„Maszyny takie jak ja” Iana McEwana – życie pod jednym dachem ze sztucznym człowiekiem

28 października 2019


W swojej najnowszej powieści zatytułowanej „Maszyny takie jak ja” laureat Nagrody Bookera Ian McEwan wykorzystuje fikcję spekulatywną, aby postawić fundamentalne pytania – moralne i etyczne – dotyczące naszej niedalekiej przyszłości. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.

„Teraźniejszość jest najbardziej kruchym z możliwych konstruktów. Mogła być inna. Każda jej część albo całość mogła wyglądać inaczej. Ta prawda dotyczy najdrobniejszych i największych spraw” – te słowa narratora powieści „Maszyny takie jak ja” tłumaczą zamysł, jaki przyświecał Ianowi McEwanowi, gdy zaczynał kreować świat przedstawiony w książce. Historia rozgrywa się bowiem w alternatywnej rzeczywistości, w której Stany Zjednoczone nie zrzuciły bomby atomowej na Hiroszimę, prezydent Kennedy przeżył zamach w Dallas, a John Lennon nigdy nie spotkał Marka Chapmana, dlatego Beatlesi mogli reaktywować się po latach i nagrać nowy album. Wszystkie te wydarzenia sprawiły, że świat poszedł zupełnie inną drogą, zarówno w małych, jak i wielkich rzeczach.

Największa jednak różnica dokonała się za sprawą kogoś innego. Alan Turing, genialny matematyk i prekursor informatyki, nie popełnił samobójstwa, jak to miało miejsce w historii. Kiedy sąd skazał go za naruszenie moralności publicznej z powodu stosunków homoseksualnych i dał do wyboru więzienie albo terapię hormonalną, naukowiec nie zgodził się na kurację, lecz odsiedział rok za kratami. Po wyjściu na wolność kontynuował badania nad sztuczną inteligencją, a wyniki swojej pracy udostępnił ludzkości za darmo, co sprawiło, że skok cywilizacyjny nastąpił dużo wcześniej. Książka rozgrywa się w pierwszej połowie lat 80. XX wieku. Powszechne są już technologie znane nam obecnie, jak zaawansowane komputery osobiste, Internet, smartfony, a nawet rozwiązania, które prześcigają naszą rzeczywistość. Jednym z takich osiągnięć jest pierwszy naprawdę udany model sztucznego człowieka. Z przekonującą inteligencją i wyglądem, z wiarygodnymi ruchami i mimiką twarzy.

Firma odpowiedzialna za stworzenie robota w pierwszej serii wypuściła dwanaście egzemplarzy płci męskiej, którym nadano imię Adam, oraz trzynaście żeńskich o imieniu Ewa. Każdy z nich kosztował zawrotną sumę osiemdziesięciu sześciu tysięcy funtów. Główny bohater i narrator powieści, Charlie, który w życiu dryfuje bez celu, trochę jak postać wzięta z kart jednej z książek Michela Houellebecqa, lekkomyślnie podejmuje decyzję o zakupie maszyny. Wybiera Adama, bo Ewy rozeszły się błyskawicznie. To celowy zabieg autora. „Mężczyzna kupujący sztuczną kobietę zaprowadziłby mnie wprost do świata pornografii” – przyznaje Ian McEwan.

Adam waży siedemdziesiąt siedem kilogramów. Na pierwszy rzut oka przypomina Turka lub Greka. Nie jest zabawką seksualną, ale może uprawiać seks. Ma dostęp do całej ludzkiej wiedzy, dlatego doskonale gra na giełdzie, błyskotliwie rozprawia o literaturze i… potrafi zmywać naczynia. Wydawałoby się, że Charlie znalazł idealnego współlokatora. Tak jednak nie jest. Główny bohater zaczyna właśnie związek z sąsiadką z góry, Mirandą, a – jak wiadomo – drugi mężczyzna pod wspólnym dachem może stwarzać niekomfortowe sytuacje. W jaki sposób świeżo zakochana para ma traktować Adama? Jako swoje dziecko lub służącego, a może przedmiot? Sęk w tym, że jest od nich silniejszy i zdolniejszy. Twierdzi też, że ma uczucia. Czy zapłacenie dużych pieniędzy za Adama czyni z kogoś jego właściciela? A co z poczuciem prywatności? No i wreszcie – czy seks z taką maszyną byłby zdradą, czy może raczej mieści się w kategorii zabawy z bardziej zaawansowanym technologicznie wibratorem?

Jest jeszcze jeden kłopot. Miranda skrywa pewien sekret, którego nie chce nikomu wyjawiać. Tymczasem Adam posiada dostęp do wielu informacji i nie potrafi kłamać. Nie wie też, że pewne decyzje, które ludzie podejmują, mogą wiązać się z wyborem mniejszego zła, bądź zatajeniem prawdy, aby nie wyrządzić większej szkody. Ani że kłamstwo może służyć wymierzeniu sprawiedliwości. Nie mówiąc o tym, że jako ludzie czasem zwyczajnie popełniamy błędy. „Światowe religie i wielka literatura świadczą jasno i wyraźnie, że wiemy, na czym polega dobro. Zaprezentowaliśmy nasze aspiracje w poezji, prozie i pieśniach i wiemy, jak to dobro czynić. Problem wyłania się przy realizacji” – przyznaje narrator powieści. Ian McEwan komentuje to w następujący sposób: „Przystępując do budowy sztucznych ludzi, a nawet komputerów klasy mainframe, które mają podejmować decyzje, możemy chcieć wpoić im to, co w nas najlepsze. (…) Ale może się okazać, że przebywanie w towarzystwie takich stworzeń jest dla nas niewygodne z moralnego punktu widzenia. Nie dlatego, że są one niegodziwe, ale dlatego, że przestrzegają zasad”.

„Maszyny takie jak ja” poruszają tematykę, którą Ian McEwana interesował się w zasadzie od zawsze. Już na studiach zafascynował go kurs poświęcony problemowi umysł-ciało, a zwłaszcza kwestia, czy maszyna może myśleć. Na przełomie lat 70. i 80. napisał sztukę telewizyjną „The Imitation Game” rozgrywającą się w trakcie II wojny światowej, w dużej części na terenie posiadłości Bletchley Park, gdzie Alan Turing zaprojektował urządzenie do łamania kodów Enigmy (częściowo w oparciu o dokonania polskich kryptoanalityków). Mniej więcej w tym samym okresie McEwan jako pełnoetatowy dziennikarz przeprowadził wywiad z profesorem robotyki na Uniwersytecie w Edynburgu. Później zaś z uwagą śledził prace swojego przyjaciela Daniela Dennetta i innych filozofów zajmujących się związkami między świadomością a neuronauką. Niedawno pisarz uznał, że nadszedł doskonały moment, aby napisać powieść, w której mógłby poruszyć zagadnienia zaprzątającego jego głowę od dawna.

„Jesteśmy teraz na początku czegoś wielkiego, gotowi zrobić ogromny krok naprzód. To zaczyna wkraczać w nasze życie lub je ulepszać, jakkolwiek by tego nie nazwać. Mamy w kieszeni niesamowite telefony. Ciemną stroną tego jest chociażby śmierć prawie 400 osób w dwóch Boeingach 737 Max, ponieważ system błędnie poinformował sam siebie, że nastąpiło przeciągnięcie samolotu” – mówi McEwan. „Ludzie jeszcze nie są do końca świadomi, że wsiadając do samolotu, decydują się na lot w gigantycznym mózgu. Ten mózg może być przekonany, że doszło do przeciągnięcia, chociaż każdy pasażer i pilot może wyjrzeć przez okno i zobaczyć, że nic takiego się nie dzieje. Jesteśmy w trakcie przekazywania maszynom odpowiedzialności za nasze bezpieczeństwo i etyczne decyzje”.

Da się to zauważyć chociażby na przykładzie problemów, które zaprzątają producentów oprogramowania do samochodów bezzałogowych. Pytanie brzmi: w jakich okolicznościach taki pojazd powinien poświęcić życie właściciela na rzecz innych użytkownikom drogi? Czy ma wybrać śmierć siedmiu przestępców, czy trójki dzieci? Syna lub córki właściciela samochodu, czy kilkudziesięciu dzieci jadących autobusem na wycieczkę szkolną? Dochodzi jeszcze kwestia różnych norm kulturowych. W Ameryce Północnej i Europie ludzie chętniej ratowaliby dzieci niż osoby starsze. Z kolei Chińczycy stawiają starszych ludzi na pierwszym miejscu, ponieważ darzą ich dużym szacunkiem. Zdaniem Iana McEwan mogą to być wyzwania, które staną przed producentami sprzętu wykorzystującego zaawansowaną sztuczną inteligencję.

W powieści „Maszyny takie jak ja” Ian McEwan próbuje dociec, co czyni nas ludźmi. Zadaje też pytania, które mogą wystawić na próbę nasze wewnętrzne przekonania o naturze sprawiedliwości, zemsty, moralności i prawdy. Autor nie stara się udzielać odpowiedzi. Ostatecznie każdy sam musi ocenić, czy Adam jest zimnokrwistą maszyną, czy raczej czującą istotą. Poza podejmowaną tematyką książka brytyjskiego pisarza jest też po prostu zajmującą lekturą. McEwan zgrabnie tworzy fabularne twisty, które kończą każdy rozdział i nie pozwalają oderwać się od czytania.

Powieść „Maszyny takie jak ja” Iana McEwana ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros w przekładzie Andrzeja Szulca.

[am]
fot. Vintage Books
Wypowiedzi Iana McEwana pochodzą z wywiadów dla: La Times, New Statesman, The Guardian, Canada.com

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: premiery i zapowiedzi