Polski portret – wywiad z Kubą Wojtaszczykiem
Nie taka Polska straszna, jak ją malują – twierdzi Kuba Wojtaszczyk. Wywiad z autorem, który kilka tygodni temu zadebiutował powieścią „Portret trumienny”.
Milena Buszkiewicz: Czy ta nasza Polska jest naprawdę taka okropna i paskudna, że trzeba ją nieustannie besztać i krytykować?
Kuba Wojtaszczyk: Myślę, że nie. Taka jest specyfika głównego bohatera książki, Aleksa, który jest osobą negatywną. Posunąłbym się do określenia, że nie lubię Aleksa i mam na temat Polski inne zdanie niż on. Na pewno nie stoję po stronie prawicowej, zamkniętej, ale niekoniecznie widzę nasz kraj w złym świetle.
Jaka jest w takim razie kondycja tego kraju?
Jesteśmy narodem pełnym sprzeczności. Z jednej strony spotykamy otwarte osoby, które dążą do zmian, a z drugiej mamy Korwina i jego zastęp licealistów. Oczywiście mi bliższa jest lewa strona i chciałbym aby to ona miała większy wpływ na to, co dzieje się w Polsce. Generalnie na co dzień nie zajmuję się polityką i nie chciałbym się w nią zagłębiać, ale z pewnością powinno być bardziej lewicowo.
Dzisiaj mamy czwartego czerwca, Barack Obama właśnie wyleciał z Polski. Obchodzimy 25. rocznicę wolności. Faktycznie jesteśmy teraz wolni? Co myślisz na temat takiej rocznicy?
Super rocznica. Oczywiście to, co wydarzyło się dwadzieścia pięć lat temu jest wyjątkowo istotne. Komuna odeszła. Młodzi ludzie darzą tamten okres sentymentem. Na szczęście jest to w bezpiecznej, popkulturowej wersji, np. moda na sklepy typu Pan tu nie stał, MamSam itd., to jest fajne. Dobrze, że te elementy pozostały w naszej pamięci. Świetne jest też to, że czerpiemy wiedzę o komunie od naszych rodziców czy dziadków. Ale wolna Polska, w której jesteśmy, jest na pewno czymś lepszym, tylko chciałbym abyśmy szli bardziej na Zachód, a niekoniecznie pozostawali w naszej gnuśnej rzeczywistości.
Mówisz o gnuśnej rzeczywistości, to jest właśnie rzeczywistość twojej książki.
Wiele osób mówi mi, że to jest ich rzeczywistość. Taką ją zaobserwowali, w takiej się wychowali. Wydaje mi się, że jednak wszystko to, co przedstawiłem w książce, jest uniwersalne. Większość z nas taką rzeczywistość dostrzega, kiedyś w niej była, gdzieś ją widziała. Ta opisana przeze mnie gnuśność jest oczywiście przekoloryzowana, ale, w mniejszym lub większym stopniu, może być to rzeczywistość każdego z nas.
Z jednej strony opisane przez ciebie realia są w wersji hiper, z drugiej ? są bardzo stereotypowe. Dlaczego pogłębiasz stereotypy na temat wsi, środowisk homoseksualnych?
Mamy tam dwa światy, w zasadzie trzy. Świat Aleksa, rodziny z małego miasteczka, ale i świat Sabiny i rzeźbiarza. Ani główny bohater, ani jego rodzina nie chcą poznać się nawzajem. Operują stereotypami. Tak jak Aleks postrzega ich jako ograniczonych, zapatrzonych w kościół, tak jego rodzina, zwłaszcza brat, mówi, że Aleks obraca się w środowisku ćpunów, gejów i nie wiadomo kogo jeszcze, bo tak postrzega świat artystyczny, którego nie chce znać i który uważa za z góry zły i niepotrzebny. Bohaterowie operują tymi stereotypami, ponieważ nie dążą do poznania siebie nawzajem. Żeby pojawiło się porozumienie między nimi, potrzebny jest dialog.
Mamy jeszcze Sabinę, która ma swój świat, przyjeżdża do miasteczka na urodziny matki tylko po to, by powspominać. Rodzinę postrzega przez pryzmat melancholii, jest zamknięta w przeszłości, nie chce zmian, nie chce kompromisów, nie interesuje ją żadna ze stron. Sabina jest najbardziej bierna ze wszystkich bohaterów.
Powiedziałeś, że w tej społeczności brakuje dialogu, ale w twojej książce nie ma nawet propozycji takiego dialogu, a jego brak jest fatalny w skutkach. Czy końcowa scena jest jedynym rozwiązaniem?
Oczywiście, że nie (śmiech). Całe to przerysowanie bierze się ze snu Aleksa, a nie z rzeczywistości. Wszystko to, co ujawnia się w jego głowie, nie musi być tak ekstremalne w prawdziwym życiu.
Uważam, że warto dochodzić swoich racji poprzez dialog, a nie siłę, co jest domeną skrajnej prawicy. Jednak nie chciałbym wchodzić na tematy polityczne.
Jednak zaangażowanie polityczne jest bardzo ważne, zwłaszcza w aspekcie środowiska homoseksualnego.
Zgadza się. Jednak w przypadku książki orientacja seksualna Aleksa jest zupełnie nieistotna. Dla mnie orientacja seksualna kogokolwiek jest równorzędna. Nie wywyższam głównego bohatera, bo jest homoseksualny ani nie wywyższam innych osób, bo są heteroseksualne. On po prostu jest gejem i nikomu nic do tego. Jego homoseksualizm nie jest przepracowywany w książce, on po prostu jest, a Aleks go akceptuje. Rodzice pewnie nie, ale oni o orientacji syna nie wiedzą.
Właśnie, czy Aleks w takim razie w pełni akceptuje siebie, skoro rodzice nie wiedzą o jego orientacji?
Dla niego jest to naturalne. Nie zwierza się rodzinie, ale działa to dwutorowo, oni też z nim nie rozmawiają. W książce pojawia się taki fragment, w którym Aleks wyobraża sobie, że ma normalną rodzinę, żonę i dzieci. Jest to bardziej jego wyobrażenie, co by powiedzieli na to rodzice, brat z bratową.
Ale z drugiej strony deklaruje on, że nie będzie miał żadnych dzieci, że ich nie lubi, bo to paskudztwa…
Aleks nie lubi całego świata. Nie jest pozytywną postacią, jest bardzo zepsuty, ale i niedowartościowany. W rodzinie panuje rozłam pokoleniowy, jest aż około dwadzieścia lat różnicy między rodzeństwem. Aleks nie ma wspólnych wspomnień z Sabiną i bratem. Nie może uczestniczyć w rozpamiętywaniu przeszłości, bo po prostu jej nie zna. Nie przynależy do świata rodziny. Podobnie „w wielkim świecie” jest tylko szeregowym pracownikiem w galerii, w której pracuje. Oczywiście aspiruje na „salony” sztuki, ale zwyczajnie do nich nie dorasta.
On przecież kpi ze sztuki.
Zgadza się, kpi.
Jaka jest zatem kondycja sztuki współczesnej?
Polskie akademie kształcą artystów i artystki porównywalnych poziomem do twórców i twórczyń z Zachodu. Jednak nasz rynek sztuki diametralnie różni się od tego zachodniego.
Czytając tę książkę, trudno uciec od tego, że Aleks jest gejem. Wspomniałeś, że jego seksualność nie jest istotna, ale już pierwsza scena, pierwsza strona mówi o homoseksualizmie. Ten wątek cały czas się powtarza. Bohater jest takim typowym wielkomiejskim gejem, w rurkach z płócienną torbą… Pokutuje taki stereotyp.
On jest przede wszystkim dobrze ubrany (śmiech). Mówi też, że nie przynależy do świata homoseksualnego w mieście, w którym żyje. Blondyn, jego chłopak – tak, on nie.
Blondyn lubi tańczyć na rurze, Aleks nie bardzo. Jednak od geja, który tańczy na rurze do przeciętnego faceta, po którym nie da się poznać jego orientacji, jest jeszcze daleka droga. Mam wrażenie, że jednak Aleks jest trochę przegięty, pojawiają się sygnały manifestacji jego seksualności.
Myślę, że nie. Jeżeli Aleks byłby heteroseksualny, zakochał się w dziewczynie swojego brata, to nie byłoby w ogóle różnicy.
Jednak dla odbiorcy jest to duża różnica.
Ta książka nie jest o seksualności. Będę się nadal trzymał tego, że postać Aleksa nie zmieniłaby się, gdyby był heteroseksualny. Wszystko zależy od tego, jak odbiera się tematykę gejowską. Nie przepadam za filmami i książkami na ten temat, ponieważ najczęściej uderzają one mocno w seksualność, prezentują dużo seksu, a mało prawdziwego życia. To, że życie obraca się tylko dookoła seksu, nie do końca jest prawdą. Moja książka jest wyprana z seksualności jako takiej, znajduje się w niej tylko jedna scena wprost seksualna ? na samym początku, i faktycznie Alex podkochuje się w rzeźbiarzu, ale nie jest to też ekstremalne. Seksualność w „Portrecie trumiennym” nie do końca ma znaczenie i pisałem to z taką myślą. A jak książka zostanie odebrana, to już nie ode mnie zależy.
Nie jest to literatura stricte gejowska, nie jest zaangażowana… Zatem dlaczego ta książka powstała? Co ona miała na celu?
Pisałem ją dwa lata temu i nie pamiętam dokładnie, jaka była pobudka jej powstania. W nowej książce odszedłem już od wątków z „Portretu”. Pewnie były one dla mnie ważne w momencie, kiedy tworzyłem tę powieść. Powstała ona też trochę dla zabawy, jest śmieszna ? nie oszukujmy się. W niektórych momentach sam się dobrze bawiłem. Pociągała mnie kontra pomiędzy małym miasteczkiem, które znam z obserwacji, a wielkomiejskim gejem, który myśli, że jest pępkiem świata, a nie jest, bo jest zwykłym chłopakiem. Nawet nie bardzo inteligentnym, skoro w tak dużym stopniu posługuje się stereotypami. Jest to również ukazanie tego, że wszyscy jesteśmy siebie warci.
Zdecydowałeś się na self-publishing, czyli wydanie książki z własnym wkładem finansowym.
Tak, zdecydowałem się wydać książkę w nowo powstałym wydawnictwie Simple Publishing. Na szczęście mój wkład finansowy był niewielki.
Czyli proces wydawniczy był podobny do standardowego. A czy próbowałeś wydać „Portret” gdzie indziej?
Ta książka faktycznie wędrowała do różnych wydawnictw. Ale wtedy byłem jeszcze nieopierzony, studiowałem, to wszystko było robione po łebkach. Wydaje mi się, że teraz dojrzałem. Dostałem też pozytywne opinie o tej książce.
I pomimo, że pierwszy nakład jest niewielki, to mogę się pochwalić świetnymi patronatami medialnymi, Bartosz Żurawiecki napisał rekomendację „Portretu”, a sama książka została zilustrowana przez Leszka Pietrzaka.
Wydaje mi się, że warto było wydać „Portret” i że przyczyni się on do szybkiego pojawienia się na rynku mojej następnej książki, ale już gdzie indziej, w większym nakładzie.
Masz już drugą książkę?
Nosi tytuł „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”.
Kolejny pozytywny tytuł?
Książka jest w miarę pozytywna (śmiech). Akcja dzieje się w Poznaniu, główny bohater to Witold Szpak, który myśli, że jest porzuconym dzieckiem brytyjskiej rodziny królewskiej. Witek jest pewny, że zostawiono go na polskiej wsi w latach 80., uważa się za lorda, ma niewidzialną kuchtę. Wynajmuje pokoje w swoim mieszkaniu w Poznaniu, bo nie ma już pieniędzy ze spadku. Właśnie zacząłem szukać wydawcy.
Rozmawiała: Milena Buszkiewicz
fot. Kamila Kobierzyńska
TweetKategoria: wywiady