Psychologizm bohaterów jest dla mnie kluczowy – rozmowa z Magdaleną Majcher o powieści „Deadline”

16 stycznia 2025

Opublikowana przez W.A.B. powieść „Deadline” Magdaleny Majcher elektryzuje już samym faktem, że fabuła tego psychologicznego thrillera osnuta jest wokół realiów rodzimego rynku wydawniczego. Nasza rozmowa z pisarką musiała więc dotyczyć zarówno samej książki, jak i funkcjonowania w stawiającym coraz większe wyzwania biznesie. Choć na tym oczywiście nie poprzestaliśmy…

Sebastian Rerak: Czy polski rynek wydawniczy jest tak strasznym miejscem, że stał się przyczynkiem do napisania mrocznego thrillera?

Może niekoniecznie strasznym, ale na pewno inspirującym. Czytelnik może nie mieć pojęcia o wielu niuansach jego funkcjonowania. Wydały mi się one jednak na tyle interesujące, że postanowiłam umieścić je w powieści jako tło społeczne.

„Deadline” oferuje realistyczne spojrzenie za kulisy tego rynku?

Tak. W tej książce aż roi się od osobistych obserwacji, refleksji i doświadczeń zdobytych w trakcie mojej ponad dziesięcioletniej kariery. Zaczynałam od prowadzenia bloga na początku 2014 roku, a w maju 2016 debiutowałam pierwszą powieścią. Najpierw poznałam więc rynek z perspektywy blogerki i recenzentki, potem zaś weszłam na niego jako pisarka.

Wśród autorów często pokutuje przekonanie, że to wydawca jest winien całemu złu tego świata. Mówię to oczywiście pół żartem, pół serio, ale faktem jest, że często patrzymy na współpracę z wydawcą przez pryzmat własnych aspiracji, marzeń czy nawet ego, zamiast potraktować ją profesjonalnie i na czysto biznesowych zasadach. Wiele osób wchodzi na rynek książkowy bez jakiegokolwiek rozeznania, w związku z czym nie wie, jakie działania może podjąć, aby przyczynić się do sukcesu książki. W związku z tym napisałam „Deadline”, ponieważ chętnie przeczytałabym podobną rzecz w czasach, gdy sama zaczynałam publikować. To pomogłoby mi uniknąć wielu rozczarowań.

Z których najbardziej dotkliwe to…?

Pamiętam, kiedy dostałam rozliczenie sprzedaży z pierwszych sześciu tygodni po premierze debiutanckiego „Jednego wieczoru w Paradise”, na którym figurowała liczba 1100 egzemplarzy. 1100 egzemplarzy w 37-milionym kraju? Takie są realia debiutantów w Polsce. Ba, ja wręcz wtedy usłyszałam, że to jest dobry wynik w 6 tygodni! Ostatecznie w ciągu kilku lat sprzedało się go około 5 tysięcy sztuk, ale to pierwsze zestawienie wydało mi się rozczarowujące. Uświadomiłam sobie, że chyba oczekiwałam czegoś więcej. Dopiero z czasem przyszła refleksja, że coś, co było wielkim wydarzeniem w moim życiu, dla świata stanowiło jedną z setek tysięcy książkowych premier. Dostałam sygnał, że chcąc pisać zawodowo w Polsce, muszę w to włożyć naprawdę wiele pracy i nauczyć się cierpliwości.

Największym rozczarowaniem była dla mnie jednak skala piractwa i swego rodzaju bezkarność piratów – razem z policjantką, która przyjmowała moje zgłoszenie, na podstawie moich rozliczeń i liczby pobrań pirackich audiobooków, wyliczyłyśmy, że tego typu działania naraziły mnie na straty rzędu 115 tysięcy złotych w ciągu kilku miesięcy. A mówimy tylko o trzech nielegalnie udostępnionych audiobookach. W życiu nie zarobiłam tyle pieniędzy na trzech audiobookach! Dochodzenie zostało umorzone, bo YouTube nie udostępnił policji danych użytkownika, który udostępnił bezprawnie moje utwory.

Innym nieprzyjemnym zaskoczeniem była sytuacja, w której przedstawiono mi okładkę „Jednego wieczoru…”. Uznałam, że była beznadziejna (i wciąż tak uważam), ale dostałam ją po prostu wraz z informacją: „Pani Magdo, oto okładka, pozdrawiamy”. Nie wiedziałam nawet, czy wolno mi zaprotestować.

Na przestrzeni lat zdarzyło mi się więc sporo rozczarowań, ale dzisiaj wiem, że w dużej mierze wynikały one z mojej niewiedzy. Nie miałam pojęcia o wysokości nakładów, o sprzedaży satysfakcjonującej dla wydawcy czy ogólnie o realiach pisania i publikowania w tym kraju.

Wiem, że gros twojej pracy pochłania research. „Deadline” podejmuje m.in. temat stalkingu. Czy badałaś także i to zagadnienie?

To zagadnienie zbadałam dobrze, pisząc wcześniejszą powieść, „Finalistkę”, inspirowaną głośnym zabójstwem Miss Polski. Zginęła ona właśnie z ręki stalkera, który był w niej przez lata nieszczęśliwie zakochany i popadł w obsesję na jej punkcie. W związku z tamtą książką przeprowadziłam bardzo drobiazgowy research, a praca nad „Deadline’em” była już czystą przyjemnością. Poniekąd właśnie dlatego, że po raz pierwszy od dawna nie musiałam już przeprowadzać szeroko zakrojonych badań, w tym wypadku – zbierać informacji o funkcjonowaniu rynku wydawniczego. W końcu moje życie jest z nim związane od dziesięciu lat. Pisząc „Deadline”, odzyskałam niczym nieograniczoną radość tworzenia.

Czy psychologizm postaci jest dla ciebie równie ważny, co sama intryga?

Wychodzę z założenia, że od odpowiedzi na pytanie „Co się stało?” jeszcze ważniejsza jest odpowiedź na pytanie „Jak to się stało?”. Dlatego zawsze poświęcam szczególną uwagę profilom psychologicznym bohaterów. Ich zachowanie i działania muszą być spójne z potrzebami, doświadczeniami, przeszłością itd.

Klara, główna bohaterka „Deadline’u” mówi w pewnym momencie, że nie widzi postaci ze swoich książek, wręcz nie ma pojęcia, jak one wyglądają. Kiedy więc czytamy, że któryś z bohaterów jest brunetem, kolejny szatynem, a jeszcze inny blondynem, to wynika to z tego, że takie są oczekiwania czytelnika, chcącego zwizualizować sobie historię. Ten fragment poniekąd dotyczy mnie samej, Ja istotnie nie widzę swoich bohaterów, ale doskonale ich rozumiem i czuję. Właśnie ro zrozumienie uważam za kluczowe dla zbudowania wiarygodnego profilu psychologicznego.

Psychologia dominuje zatem u ciebie nad wyobraźnią wizualną?

Zdecydowanie tak! Kiedy piszę, nie mam przed oczami konkretnych scen. Czuję się ich uczestniczką, ale taką, która wyłącznie słucha. Ewentualnie siedzi głęboko wewnątrz bohatera i odbiera świat jego zmysłami.

Istotną rolę w powstaniu „Deadline’u” odegrał podobno pewien mały dom w środku lasu?

Tak, zostałam zaproszona na spotkanie autorskie w Centrum Kultury, Turystyki i Sportu, które dysponuje domkami letniskowymi. Nie sprawdziłam nawet, gdzie te domki się znajdują, ale od razu pojechałam do jednego z nich, po tym, jak zaoferowano mi w nim nocleg. Na miejscu okazało się, że cały ośrodek oddalony jest kilka kilometrów od cywilizacji. Zajęłam jeden z domków, a pięć pozostałych stało pustych. W efekcie spędziłam noc w środku lasu, sama z moją nieograniczoną wyobraźnią. I przyznam szczerze, że początkowo miałam ochotę stamtąd uciec. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że statystycznie większa jest szansa, że padnę ofiarą morderstwa na ul. 3 maja w Katowicach, niż w środku lasu, niemniej moja wyobraźnia zaczęła pracować na pełnych obrotach.

Zostałam jednak i nie żałuję, bo podczas pobytu w tym domku wymyśliłam kluczowe sceny „Deadline’u”. Od dłuższego czasu wiedziałam, że chcę napisać thriller psychologiczny, którego akcja będzie ściśle związana z rynkiem wydawniczym, ale brakowało mi przysłowiowej kropki nad i, czyli całego wątku kryminalnego. Kto zabił, kogo, dlaczego, gdzie, itd., itp. Wszystko to wymyśliłam, nocując w małym domku nad jeziorem w Debrznie. Jedna z bardziej twórczych nocy w moim życiu.

W „Deadlinie” pojawia się także refleksja na temat życia rynkowego książki, które chyba skraca się coraz bardziej.

Tak, to prawda. Jedną z inspiracji do napisania „Deadline’u” był wielki kryzys twórczy, który mnie dotknął. Pomiędzy październikiem 2022 roku a majem 2023 widziałam przed sobą tylko pustą kartkę. Spowodowane to było także kondycją rynku wydawniczego, krótkim życiem książki i niesamowitym pędem za nowością. Prawdą jest, że chcąc dziś pozostać w świadomości czytelnika, trzeba po prostu pisać non stop. Tymczasem kiedy debiutowałam, wydawało mi się, że będę mogła sobie pozwolić na uleganie kaprysom weny i wydać książkę raz na rok lub dwa lata. Niestety to tak nie działa.

Oczywiście inaczej jest, jeśli ma się inne źródło dochodu, a pisanie jest tylko pasją. Ode mnie jednak rynek cały czas wymaga nowych treści. I o ile w momencie mojego debiutu cykl życia książki wynosił około trzech miesięcy, teraz obliczany jest na cztery do sześciu tygodni. To stawia niewyobrażalne wyzwania zarówno przed autorami, jak i wydawcami.

W dużej mierze kryzys dopadł mnie właśnie z powodu tych wymagań. Umówmy się, w pewnym momencie organizm mówi „pas”, a im bardziej staramy się naciskać na nas samych, tym bardziej popadamy w blok. W efekcie przez osiem miesięcy nie potrafiłam stworzyć niczego nowego. Nachodziły mnie już myśli, że skończyłam się jako pisarka i utraciłam ważną część siebie. Dopiero, kiedy spojrzałam inaczej na miejsce, w którym jestem i cały rynek, zaczęłam powoli wychodzić z impasu. W porządku, nie zmienię tego biznesu, ale mogę zacząć od siebie. Ograniczyłam liczbę premier do dwóch rocznie, co wydaje mi się pewnym minimum, jakie należy zapewnić czytelnikowi.

Po raz pierwszy w życiu mogę spojrzeć na szklankę jako do połowy pełną. Mimo wszystkich niedogodności, z jakimi musimy mierzyć się na rynku wydawniczym, uważam, że mam świetną pracę. Nigdzie indziej nie byłabym w stanie tak elastycznie podchodzić do zobowiązań zawodowych. Poza tym pisząc powieści, tworzę światy, a każda książka jest niepowtarzalną przygodą, która wzbogaca mnie samą w nową wiedzę. I kiedy jeżdżę na spotkania autorskie, kiedy podchodzą do mnie czytelnicy w różnym wieku, kiedy na targach ustawiają się do mnie ogromne kolejki, to nie wyobrażam sobie, abym mogła robić coś innego.

Wspomniałaś o jednej rzeczy, która łączy cię z powieściową Klarą. Są jeszcze inne wspólne cechy?

Charakterologicznie jesteśmy zupełnie inne, ponieważ Klara jest stereotypową pisarką-introwertyczką. Stroni od ludzi, ma niewielu znajomych, nie utrzymuje zbyt intensywnych kontaktów w branży i poza nią, nie lubi spotkań autorskich. Ja z kolei jestem stuprocentową ekstrawertyczką i usycham bez ludzi. Kontakt z drugim człowiekiem jest mi niezbędny do dobrego samopoczucia.

Jeśli jednak chodzi o jej podejście do pisania, to mamy bardzo wiele wspólnego. Opisując kryzys twórczy, który przechodzi w powieści, miałam nieraz poczucie, że nie jest to już dla mnie opowieść, a raczej pewna spowiedź. Miało to zresztą działanie terapeutyczne, bo po wszystkich tych trudnych chwilach, jakie przeżywałam, potrzebowałam wyrzucić z siebie wszystkie negatywne myśli. Najbardziej niesamowite jest to, że podczas pracy nad „Deadline’em” często odkrywałam w sobie myśli, których istnienia nie byłam wcześniej świadoma, a które w pełni mnie opisują.

Oprócz kryminałów piszesz także książki true crime.

Stosunkowo szybko, bo po napisaniu bodaj piątej powieści, poczułam, że fikcja nie do końca mi wystarcza. Wiedziałam, że w pewnym momencie będę chciała sięgnąć po coś innego. Wynikło to z reporterskiego zacięcia, które zawsze przejawiałam, bo jako nastolatka marzyłam raczej o karierze dziennikarki niż pisarki.

Na pewno pisanie książek z gatunku true crime wzbogaciło moją twórczość, otwierając przede mną możliwość dotarcia do innego czytelnika. Poza tym jest to też dla mnie chyba swoista terapia. Wychowałam się na Zagłębiu, w cieniu opowieści o miejscowym wampirze. W czasach, kiedy ten grasował, moja babcia pokonywała codziennie blisko dwa kilometry w drodze do pracy – przez pola i nieczynne nasypy kolejowe. Dorastałam poniekąd w atmosferze strachu, odczuwalnej nawet wiele lat po ustaniu ataków i po straceniu domniemanego winowajcy Zdzisława Marchwickiego (który notabene moim zdaniem nie był wampirem z Zagłębia, ale to temat na osobną dyskusję). To sprawiło, że zapragnęłam zrozumieć czym jest zło i jaka jest jego geneza. Oczywiście brak uniwersalnych odpowiedzi na te pytania, ale pracując nad książkami true crime, rozłożyłam na czynniki pierwsze kilka spraw – czasem głośnych, czasem rzadziej omawianych w mediach.

Wspomniałaś, że planujesz utrzymać cykl dwóch premier rocznie. Czy możesz zdradzić najbliższe plany wydawnicze?

Premiera kolejnej książki, zatytułowanej „Bajtel”, planowana jest na wiosnę. Będzie to powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami ze Śląska. Może to dziwnie zabrzmi teraz, kiedy przyznałam już, że urodziłam się na Zagłębiu, ale Śląsk jest dla mnie bardzo ważny. Tutaj mieszkam i tu mocno zapuściłam korzenie Mogę także zdradzić, że książka ta stanowić będzie początek trzytomowego cyklu kryminałów nawiązujących do tematyki śląskiej i do prawdziwych zbrodni.

Rozmawiał: Sebastian Rerak
fot. materiały prasowe Wydawnictwa W.A.B.


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: wywiady