Spędzam całe godziny na symulowaniu w głowie rozmów między bohaterami – wywiad ze Stjepanem Šejiciem, autorem komiksu „Harleen”
„Harleen” to absolutnie unikatowa historia, w której na nowo przedstawiono narodziny Harley Quinn. Jak to się stało, że ceniona doktor psychiatrii straciła poczucie emocjonalnej stabilizacji, a następnie przekroczyła wrota do krainy szaleństwa? Co skrywa się pod maską codziennych konwenansów? Czy w każdym z nas zapisane są geny zła? Chorwacki artysta Stjepan Šejić w swojej historii wykorzystuje wzorce z czarnego kryminału, romansu i dramatu psychologicznego, aby zdefiniować jedną z najbardziej intrygujących postaci współczesnego komiksu. Nam udało się krótko z autorem porozmawiać na temat jego dzieła, metody pracy i inspiracji.
Marcin Waincetel: Wyobraź sobie, że jesteś na kozetce w gabinecie doktor Harleen Frances Quinzel. Co mogłaby o tobie powiedzieć bohaterka twojego komiksu?
Stjepan Šejić: Jestem po prostu bardzo zapracowanym opowiadaczem historii, który pewnego dnia naopowiada się na śmierć. Wybitnie nieciekawą jednostką, w przypadku której wyimaginowane postacie są o wiele bardziej interesujące niż sam twórca. Od razu zaznaczę też, że jestem wielkim zwolennikiem koncepcji śmierci autora. Czyli po napisaniu swoich historii unikam rozwodzenia się na ich temat. Pozwalam publiczności je czytać i wyciągnąć własne wnioski.
Harley i Joker, para niezwyczajnych kochanków, znana jest z komiksów, animacji, aktorskich filmów. Jaki był twój pomysł na przedstawienie ich w „Harleen”?
Mój pomysł nie polegał na zaprzeczeniu ustalonemu kanonowi, ale przyjrzeniu się Harley i Jokerowi bliżej i rozwinięciu koncepcji toksycznego związku. Tego typu relacje rozwijają się przez nadzieję. Nadzieję, że możesz usunąć truciznę i przywrócić dobre dni. Rzadko się to jednak udaje.
Historię w twoim komiksie poznajemy z dość nietypowej perspektywy narracyjnej. Jak wygląda u ciebie proces pisania?
Stosuję w pisarstwie metodę eksperymentu myślowego. Czasami spędzam całe godziny na symulowaniu w głowie rozmów między bohaterami. Pozwalam im się spierać, przedstawiać swoje poglądy, a potem bronić ich, jeśli jest to konieczne. Używam tej metody w całym swoim pisarstwie, a jej zalety są dwojakie. Po pierwsze pozwala tworzyć lepsze dialogi, a jednocześnie zapewnia głębsze zrozumienie postaci, nad którą pracuję.
Co ciekawe, w twoim komiksie Batman przedstawiony jest jako prawdziwe monstrum. Przynajmniej w taki sposób widzi go Harley…
Tak, on wygląda przerażająco. Jego teatralne zachowanie obliczone jest na wzbudzenie strachu u przestępców, ale inni też nie są na to uodpornieni. W trakcie historii Harley postrzega go na kilka sposobów, jako potwora, kogoś z autorytetem, a na koniec – utrapienie. Kiedy staje się bardziej pewna swojej roli, Mroczny Rycerz zaczyna się kurczyć w jej oczach. Zauważyłem, że często tak jest w przypadku rozwoju osobistego.
Zastanawiam się, jak bardzo obeznany jesteś z popkulturową mitologią DC. Które historie wywarły na ciebie szczególny wpływ?
Moją absolutnie ulubioną produkcją jest “Batman: Maska Batmana”. Ten jeden animowany film zrobił więcej dla mojej miłości do uniwersum DC niż wszystkie komiksy i filmy razem wzięte. Potem dosłownie pochłonąłem wszystkie pozostałe kreskówki, które tylko mogłem zdobyć. Animacje są dziś popularne, ponieważ stanowią część wielkiej współczesnej mitologii, która tworzy zarówno bogów, jak i potwory i sprawia, że ścierają się na niebie. Bądźmy szczerzy, kto tego nie lubi?
Czym jest dla ciebie projekt DC Black Label, w którym ukazał się album „Harleen”?
To alternatywne historie, łączące w sobie swobodę poszukiwań z dążeniem do wysokiej jakości dzieła. Moje ulubione historie DC można opisać właśnie w ten sposób.
Rozmawiał: Marcin Waincetel
fot. Nathan Adams/Flickr
Kategoria: wywiady