7 niepoprawnych adaptacji dzieł literatury w reżyserii Terry’ego Gilliama

18 lipca 2018


Choć Terry Gilliam od młodości dużo czyta, ma dość osobliwe podejście do reżyserowanych przez siebie adaptacji: stara się unikać zaglądania do pierwowzorów literackich do czasu, aż dany film zostanie ukończony. „Zwykłe powielanie nigdy mnie zbytnio nie interesowało. Dlatego wolę odnosić się do mojego prawdopodobnie niepoprawnego wyobrażenia o czymś niż do faktycznego stanu rzeczy” ? tłumaczy reżyser. „W ten sposób mogę być pewien, że nikogo nie plagiatuję, bo moja praca opiera się na przedsmaku, na wspomnieniu z przeszłości, które będę miał o tych rzeczach”.

Przyjrzyjmy się zatem siedmiu niepoprawnym adaptacjom dzieł literatury, które zrealizował Terry Gilliam.

1. „Jabberwocky”(1977)

Samodzielny debiut Terry’ego Gilliama (poza działaniami w ekipie Monty Pythona) powstał na bazie absurdalnego wiersza Lewisa Carrolla zamieszczonego w powieści „Po drugiej stronie lustra”, który traktował o zabiciu potwora zwanego Jabberwocky. Jak reżyser wspomina, powalił producenta na kolana swoim niezwykle dopracowanym planem produkcji filmu: „Mamy ośmiowersowy wiersz, mamy potwora, zaczynajmy!” Trzeba było oczywiście napisać scenariusz, w czym pomocny okazał się Chuck Alverson. Zamiarem Gilliama „Jabberwocky” miał być całkowitym przeciwieństwem estetyki kultywowanej w Hollywood. „Można powiedzieć, że w moim dążeniu do tego, aby każdy miał krzywe zęby i był otoczony wielkimi kupami łajna, stałem się bardziej brytyjski niż Brytyjczycy” ? komentuje. „Podobał mi się też pomysł konfliktu dwóch bajek, więc jest w nim tradycyjne szczęśliwe zakończenie, w którym Michael Palin żeni się z księżniczką i włada połową królestwa, choć to niewłaściwe szczęśliwe zakończenie, bo w tym wypadku chciał ręki grubej sąsiadki, która jadła ziemniaki i traktowała go jak gówno”. „Czysta perwersyjność tego pomysłu”, jak określa to Gilliam, doskonale oddaje klimat wiersza. Warto nadmienić, że chociaż od strony estetycznej film miał być hołdem złożonym Brueglowi i Boschowi, wstępna wersja plakatu do „Jabberwocky” inspirowana była ilustracją Johna Tenniela z kontynuacji „Alicji w Krainie Czarów”.

2. „Brazil” (1985)

Zgodnie ze słowami samego reżysera „Brazil” miał być satyryczną wersją „Roku 1984” Orwella i pokazywać „zainspirowaną latami 40. wizję Wielkiej Brytanii późnych lat 80”. „Chodziło o przedstawienie w staromodnym, orwellowskim stylu takich totalitarnych wybryków, na które Ameryka w najlepszym razie przymykała oko, a w najgorszym sama je inicjowała w Ameryce Łacińskiej” ? dodaje Gilliam. W pierwszej wersji projekt nosił nawet tytuł „1984 ?”, nawiązując jednocześnie do książki Orwella i „8 ?” Felliniego, ale w międzyczasie do kin weszła ekranizacja „Roku 1984”, więc trzeba było zrezygnować z tego pomysłu.

3. „Przygody barona Munchausena” (1988)

Film inspirowany legendą barona Munchausena i luźno nawiązujący do dwóch XVIII-wiecznych dzieł opisujących jego fantastyczne przygody, które opracowali Rudolf Erich Raspe i Gottfried August Bürger. Bardziej jednak niż literackim pierwowzorem Gilliam zainteresował się czeskim filmem „Baron Prášil” („Przygody Munchausena”) z 1961 roku w reżyserii Karela Zemana, a potem George Harrison pokazał mu inną wersję tej historii wyprodukowaną przez Josepha Goebbelsa. „Te rzeczy zawsze tak się łączą. Coś pływa w eterze i nagle ktoś inny zabiera się za to od zupełnie innej strony, i lecisz” ? zauważa reżyser. Gilliam zwraca uwagę na fizyczne podobieństwo między baronem Munchausenem a innym ważnym dla niego bohaterem literackim ? Don Kichotem: „Ci dłudzy, wychudzeni marzyciele to dwie strony medalu, zaś różnica między nimi polega na tym, że Munchausen jest kłamcą, a Don Kichot wierzy”.

4. „Las Vegas Parano” (1998)

To stosunkowo wierna, jak na Terry’ego Gilliama, adaptacja książki. Być może dlatego, że powieść Huntera S. Thompsona reżyser odebrał bardzo osobiście. „Dla mnie 'Lęk i odraza’ ubierała w słowa wszystko, co czułem na temat kresu amerykańskiego snu, a z osobistego punktu widzenia ciekawe było to, że zdawała się podchwytywać historię mojej byłej ojczyzny mniej więcej w tym samym punkcie, w którym ja ją zostawiłem” ? tłumaczył. Do nakręcenia filmu na podstawie kultowej książki nakłaniało Gilliama wielu ludzi, w tym jego dobry kolega i wieloletni współpracownik Thompsona Ralph Steadman. Reżyser dał się namówić dopiero, gdy w obsadzie znaleźli się Johnny Depp i Benicio Del Toro. „Scenariusz napisaliśmy w osiem dni (no dobra, dziesięć z poprawkami) i choć nie myśleliśmy o purystach, którzy byliby śmiertelnie obrażeni, bo opuściliśmy jakiś przecinek czy wykrzyknik, sam Hunter nie wydawał się mieć obiekcji co do naszych wysiłków” ? mówi. Tym, którzy zarzucają, że Deep zagrał pisarza i zarazem głównego bohatera w zbyt przejaskrawiony sposób, Gilliam odpowiada: „To oczywiste, że nigdy nie widzieli Thompsona na żywo”. W epizodycznej roli w filmie pojawił się sam autor książki. Sprawił filmowcom na planie sporo problemów ? rzucał bułkami, nie dał się usadzić na krześle i robił wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę ? i dopiero posadzenie naprzeciwko pięknej statystki sprowadziło go migiem na miejsce. „Przekonywanie Huntera, żeby obejrzał film, przypominało próby zwabienia kojota do budki telefonicznej. Wszyscy byliśmy przerażeni, że mu się nie spodoba. Wyszło na to, że on bał się jeszcze bardziej, i kiedy organizowaliśmy dla niego pokazy, wciąż wynajdował sposoby, żeby się od nich wymigać. W końcu osaczyliśmy go w domowej sali projekcyjnej kolegi w Aspen i na szczęście (…) ktoś był na miejscu i nagrał moment, kiedy zapalono światło, a Hunter po prostu leżał na podłodze i wył ze śmiechu” ? wspomina Gilliam. „Był dziwny ? ogromnie go podziwiałem, ale wolałem zachwycać się nim z oddali”.

5. „Nieustraszeni bracia Grimm” (2005)

Gilliam nazywa baśnie braci Grimm jednym z dwóch solidnych fundamentów, na których zbudowany był dom jego młodocianej wyobraźni (drugim była Biblia w wersji króla Jakuba). „Kiedy zabrałem się za tworzenie 'Nieustraszonych braci Grimm’, zakładałem, że od czasu pierwszej publikacji teksty Grimmów nabrały dodatkowych warstw ozdobników i fałszywej patyny, i bardzo mi zależało, żeby się ich pozbyć” ? opowiada reżyser. Choć później odkrył, że to bracia osobiście poddali swoje teksty cenzurze, przywrócił ich historii pierwotny, mroczny charakter. „Nie ma nic złego w tym, że baśnie szokują i przerażają dzieci (i dorosłych, jeśli już o tym mowa). A to dlatego, że samo życie (…) jest tak naprawdę straszne, a baśnie są jedną ze strategii, które ludzkość wymyśliła, żeby się na to przygotować” ? twierdzi Gilliam.

6. „Kraina traw” (2005)

To kolejna stosunkowo wierna ekranizacja powieści. Co więcej, reżyser na pewno przeczytał ją przed podjęciem decyzji o sfilmowaniu. Autor książki, Mitch Cullin, rok przed premierą wysłał manuskrypt do Gilliama, licząc, że może uda mu się uzyskać notkę polecającą na okładkę. Filmowiec nie tylko pochwalił „Krainę traw”, ale też wyraził chęć przeniesienia jej na ekran. Reżyser żartuje, że projekt ten dał mu szansę na odnowienie kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem, które zawsze podejrzewał o bycie dziewczynką. „Pogląd, że dzieci są zawsze takimi niewinnymi, bezbronnymi stworzonkami to bzdura. Konstrukcja dzieci jest taka, że mają się odbijać, kiedy je upuścisz. Są zaprojektowane, żeby przetrwać” ? mówi Gilliam w kontekście głównej bohaterki filmu.

7. „Człowiek, który zabił Don Kichota” (2018)

Powstający ponad 25 lat projekt, który przez długi czas uchodził za jedną z największych katastrof na planie filmowym. Perypetie ekipy przypominały biblijne plagi lub nieszczęścia zesłane na Hioba, a uwiecznione zostały na kamerze w dokumencie „Zagubiony w La Manchy”. „W przypadku 'Don Kichota’ moje utożsamianie się z bohaterem i jego nieudaną próbą spełnienia romantycznego marzenia było tak absolutne, że sam film stał się balonem w głowie z papier mâché” ? zauważa reżyser. Nie myślcie jednak, że przez te wszystkie lata zdążył zapoznać się z losami błędnego rycerza w wersji książkowej. „Ludzie twierdzący, że 'Don Kichot’ jest nudny jak flaki z olejem (do tej grupy z pewnością zaliczyłbym Hiszpanów, którzy omawiają tę książkę w szkole i tym samym od dziecka jej nienawidzą), zazwyczaj nie czytali tłumaczenia Tobiasa Smolletta. Ja też go nie czytałem, ale ważne jest to, że wiem o jego istnieniu” ? przyznaje rozbrajająco Gilliam. Po długich latach i kilkukrotnych modyfikacjach scenariusza projekt udało się wreszcie doprowadzić do skutku. W nowej wersji główny bohater nie przeniesie się do XVII wieku, jak początkowo zakładał reżyser, lecz trafi do małej hiszpańskiej wioski, gdzie jeden z mieszkańców żyje w przekonaniu, że jest Don Kichotem.

Wszystkie powyższe wypowiedzi pochodzą z autobiografii Terrry’ego Gilliama „Gilliamesque”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Planeta. Reżyser z cierpkim humorem i na bakier z polityczną poprawnością opisuje w niej swoje życie od pozbawionego wygód dzieciństwa spędzonego na pustkowiach Minnesoty, przez awangardową kontrkulturę Nowego Jorku, Londynu i Los Angeles lat 60. i 70., współpracę z szaloną grupą Monty Pythona, aż po filmy kręcone po dzień dzisiejszy. Z racji tego, że Gilliam był również rysownikiem i animatorem, książka pełna jest nigdy wcześniej niepublikowanych ilustracji, projektów, szkiców, a także archiwalnych zdjęć, które pozwalają lepiej poznać twórczość tego barwnego artysty. Na kartach autobiografii pojawiają się m.in. George Harrison, Robin Williams, Jeff Bridges, Robert de Niro, Johnny Depp, Heath Ledger, ekipa Monty Pythona, Woody Allen, Frank Zappa, Robert Crumb i Hunter S. Thompson. Książka, której współautorem jest Ben Thompson, została opublikowana w przekładzie Adama Czarnieckiego.

Zebrał i opracował: Artur Maszota

Tematy: , , , , , , , , , , , , , , , ,

Kategoria: zestawienia