12 twarzy Leopolda Tyrmanda

18 stycznia 2017


Leopold Tyrmand był człowiekiem o wielu talentach i umiejętnościach. Część wynikała z jego wrodzonych predyspozycji, inne nabył w trakcie swojego bujnego życia, w którym parał się różnymi zajęciami. Wszystkie one złożyły się na jego legendę sportretowaną w „Biografii Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie” przez Marcela Woźniaka.

1. Architekt

Tyrmand potrafił nieźle rysować, był przy tym zdeklarowanym humanistą. To sprawiło, że jako stypendysta w 1938 roku rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu na kierunku architektura wnętrz. Uczył się pod okiem jednego z lepszych francuskich architektów, Marcela Chappeya. I choć po pierwszym roku zdecydował się, by porzucić architekturę na rzecz nauk politycznych (wojna pokrzyżowała te plany), tego, czego nauczył się przez ten rok, nie zapomniał nigdy. Wiele lat później wykorzystał te umiejętności do zaprojektowania domu, który wybudowali z trzecią żoną w Rockford w Stanach Zjednoczonych.

2. Pisarz

Z pisania Tyrmandowi udało się utrzymywać niemal przez całe swoje życie. Był reporterem, autorem powieści, recenzentem, felietonistą, publicystą. Spełniał się w pracy dziennikarza w Polsce, a potem też w Stanach Zjednoczonych – debiutował w „New Yorkerze”, nie lada gratka dla świeżo upieczonego polskiego imigranta. To, co stanowiło o wartości jego tekstów, to niezwykły zmysł obserwacji i umiejętność zgrabnego ubierania ich w słowa. Ale jego styl nie każdemu odpowiadał: byli i tacy, którzy „Złego” – książkę, po którą w księgarniach ustawiały się kolejki – uznawali za efekt grafomanii autora, a tak dużą liczbę stron przypisywali stawce, którą ten miał dostawać od objętości tekstu. Ale twórczość Tyrmanda nie potrzebowała poklasku kapryśnych recenzentów – obroniła się sama.

Tyrmand w tłumie widzów Pucharu Davisa, piszący zapamiętale na maszynie.

3. Poliglota

Studia w Paryżu, potem wojenna zawierucha, która zawiodła go w wiele rejonów Europy, a do tego ambicja i łatwość w przyswajaniu nowych języków. Wszystko to sprawiło, że Tyrmand mógł pochwalić się mianem prawdziwego poligloty. Znał francuski, norweski, niemiecki, rosyjski i angielski. Te umiejętności sprawiły, że w 1948 roku został oddelegowany jako korespondent na wrocławski Światowy Kongres Intelektualistów, na którym spotkał takie sławy, jak Michaił Szołochow, Irena Joliot-Curie czy… Pablo Picasso!

4. Kelner

Jak mówi trzecia żona pisarza, Mary Ellen, nie lubił być nazywany pisarzem, on był „byłym kelnerem”. Skąd się to wzięło? W trakcie wojny młody Tyrmand pracował w ekskluzywnym hotelu we Frankfurcie właśnie jako kelner. Umiejętności, których nabył przez dwa lata pracy, wykorzystywał wielokrotnie: w domu podawał do stołu z gracją i wszelkimi ku temu talentami. Ale był też okrutnym obserwatorem pracy innych. Jego przyjaciele często wspominali, jak podczas spotkań w restauracjach, potrafił wytykać błędy w sztuce kelnerom.

Tyrmand i Picasso (malarz trzyma w rękach „Przekrój”).

5. Wilk morski

Podczas wojny Tyrmand głowił się, jak dostać się do Wielkiej Brytanii – miejsca, gdzie w końcu byłby bezpieczny. W połowie 1944 roku zaokrętował się jako marynarz pokładowy na statku, który płynął z Niemiec do Szwecji. Niestety plan ucieczki spełzł na niczym – Tyrmand wpadł w ręce Gestapo i trafił do obozu jenieckiego w Grini.

6. Niespełniony twórca komiksów?

Jak niesie wieść miejska, Tyrmand w czasie, kiedy rodził się w nim pomysł na napisanie „Złego”, nie wiedział, jaką formę przybierze historia, którą chciał opowiedzieć. Podobno zjawił się któregoś razu w redakcji pisma „Dookoła świata” i opowiedział redaktorom o planie napisania… komiksu! Kazimierz Koźniewski, który miał być świadkiem tej sytuacji, twierdzi, że to on namówił pisarza, by posłużył się jednak swoim najmocniejszym orężem – prozą.

7. Pierwszy jazzman

Tyrmand i jazz spotkali się już w latach 20. w Warszawie, ale miłość narodziła się między nimi dopiero w Paryżu. To tam autor „Złego” dowiedział się, czym jest jam session, a potem, zaraz po wojnie, podzielił się tą wiedzą z warszawiakami. Był prawdziwym guru w temacie muzyki jazzowej: organizował pogadanki, słuchania płyt. W 1957 wydał też „U brzegów jazzu”, książkę, którą każdy fan jazzu nad Wisłą po prostu musiał znać. Został pierwszym prezesem Jazz Clubu w Polsce. Stworzył festiwal Jazz Jamboree, a przy tym jego nazwę. Wymyślił także motyw przewodni, którym po dziś dzień rozpoczynają się jazzowe festiwale w Polsce.

Tyrmand siedzący, a w tle perkusja; są i skarpetki!

8. Arbiter elegancji

Tyrmand wiedział, jak ważny jest wizerunek. Nawet podczas wojny nie rozstawał się z brylantyną, a w jego bagażu, kiedy w październiku 1939 roku dotarł do Wilna, można było znaleźć… garnitur. Po wojnie, gdy pracował jako reporter, jego znakiem rozpoznawczym były mokasyny i kolorowe skarpetki. Później, kiedy występował na jazzowych koncertach jako konferansjer, zawsze miał na sobie dobrze skrojoną marynarkę i okulary. W czasie, kiedy w Polsce o wszystko było trudno, on wiedział, kiedy jeździć na targowiska, żeby dostać najlepsze ciuchy. Wszystko to sprawiło, że nazwisko Tyrmand było niemal synonimem mody.

9. Zapalony sportowiec

O karierze sportowej Tyrmanda nie można mówić w kategoriach sukcesów. Ale sport od samego początku był jego konikiem, a budowa tężyzny fizycznej zawsze szła w parze z rozwojem intelektualnym. Niezrażony brakiem fizycznych warunków (był raczej drobny i niskiego wzrostu) pływał, uprawiał boks, grał w koszykówkę, tenisa. Jego wrodzone: upór, ambicja, zaangażowanie rekompensowały wszystkie niedostatki i budziły podziw wśród kolegów.

Tyrmand (pierwszy od lewej) z kolegami na sali gimnastycznej.

10. Spec od warszawskiego półświatka

Autor „Złego” został uznany przez Milicję Obywatelską za najlepsze źródło informacji w sprawie nielegalnego życia stolicy – został wezwany na przesłuchanie, gdzie funkcjonariusze maglowali go przez dwie godziny. Nic dziwnego, skoro dopiero co wydał książkę, która dość szczegółowo opisywała życie półświatka. Dodajmy do tego plotki o jego kontaktach z bandziorami, a także zamiłowanie do muzyki jazzowej (symbolu nieposłuszeństwa), i łatka gotowa. Z czasem sytuacja się odwróciła, a prestiż Tyrmanda w tej materii wzrósł i Milicja Obywatelska zaczęła go zapraszać na… pogadanki i wykłady o walce z chuligaństwem!

11. Scenarzysta

„Zdolny scenarzysta” – mówiono o Tyrmandzie już wcześniej, ale dopiero na początku lat 60., po wydaniu jego „Siedmiu dalekich rejsów”, zaproponowano mu napisanie scenariusza. „Naprawdę wczoraj” z Andrzejem Łapickim i Beatą Tyszkiewicz powstało na podstawie skryptu Tyrmanda i ten był bardzo dumny z efektu – niestety już po trzech tygodniach cenzura wycofała film z kinowego obrotu. Dla Tyrmanda zaczynały się trudne czasy.

12. Redaktor

Po tym, jak w Stanach Zjednoczonych po roku 1969 opinia publiczna skręciła na lewo, Tyrmand, uznawany za konserwatystę, miał coraz większe problemy z publikowaniem swoich tekstów. W połowie lat 70. znowu udało mu się obrócić niepowodzenie w sukces. Rektor Rockford College zaproponował mu pracę. Tyrmand się zgodził pod warunkiem, że będzie mógł stworzyć swoje pismo literackie. Tak powstało „Chronicles of Culture” – głos konserwatywnej myśli kulturalnej. Tyrmand zebrał zespół redakcyjny i stworzył dwumiesięcznik działający prężnie, choć nie mający dużego ideologicznego pola rażenia.

Leopold Tyrmand był jedną z najbarwniejszych postaci powojennej Polski. Ale tak jak tytułowy bohater jego najsłynniejszej powieści, wiele lat skrywał się pod peleryną tajemniczości i niedomówień. Na poły dlatego, że w swoich książkach, w dużej mierze autobiograficznych, pisał o rzeczach, w które ludzie nie chcieli wierzyć. I rzeczywiście, to, w jaki sposób chłopak żydowskiego pochodzenia uszedł cało z wojennej zawieruchy, mając przy tym mnóstwo niewiarygodnych, ale i tragicznych przygód, mogło być powodem do niedowierzania. Jak się okazuje, oliwy do ognia dolewał sam Tyrmand, który zgrabnie przeplatał prawdę z fikcją – ale nie tylko w powieściach (to byłoby oczywiste). Okazało się, że robił to też w swoim „Dzienniku 1954”. Koniec końców przez długie lata nikt nie wiedział, w które rzeczy wierzyć, a na które patrzeć przez palce. Aż do teraz, kiedy Marcel Woźniak napisał pierwszą kompletną biografię pisarza, w której wiele z tych tajemnic udało się rozwikłać. Wszystkie powyższe informacje pochodzą właśnie z „Biografii Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie” jego autorstwa.

Zebrała i opracowała: Katarzyna Figiel
fot. z archiwum Mary Ellen Tyrmand

Tematy: , , , , , , , , , , , ,

Kategoria: zestawienia