Polish psycho
Kuba Wojtaszczyk „Portret trumienny”, wyd. Simple Publishing
Ocena: brak1
Potencjalni psychopaci żyją niezauważalni wśród nas ? ostrzegają specjaliści od głowy zatroskani naszym bezpieczeństwem. Śpieszę więc Państwu donieść, że jednego zlokalizowałem: ukrył się na kartach powieściowego debiutu Kuby Wojtaszczyka, zatytułowanego złowróżbnie „Portret trumienny”, i niechybnie zmierza ku przepaści.
Człowiek na skraju to Aleksander K., wiek: dwadzieścia kilka lat, a więc już nieco samodzielny światopoglądowo, ale wciąż jeszcze histerycznie do ataków na ową namiastkę samodzielności ustosunkowany; miejsce zamieszkania: duże miasto z aspiracjami w zachodnio-centralnej Polsce, miejsce pochodzenia: niewielka mieścina bez aspiracji, której nazwy, zdaniem samego zainteresowanego, nie warto nawet wymieniać, a cóż dopiero zapamiętywać, orientacja: homoseksualna skrzętnie przed rodziną zatajana, zatrudnienie: miejska galeria sztuki na stanowisku cokolwiek decyzyjnym, znaki szczególne: dizajnerskie ciuchy, stylowa fryzura i nieodłączny papieros, zapewne w wersji slim. Oto zestaw cech bohatera rokującego nadzieję na polską odpowiedź na „American psycho”, i to polską w znaczeniu dogłębnym, ponieważ nowojorską Wall Street zastąpiono tu naszą, swojską, architektoniczną bajaderką (czytaj: dwupiętrowym domem z przełomu lat 1989-1990), zapakowanych w drogie garnitury yuppies ? tradycyjną, robotniczą rodziną w strojach odświętnych, wystawne bankiety ? maminą imprezą urodzinową, zaś narkotykowe ciągi ? przechylanymi za zdrowie solenizantki kieliszkami wódki.
Za wyjątkiem nielicznych ustępów rzecz rozgrywa się w salonie rodzinnego domu, gdzie przy bogato zastawionym stole rozlokowali się uczestnicy biesiady: ciotki, rodzeństwo i powinowaci mieszkający z daleka od wielkomiejskiej cywilizacji. Nienawykły do tak wysokiego stężenia folkloru na metr kwadratowy Aleks K. musi zmierzyć się z pytaniami i opiniami, jakie w ustach postronnych uznalibyśmy za obraźliwe, ale rodzinie siłą przyzwyczajenia wybaczamy. Aleks jednak nie rości sobie pretensji do miłosiernego przebaczania, z każdą godziną skorupa jego cierpliwości pęka i kruszy się coraz bardziej, co ostatecznie prowadzi do krwawego finału, nad którego rozmachem Patrick Bateman cmoknąłby z uznaniem. Wypada żałować, że autor książki, Kuba Wojtaszczyk, nie dał swojemu bohaterowi zatracić się w szaleńczych rojeniach, jak uczynił to Bret Easton Ellis w „American psycho”. Winna jest tu po części forma powieści, skomponowana na wzór jednoaktówki. 130 stron rozstrzelonym drukiem okazało się na tyle ograniczoną objętością, że pozwoliło jedynie zainicjować skądinąd ważki temat. W „Portrecie trumiennym” wszyscy są do bólu stereotypowi i może poza siostrą naszego przyszłego psychopaty, Sabinką, nie zasługują nawet na cień sympatii. Sprawa przedstawiałaby się inaczej, gdybyśmy chociaż mogli ich znienawidzić, tymczasem zdążymy co najwyżej obdarzyć chłodną niechęcią. Czy to źle? Niekoniecznie. Może właśnie przez tę rażącą niesprawiedliwość w potraktowaniu wszystkich osób dramatu, włącznie z samym Aleksem, książka prowokuje do wewnętrznego sprzeciwu, że to nieprawda, że przecież aż tak źle nie jest nawet w „Trudnych sprawach”? Może właśnie tego chciał Wojtaszczyk?
Artur Maszota
1Nie poddajemy ocenie książek, które ukazały się pod naszym patronatem.
TweetKategoria: recenzje