyściłam z kulturowego szlamu, który we mnie zalegał.

Jakie chcesz teraz tworzyć? Oczyszczone z negatywnego bagażu?

Tak, wyłącznie kobiety po wieloletnim treningu mindfulness. Nie wiem, co będzie, ale to prawda, że ? jak każdy ? zmieniam się z czasem. Nie mam już w sobie dawnej agresji i frustracji. Nie chciałabym brzmieć jak mędrzec z klasztoru Shaolin, ale upływ czasu dobrze wpływa na rozchwierutane emocje. Im jesteś starszy, tym więcej rozumiesz i akceptujesz, mniej odrzucasz. Pewnie więc i bohaterowie moich przyszłych książek będą inni.

Marianna nie dość, że jest brzydka, to jeszcze ? bezwstydnie wredna. Momentami aż odrażająca w swoim zepsuciu. Wylewa wiadro pomyj na cały otaczający ją świat, ale robi to bezgłośnie ? wyłącznie w swojej głowie. Zawsze sądziłam, że ten sposób agresji nie przynależy do ludzi brzydkich, którzy kojarzyli mi się raczej ze spokojnymi, cichymi i przestraszonymi. Ty tymczasem tej brzydkiej 35-latce wkładasz w usta słowa, których, jak sądzę, powstydziłaby się niejedna atrakcyjna i wyzwolona kobieta.

Ale świat chyba nie jest taki prosty: brzydcy ? cisi, ładni ? rozwydrzeni. To stereotyp, a więc chcę się mu natychmiast sprzeciwić! Przyzwyczailiśmy się, że narcystyczni mogą być tylko ludzie piękni. Właściwie czemu? Postanowiłam zrobić z mojej bohaterki narcystycznego maszkarona. A poza wszystkim ? nie traktowałabym tej brzydoty tak bardzo dosłownie. To metafora, która mieści w sobie przecież też choćby nieprzystosowanie społeczne. Mniej interesowało mnie oddanie głębokiego portretu psychologicznego brzyduli, bardziej stworzenie narzędzia służącego kompromitacji innych i samej siebie. Marianna to taki błazen, który nie waha się wbijać innym palca w oko. Chodzi i mówi: „sprawdzam!”, odkrywając wszędzie wkoło rzeczy równie brzydkie jak ona sama.

Osoby takie jak Marianna zatem nie istnieją?

Jeśli istnieją, to biada nam. Niestety w mojej głowie istnieją jeszcze gorsze, na szczęście, jak mówiłam, kończę już z turpistycznymi wątkami we własnej twórczości, przestaję uwalniać potwory z obrazów Goi, pakuję swój styl do plecaka, ale idę z nim jednak na nowe terytorium.

Jak sama mówisz, brzydota miała być figurą, ale z drugiej strony ludzie dostrzegają tylko fizyczną brzydotę bohaterki, a nie poznają tej wewnętrznej. Oceniają to, co widzą, a widzą maszkarona.

Jak cię widzą, tak cię piszą ? jak widać, znane porzekadło nie jest bałamutne. Ludzie widzą nie tylko to, co chcesz pokazać, wiele rzeczy wymyka się przecież naszej kontroli. Cała sfera gestów, grymasów, łypnięć okiem, nerwowego szycia nogą. Mówią, że brzydki ten, kto ma brzydkie myśli, i to może być prawda. Brzydota Manii to też emanacja jej stanu ducha. Jeśli mam pokusić się o wyznanie, to nigdy nie widziałam mojej bohaterki jako realnie bardzo brzydkiej, dla mnie była raczej wiązką złych cech charakteru. Marianna może być odczytana jako głos naszej ciemnej strony, a jej przeciwieństwo ? piękna i elitarna Alicja ? jako nasz wizerunek wrzucany w media społecznościowe, całkowicie przekłamany. Nikt z nas nie jest przecież ani całkowicie szpetny, ani całkowicie idealny.

Jakie uczucia miała wzbudzać Marianna u czytelnika?

Silne! Do tej pory interesowało mnie w pisaniu wbijanie noża w samo serce i jeszcze zrobienie nim obrotu. Chciałam stworzyć bohaterki, których nie chciałoby się spotkać na własnej drodze, i zmusić czytelnika, aby na nie patrzył. Co ciekawe, ludzie mówili mi, że woleli Tamarę z ?Nocnych zwierząt? niż Mariannę, bo tamta miała więcej ludzkich uczuć i łatwej było się z nią utożsamić. Zafrapowało mnie to, bo myślałam, że to właśnie Mariannie dałam więcej wrażliwości.

„Kulawi wejdą pierwsi ? ta fraza tłukła mi się po głowie jak mosiężna kulka”. Mnie również tłukła się po głowie jeszcze długo po odłożeniu „Maszkarona”. Marianna na każdym kroku jest poniżana, poniżana nawet przez tych równie brzydkich, jak i ona.

Brak piękna fizycznego jest czym innym w przypadku mężczyzn i kobiet. Społeczna aprobata kobiety jest silnie uzależniona od jej urody. Jej brak spotyka się z politowaniem lub pogardą. Piękno jest walutą, którą możesz handlować. Kiedy jej nie masz, jesteś bankrutem. W przypadku mężczyzn jest inaczej ? tutaj nadal w dużej mierze liczy się status finansowy i pozycja społeczna. Dlatego Marianna czuje się o wiele bardziej upokorzona niż brzydki mężczyzna. Upokorzenie jest w ogóle motorem mojej twórczości. Bardzo mnie ono interesuje jako zjawisko ? skąd się bierze, do czego prowadzi? Myślę, że jest w nim coś bardzo niebezpiecznego ? od upokorzenia o krok do nienawiści.

Tamara w przeciwieństwie do Marianny upokarzała jednak innych.

Upokarzała innych dlatego, że sama była upokarzana. Tak samo Marianna pluje, bo jest opluwana. To jest samonapędzający się mechanizm. Mam przeświadczenie, że bycie kobietą jest rodzajem upokorzenia kulturowego ? związane jest to z urodą i bardzo silnie określoną rolą kobiety w społeczeństwie. Wyłamywanie się z tego schematu skutkuje agresją, pogardą. Kiedy Tamara wchodzi na męskie terytorium chlania i ćpania, to traktowana jest przez innych jak kurwa i szmata. Nic niewarta pijaczka. Metafizyka picia, wzniosłość stanów upojenia alkoholowego to wszak coś zarezerwowane dla mężczyzn. Marianna znowuż pozbawiona jest urody, śmiałości, siły charakteru i już na wstępie przez to upokorzona, gówno warty pasztet.

W „Maszkaronie” pojawiają się również elementy religijne, chociażby obrazy Matki Boskiej i Jezusa, pragnienia Marianny o leżeniu krzyżem, czy też cytat o kulawych zaczerpnięty z Biblii. Zastanawiam się, czy to celowy zabieg?

Pewne rzeczy wychodzą ze mnie samoistnie. W końcu pisanie to też przygoda, nie tylko racjonalne, zaplanowane działanie. Żyjąc w Polsce i pisząc o Polsce, siłą rzeczy wyłażą ze mnie jakieś katolickie odpryski, bo w takiej wierze zostałam wychowana. Nie jestem pewna, czy z tego można się w stu procentach wyzwolić, przecież te wszystkie obrazy z katechizmu, różańce, ołtarze ? cały spektakl dzieciństwa ? przeniknął do najgłębszych pokładów naszej świadomości. Można się upierać, że oto już całkiem uczestniczymy w bujdzie pod tytułem: „hejka, jestem ateizm i będę teraz państwa obsługiwał”, ale moim zdaniem jedną nogą pozostaniemy na zawsze w obszarze tej religijnej wyobraźni z dzieciństwa. Przecież to była, nie da się ukryć, indoktrynacja. W moich bohaterkach jest też jakaś tęsknota za świętym porządkiem świata. W ich świecie ? złożonym z zagubienia, pustki i bólu ? raczej tego nie ma.

Czy fantazjowałaś kiedyś o zabiciu kogoś?

[śmiech] Myślę, że większość z nas o tym fantazjuje, ale wszystko jest w porządku, dopóki nie wychodzi to ze sfery fantazji.

Tamara zabija. Marianna fantazjuje o zabiciu Alicji, ale jednak kiedy staje przed taką możliwością, nie robi tego, wycofuje się.

Spoiler! No trudno. Między tymi dwoma książkami minęło 5 lat i trochę się zmieniłam. Moja wizja świata stała się bardziej zgorzkniała i ponura. Czyli właściwie bardziej realistyczna, wręcz ? nie bójmy się tego słowa ? dojrzała. O ile Tamarą chciałam dokonać jakiegoś przekroczenia i aktu zemsty na świecie w imię, oczywiście, sprawiedliwości, to w przypadku Marianny już tak nie jest. „Maszkaron” wybrzmiewa chyba jakąś goryczą, że żadne przekroczenie nie doprowadzi do spełnienia, bo porządek świata pozostanie stały. Społeczeństwo zawsze będzie eliminowało jednostki słabsze i obudowywało się w hierarchiach. Nasze położenie w świecie wydaje mi się dosyć rozpaczliwe, nie jesteśmy wielkiej wagi i najprawdopodobniej wszystko, co możemy zrobić, to się z tym pogodzić. A fantazje o odwecie pozostawić w sferze fantazji.

Która z twoich bohaterek jest ci bliższa? Tamara czy Marianna?

O dziwo, chyba właśnie Marianna. Spotkałam się z takim zarzutem, że jak mogę pisać wiarygodnie o brzydkich, skoro sama nie jestem aż takim pasztetem. Skłoniło mnie to do myślenia. Po pierwsze ? pisanie to przecież nie intymne zwierzenie, a też umiejętność współodczuwania, wejścia w skórę innego. Po drugie ? działa we mnie element i ładny, i brzydki, jak chyba w większości z nas. Mogę pociągnąć za jeden lub drugi sznurek w zależności od tego, co chcę osiągnąć. Po trzecie bardzo łatwo mi było się utożsamić z poczuciem gorszości, słabości, niechęci, które brzydota Manii utożsamia, szczególnie że pisałam tę książkę w trudnym dla siebie momencie życiowym, kiedy generalnie mało było we mnie mindfulness. Tamarę bardzo lubię, ale ona chyba była zbudowana na moim marzeniu bycia lepszą, silniejszą, bardziej książkową wersją siebie. Ona zawsze na wszystko ma ciętą ripostę, nigdy nie traci rezonu. To jest super, ale łatwiej to napisać, niż rzeczywiście wykonać w życiu, w którym w trudnych momentach bliżej nam do reakcji zahukanego, zbitego z tropu, agresywnego w myślach maszkarona.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Alicji. W mojej interpretacji jest niczym innym jak konstruktem wyobraźni głównej bohaterki.

Pełna zgoda! Alicja ? piękna i odnosząca sukcesy akademiczka z wyższej klasy średniej ? to postać, którą poznajemy wyłącznie dzięki wynaturzonej wyobraźni Marianny. Ona wprawdzie chodzi na kurs filozofii, który prowadzi Alicja, ale nigdy z nią nie rozmawia, wyłącznie o niej fantazjuje. Nienawidzi jej nienawiścią wytworzoną wyłącznie na podstawie medialnego obrazu; to powieść o nienawiści, która nie odnosi się do osoby, tylko do wyobrażenia o osobie. Wydaje mi się to bardzo współczesne ? nienawidzić nie osobę, bo z nią nie mamy właściwie kontaktu, a jej internetowy awatar, medialny wizerunek.

Czy planujesz napisać kiedyś optymistyczną książkę, albo chociaż ze szczęśliwym zakończeniem?

Tak, planuję się całkowicie przestawić na sektor poradników. O rany, nie wiem! Na razie musiałam gdzieś wylać swoje własne szambo. Misja chyba wykonana. Po prostu bardzo dużo miałam w sobie czarnego złogu, który opresyjna kultura we mnie wytworzyła, ale zarazem ? sprytna ? zatkała mu źródła ujścia, bo przecież kobiecie nie wypada i tak dalej, załóż sobie kaganiec. Chyba już tymi dwoma książkami spuściłam z siebie zatrute powietrze.

Uważasz, że pisanie jest terapią?

Jeżeli uznać za terapeutyczne zawieszenie sobie przed wzrokiem pewnych rzeczy, aby wyraźniej zobaczyć, co cię dręczyło, co w tobie siedziało, to tak. Terapia ma jednak nie tylko uświadamiać, ale też prowadzić do zmiany… W pewnym sensie książki to robią, ponieważ unieważniają dawne sprawy, pozwalają zostawić je za sobą. Moim zdaniem wiele rzeczy może pełnić rolę terapii, sam upływ czasu jest terapeutyczny.

Jakiego słowa użyłabyś do określenia swojej twórczości? Jaka ona jest?

Zabiłaś mi ćwieka tym pytaniem. A ty jak myślisz?

Brudna.

O, to mi się podoba! Ale po dłuższym namyśle może określiłabym ją jako wręcz ?depresyjną?. Tylko muszę to rozwinąć, aby nie wywoływało łatwych skojarzeń z leżeniem w łóżku i pozwalaniem, by ślina ciekła ci po policzku. W depresji kryje się cała masa emocji ? złość, odrzucenie, irytacja, momenty manii, czarnego humoru. I chyba wszystkie te emocje przepływają przez moje bohaterki. Szczególnie ważny dla mnie jest humor. Zawsze dbam o to, żeby dużo go było w moich książkach. Cieszę się, że zostałam wyposażona w poczucie humoru. To jedyna znana mi, skuteczna obrona przed światem.

Rozmawiała: Paulina Janota
fot. Renata Szczepanik

Tematy: , , , , ,

Kategoria: wywiady