Traktujemy książki niemal jak ludzi – rozmową z Emmą Smith, autorką „Przenośnej magii. Historii książek i ich czytelników”
O wpływie piśmiennictwa na cywilizację powstały całe tomy. Większość opracowań skupia się jednak na słowie jako takim, nie zaś na materialnych nośnikach, na których go zapisano. „Przenośna magia. Historia książek i ich czytelników” okazuje się więc tym cenniejszym głosem, skupionym wokół zagadnienia książki jako fizycznego obiektu. W jaki sposób kształtuje ona otaczający nas świat? Pewne pojęcie daje nasza rozmowa z autorką, brytyjską badaczką Emmą Smith.
Sebastian Rerak: Jak ważną rolę odgrywają w pani życiu książki?
Emma Smith: Niezmiernie ważną. Uczę na wydziale literatury, więc książki są przedmiotem mojej pracy, ale też czytam je praktycznie non stop. Nawet teraz siedzę w pokoju, w którym dosłownie otaczają mnie zewsząd.
„Przenośną magię” zawdzięczamy pracy akademickiej czy czytelniczej pasji?
Po troszę obu. Obiektem moich studiów jest Szekspir, w tym także sposoby publikacji jego dzieł. Analizowałam chociażby różnicę w statusie sztuk zebranych w ramach tzw. Pierwszego Folio (notabene w ubiegłym roku świętowaliśmy czterechsetlecie jego wydania) oraz tych powielanych jako tanie broszurki jednorazowego użytku nazywane quarto. Intrygowało mnie to, jak te same słowa zyskiwały na wartości w innym formacie, co zdaje się potwierdzać, że fizyczny aspekt książki ma istotne znaczenie dla sposobu jej odbioru. Zadałam sobie pytanie, czy podobnie będzie w przypadku „niskich” tekstów, takich jak książki dziecięce czy czytadła, po które sięgamy na lotnisku itp. Akademicka analiza skupia się na wydawnictwach rzadkich i cennych. Chciałam więc zastosować podobne metodologie w odniesieniu do bardziej zwyczajnych książek.
W „Przenośnej magii” zwraca pani uwagę na zjawiska, których nie zauważamy na co dzień lub przyjmujemy je za pewnik.
Nie potrafię przestać myśleć o wpływie, jaki książki wywierają na wszystko. Zawsze z ciekawością sprawdzam, co znajduje się w czyjejś biblioteczce, na stoliku w domku letniskowym lub w poczekalni u lekarza. Podobnie jest z książkami przedstawionymi na obrazach. Na ich widok od razu czuję potrzebę dowiedzenia się, co to za książki. Dla kogoś może to być trywialne, ale nierzadko prowadzi do bardzo ciekawych spostrzeżeń.
Jak choćby w opisywanym przez panią przypadku sesji zdjęciowej Marilyn Monroe czytającej „Ulissesa”.
Bardzo ciekawiło mnie, dlaczego wybrała „Ulissesa”, w dodatku konkretne jego wydanie. Większość badaczy uznaje te fotografie za absurdalny żart. Tymczasem dla mnie ich analiza okazała się prawdziwą króliczą norą. Można zauważyć, że Marilyn Monroe zbliża się do finału książki. Kiedy trafiłam na trop debaty na temat cenzurowania „Ulissesa” w powojennej Ameryce, odkryłam, że cięcia dotknęły właśnie jego zakończenie, które uznano za obsceniczne. Myślę więc, że gest Marilyn Monroe mógł być bardzo wymowny.
Każdy z rozdziałów „Przenośnej magii” dotyczy bardzo odmiennych zagadnień – czy będą to książki-talizmany czy problemy cenzury i wolności druku. Czy można uznać, że łączy je jakaś wspólna myśl? Coś, co znajdowało się niezmiennie w centrum pani zainteresowania?
Dobre pytanie. Rzeczywiście każdy z rozdziałów stanowi odrębną całość – można je czytać w dowolnej kolejności. Myślę, że u podstaw „Przenośnej magii” leży chęć zrozumienia tego, jak w naszym świecie zaznacza się obecność książek jako obiektów fizycznych. Studia bibliologiczne można z grubsza podzielić na studia nad tekstem oraz nad materiałem. Mnie bardziej interesują te drugie. Zwracam uwagę na ciężar woluminu, jego cenę i format, ale też na czytelnika i jego nawyki – czy pisze na marginesach, czy zagina rogi stron itp. Nie przyjmowałam żadnej wielkiej hipotezy, a chciałam po prostu przyjrzeć się temu, jak obcujemy z książką na przestrzeni czasu.
W dużej mierze to praca dla historyka.
Zdecydowanie tak. Z zainteresowaniem odkryłam na przykład jak pewne zjawiska powracają cyklicznie. Palenie książek nie odbywało się zawsze, ale zdarza się co pewien czas co najmniej od średniowiecza. Ważnym tematem była dla mnie także książka jako prezent. Ktoś kiedyś uznał ją za dobry podarunek świąteczny i stało się to pewną tradycją.
Mówi pani o wymiarze fizycznym, ale książka to także medium. I to niezwykle ważne, bo pierwsze w historii reprodukowane na masową skalę.
To prawda. Pierwsze książki pojawiły się u zarania ery chrześcijaństwa, a ich rozwój – zupełnie inny niż w przypadku poprzedzających je zwojów – związany był z ekspansją tej religii. Wraz z ewangelizacją książka upowszechniała się jako technologia, wówczas oparta jeszcze na manuskrypcie. Po przełomowym wynalazku druku, książki zaczęły być reprodukowane, z czasem stając się coraz tańszym i bardziej masowym produktem. Jako trzeci krok w dziejach demokratyzacji medium wymieniłabym wprowadzenie woluminów w miękkiej oprawie w wieku XX. Reproduktywność jest kluczową cechą książki. Obok wspomnianej w tytule przenośności.
Zwraca też pani uwagę na frapującą paralelę pomiędzy książką a ludzkim ciałem. Nabiera ona zresztą dosłownego wymiaru w przypadku wydawnictw oprawianych w ludzką skórę, o których czytamy w „Przenośnej magii”.
Dosłownie kilka tygodnie temu Uniwersytet Harvarda ogłosił, że wycofał ze swoich zbiorów jedną z takich książek. Stało się to zresztą po wielu naciskach. Nie wiem, czy w języku polskim jest podobnie, ale w przypadku angielskiego niektóre słowa służące do opisu książki łączą się z ludzkim ciałem. Mamy grzbiet, nagłówek itd. Swoista antropomorfizacja. Zaciekawiła mnie także kwestia starzenia się książek i ewentualne podobieństwo tego procesu do starzenia się ludzi. Proszę zwrócić uwagę, że traktuje się je niemal „po ludzku”. Niszczenie książek uważa się za brutalny akt. Nikogo nie szokuje wyrzucenie na śmietnik dziurawego swetra, ale starej książki – już tak.
Wielce wymowny jest casus człowieka, który wzbudził powszechne zgorszenie, przecinając na pół swój egzemplarz „Niewyczerpanego żartu” Davida Fostera Wallace’a.
Tak, wielu ludzi poczuło się autentycznie urażonych, chociaż ta książka istnieje w setkach tysięcy egzemplarzy. Ten akurat egzemplarz należał do niego, a przeciął go, aby ułatwić sobie lekturę tak potężnego tomu. Masa komentarzy wyrażała niemal fizyczny ból z tego powodu. Przypomina mi się także mem z dwoma zdjęciami – na jednym jest książka z zagiętym rogiem strony, a na drugim zakładka. Podpis zaś głosi: Na świecie są dwa typy ludzi – dobrzy (pod zdjęciem zakładki) i zło wcielone (pod zdjęciem z zagiętą stroną). To oczywiście żart, ale nie brak bardzo mocnych opinii na temat sposobów, w jaki niektórzy traktują książki. Zbrodnią może być nie tylko pisanie po marginesach, ale nawet ustawianie ich na półce według kryterium koloru okładek.
Tu dochodzimy do kolejnej kwestii – zgoła nabożnego stosunku do książek. Nawet ludzie, którzy przyznają się do nieczytania, niemal zawsze dodają, że książki są wspaniałe.
Jest to ciekawa kwestia. Często słyszymy, kiedy ktoś narzeka, że kupuje za dużo książek. Kiedy to robi, otacza go jednak aura osoby inteligentnej i obytej. Porównajmy to z gromadzeniem butów czy samochodów – takie nawyki jednoznacznie kojarzymy z próżnością i konsumpcjonizmem. Swoją drogą kolekcjonowanie książek jest jeszcze jedną intrygującą kwestią. Kolekcjonerzy są zazwyczaj bogatymi ludźmi, traktującymi swoje zbiory praktycznie jako pralnię pieniędzy. I ponownie, nie krytykujemy ich za to. Bo duży księgozbiór świadczy o wysokiej kulturze.
Nie unika pani tematu manipulacyjnego potencjału książek, pisząc o tytułach, które inspirowały kulty bądź niebezpieczne ideologie. Czy w dobie mediów społecznościowych o nieporównywalnie większym zasięgu książki nadal mogą być niebezpieczne?
Owszem, o ile nadal przypisujemy im określone znaczenie. W brytyjskich sądach po dziś dzień składa się przysięgę na Biblię, chociaż chrześcijanie nie stanowią już większości populacji. Wciąż zakładamy jednak, że taka przysięga obliguje daną osobę do mówienia prawdy. Ponadto co jakiś czas zdarzają się incydenty z paleniem „Harry’ego Pottera” lub innych tytułów oskarżanych o zły wpływ. A jako że interesuje mnie historia cenzury, to przejawy działań cenzorskich obserwuję nadal, i to w przypadku książek dla dzieci w USA, a więc kraju szczycącym się od zawsze wolnością słowa. Ktoś gdzieś zawsze domaga się wycofania jakiejś książki z biblioteki, aby uniemożliwić młodym ludziom kontakt z nią. Niektórzy pytają wprost, czy po wymianie pokoleniowej książka nadal pozostanie w użytku i czy będziemy jeszcze o niej rozmawiać. A przynajmniej rozmawiać w czasie teraźniejszym, jak robię to w „Przenośnej magii”. Na to pytanie nie umiem jednak odpowiedzieć.
Koniec końców „Przenośna magia” jawi się swoistym listem miłosnym dla książek. Nawet jeśli ta miłość bywa trudna.
To prawda. Miłość to nie tylko kwiatki i brokat, każde zauroczenie ma też swoje ciemniejsze strony. Starałam się jednak nie być zbyt sentymentalna. Używając przywołanego w tytule słowa „magia”, mam na myśli coś, co ma siłę czynienia zarówno dobra, jak i zła. Magia nie jest święta, ale na pewno jest potężna. I ważna sama w sobie!
A czy obecnie dostrzega pani jakieś nowe trendy jeśli chodzi o konsumpcję książek?
W Wielkiej Brytanii trwa prawdziwa walka o dalsze finansowanie publicznych bibliotek. To bardzo żywy problem, a – jak piszę w „Przenośnej magii” – biblioteka jest jednym z nielicznych miejsc, które pozwalają obcować z pewnymi obiektami bez konieczności ich kupna. W obecnych czasach to dziwna i wspaniała możliwość.
Przez wzgląd na pani szekspirowską specjalizację zapytam jeszcze o jedno. Czy faktycznie uzasadnione jest stawianie Szekspira w roli kamienia węgielnego całej nowożytnej literatury?
Myślę, że w świecie anglojęzycznym przypisano już tak wielkie znaczenie jego roli ojca literackiego kanonu, że nie sposób już myśleć inaczej. Poniekąd mogę odpowiedzieć twierdząco, ponieważ sztuki Szekspira wciąż są na nowo odtwarzane i interpretowane. Jednocześnie jednak sympatyzuję z postulatami współczesnych dramatopisarzy domagających się, aby współczesny teatr poświęcał więcej uwagi nowym utworom kosztem XVII-wiecznej klasyki. Bo jeżeli tak się nie stanie, to jaka przyszłość czeka teatr?
Rozmawiał: Sebastian Rerak
fot. John Cairns
Kategoria: wywiady