Zawsze miałam fioła na punkcie książek le Carrégo – wywiad z Susanne Bier, reżyserką „Nocnego recepcjonisty”
Do tej pory znaliśmy ją jako autorkę filmów pełnometrażowych. „Nocny recepcjonista” to pierwszy projekt telewizyjny, który podjęła się wyreżyserować. Miniserial będący adaptacją powieści Johna le Carrégo doczekał się emisji w ponad 125 krajach. 7 lipca o godz. 21:00 premierowy odcinek produkcji pojawi się na antenie stacji AMC Polska. Z tej okazji publikujemy rozmowę z Susanne Bier. Reżyserka i producentka wykonawcza opowiada o wyzwaniach, jakie wiązały się z przeniesieniem książki na ekran, oraz przybliża wątki i postaci obecnie w miniserialu.
Najbardziej znana jesteś z reżyserowania filmów pełnometrażowych, co więc skłoniło cię do zaangażowania się w ten projekt?
Susanne Bier: Zawsze miałam fioła na punkcie książek le Carrégo, więc wszystko, co się z nim wiąże od razu przyciąga moją uwagę! Historia opowiedziana w „Nocnym recepcjoniście” jest bardzo enigmatyczna i zawiera sporo elementów przypominających thriller, ale porusza też aspekty psychologiczne i chyba to wszystko razem spowodowało, że nie mogłam się oprzeć temu projektowi.
Co myślisz o twórczości Johna le Carrégo i jego wkładzie w rozwój powieści szpiegowskiej?
Myślę, że potrafi świetnie przedstawić ekscytującą historię, zawierającą w sobie dreszczyk emocji, z wyjątkowej i zaskakującej, ludzkiej perspektywy. Bohaterowie jego powieści są zawsze skomplikowani, niedoskonali i nieprzewidywalni, więc nawet jeśli pokochasz ich, czytając książkę, to i tak nigdy do końca nie będziesz pewien, czy można im zaufać i to mnie najbardziej fascynuje u le Carré’a.
Czego widzowie mogą oczekiwać od serialu „Nocny recepcjonista”?
Serial pokazuje świat, w którym granica pomiędzy dobrem a złem jest bardzo wyraźna, jednak mimo wszystko ciągnie nas w stronę zła. Widzów przyciągać i fascynować będzie ta zła strona – ten właśnie aspekt skłonił mnie do zajęcia się tym projektem. Nikt do końca nie jest pewien, czy Jonathan Pine jest po właściwej stronie.
W serialu widzowie będą obserwowali, jak Pine przenika do świata Ropera – do świata, który do Ropera właściwie należy. Miliarder ma piękne domy w każdym zakątku świata, podróżuje prywatnym odrzutowcem i tak samo, jak Pine stał się częścią tego świata, tak widzowie zostaną przez niego całkowicie pochłonięci. To bardzo atrakcyjny, elegancki, seksowny i szykowny świat, któremu nie sposób się oprzeć, nawet jeśli coś podpowiada nam, że ten świat jest zły. Myślę, że z podobnymi emocjami boryka się Pine.
W jakim momencie poznajemy bohaterów w pierwszym odcinku serialu?
Całość zaczyna się w Kairze, w trakcie trwania Arabskiej Wiosny, która w tamtym czasie jawiła się jako wielkie wyzwolenie. Jonathan Pine, grany przez Toma Hiddlestona, jest nocnym recepcjonistą w hotelu. Od pięknej kobiety imieniem Sophie otrzymuje poufne i bardzo niebezpieczne dokumenty, które mogłyby znacząco wpłynąć na miejscową ? o ile nie światową ? równowagę sił. Pine poczuwa się do podjęcia konkretnych działań na podstawie otrzymanych informacji, co prowadzi do serii zdarzeń, które nieodwracalnie zwiążą jego losy z postacią Richarda Ropera.
Główną osią całej historii jest dynamiczna relacja pomiędzy Pinem a Roperem. Czy możesz nam zdradzić, czego możemy spodziewać się po tych dwóch bohaterach i co do serialu wnoszą Tom Hiddleston i Hugh Laurie?
Obaj zdecydowanie wnoszą sporo męskiego uroku i elegancji. Tom Hiddleston jest bardzo enigmatyczny ? nigdy do końca nie będziemy mieć pewności, czy przeszedł już zupełnie na stronę zła, czy to tylko gra z jego strony. Hugh zaś wnosi niezwykle dużo wdzięku, błyskotliwości, wprowadzając jednocześnie pewną dawkę grozy. Jest bardzo brytyjski w takim klasycznym stylu i jest przy tym tak „nieskazitelny” i perfekcyjny, że nie wiadomo, czy można mu w ogóle zaufać. Bohaterowie bawią się w ekscytującą wersję gry w kotka i myszkę, w której nikt do końca nie jest pewien, kto jest kim. Role zmieniają się przez cały czas jak w kalejdoskopie.
Co było najtrudniejsze w przeniesieniu fabuły powieści na ekran?
Głównym wyzwaniem było takie przetworzenie złożoności powieści autorstwa Johna le Carrégo, które pozwoliłoby oddać dreszczyk emocji i jednocześnie nie zatracić faktu, że nic w książce nie jest do końca jasne i przejrzyste. A także to, aby tak przedstawić historię, która powstała przecież ponad 20 lat temu, by widzowie czuli, że rozgrywa się ona w czasach współczesnych. W oryginale akcja dzieje się w Południowej Afryce, a my unowocześniliśmy tło, przenosząc bohaterów na Bliski Wschód. Zmodyfikowaliśmy także niektórych bohaterów, aby uwspółcześnić wizerunek kobiet i pokazać ich dzisiejszą, silniejszą pozycję, niż ta ukazana w książce.
Opowiedz nam o Twojej decyzji związanej z obsadzeniem Olivii Colman w roli agentki Burr oraz o zmianie w kwestii bohatera książkowego?
Uznaliśmy, że agent Burr powinien być kobietą w przeciwieństwie do bohatera książkowego ze względu na ciekawsze aspekty rywalizacji pomiędzy kobietą-agentką a Roperem. Później, na pierwszym spotkaniu z Olivią Colman, dowiedziałam się, że jest w ciąży! Uznałam, że to naprawdę świetny zbieg okoliczności i trzeba to koniecznie wykorzystać. Jej ciąża w pewnym sensie dodatkowo napędza jej chęć obalenia imperium Ropera – tak, jakby dodatkowo tykał zegar i odmierzał jej czas. Burr wie, że za jakiś czas urodzi dziecko, więc musi dopaść Ropera zanim będzie musiała przejść na urlop macierzyński. Myślę, że dodaje to w pewnym sensie dynamizmu i daje pole do pokazania ciekawych aspektów związanych z tą konkretną bohaterką.
Skąd pomysł, aby zobrazować książkę w formie miniserialu zamiast filmu pełnometrażowego?
Podobnie jak kilku innych reżyserów przede mną, doszłam do wniosku, że telewizja jest obecnie w bardzo ciekawym momencie rozwoju, a w zmierzeniu się z taką bogatą historią jest coś naprawdę fascynującego. Myślę, że tej historii nie dałoby się zmieścić w dwugodzinnym filmie, ponieważ jest ona niezwykle obszerna i bogata – każdy z bohaterów jest wielowarstwowy. Dodatkowo, tym co sprawia, że seriale telewizyjne są ciekawe, jest właśnie to, że można skupić się na każdym, nawet najbardziej epizodycznym bohaterze i pokazać jego złożoność. Możliwość pracy z taką szeroką gamą fascynujących bohaterów wydawała mi się bardzo ciekawą perspektywą.
Jak ogólnie opisałabyś serial i jakie aspekty omawiałaś z operatorami w kwestii jego ostatecznego kształtu i wyglądu?
Bardzo szczegółowo omawialiśmy cały projekt ze scenografami, kierownikiem zdjęć, kostiumografami i stylistami, po czym uznaliśmy, że całość musi być atrakcyjna oraz współczesna, ale przy tym nie może być konwencjonalna. Czasem, gdy chcesz odzwierciedlić świat bogactwa, bardzo łatwo pójść w kierunku stereotypów i uproszczeń, więc musieliśmy się postarać, aby stworzyć obraz wyrafinowania i ekstrawagancji, ale bez nadmiernej wulgarności. Chodziło o uchwycenie pewnej równowagi.
Czy możesz opowiedzieć nam o postaci Jed?
Gra ją Elizabeth Debicki. Jed jest tancerką baletową ? jej ruchy i wygląd są niezwykle eleganckie, a do tego roztacza wokół siebie aurę bezbronności, której nie sposób się oprzeć. Jest przy tym jednak bardzo bystra, a pod delikatną otoczką skrywa mimo wszystko dość zdecydowane cechy charakteru, co sprawia, że jest naprawdę nieprzewidywalna jako partnerka Richarda Ropera. To, że Jed jest dziewczyną Ropera sprawia, że nasz główny czarny charakter jest jeszcze bardziej atrakcyjny, ponieważ Jed nie jest tylko ładną ozdobą Ropera, wnosi także sporo do jego życia i sama stanowi o sobie.
A co powiedziałabyś o Angeli Burr?
Jest w pewnym sensie wycofana. Jest częścią prawie tajnej jednostki przy ministerstwie spraw zagranicznych, w której ma swoje własne biuro śledcze i jest w pewnym sensie opętana chęcią dorwania Richarda Ropera, jej zdaniem, najgorszego człowieka na ziemi. Myślę, że ta postać jest naprawdę przekonująca, ponieważ pod osłoną dobroci i słodyczy, kryje się naprawdę groźna i zdolna do wszystkiego kobieta. W pewnym sensie bawi się stereotypami dotyczącymi kobiet, a jednocześnie jest twarda jak skała.
źródło: materiały prasowe AMC Polska
TweetKategoria: wywiady