Diable, stróżu mój…

26 lipca 2012

Jerzy Szyłak, Jakub Babczyński „Prawdziwy przyjaciel”, Wyd. Timof i cisi wspólnicy
Ocena: 3 / 10

Etatowy mąciciel literacki powraca w nieco odmiennej niż zazwyczaj roli. W opublikowanym nakładem wydawnictwa Timof komiksie „Prawdziwy przyjaciel” rzekomy inspirator wszelkich grzechów i grzeszków ludzkości pojawia się pod postacią? diabła stróża.

Główny bohater opowiastki, Tymek, to niewyróżniający się wcale z długiego szpaleru fikcyjnych poprzedników, seryjny morderca. Cichy, łysiejący posiadacz kawalerki, który panicznie boi się kobiet, co sprawia, że jest samotny niczym nóż do patroszenia zwierzyny w kuchennej szufladzie. Swoje kompleksy przepoczwarza w agresję, a jeśli już mowa o agresji, to przecież najlepiej skierować ją wobec obiektu swych lęków, czyli płci nie tylko piękniejszej, ale co najważniejsze – słabszej. I kiedy Tymek znalazł się już na dobrej drodze, aby wspiąć się na szczyt morderczej kariery zwany powszechnie dożywociem, w jego życiu pojawił się nie kto inny, jak sam diabeł, który nie tylko doradzi i pomoże, ale nawet schłodzonego kielicha wspólnie przy naradzie wypije. Ot, prawdziwy przyjaciel.

Zamysł fabularny – wydawałoby się ? intrygujący, szybko zostaje pogrzebany pod stertą absurdów i niedorzeczności, które plasują ten komiks w kategorii nieprzyswajalnych. Tu nie tylko morderca jest nijaki, ale również jego diabeł stróż nie potrafi porządnie rozwinąć ogona. Autorzy pozbawili rogatego najważniejszych atrybutów ? przebiegłości i porażająco uwodzicielskiej inteligencji. Jego przemowy trącą cymbałowatym mizoginizmem, a pomysły wołają wręcz o pomstę do piekła (propozycja wyniesienia bezwładnej prostytutki do parku, gdy przed chwilą wspominało się o wścibskiej sąsiadce i pijaczku, który leży nieopodal w zaułku, jest przynajmniej nielogiczna). Na niektóre wady rzeczonego można by zapewne przymknąć oko, gdyby był on jedynie wymysłem chorego umysłu Tymka, przeczyć takiemu rozwiązaniu zdają się jednak metafizyczne akcenty zastosowane w zakończeniu.

„Prawdziwy przyjaciel” to drugie po „Balladzie o Eulalii” wspólne dokonanie Szyłaka i Babczyńskiego, chociaż chronologicznie rzecz ujmując – pierwsze (komiks powstał bodaj dziewięć lat temu, teraz wprowadzono do niego jedynie niewielkie poprawki). Paradoksalnie, obaj autorzy o wiele lepiej sprawdzają się w projektach, przy których nie muszą pracować razem. Babczyński dużo swobodniej czuje się w groteskowej kresce, przypominającej nieco dokonania Tadeusza Baranowskiego, niż rzekomo realistycznych rysunkach, które rażą chociażby niekonsekwencją w konturowaniu. Wprawdzie charakteryzują się pomysłowym kadrowaniem, ale trudno ocenić, czy to zabieg maskujący braki warsztatowe (większość postaci uchwycona jest z przodu albo z profilu), czy przemyślana artystyczna koncepcja. Natomiast Szyłak niejednokrotnie udowodnił, że potrafi pisać sprawne warsztatowo (np. „Szminka” i „Szelki”), a czasem wręcz bardzo dobre scenariusze („Rewolucje na morzu”), aniżeli podobne do omawianego tutaj „potworki”. O ile Babczyńskiemu można jeszcze wybaczyć („Prawdziwy przyjaciel” był jego pierwszym pełnowymiarowym komiksem), o tyle od Szyłaka, zawodowego teoretyka komiksu, pewna selektywność jest obligatoryjnie wymagana.

Ironicznie rzecz ujmując, albumik ma oczywiście swoje zalety – pierwszą i najważniejszą jest cena (niecałe trzynaście złotych), drugą zaś objętość (czterdzieści i kilka stron, nawet przy uważnym prześledzeniu ilustracji, czyta się błyskawicznie). Znajdzie on jednak swoje miejsce jedynie na półkach zapalonych komiksiarzy, reszta najzupełniej w świecie może się bez niego obejść, a zapewne nawet powinna, aby nie wyrobić sobie o komiksie jako takim albo jego twórcach niesłusznie krytycznego zdania.

Artur Maszota

Gdzie kupić:
Kup komiks na stronie wydawnictwa

Tematy: , , , ,

Kategoria: recenzje