10 sposobów Trumana Capotego na zabicie nudy

7 kwietnia 2017


Truman Capote był człowiekiem nietuzinkowym. Mistrzem autopromocji, genialnym dzieckiem amerykańskiej literatury, świadomym swojego talentu i uroku wiecznym chłopcem. W dzieciństwie doświadczył porzucenia przez rodziców (którzy nie potrafili przez lata wziąć za niego odpowiedzialności) i nietolerancji (z powodu kiełkującego w nim homoseksualizmu). To sprawiło, że przez resztę życia tak zachłannie potrzebował atencji ze strony otoczenia. Do perfekcji opanowana sztuka skupiania na sobie uwagi plus niewątpliwy talent sprawiły, że stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli amerykańskiej kultury, postacią kontrowersyjną, której przygody przeszły do legendy. A było ich wiele, bo Truman Capote wyznawał zasadę, że nuda to największy wróg człowieka. Nie znosił jej i skutecznie z nią walczył. Jak? Poniżej znajdziecie kilka przykładów.

1. Komedia pomyłek.

Już jako nastolatek wiedział, czym jest dobra zabawa. Często wyciągał swoją paczkę przyjaciół do kina. Tam, po kilku łykach brandy (ukrytej w papierowej torebce), potrafili doprowadzić do furii innych widzów. Śmiali się w głos podczas rozdzierająco smutnych momentów projekcji, wylewali łzy w trakcie tych wesołych, a podczas scen miłosnych wymyślali własne dialogi, które wypowiadali, zagłuszając aktorów. Czy trzeba dodawać, że przez to często, ku ich ogromnej uciesze, byli z kina wyrzucani?

2. Gra pozorów.

Jako siedemnastolatek wyprawiał się regularnie, razem z przyjaciółką Phoebe, pociągiem na Manhattan. Przez wiele dni oszczędzali kieszonkowe, przygotowali stroje i w sobotnie wieczory ruszali na podbój najmodniejszych klubów nowojorskich: Cafe Society, El Morocco czy Stork Club – oczywiście zarezerwowanych tylko dla dorosłych. Brawurą i wytwornymi strojami (przy pierwszym podejściu wystroili się, jakby uciekli z balu absolwentów) próbowali przebić się przez kordony portierów. Czar i urok, które roztaczali, robiły swoje: za każdym razem wchodzili do środka. Truman, którego los nie obdarzył wzrostem, ale za to chłopięcym wyglądem, sprawiał wrażenie młodszego brata Phoebe. Stanowili więc dość awangardową parę, co zupełnie nie przeszkadzało im każdorazowo zdobywać parkiet, a z pewnością pomagało zyskiwać przychylność bywalców, od których z dużym sukcesem wyłudzali drinki i jedzenie.

Truman w Tangerze, latem 1949 roku, wygłupia się przed obiektywem aparatu Cecila Beatona.

3. Piotruś Pan.

Capote bardzo długo pielęgnował w sobie chłopięcą naturę. Przejawiało się to choćby jego skłonnością do psot i nieposkromioną chęcią zabawy. Wystarczyło, że w pobliżu pojawiła się osoba, która dawała zarazić się jego nastawieniem, i w mig zamieniał się w małego chłopca. Mając 23 lata i będąc chwilę po skończeniu książki „Inne głosy, inne ściany”, spędził lato niczym 10-latek (a jednym z jego kompanów był 42-letni Christopher Isherwood!). Wyspa Nantucket zamieniła się w Nibylandię: chłopcy bawili się w chowanego, ganiali po wyspie, jeździli rowerami, pluskali się w morzu.

4. Włamanie na… kolację.

Twórca „Śniadania u Tiffany’ego” uwielbiał składać wizyty swoim znajomym, także te niezapowiedziane. Któregoś wieczoru wraz z dwójką przyjaciół postanowił odwiedzić Tennessee Williamsa, okazało się jednak, że nie ma go w domu. Rozczarowanie Capotego nie trwało jednak długo. Uznał, że przeciskając się przez niewielki świetlik, otworzy drzwi od środka i tam wszyscy poczekają na gospodarza. Traf chciał, że świadkiem realizacji tego genialnego pomysłu był policyjny patrol. Zrobiło się niemałe zamieszanie, które zakończyło się dopiero, kiedy na horyzoncie pojawił się sam Williams. Początkowo chciał nawet zakpić z domorosłych włamywaczy i udać, że ich nie zna, ale szybko zrezygnował i wyjaśnił całe zajście.

Truman w manhattańskim nocnym klubie „Blue Angel” w towarzystwie Glorii Vanderbilt i Pearl Bailey.

5. (Spadająca) gwiazda filmowa.

Capote zrobił dwa podejścia do zdobycia szturmem Hollywood. Pierwsze czysto dla zabawy. Na Sycylii kręcony był film „The Light Touch” w reżyserii Richarda Brooksa. Tam też spędzał wakacje Truman Capote. Namówił Brooksa, żeby pozwolił mu zagrać jako statysta w jednej ze scen. Reżyser poddał się urokowi pisarza i zgodził się. Jednak kiedy podczas montażu producent zobaczył twarz pisarza na ekranie, kazał czym prędzej wyciąć ten fragment – widocznie chował jakąś urazę.

Próba numer dwa była już na poważnie. Wiele lat po epizodzie sycylijskim Capote zgodził się zagrać swoje alter ego w komedii kryminalnej „Zabity na śmierć”. Pisarz liczył na dużą dawkę świetnej zabawy, ale okazało się, ku jego przerażeniu, że gra w filmach to strasznie ciężka robota. A co gorsza, wyszło na jaw, że Capote wcale nie nadaje się na aktora…

6. Mężczyźni to najwięksi plotkarze…

…a wśród nich bezapelacyjnym królem był Truman Capote. Karmił się doniesieniami o życiu swoich bliższych i dalszych przyjaciół. Bez nich usychał jak niepodlewana roślina. Im bardziej kontrowersyjna plotka, tym większy entuzjazm można było wyczytać z oczu pisarza. Na potrzeby swoich wielomiesięcznych wypraw do Europy, kiedy siłą rzeczy odcięty był od najświeższych doniesień z plotkarskiego frontu, wymyślił pewną grę, w którą angażował każdego, kto pojawił się na horyzoncie. MUŁ, czyli Międzynarodowy Układ Łańcuchowy, był swoistą wersją Monopolu. Trzeba było stworzyć jak najdłuższy i zaskakujący ciąg nazwisk, z których każde kolejne musiało mieć jakiś związek z poprzednim. Wygrywał ten, kto dotarł od punktu-nazwiska A do najbardziej zaskakującego puntu-nazwiska Z. A najlepsze w tym wszystkim było to, że misternie konstruowane łańcuchy były fantastycznym źródłem informacji, które umysł Capotego chłonął jak gąbka.

Truman tańczy ze swoją przyjaciółką, Marilyn Monroe.

7. Capote – najlepszy przyjaciel kobiety.

Truman, chociaż ciało i duszę zachowywał dla mężczyzn, z całym swoim nieposkromionym entuzjazmem kochał kobiety. Był ich przyjacielem, doradcą, powiernikiem największych sekretów, kompanem i towarzyszem w chwilach radości i smutku. Ale rola, jaką sam dla siebie wymyślił w relacjach z kobietami, wykraczała poza zwykłego przyjaciela. On miał być Pigmalionem – rzeźbiarzem ich dusz i losów. W gronie jego „łabędzic” były takie sławy, jak Marylin Monroe, Elizabeth Taylor, Jackie Kennedy i jej siostra, Lee Radziwill, a także wiele, wiele innych. Czy rzeczywiście udało mu się ukształtować i zaprojektować życie którejś z nich? Wątpliwe, ale fakty nie były istotne dla Capotego, wystarczyło, że sam siebie przekonał, że wypełnia swoją misję perfekcyjnie.

8. Kolekcjoner wrażeń.

Jedną z niecodziennych rozrywek pisarza było zamiłowanie do wyszukiwania… cóż tu dużo mówić, najzwyklejszych melin. Starał się lokalizować takie miejsca, gdziekolwiek się nie pojawił. Także podczas swojej podróży do ZSRR. Będąc tam z powodu dziennikarskiego zlecenia, któregoś wieczoru zapakował w taksówkę swoich przyjaciół oraz tłumaczkę i ruszyli na objazd po rosyjskich knajpach. Ciągle jednak nie mogli znaleźć czegoś, co spełni oczekiwania Trumana. W końcu, kiedy mijali podrzędny bar, z którego kelnerka akurat wyrzucała na bruk pijaka, Capote kazał się zatrzymać kierowcy i wykrzyknął: „To tu!”.

Słynny bal wydany przez Trumana. Lauren Bacall całuje gospodarza w łysinę. Obok stoi rozbawiona D.D. Ryan.

9. Party animal.

Capote uwielbiał przyjęcia, bale, rauty, koktajle. Wszystkie te skupiska ludzi, w których mógł ściągnąć na siebie uwagę (a sztukę tę opanował do perfekcji). Przez większą część swojego życia na tyle skutecznie roztaczał swój wrodzony czar, że zapraszany był wszędzie, na wszystkie najważniejsze imprezy, które odbywały się w jego otoczeniu. Sam Capote najczęściej borykał się z problemami finansowymi, więc raczej nie bywał gospodarzem takich wydarzeń. Do czasu, kiedy sukces „Z zimną krwią” magicznie zmienił ten stan – rzeczy, ale przede wszystkim jego konta. Wtedy postanowił odwdzięczyć się wszystkim swoim bardziej i mniej zamożnym przyjaciołom za lata, kiedy bawił się na ich koszt. Wymarzył sobie, że zorganizuje przyjęcie, które stanie się najważniejszym wydarzeniem dekady, a może i stulecia. Kilka długich miesięcy planował każdy jego aspekt: od listy gości, przez szczegółowy dress code, po menu. Bawił się przy tym świetnie, szczególnie w chwilach, kiedy mógł zagrać na nosie tym, którzy w ciągu ostatnich lat zaszli mu za skórę. Zemstą miało być niewpisanie ich nazwiska na listę gości. Może się to wydawać śmieszne, ale planowane przez Capotego przyjęcie miało taką siłę rażenia, że nie było osoby wśród amerykańskiej elity, która nie chciała się na nim pojawić – nawet jeśli ktoś szczerze nie trawił gospodarza. Bal Czarno-Biały, jak nazwał go pisarz, był na ustach wszystkich, pisały o nim gazety, żyło nim całe miasto. Przyjęcie zgodnie z założeniem zakończyło się pełnym sukcesem. Czarno-biały bal maskowy zorganizowany dla 500 osób przeszedł do historii. Dowód? Maski, które goście nosili na przyjęciu Capotego można oglądać w Muzeum Miasta Nowy Jork, zaraz obok artefaktów dokumentujących inne ważne wydarzenia z życia miasta, takie jak… bal zorganizowany w związku z objęciem urzędu prezydenta przez George’a Washingtona. Prawdziwe szaleństwo!

10. Intrygant.

Spokój i bezpieczne status quo nie były naturalnym stanem dla Capotego. Lubił generować chaos, siać zamęt niczym Puk ze „Snu nocy letniej”. Dlatego często opowiadając różne historie, zmyślał, konfabulował, ubarwiał – najgorsze, że nie tylko na swój temat, ale często, a z biegiem lat coraz częściej, na temat swoich rozlicznych przyjaciół. Wysłuchiwał sekretów, ale nie był bezpiecznym powiernikiem. Szybciutko ulatywały w świat w mniej lub bardziej wiernej formie, w zależności od potrzeb. Punktem kulminacyjnym tych, w opinii Capotego, niewinnych zabaw słownych było wydanie fragmentu nigdy nieskończonej przez niego powieści „Wysłuchane modlitwy”, w której opisał postaci i sekrety wielu spośród ludzi, którzy traktowali go jak przyjaciela. To był początek towarzyskiego końca pisarza – koniec zabawy, z czym bardzo trudno było mu się pogodzić.

Koniec zabawy dla Trumana Capotego oznaczał także rzucenie się w objęcia nałogu. Uzależnił się od leków, alkoholu, a później także narkotyków. Przyczyną były nie tylko umiłowanie zabawy, szumu, chaosu, ale przede wszystkim głęboko skrywane problemy psychologiczne i emocjonalne. Skomplikowane losy pisarza możecie poznać bardziej szczegółowo dzięki Geraldowi Clarke’owi, który stworzył świetną monografię poświęconą Capotemu. To niezwykle rzetelne studium życia pisarza, które przedstawia jego losy w społeczno-historyczno-kulturalnym kontekście. A przy tym czyta się tę książkę jak powieść, z wypiekami na twarzy. Clarke czerpał nie tylko ze źródeł ogólnie dostępnych biografom, jak pamiętniki, listy, zapiski, dokumenty, ale też przegadał z Capotem setki godzin. To wszystko udało mu się przekuć w biografię wzorcową, taką, po której nie ma się uczucia niedosytu. Książka ukazała się nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego w przekładzie Jarosława Mikosa.

Zebrała i opracowała: Katarzyna Figiel
fot. za zgodą Państwowego Instytutu Wydawniczego

Tematy: , , , , , , , , ,

Kategoria: zestawienia