Jak Jodorowsky, tyle że bez grafomanii

1 maja 2012

Dariusz Rzontkowski, Jerzy Ozga „Yorgi tom 1: Hipnagogiczny stan Yorgiego Adamsa”, Wyd. Kultura Gniewu
Ocena: 8 / 10

Po pierwsze – bardzo udatna komiksowa opowieść science-fiction rodzimej produkcji. Po drugie – choć rzecz oryginalna, to nawiązuje do kanonu gatunku w stopniu, który ucieszy każdego nerda. Po trzecie – powrót do komiksu Jerzego Ozgi. To już trzy powody, dla których wskazane jest po „Yorgiego” sięgnąć. Kolejne odkryją się same w trakcie czytania.

„Yorgi” to duszna dystopia rozgrywająca się w odległej przyszłości. Ludzkość okazała się bardziej wytrzymała od karaluchów i przetrwała wielką wojnę, choć na liście strat znalazły się aż dwie unicestwione planety. Teraz, dzięki hodowli biologicznych części zamiennych, każdy może być nieśmiertelny. W międzyczasie homo niekoniecznie-sapiens rozplenił się i na inne ciała astralne, zrzeszone w międzygwiezdnej federacji zwanej Ligą Siedmiu Planet. Całym tym systemem zawiadują wszechpotężne korporacje (bo kto inny?), którym władze zapewnia produkcja farmaceutyków i nowych bebechów dla spragnionego ludu. Wizja tyleż ponura, co niepozbawiona logicznego uzasadnienia.

I właśnie w ten świat rzucony zostaje bohater. Yorgi Adams, jedyny ocalały z elitarnego oddziału Świetlnych – komandosów, których krążące w krwi nanoroboty czyniły niepokonanymi w walce. U schyłku wielkiej wojny podjęto decyzję o pozbyciu się superżołnierzy i po sfingowanym procesie wyeliminowano ich niemal co do jednego. Yorgi, przywrócony do życia i wyleczony z kalectwa (czy tylko mnie przychodzi na myśl skojarzenie z bohaterem „Trylogii Nikopola” Bilala, otrzymującym – podobnie jak Adams – nową nogę?), chce zemścić się na swoim dawnym przełożonym. Dowiaduje się jednak także o istnieniu osobliwej rasy żyjącej na marginesie jurysdykcji Ligi, która ponoć jest w stanie nawiązać kontakt z bogiem. No i mamy zawiązującą się intrygę…

Scenariusz Dariusza Rzontkowskiego porównano już wszędzie do twórczości Philipa K. Dicka, chociaż równie wiele zdaje się zawdzięczać Alejandro Jodorowsky’emu. Na szczęście bez grafomanii Chilijczyka ani jego pretensji do pisania jakiejś techno-biblii. Mroczna przyszłość, a w niej ludzie odsączeni z emocji i wykastrowani z ducha. Niekończąca się narkotyczna faza wpędziła wszystkich w morfiniczny stupor, a poubierani w zgrzebne kombinezony majaczą na ulicach jak bezpłciowe duchy. Dopiero na planecie rozkoszy dają upust chuci w seksualnych bachanaliach. Nowy wspaniały świat jako cieplarnia mentalnych wraków ze sztucznymi trzewiami w środku.

No i wreszcie ilustracje Ozgi, artysty zaliczanego niegdyś do kultowej triady polskiego komiksu obok Truścińskiego i Gawronkiewicza. Czarno-białe, trochę moebiusowskie w formie, choć zdecydowanie odległe od stosowanej przez niego techniki czystej linii. Specjalnością Ozgi jest raczej masa precyzyjnie położonych kresek, z których zlepione są nawet cienie. Każdy kadr w „Yorgim” musiał zostać okupiony żmudną pracą. I także dlatego robi imponujące wrażenie.

Dlaczego powinno się „Yorgiego” przeczytać? Trzy powody przytoczyłem już na wstępie. Cała reszta jest wewnątrz komiksu.

Sebastian Rerak

Gdzie kupić:
Kup komiks w księgarni Selkar
Kup komiks w księgarni Lideria

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: recenzje