Nic nie jest takie, na jakie z pozoru wygląda. Przeczytaj fragment kryminału „Człowiek, który wyszedł z mroku” Davida Lagercrantza

19 maja 2022

„Człowiek, który wyszedł z mroku” to książka otwierająca nowy cykl powieściowy Davida Lagercrantza. Kontynuator bestsellerowej sagi „Millennium” Stiega Larssona tym razem stworzył duet inspirowany Sherlockiem Holmesem i Dr. Watsonem. Hans Rekke, światowej sławy profesor psychologii, i Micaela Vargas, młoda i ambitna policjantka, mają być współczesnymi odpowiednikami bohaterów powołanych do życia przez Arthura Conana Doyle’a.

Hans Rekke był niegdyś doskonale zapowiadającym się pianistą, jednak jego błyskotliwą karierę przerwało załamanie nerwowe. Obecnie jest profesorem psychologii specjalizującym się w technikach przesłuchań i psychopatii. Przenikliwy i działający nieszablonowo, a przy tym pełen sprzeczności, widzi więcej. Doskonale wychowany i kulturalny, pod płaszczykiem ogłady skrywa duszę dręczoną wewnętrznymi demonami. Tłumiona lekami i narkotykami choroba przekłada się na zaburzoną percepcję i odmienny sposób postrzegania rzeczywistości: w napadach manii jego psychika działa niczym papierek lakmusowy, rejestrując najdrobniejsze zmiany w otoczeniu.

Micaela Vargas jest z pochodzenia Chilijką, córką uchodźców politycznych, która wszystko zawdzięcza sobie, sile swojego charakteru i determinacji. Jej życie nawet teraz, kiedy jest szwedzką policjantką, to nieustająca walka ze stereotypami czy dyskryminacją. Wychowała się na sztokholmskim peryferyjnym blokowisku, słynącym z dużego odsetka migrantów oraz wysokiej przestępczości. Pracowita, wytrwała i nieustępliwa, patrząca dalej niż współpracownicy oczekujący szybkich efektów i pochwał. Obciążają ją sprawy rodzinne, ponieważ jej bracia są zamieszani w działalność przestępczą.

W pierwszej powieści nowej serii ta dwójka będzie musiała rozwiązać sprawę morderstwa, które może mieć daleko sięgające konsekwencje. Fragment książki przeczytacie poniżej.

Pięć

Potem Micaela próbowała sobie przypomnieć, co tak na­prawdę wiedzieli tamtego dnia, i było to oczywiście o wiele mniej, niż im się wydawało. Wtedy to morderstwo sprawia­ło wrażenie dość prostej sprawy, mimo całej swojej brutal­ności. Nie było w nim nic wyrafinowanego, żadnych oznak planowania czy dłuższych przygotowań.

Wówczas wszystko wskazywało na to, że doszło do wy­buchu dzikiego szału. Oczywiście to, że zdarzył się tuż po meczu piłkarskim, a ofiara cieszyła się pewną popularno­ścią, dodawało całej sprawie spektakularności.

Jamal Kabir miał trzydzieści trzy lata w chwili śmierci. Był dość przystojnym szczupłym mężczyzną o wyprosto­wanych plecach i nieco skrzywionej szczęce, która stanowi­ła ślad po przemocy i torturach, jakich doświadczył w Ka­bulu. Wielu świadków podkreślało, że emanował pewnym smutkiem, więc nie dziwiły krążące na jego temat pogłoski. Ale zespół śledczych słyszał o nim przeważnie same dobre rzeczy, wszyscy mówili, że był doświadczonym sędzią i pa­nował nad boiskiem podczas gry.

Za czasów reżimu talibów walczył o to, by chłopcy w Kabulu mieli prawo grać w piłkę nożną. Nie było to łatwe, jak opowiadał w Urzędzie do spraw Migracji. Reżim co chwilę ogłaszał nowe zasady: jaka ma być długość ręka­wów bluzy czy spodenek piłkarzy albo w jaki sposób mogą okazywać radość po strzelonym golu. Ale Kabir walczył o swoją sprawę. Uważał ją nawet za kwestię życiowej ko­nieczności, jak mówił. Wszelkie inne rozrywki były zakaza­ne. Micaela przeczytała na ten temat wszystko, co jej wpadło w ręce. Nie wolno było słuchać muzyki. Zakazany był też teatr czy oglądanie filmów. Książki palono. Kobiety były zamykane w domach albo musiały się chować pod burkami, a na miejskim stadionie Ghazi regularnie odbywały się eg­zekucje, jakby mord i okaleczanie ludzi miały zastąpić fut­bol i stać się nową rozrywką dla tłumów.

Najwidoczniej Kabir traktował swoją misję jako kwestię czysto egzystencjalną – zapewnienie ludziom wytchnienia. Organizował mecze i turnieje dla juniorów. Dzięki temu, jak twierdził, zyskał popularność. Ludzie przychodzili do nie­go i dziękowali. Ale równocześnie miał coraz większe pro­blemy z władzami. W końcu został aresztowany i poddany torturom. Istniało kilka znaków zapytania co do przeszłości Kabira, a Micaela uważała, że jego relacja o tym, jak został pojmany, nie była do końca wiarygodna. Ale Urząd do spraw Migracji uzyskał potwierdzenie, że talibowie rzeczy­wiście go prześladowali, nie było też wątpliwości co do tego, że okrutnie go torturowano.

Protokół sekcji zwłok stwierdzał złamania żeber i szczę­ki, które nie powstały w związku z morderstwem. Na prze­gubach dłoni miał sino zabarwione blizny po łańcuchach, a na jego klatce piersiowej widoczne były ślady odmrożeń. Bez wątpienia musiał znosić wielkie cierpienia, a mimo to zachował ducha walki. Po przybyciu do Szwecji w listopa­dzie 2002 roku właściwie od razu podjął swoją działalność z Kabulu. Z ośrodka dla uchodźców w miasteczku Spånga, gdzie go umieszczono, jeździł na okoliczne boiska piłkar­skie i nawiązywał kontakty z drużynami młodzików, które tam trenowały.

– To był mój sposób na przeżycie – mówił.

Przynosił piłki i rozstawiał pachołki. Udzielał rad i wy­głaszał pochwały, aż stosunkowo szybko dostał możliwość sędziowania w rozgrywkach juniorów i od razu było widać, że zna się na rzeczy. Ludzie zwracali na niego uwagę, pew­nie też dlatego, że na boisku poruszał się w szczególny sposób. Krok po kroku dostawał więc coraz bardziej odpo­wiedzialne zadania. W końcu sędziował nawet mecze w Allsvenskan, rozgrywkach juniorów w pierwszej lidze. W maju tego roku, trzy tygodnie przed śmiercią, dziennikarze z „Echa Sportu” nakręcili o nim reportaż. Dlatego też wielu kibiców na stadionie Grimsta go rozpoznało, kiedy drugiego czerw­ca wyszedł na murawę. Na pewno dlatego świadek Ruth Edelfelt, matka jednego z graczy, widziała w nim bohatera wojennego, a inni w nieco podniosły sposób mówili o jego mrocznej aurze.

Wiadomo było, że Kabir dostał właśnie mieszkanie na Torneågatan w Akalli i dodatkowo pracował w warsztacie motocyklowym, tak samo jak w Kabulu. Nikt w zespole nie wiedział, czy kiedykolwiek otrzymywał pogróżki albo cze­goś się bał. Najwyraźniej czuł się pewnie, kiedy gwizdkiem rozpoczynał mecz tuż przed godziną pierwszą, jak zawsze wyprostowany, patrzący śmiało wielkimi brązowymi ocza­mi. Mieli do dyspozycji dwa nagrania meczu. Każda druży­na filmowała na własne potrzeby – Djurgården i Bromma­pojkarna, siedemnastolatki – i na nagraniach było widać, że Kabir był skupiony i uważny. Czasem tylko spoglądał w górę na niebo.

W powietrzu wisiała burza. Jak na letni dzień było za­skakująco zimno, więc widzowie byli ubrani w kurtki lub dresy, wszyscy z wyjątkiem mężczyzny, który miał na sobie jedynie krótkie spodenki i błękitną koszulkę Napoli z napi­sem Buitoni. Ta koszulka była dla niego bardzo ważna. Mi­caela wiedziała o tym. Beppe bez ustanku gadał o świetno­ści Napoli w latach osiemdziesiątych, a koszulka była kopią stroju klubowego z czasów, kiedy z Maradoną w składzie drużyna wygrywała we włoskiej lidze.

Na początku koszulka była czysta, może nawet wypraso­wana, a sam Beppe tuż po rozpoczęciu meczu był w znakomi­tym humorze. Miał ku temu wszelkie powody. Był ojcem naj­większej gwiazdy na boisku, Maria Costy, więc przez cały czas kręcił się między ludźmi, popijał z zielonej butelki Gato­rade, która raczej nie zawierała wody, i chwalił się swoim sy­nem. Ale nie trwało to długo, bo jak często w jego życiu bywa­ło, nagle humor mu się zmienił. Na pewno wpływ miała na to pogoda: w środku drugiej połowy zaczęło lać, deszcz zacinał ukośnie z boku. Ale głównym powodem był sam mecz. Djur­gården udało się wyrównać zaledwie w cztery minuty. Giu­seppe zaczął wtedy pokrzykiwać, głównie na Kabira.

– Ty chyba głupi jesteś! Gwiżdż! – wrzeszczał, ale dłu­go nikt nie zwracał na to uwagi.

Ludzie koncentrowali się na innych rzeczach. Było dwa do dwóch, mecz robił się coraz bardziej emocjonujący i ostry, zwłaszcza w końcówce. Mario właśnie przejął piłkę tuż przed polem karnym, minął dwóch, trzech graczy i zło­żył się do strzału, kiedy został podcięty.

– Karny, kurwa jego mać, karny!!! – darł się Giuseppe i przypuszczalnie tym razem wyjątkowo miał rację.

Na filmie wszystko było widać jak na dłoni. Kabir spra­wiał wrażenie, jakby miał odgwizdać karnego, ale jednak tego nie zrobił. Nie było rzutu karnego, w polu bramkowym leżał kontuzjowany Mario, krzycząc z bólu, Giuseppe wbiegł na boisko i zaczęła się nieziemska awantura. Beppe szalał, jakby kompletnie postradał rozum i może dlatego tak wielu kibiców zapamiętało, że Jamal Kabir zachowywał się wyjąt­kowo godnie, przynajmniej tak sądziła Micaela.
(…)

David Lagercrantz „Człowiek, który wyszedł z mroku”
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 448

Opis: Każdy ma swoje mroczne tajemnice. Nie każdy potrafi je unieść. W Sztokholmie zostaje pobity na śmierć sędzia piłkarski. Zebrane dowody wskazują na porywczego ojca jednego z młodych piłkarzy. Starsi stażem policjanci chcą na tym etapie zakończyć śledztwo, ale młoda i ambitna policjantka, Micaela Vargas, wciąż ma wątpliwości. Kontaktują się więc z światowej sławy profesorem psychologii, Hansem Rekkem. Przenikliwy i działający nieszablonowo geniusz widzi więcej i szybko wywraca śledztwo do góry nogami. Okazuje się bowiem, że nic nie jest takie, na jakie z pozoru wygląda, a zamordowany nie był tym, za kogo się podawał. Czyżby ofiarę pomylono z katem? Śledztwo zmierza w niebezpieczne polityczne rejony: od tajnych więzień, gier wywiadów, przez wojny terrorystów, aż po najwyższe szczeble władzy. W trakcie prób rozwikłania tych mrocznych tajemnic między Micaelą i Rekkem zawiązuje się wyjątkowa relacja. Choć to zderzenie dwóch światów – wykształconego i kulturalnego przedstawiciela klasy wyższej z hardą, nieustępliwą policjantką z nizin społecznych – to ten wybuchowy duet uzupełniających się przeciwieństw staje się wkrótce solą w oku wszystkich zaangażowanych w śledztwo.

fot. mat. prasowe wyd. Wielka Litera


Tematy: , ,

Kategoria: fragmenty książek