Prześladowała mnie tajemnica tej historii – wywiad z Dominikiem Mollem, reżyserem filmu „Noc 12 października”

1 marca 2023

„Noc 12 października” to kryminał, w którym nie chodzi o rozwiązanie zagadki, a o relacje męsko-damskie i kryzys męskości. Reżyser Dominik Moll opowiada o pracy nad filmem opartym na książce Pauline Guény, która spędziła rok w wydziale kryminalnym wersalskiej policji. Dlaczego akurat ta sprawa przykuła jego uwagę? Jak kreowano postacie i dobierano aktorów? Zachęcamy do lektury rozmowy. „Noc 12 października” zobaczymy w kinach od 3 marca. Uwaga, reżyser ujawnia w rozmowie niektóre szczegóły dotyczące fabuły filmu.

Film oparty jest na książce Pauline Guény „18.3 – une année à la PJ” (z fr. „18.3 – Rok z wydziałem kryminalnym”).

Dominik Moll: Tak, to dość nietypowa adaptacja, ponieważ film oparty jest na jakichś trzydziestu z ponad pięciuset stron książki. Pauline Guéna spędziła rok, przyglądając się pracy wersalskiego wydziału kryminalnego. Relacjonowała codzienną rzeczywistość rozpiętą pomiędzy rutyną a wstrząsającymi sytuacjami. Niczym w „Wydziale zabójstw” Davida Simona, jej perspektywa jest zarazem dokumentalna, jak i dalece fikcyjna. Czytelnik zaś zanurza się w prawdziwym rezerwuarze przejmujących ludzkich historii, przypominających o tym, w jakim świecie żyjemy.

Twoją uwagę przykuła jedna z nich – przypadek młodej kobiety, która została podpalona, gdy wracała do domu.

Pauline pokrótce opisała to zdarzenie i skupiła się na jednym ze śledczych, Yohanie. Okropieństwo samej zbrodni odrzucało mnie, ponieważ obca jest mi fascynacja przemocą, ale raport Yohana był poruszający. Zaczął prześladować mnie w trakcie jego lektury dokładnie tak, jak śmierć kobiety prześladowała detektywa. Z książki Guény dowiadujemy się, że każdy śledczy styka się ze zbrodnią, która dotyka go bardziej od innych, która z jakiegoś powodu wbija się drzazgą i pozostawia wiecznie ropiejącą ranę. Uznałem, że nie chodzi jedynie o wykrycie sprawcy, ale opowiedzenie historii obsesji i pogłębiającej się dezorientacji detektywa konfrontującego się z niewyjaśnionym przestępstwem.

Film rozpoczyna się zresztą od informacji, że znaczący odsetek policyjnych śledztw pozostaje nierozwiązany i oto jedno z nich…

Od początku pracy nad scenariuszem z Gillesem Marchandem czuliśmy, że jest coś wyjątkowego i frapującego w nierozwikłanej sprawie. Gillsen nakręcił wcześniej serial dokumentalny dla Netfliksa o morderstwie Grégory’ego Villemina i zdawał sobie sprawę z tego, że nieznajomość prawdy zmusi nas do zadawania pytań, które mogą okazać się bardziej głębokie, bardziej dociekliwe… Film kryminalny często zaczyna się od poinformowania widowni: „Tu mamy morderstwo”, a kończy komunikatem: „A tu mamy mordercę”. I tyle, żadnych pytań więcej. Ja chciałem czegoś innego. Prześladowała mnie tajemnica tej historii. Oraz fakt, że im bliżej się jej przyglądasz, tym bardziej zagęszcza się intryga. Gdy nie znamy nazwiska sprawcy, zaczynamy dostrzegać więcej, zbliżamy się do śledczych, kiedy ci usiłują złapać trop w ciemności, wyczuwamy ich wątpliwości i narastające obawy. Zagadka ukazuje instytucjonalną i ludzką pracę w większym stopniu niż rozwikłanie tejże.

Film wiernie odtwarza policyjne śledztwo, ale stawia także pytania niemalże egzystencjalnej natury, zwłaszcza na temat męskiej przemocy wobec kobiet.

Relacje pomiędzy mężczyznami a kobietami są dla filmu fundamentalne, stanowią jego motyw przewodni. Książka niekoniecznie dotyka tej kwestii, choć fakt, że Pauline Guéna jest kobietą, oraz jej perspektywa osoby spoza policji niewątpliwie wymusiły na nas specyficzne podejście. Bardzo wiele doniesień medialnych związanych jest bezpośrednio z przypadkami przemocy wobec kobiet. To szaleństwo, zwłaszcza jeśli się nad tym zastanowić i nie traktować jedynie w kategoriach statystyk. Policjanci mający przeciwdziałać tej przemocy są niemal wyłącznie mężczyznami. Nawet jeśli, co godne jest uznania, niektóre filmy i seriale ukazują policjantki przy pracy, w rzeczywistości nadal jest to typowo męski świat. O czym myślą detektywi, kiedy rozpracowują przestępstwa popełnione na kobietach, skoro ofiarami mogły paść ich córki, partnerki, przyjaciółki, siostry? Jak postrzegają podejrzanych? A jak ofiary? Jakie budzi to w nich uczucia? Chcieliśmy, aby film prowokował widzów do zadawania takich pytań, nie tylko tych – jak to określasz – „egzystencjalnej natury”.

Kobiece postaci są bardzo wyraziste, niemal wszystkie sceny z ich udziałem są poruszające i kluczowe dla fabuły.

Głównymi bohaterami są męscy śledczy, mężczyznami są też różni podejrzani. A jednak kobiety są w centrum intrygi. Jest też oczywiście i Clara, ofiara, ciążąca nad całą historią. Oraz Nanie, jej najlepsza przyjaciółka, odtwarzana przez Pauline Serieys, która dodaje filmowi dodatkowego wymiaru.

Przełomowa jest scena w firmowej stołówce.

Nanie otwiera oczy Yohana i widowni. Dlaczego dla detektywa tak ważne jest to, z kim sypiała Clara? Jakie to ma znaczenie? Yohan jest ewidentnie poruszony tą konfrontacją, będącą punktem zwrotnym fabuły. Kiedy zakończyliśmy montaż, zdaliśmy sobie sprawę, że scena znalazła się dokładnie w środku filmu. Nie jest to zbieg okoliczności.

Dalsze przebudzenie Yohana prowokują dwie bohaterki, sędzina i młoda śledcza Nadia.

Obie pojawiają się u schyłku filmu, po blisko trzyletniej przerwie. Nowa sędzina poleca Yohanowi wznowienie śledztwa, które zawiesił. Anouk Grinberg wniosła w tę postać swoje doświadczenie i niezrównaną osobliwość. Jej uwaga na temat „tego, co jest nie tak pomiędzy mężczyznami a kobietami” zajmuje istotne miejsce w rozwoju fabuły. Z kolei Nadia, policyjna nowicjuszka, przywraca Yohanowi życie i nadzieję. Mouna Soualem okazała się idealną Nadią, kiedy pyta Yohana o mężczyzn popełniających przestępstwa i tych, którzy z nimi walczą. Uwielbiam sposób, w jaki wypowiada słowa „świat mężczyzn” na zakończenie ich dialogu. To pełna rozbawienia, życzliwa, ale i bezlitosna obserwacja.

Naprzeciw nich mamy Bastiena Bouillona odtwarzającego rolę Yohana.

Zetknąłem się z Bastienem na planie „Tylko zwierzęta nie błądzą”, w którym to filmie wcielał się w naiwnego, acz pogodnego żandarma. Polubiłem pracę z nim, choć nie przyszedł mi na myśl, gdy pisałem scenariusz do „Nocy 12 października”. Poza tym staramy się z Gillesem nie myśleć podczas pisania o konkretnych aktorach. Lepiej jeśli bohaterowie istnieją na swoich własnych prawach. Kiedy jednak scenariusz był gotowy i zaczęły się castingi, pojawił się pomysł obsadzenia Bastiena w roli Yohana. Byłem zaintrygowany, a sam Bastien przekonał mnie w trakcie zdjęć próbnych. Jego osobowość, połączenie łagodności i melancholii, jego wrażliwość, spojrzenie, ton głosu… Wszystko trafiało we właściwy punkt. Rola jest nietypowa, jako że Yohan mówi niewiele – jest raczej pośrednikiem pomiędzy historią a ludźmi dookoła niego, a jednak możesz poczuć wszystkie ogarniające go emocje.

Tworzy też kontrastowy tandem z drugim z detektywów, granym przez Boulego Lannersa.

Bouli Lanners jest pełen życzliwości i humanizmu, dokładnie tego potrzebowała postać Marceau. „Jesteś typem sentymentalnym” – słyszy od jednego ze współpracowników. I to prawda. Marceau wierzy w miłość i potęgę francuskiego języka. Czuje, że jego praca napełnia go nienawiścią i cierpi z tego powodu.

Jak z kolei obsadziłeś pozostałych śledczych?

Chciałem nowe twarze. Dyrektorki castingu, Agathe Hassenforder i Fanny de Donceel, przesłuchały niemal dwustu aktorów do ról śledczych i podejrzanych. Większość skądinąd okazała się znakomita. Potrzebowaliśmy jednak grupy i zaprosiliśmy na próby najbardziej obiecujących aktorów – po trzech-czterech w każdym podejściu. Chciałem zobaczyć dynamikę i różne osobowości. Po tym, jak spędziłem tydzień, przyglądając się pracy policjantów z Grenoble, wiedziałem, że duch zespołowy jest fundamentalny. To jak druga rodzina. Potrzebowaliśmy takiej właśnie energii i ją osiągnęliśmy. Czasami może aż za bardzo, bo niekiedy na planie zachowywali się jak banda szczeniaków o poczuciu humoru godnym prawdziwych gliniarzy!

Dlaczego czas spędzony z policjantami z Grenoble był dla ciebie tak ważny?

Książka Pauline Guény jest już sama w sobie świetnym dokumentem pracy detektywów, ale zależało mi na przyglądnięciu się jej własnymi oczami. Moje zanurzenie w ten świat trwało rzecz jasna bardzo krótko, niemniej pozwoliło mi dostrzec z bliska żmudną naturę procedur i raportów, relacje panujące w grupie oraz kontrast pomiędzy presją dochodzenia a trywialnością chwil odpoczynku, które pozwalają spuścić parę. Pozwoliło mi to osiągnąć precyzję i wierność, uniknąć udawania czegoś spektakularnego w poszukiwaniu sztucznych emocji. Przeciwnie, zbliżyłem się do ludzkiego wymiaru tej pracy, w tym także do dyskomfortu i pasji, które motywują śledczych.

Dlaczego wybrałeś Grenoble i dolinę Maurienne?

Chciałem poczuć góry, Ich obecność jest zarazem przytłaczająca, jak i majestatyczna. Saint-Jean-de-Maurienne to poniekąd miasteczko przemysłowe – jest w nim fabryka aluminium zatrudniająca siedemset osób, są różne okolice – bloki mieszkalne, jak i bardziej zamożne dzielnice, jest kurort narciarski… Specyficzna mieszanka i miniaturowy świat, odrębny i uniwersalny zarazem. Właśnie tam wpadłem na pomysł, by Yohan jeździł na rowerze – najpierw na torze, potem na welodromie, na którym – jak to ujął Marceau – kręci się w kółko jak chomik, a wreszcie i wśród przyrody, gdzie znajduje świeże siły i odkrywa uroki Alp, a dokładnie przełęczy Croix de Fer.

Jak wpadłeś na pomysł z welodromem?

W książce Pauline Guény jeden z detektywów, niezwiązany wprawdzie ze sprawą Clary, jeździ na rowerze torowym. To zaintrygowało mnie błyskawicznie. Welodrom jest dla Yohana swoistym wentylem, pozwala pozbyć się napięcia. Jest też miejscem, w którym ten porusza się w kółko. Trasa znajduje się w Eybens koło Grenoble, gdzie filmowaliśmy głównie w nocy. Jazda na trasie nie jest łatwa, więc Bastien Bouillon musiał przejść specjalny trening, aby opanować każdy stromy podjazd. Okazało się, że ma do tego smykałkę. Kręcenie długich sekwencji, w trakcie których pokonuje kolejne okrążenia, było bardzo wymagające fizycznie.

Strona wizualna filmu jest bardzo charakterystyczna dla ciebie. Jest w niej coś jasnego, przejrzystego…

W umysłach bohaterów panuje burza – zarówno u śledczych, podejrzanych, jak i krewnych ofiary. Chciałem, aby ta wewnętrzna burza kontrastowała z przejrzystym stylem kręcenia, kontrolowanymi przełamaniami ujęć. Niewiele ujęć, za to precyzyjnie kadrowanych. Bohaterów jest wielu, a niektórzy z nich – głównie podejrzani – pojawiają się tylko podczas przesłuchań. Chciałem, aby każdy z nich znalazł się we własnym otoczeniu i zaznaczył obecność. Po wyborze lokacji i przygotowaniu planu ze scenografem Michelem Barthélémym i jego zespołem, zdecydowaliśmy się z operatorem Patrickiem Ghiringhellim na stosunkowo szerokie kadry nawet w zatłoczonych miejscach. Zdjęcia plenerowe także są dość szerokie, co podkreśla obecność krajobrazu. Zbliżeń jest niewiele i zarezerwowane są dla specyficznych wydarzeń, w tym morderstwa. To sprawiło, że były bardziej efektywne.

Świat przedstawiony w filmie jest dosyć mroczny, ale na końcu pojawia się optymizm. Co jest pewnym paradoksem, zważywszy że morderca nie został wykryty.

Film jest mroczny i pełen napięcia, ponieważ śledztwo dotyczy okropnej zbrodni, a każda poszlaka wiedzie donikąd. O ile jednak Yohan od czasu do czasu bliski jest zniechęcenia, ani on ani film nie stają się zgorzkniali czy pesymistyczni. Mamy nawet poczucie, że w detektywie budzi się coś głębszego. Sędzina i Nadia, wnosząc nową energię i perspektywę, sprawiają, że Yohan dalej szuka prawdy. Zachodzi w nim zmiana, być może nabiera pewnej formy mądrości, a z pewnością dostaje zastrzyku energii, który dodaje mu pewności. Wiara i ciągłe wypełnianie zadania są jedynymi możliwymi środkami do rozwiązania sprawy. Nadia i sędzina niewątpliwie pomagają mu. I jak zasugerował Marceau, ucieczka od welodromu na górskie przełęcze odsłania przed Yohanem bardziej pogodny horyzont.

Muzyka Oliviera Marguerita także wzmaga ten „świetlisty” aspekt filmu.

Zdecydowanie tak. Chciałem pracować z Olivierem, odkąd zobaczyłem dwa filmy Arthura Harariego, „Czarny diament” i „Onoda”, do których skomponował muzykę. Podoba mi się jego wyczucie melodii, jasność podszyta melancholią. Właśnie tego potrzebowałem. Olivier skomponował pierwsze tematy po przeczytaniu scenariusza, a przed rozpoczęciem zdjęć – wiele z nich znalazło się ostatecznie na ścieżce dźwiękowej. Intuicyjnie wykorzystał głosy, inspirując się wizją duchów, które nas nawiedzają, a także bezdechem Yohana jadącego po welodromie. W motywie wiodącym, który słyszymy na początku i na końcu filmu, jest zaś pewna ekscytacja, potrzeba pójścia naprzód, sięgania wzrokiem wyżej.

Tłumaczenie: Sebastian Rerak
fot. i źródło: materiały prasowe

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: film, wywiady