Wszystkie instytucje są cmentarzami – rozmowa z Cristiną Morales, autorką „Lektury uproszczonej”
Być może „Lektura uproszczona” okaże się najbardziej wybuchową i transgresywną powieścią, jaką przeczytacie w tym roku. Spora też szansa, że znajdzie się w czołówce rankingu książek oryginalnych w formie i brawurowo ironicznych. Jedno jest pewne: ostatnie póki co dzieło Hiszpanki spotkało się z zasłużonym (i nieco zaskakującym) uznaniem na całym świecie. A ponieważ autorka stosunkowo rzadko udziela wywiadów, tym bardziej nie mogliśmy nie skorzystać z okazji do zadania jej kilku pytań.
Sebastian Rerak: Podobno u źródeł „Lektury uproszczonej” znalazł się esej na temat tańca, który planowałaś napisać. Jak to się stało, że ten projekt wyewoluował w powieść?
Cristina Morales: Zaczęłam pisać esej, ale w trakcie zorientowałam się, że staram się w nim zawrzeć zdecydowanie więcej treści, niż jest w stanie pomieścić taka forma. Zdążyłam już przeprowadzić szereg wywiadów z zaprzyjaźnionymi tancerzami z niepełnosprawnościami funkcjonalnymi, przepisać je i przeanalizować, kiedy Generalitat de Catalunya (władze autonomii Katalonii – przyp. red.) przyznało mi stypendium na dalszą realizację projektu. Wszystkie zebrane informacje okazały się przydatne w napisaniu powieści.
Bohaterki „Lektury uproszczonej” wyrażają się w bardzo wyjątkowy sposób. Jak tworzyłaś ich język?
Wymyśliłam niepełnosprawność każdej z nich. Moja powieść nie dotyczy medycznej natury niepełnosprawności, lecz tej politycznej. W istocie niepełnosprawność jest nienaturalna, została wymyślona raptem na początku XX wieku wraz z koncepcją „ilorazu inteligencji”. Postrzegam ją zatem jako przynależną do stricte politycznego wymiaru rzeczywistości ludzkiego doświadczenia. Tym samym Nati, najbardziej „upośledzona” z bohaterek jest tą najbardziej radykalną i tak też się wyraża. Najskuteczniej w systemie polityczno-społecznym adaptuje się najmniej niepełnosprawna Ángels, która w powieści pisze własną książkę zgodnie z zasadami lektury uproszczonej.
Mówisz nawet o politycznym radykalizmie jako o formie niepełnosprawności wynikającej z niedopasowania do społeczeństwa.
Tak. To, co medycyna oraz system opieki społecznej nazywają niepełnosprawnością, stanowi konstrukt głęboko zakorzeniony w kapitalistycznych (burżuazyjnych, produktywistycznych i patriarchalnych) przekonaniach mających na celu zasygnalizowanie jednostce, że nie spełnia oczekiwań systemu. Lub mówiąc wprost: przeszkadza.
„Lektura uproszczona” atakuje mit państwa opiekuńczego, w którym za pozorną opiekę płaci się prywatnością i wolnością.
Niewątpliwie jest to mit powszechnie akceptowany i niepodważany. Z wyjątkiem niektórych kręgów anarchistycznych, w których się poruszam.
Uderzający jest kontrast pomiędzy bezpośredniością wypowiedzi Nati a pustosłowiem oficjalnego żargonu używanego przez władze.
To był jeden z moich celów – przeciwstawienie żywego języka językowi biurokratycznemu. Samo w sobie podkreśla to, że wszystkie instytucje, niezależnie od swych intencji, są po prostu cmentarzami.
Czy język we wszystkich swoich przejawach – mówienia, czytania, pisania – może być środkiem wyzwolenia?
Wręcz przeciwnie! Gwadelupska pisarka Maryse Condé, zmarła w kwietniu tego roku, mówiła, że język ze swoimi regułami gramatycznymi, leksykalnymi i ortograficznymi, więzi pisarza. Zadaniem autora jest uwolnić się od tych ograniczeń i stworzyć własny język. To przekonanie jest mi poniekąd bardzo bliskie.
Wewnątrz książki zamieściłaś fanzin, który jest także dystrybuowany oddzielnie. Jaką rolę spełnia więc w „Lekturze uproszczonej”?
Fanzin stanowi środkowy rozdział powieści – w sensie zarówno geograficznym, jak i znaczeniowym. Skondensowana jest w nim główna teza. Może on funkcjonować w oderwaniu od niej (dlatego sprzedaję go oddzielnie, a zyski przeznaczam na fundusz wsparcia dla represjonowanych działaczy politycznych), ale książka nie może istnieć bez niego. „Lektura uproszczona” nie jest zatem powieścią z dodatkiem fanzinu, lecz raczej fanzinem obleczonym powieścią.
Domyślam się, że literatura anarchistyczna była dla ciebie istotną inspiracją? Poza tym, że stanowi źródło idei, spora jej część jest po prostu dobrze napisana.
Zdecydowanie tak. Nie napisałabym tej powieści, gdyby nie głęboka inspiracja i zamiłowanie do literatury anarchistycznej, która – jak sam dobrze wiesz – wyraża się głównie poprzez fanziny. Te, które czytałam, trafiały do mnie głównie z różnych squatów i wolnościowych centrów kulturalnych w Barcelonie i L’Hospitalet de Llobregat.

Cristina Morales (fot. Donostia Kultura/Flickr)
Ángels pisze swoją powieść na WhatsAppie i w takiej formule pojawia się ona w „Lekturze uproszczonej”. Co jest o tyle ciekawe, że podobno masz awersję do komunikacji przez internet i mediów społecznościowych?
Sama nie wiem. Co jest najbardziej interesujące dla ciebie jako czytelnika? Zgadza się, nie korzystam z mediów społecznościowych. Nie mam nawet internetu w swoim mieszkaniu. To pozwala mi wieść spokojniejsze życie i pisać z większą przyjemnością i koncentracją.
Bohaterki książki znajdują wsparcie wyłącznie w niezależnym obiegu squatterów i anarchistów. Uważasz go za realną alternatywę?
Realną, w sensie autentyczną – niewątpliwie tak. Jest wiarygodny i skuteczny. Squatting w Barcelonie jest niesamowicie dobrze zorganizowany na bazie solidarności, antykapitalizmu, antyrasizmu i feminizmu.
Czy nie wydaje ci się ironiczne, że powieść tak antysystemowa i w pewnym sensie antyspołeczna spotkała się z szerokim uznaniem, również ze strony instytucji?
Uważam, że to w porządku, że zostałam doceniona za swoją pracę. Cieszy mnie poczucie dobrze wykonanej roboty, co powinno dotyczyć każdego pracownika lub pracowniczki. Dodam też, że termin „antysystemowy” został zawłaszczony przez prawicę, aby dyskredytować wszystko to, co jej przeszkadza. Moja książka jest więc antysystemowa dla odstręczającej prawicy i instytucjonalnej lewicy (prawicowych i lewicowych faszoli, jak nazwałaby ich Nati). Z kolei dla osób, które doświadczyły sytuacji opisanych w „Lekturze uproszczonej”, jest to po prostu obraz rzeczywistości.
Pochodzisz z Granady, a Andaluzja ma własną kulturę undergroundową i pewne tendencje separatystyczne. Jak wypadają one w porównaniu z Katalonią?
Nie mieszkam w Grenadzie od dwunastu lat i nie mam już z nią kontaktu. Co się tyczy tendencji separatystycznych, o których wspomniałeś, to praktycznie są one na wymarciu od 2015 roku, czyli od czasu rozwiązania Partii Andaluzyjskiej, która była jedynym rzecznikiem andaluzyjskiej niezależności.
Udzielasz się jeszcze na scenie punkowej?
Jeśli masz na myśli scenę muzyczną, to nie gram w żadnym zespole, chyba że za taki uznamy mój kolektyw tańca współczesnego Iniciativa Sexual Femenina. Niewątpliwie jest on bardziej punkowy niż niejedna grupa punkrockowa. Swego czasu wyprodukowałam też pierwszy album formacji At-Asko, ale to była jednorazowa sytuacja.
Co obecnie zajmuje ci czas?
Pisanie kolejnej powieści.
Rozmawiał: Sebastian Rerak
fot. główna: Donostia Kultura/Flickr
Kategoria: wywiady