Wszyscy jesteśmy zdolni do przemocy – wywiad z Bartoszem Szczygielskim o thrillerze „Krok trzeci”
Nieprawdopodobne kłamstwa, które prowadzą do tragedii. Fizyczna i psychiczna przemoc, poszukiwanie kata, ściganie ofiary. Najnowsza książka Bartosza Szczygielskiego, „Krok trzeci”, to thriller o mocnej, kontrowersyjnej tematyce, która dotyczy kulturowego tabu. I właśnie ta książka stanowi punkt wyjścia do naszej rozmowy z autorem.
Marcin Waincetel: Opowieść rozliczeniowa, historia o zemście, walce z traumą… różnie można interpretować „Krok trzeci”. Czy mógłbyś powiedzieć, z jaką intencją zaczynałeś pisać tę powieść? I czy od początku wiedziałeś, jak wyglądać będzie jej koniec? Co by nie mówić, potrafi on zmrozić krew w żyłach.
Bartosz Szczygielski: Cieszę się, że powieść można różnie interpretować. Nie lubię dawać odpowiedzi „na tacy”, a wręcz staram się tego unikać. Czytelnik powinien sam dochodzić do pewnych wniosków i to jest piękne. Dla kogoś „Krok trzeci” będzie historią o zemście i zupełnie nie będzie dla niego miało znaczenia to, że w tle pojawiły się problemy psychiczne. Kiedy zacząłem pisać, chciałem przekazać, że nie da się przełamać niektórych wzorców. Takich, które chłoniemy i które są nam wpajane od wczesnego dzieciństwa. W pewnym momencie to z nas zwyczajnie „wypływa”. Może nam się wydawać, że jesteśmy na to odporni, że nas to nie dotyczy, ale nie ma takich ludzi. Na niektórych dzieciństwo czy środowisko wpływa w mniejszym stopniu niż na innych, ale zawsze jest to jakieś oddziaływanie. Sama „zagadka” nie była dla mnie najistotniejszym elementem całości, a jego składową. I tak, od samego początku wiedziałem, jak ma się wszystko rozwiązać. Inaczej nie potrafiłbym solidnie porozkładać w książce wszystkich śladów, by czytelnik na końcu nie poczuł się zagubiony.
Zastanawiam się, czy znajdujesz w sobie pierwiastki kobiece? Pytam nie bez przyczyny, bo Magda – twoja literacka bohaterka – jest prawdziwie nieszablonowa. Choć trzeba przyznać, że na znaczeniu zyskuje zwłaszcza w towarzystwie Niny. Ciekawi mnie też, ile w tych kobietach jest twoich cech.
Uważam, że tych pierwiastków jest całkiem sporo. Odkąd pamiętam, zawsze lepiej rozmawiało mi się z kobietami. Potrafię słuchać, co przełożyło się na to, że potem udaje mi się oddać zachowania i emocje kobiet na kartach powieści. Czasem są to emocje czy cechy, które nie każdemu czytelnikowi się podobają. Magda potrafi irytować, zachowywać się irracjonalnie i najzwyczajniej w świecie wkurzać swoją nieporadnością. Taka dokładnie miała być. Miała być człowiekiem, który nie zawsze robi to, co przystało bohaterowi książki. Potrafi „przymykać oko” na zachowania męża, bo to i tak daje jej poczucie bezpieczeństwa. Niektórym może wydawać się to nieprawdopodobne, ale kiedy dowiadujemy się, ile osób jest w związkach przemocowych, perspektywa potrafi się zupełnie zmienić. Każdej z bohaterek nadałem jakieś swoje cechy lub takie, które sam chciałbym posiadać. Brakuje mi na przykład bezpośredniości Niny. Magda to zupełnie inna kwestia, ale z nią też dzielimy kilka wspólnych cech. Tak samo jak ona, wolałem kiedyś przemilczeć trudne kwestie, zamiast o nich rozmawiać i próbować rozwiązać.
Jak głęboko w zwykłym człowieku sięgają korzenie zła? Albo inaczej – co jest głównym czynnikiem, który prowadzi na drogę bezprawia? Bo w przypadku bohaterów „Kroku trzeciego” okoliczności są szczególne.
Wszyscy jesteśmy zdolni do przemocy. Niezależnie od tego, czy wychowaliśmy się na ulicy, w normalnym domu czy nawet klasztorze. Potrzebne są tylko odpowiednie warunki, by tę przemoc z nas uwolnić. Nie będę ukrywał, że bohaterowie „Kroku trzeciego” są czasem agresywni, ale zazwyczaj zmuszają ich do tego okoliczności. Nie zawsze, ale nie chcę zdradzać tutaj za dużo szczegółów, żeby nie psuć nikomu przyjemności z czytania książki. Nie ma chyba głównego czynnika, który zawsze działałby tak samo i każdego byłby w stanie sprowadzić na drogę bezprawia. Takim czynnikiem mogą być dla niektórych pieniądze, a dla innych władza. Uniwersalnego czynnika nie uświadczymy, a przynajmniej ja tak uważam.
Magda i Nina niby są do siebie podobne, ale tak naprawdę skrajnie różne. Żywioł wody i żywioł ognia. Zastanawiam się, co było dla ciebie najtrudniejsze, a co najbardziej satysfakcjonujące w samym procesie twórczym? Nie tylko w tworzeniu tak skrajnych postaci. Bo skoro od początku wiedziałeś, jak skończy się książka, to wiedziałeś też, jak trudno będzie się zmierzyć z niektórymi scenami…
Pisanie nie powinno być łatwe. Powinno stawiać przed twórcą wyzwania, a „Krok trzeci” trochę ich mi dostarczył. Ze scenami problemu nie miałem, co innego z emocjami. Zarówno Magda, jak i Nina miały wywoływać w czytelniku skrajne uczucia. Irytację, uwielbienie, zazdrość. Pełne spektrum tak, żeby nie tyle mógł się z nimi identyfikować, co żeby po prostu zaczął odczuwać. Oglądając film czy serial, łatwo się wzruszyć, zdenerwować czy zezłościć. Działają na nas wtedy zupełnie inne bodźce, a w przypadku książek takie zadanie jest utrudnione. Największą satysfakcję miałem właśnie wtedy, kiedy ścierałem ze sobą obie bohaterki. Zestawiałem obok siebie i zastanawiałem się, co pomyśli czytelnik i jakie emocje będą nim wtedy targały.
Powiedziałeś, że pisanie nie powinno być łatwe. To rozumiem, że również czytelnicze obcowanie z literaturą powinno być wymagające?
Obcowanie z literaturą nie powinno męczyć, to chyba lepsze wyjaśnienie. Słowo „wymagające” od razu kojarzy się z czymś, czemu trudno sprostać, a mimo wszystko czytanie powinno być formą rozrywki. Uważam jednak, że takiej, która coś wnosi do naszego życia. O ile sięgam po filmy i seriale z gatunku tych „odmóżdżających”, to taką literaturę omijam już szerokim łukiem. Nie powinno się także przesadzać w drugą stronę, bo jednego „Ulissesa” już mamy i choć to książka wybitna, to musi być odpowiednio dawkowana. Inaczej męczy, zniechęca. Chciałbym, żeby moje teksty dało się umieścić gdzieś pośrodku – między literaturą, niech będzie wymagającą, a tą lekkostrawną. Żeby dawały odpowiednią ilość rozrywki, ale jednocześnie nie pozostawiały po lekturze uczucia pustki.
W swojej powieści kontrastujesz wielkomiejskie i małomiasteczkowe środowisko. Osobą łączącą te dwa światy jest Magda. Co chciałeś uzyskać, pokazując tak szeroką panoramę naszego społeczeństwa?
To, jak wiele w życiu znaczy nasze środowisko. Praca, dom, a najbardziej miejsce, gdzie się wychowaliśmy. Czasem możemy sobie nie zdawać z tego nawet sprawy. Niektóre wspomnienia mamy tak głęboko zagrzebane w głowie, że dopiero wizyta w konkretnym miejscu czy np. jakiś zapach są w stanie je przywołać. Chciałem pokazać Magdę z każdej możliwej perspektywy, bo w każdym miejscu była ona innym człowiekiem. Tak samo jak my wszyscy, dopasowywała się do środowiska, gdzie aktualnie przebywała. Lubię pokazywać bohaterów w sytuacjach i miejscach, które wyrywają ich z bezpiecznego kręgu. Magda w mieście była zupełnie inna, niż jest na wsi. My także się zmieniamy, a przynajmniej ja tak uważam. Pokazanie bohatera w tak różnych odsłonach może wywołać w czytelniku pewne wzburzenie, bo ten zazwyczaj chce, żeby postać zachowywała się tak, jak on sobie tego życzy. Myślała i mówiła tak, jak on. Ja chciałem pokazać, jak niewiele zależy od nas samych i jak łatwo wyprowadzić nas z równowagi. Czasem wystarczy po prostu inne miejsce, by nasz świat legł w gruzach.
Wspomniałeś, że my się także zmieniamy. A jak to jest u ciebie – w kontekście twórczym? Gdybyś stanął przed lustrem i miał powiedzieć, co stanowi esencję twojego pisarstwa. Czy zmieniają się wartości, których poszukujesz w literaturze?
Staram się wyciągać z człowieka to, co najgorsze. Pokazywać czytelnikowi wszystkie odcienie szarości, a nie jedynie ślizgać się po powierzchni ludzkiej psychiki. Jeżeli miałbym powiedzieć, co stanowi esencję moich powieści, to zdecydowanie jest to warstwa psychologiczna. Jeżeli chodzi o to, czego poszukuję w literaturze, to ciągle się to zmienia. Zaczynałem od fantastyki i krótkich form, a potem nagle odnalazłem się w kryminale. Teraz przyszła pora na thriller psychologiczny, a na horyzoncie widać już książkę dla młodzieży. Twórca powinien się rozwijać, ale co będę powtarzał do znudzenia, dalej ma wywoływać emocje. I tych emocji szukam u siebie i chce je dawać swoim czytelnikom.
Bunt to siła destrukcyjna, ale równocześnie twórcza. Choć konsekwencje takiego zachowania potrafią być wyjątkowo makabryczne, o czym przekonują się niektórzy z twoich bohaterów. Wobec czego – prywatnie, ale i artystycznie – buntuje się Bartosz Szczygielski?
Wydaje mi się, że ja trochę wyrosłem już z buntowania się. Owszem, dalej lubię wsadzić kij w mrowisko czy poruszyć w czytelniku pewne struny, ale nie jest to podyktowane chęcią samego buntowania się. Chciałbym, żeby czytelnicy zaczęli myśleć samodzielnie, co niestety, ale chyba jest utożsamiane z buntem. Co innego moi bohaterowie. Oni faktycznie przeciwstawiają się pewnym przyjętym normom. Zawsze to powtarzałem, że Chuck Palahniuk to mój ulubiony pisarz, i widocznie trochę podążam podobną do niego ścieżką. Wyrywam bohaterów z ich bezpiecznej przystani, by potem oni sami mogli dotrzeć do swojego prawdziwego, spokojnego portu. Niech się buntują po drodze, a najlepiej tak, żeby bolało. Destrukcja prowadzi w końcu do powstania czegoś nowego. Zbudowanego na zgliszczach, ale dalej nowego.
Specjalizujesz się w zbrodniczej konwencji – czy to będzie thriller, kryminał, czy powieść sensacyjna – w której książki tworzone są, ale i pochłaniane niemal taśmowo. Wciąż cieszy się ona jednak niesłabnącym zainteresowaniem. Co sprawia, że zawładnąłeś częścią tego królestwa literatury? I nad czym obecnie pracujesz?
Wydaje mi się, że kwestią mojej jakiejś tam rozpoznawalności jest styl, w którym piszę. Powiedziano mi kiedyś, że wystarczy przeczytać kawałek tekstu i od razu wiadomo, że to Szczygielski. Czytelnicy pochłaniający książki taśmowo mogą nagle poczuć się wyrwani ze swojej strefy komfortu. Dostają niby klasyczny kryminał czy thriller, ale coś im nie pasuje, choć nie potrafią stwierdzić dokładnie co. Części to pasuje, a część to odrzuca, ale cieszę się, że ta pierwsza grupa jest jednak liczniejsza. Obecnie poprawiam jeden już napisany tekst, a zaraz siadam do kolejnej książki. Bliżej jej będzie do thrillera niż kryminału, ale z całą pewnością chcę czytelnika mocno poturbować. Niech wie, że przeczytał coś, co zostanie z nim na dłużej.
Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. W.A.B.
Kategoria: wywiady