Z nimi najlepiej na zdjęciu – recenzja książki „Rodzinna gra” Catherine Steadman
Catherine Steadman „Rodzinna gra”, tłum. Dorota Pomadowska, wyd. Mova
Ocena: 6 / 10
Brytyjska aktorka i pisarka Catherine Steadman, która na gruncie literackim zadebiutowała dobrze przyjętym thrillerem „Pod wodą”, po raz kolejny odsłania mroczne tajemnice czające się pod powierzchnią pozornie doskonałych relacji i udowadnia, że w takiej tematyce czuje się niezwykle dobrze – nawet jeśli fabularnie nie udaje jej się uniknąć pewnych potknięć.
Ostatnie miesiące w życiu Harriet Reed to synonim sukcesu – nie dość bowiem, że jej debiutancka książka okazała się bestsellerem, to wymarzony związek ze spadkobiercą rodowej fortuny, Edwardem Holbeckiem, nabiera rozpędu. Gorące uczucie od pierwszego wejrzenia, wzajemne zrozumienie i wreszcie planowanie wspólnej przyszłości schodzą jednak na dalszy plan, gdy po oświadczynach ukochanego bohaterka stanie przed koniecznością poznania reszty jego rodziny. Niepewna wrażenia, jakie wywrze na przedstawicielach społecznych elit, Harriet ze zdumieniem stwierdza jednak, że w nowym gronie jest zaskakująco mile widziana. A w każdym razie do momentu, gdy od głowy rodu, Roberta Holbecka, otrzymuje kasetę z nagranym zaproszeniem do tajemniczej gry, jednocześnie przypominającym przyznanie się do rzeczywistej zbrodni. Odsłuchanie taśmy zmieni w życiu kobiety absolutnie wszystko.
Fabuła „Rodzinnej gry” na pierwszy rzut oka może przypominać to, co widzieliśmy w filmowej „Zabawie w pochowanego” z 2019 roku. Obie historie łączy podobny motyw przewodni – należąca do klasy średniej dziewczyna wiąże się z przedstawicielem współczesnej, dysponującej niemal nieograniczonymi zasobami arystokracji, nie spodziewając się, że poznanie rodziny partnera ściągnie na nią śmiertelne niebezpieczeństwo. O ile rzeczywiście trudno nie spostrzec wspólnych fundamentów, na jakich zbudowane zostały obie historie, o tyle wraz z postępującą fabułą dostrzeżemy coraz więcej różnic – a ostatecznie okazuje się, że książka Catherine Steadman ma do zaoferowania całkowicie odmienny pomysł na sportretowanie świata toksycznych rodzinnych relacji.
Historia opiera się przede wszystkim na prywatnym śledztwie, które zmuszona jest podjąć bohaterka. Jednocześnie czeka ją meandrowanie w gąszczu niedopowiedzeń wymagających rozpracowania. Ile z tego, co udaje się jej ustalić, jest prawdą, a ile grą pozorów, w której za szerokimi uśmiechami kryje się tragiczna, niedająca zapomnieć o sobie przeszłość? Każde pytanie zamiast przynosić odpowiedzi rodzi kolejne wątpliwości, a układający się w głowie czytelnika pozornie kompletny obraz intrygi może na kolejnej stronie prysnąć niczym bańka mydlana – zwłaszcza że z zagadką powiązana jest trauma i decyzja sprzed lat, nieodwołalnie definiująca życie samej bohaterki.
„Rodzinna gra” to więc thriller, który swoją efektywność opiera przede wszystkim na tym, jak dobrze wszystkie te elementy będą do siebie dopasowane – i w tym aspekcie zdarzają się Catherine Steadman momenty lepsze i gorsze. Trudno przyczepić się do tego, jak autorka rozpracowuje dynamikę relacji między poszczególnymi bohaterami, ale już podejmowane przez nich decyzje – na czele z tą, która wprawia fabularną machinę w ruch – bywają co najmniej dyskusyjne. Co gorsza, mniejszych i większych rys na logice i zdrowym rozsądku przybywa wraz kolejnymi partiami powieści, wywołując poniekąd efekt domina. By ostateczny zwrot akcji nie wywołał irytacji, trzeba po prostu przyjąć go na wiarę.
Nasz odbiór „Rodzinnej gry” uzależniony jest więc przede wszystkim od indywidualnej tolerancji na fabularne nieścisłości. Jeśli przymknąć na nie oko, cała reszta prezentuje się już bowiem modelowo od strony technicznej – właściwie trudno znaleźć tu jakiekolwiek przestoje, a styl Steadman jest plastyczny i pozwala na podtrzymanie tempa opowieści. Jeśli zatem szukacie literatury czysto rozrywkowej, to książka Brytyjki dostarczy wam na tyle dużej porcji emocji, by znaleźć drogę do domowych biblioteczek.
Maciej Bachorski
Kategoria: recenzje