Poruszam tematy osobiste – wywiad z Jakubem Małeckim
Jakub Małecki to pisarz dobrze znany naszym czytelnikom, chociażby za sprawą takich powieści, jak „Dygot” czy „Rdza”. Z Kubą rozmawiamy m.in. o ostatniej, jak dotychczas, książce zatytułowanej „Horyzont”, problemach żołnierzy wracających z misji, zapowiadanej ekranizacji, a także pisaniu powieści i opowiadań.
Mariusz Wojteczek: Mam wrażenie, że „Horyzont” to twoja najtrudniejsza w odbiorze (ze względu na podejmowany temat), a jednocześnie najprawdziwsza (w kontekście historii) książka. Skąd pomysł, by opowiedzieć o współczesnych weteranach wojennych?
Jakub Małecki: Od pewnego czasu chodziło mi to po głowie. Chciałem opowiedzieć o postaci twardej, odważnej, w pewnym sensie „męskiej”, ale unikając stereotypów związanych z tą męskością. Mój bohater jest silny nie dlatego, że mu się coś udaje, ale dlatego, że potrafi pogodzić się z tym, że tak wiele rzeczy mu się nie udało.
„Horyzont” – jak zwykle u ciebie – mówi najwięcej między wierszami. Czy siadając do pisania, masz jakąś misję, jakiś cel do osiągnięcia? Zależy ci, by uwrażliwić odbiorcę na konkretne zagadnienia?
Nigdy nie siadałem do pisania z myślą, że przy pomocy książki chciałbym osiągnąć jakiś konkretny cel czy też spełnić misję, jak to nazwałeś. Natomiast poruszam tematy osobiste, ważne dla mnie, i sądzę, że jeśli uda mi się czytelnika wzruszyć, wstrząsnąć nim, to te kwestie czy problemy staną się też trochę ważniejsze dla niego. I to chyba byłby mój cel.
Czy to prawda, że jest u nas aż tak źle? Czy rzeczywiście pozostawia się ludzi, którzy wracają z wojny bądź misji, samych sobie – straumatyzowanych, okaleczonych często bardziej psychicznie niż fizycznie, bez jakiegokolwiek wsparcia, opieki, realnych form pomocy?
Z tego, co wiem od weteranów, to tak. Ale sądzę, że to się zmienia na lepsze, choćby ze względu na to, że syndrom stresu pourazowego przestaje być czymś, czego się należy wstydzić, natomiast minie jeszcze pewnie dużo czasu, zanim żołnierze będą mogli liczyć na kompleksową pomoc po powrocie z misji.
Który etap pisania tej powieści był dla ciebie najtrudniejszy?
Najtrudniejsze były dwa tygodnie po napisaniu książki, bo w tym czasie czekałem na reakcję prawdziwych żołnierzy, z którymi rozmawiałem. Ogromnie się bałem ich opinii. Na szczęście, książka bardzo im się podoba, więc mogłem odetchnąć.
Czy Maniek Małecki istnieje naprawdę, czy to raczej swoista personifikacja pewnego zjawiska?
Tak, pierwowzór postaci mojego bohatera istnieje naprawdę. Maniek pod wieloma względami oczywiście różni się od niego, ale jest wiele punktów wspólnych.
„Horyzont” ma zostać sfilmowany. Jak zareagowałeś na tę wiadomość? Czy po sukcesach ekranizacji prozy Kuby Żulczyka miałeś ciche nadzieje na to, że ktoś sięgnie też po twoje książki?
Wiadomość zaskoczyła mnie ogromnie. Nie czytałem książki Kuby Żulczyka i nie oglądałem serialu, więc raczej nie wpłynęły one na moje oczekiwania czy też nadzieje. Zresztą, ja zawsze byłem przekonany, że moje książki, rozciągnięte na wiele dekad, skonstruowane achronologicznie, a na dodatek bardzo kameralne, pozbawione sensacji, nie mają żadnych szans na sfilmowanie.
Którą jeszcze ze swoich powieści najchętniej zobaczyłbyś na ekranie?
Nie wiem, chyba „Dygot” albo „Rdzę”, ale jak już wspomniałem, wydaje mi się, że to mało prawdopodobne.
Jak dotychczas tylko „Rdza” doczekała się przekładu i wydania na rynku zagranicznym. Najpierw Holandia, teraz Niemcy. Czy „Horyzont”, zwłaszcza w kontekście ekranizacji, ma szansę pójść w jej ślady?
Oprócz „Rdzy” tłumaczony jest jeszcze „Dygot”, który lada moment ma się ukazać w Rosji. Ale hmm, nie wiem, czy dla wydawców z innych krajów fakt ekranizacji książki w Polsce ma jakieś większe znaczenie. Byłoby super. Oczywiście marzyłoby mi się, żeby książka ukazała się w innych językach, ale nie mam na to żadnego wpływu i mogę co najwyżej czekać, trzymając kciuki. Co oczywiście robię.
Myślisz, że łatwiej jest dotrzeć do odbiorcy obrazem niż słowem? Liczysz, że dzięki filmowej adaptacji twoja opowieść ma szanse trafić do szerszego grona?
Jeśli film rzeczywiście powstanie i jeśli będzie dobry, to tak, myślę, że książka na tym mniej lub bardziej skorzysta. Natomiast co do pierwszej części pytania, oczywiście, film ma szanse trafić do szerszego grona odbiorców, ponieważ obejrzenie filmu nie wymaga prawie żadnego wysiłku, a przeczytanie książki już tak.
O zapowiadanej ekranizacji „Horyzontu” wiemy jedynie tyle, że reżyserem będzie Bodo Kox. A co ze scenariuszem? Jest już gotowy? Szykują się jakieś zmiany względem powieści? Możesz ujawnić jakieś szczegóły czytelnikom?
Niestety, nie mogę zdradzić zbyt wiele, a poza tym boję się w ogóle o tym mówić, żeby nie zapeszyć. Bo wiesz, stuprocentowo pewny tego filmu to ja będę, jak usiądę w kinie i zacznie się pokaz – wcześniej to się na każdym etapie wszystko może jeszcze wywrócić i nie udać. Może uchylę tylko rąbka tajemnicy, jeśli chodzi właśnie o scenariusz: odpowiadamy za niego ja i reżyser.
Przed „Horyzontem” Wydawnictwo SQN opublikowało twój zbiór opowiadań „Historie podniebne”. To kompilacja tekstów rozproszonych po magazynach i antologiach oraz kilka nowych utworów. Czuć w nich swoistą tęsknotę za fantastycznym sztafażem. Czy jest szansa, że Jakub Małecki jeszcze wróci do korzeni i napisze powieść fantastyczną lub horror?
Tak, jak najbardziej. Ja kocham książki, które się rozpychają w stworzonych przez nas szufladkach, nie mieszczą w nich, wykraczają poza rzeczywistość. Ciągnie mnie do takich opowieści i jeśli przyjdzie mi do głowy pomysł na historię bardziej „niesamowitą”, to bardzo chętnie spróbuję ją opowiedzieć.
12 powieści i ponad 20 opowiadań – to pokaźny dorobek jak na twórcę z „(wciąż) młodego” pokolenia pisarzy. Czujesz się spełniony? Czy widzisz przed sobą jeszcze jakieś wyzwania? Jakieś nagrody do zdobycia?
Wiesz, ja generalnie mam o swoich dokonaniach złe zdanie, jestem wciąż z siebie niezadowolony. Dlatego tak, odpowiadając na twoje pytanie, widzę przed sobą jeszcze mnóstwo rzeczy, które chciałbym zrobić, ale nie chodzi mi tu o jakieś nagrody, bo to jest już tylko efekt, i to zależny od ludzi z zewnątrz. Moje cele leżą w samym pisaniu i mam ich wiele.
Łukasz Orbitowski skarżył się ostatnio, że nie umie już napisać dobrego opowiadania, że rezygnuje z przygotowania nowego zbioru krótkich form. A jak jest u ciebie? Wolisz pisać krótką czy długą formę? I czy w Polsce jest w ogóle rynek na opowiadania? Ludzie chcą je czytać, a wydawcy wydawać?
Wiele razy słyszałem, że niby to opowiadanie trudniej jest napisać niż powieść, ale wydaje mi się, że to jest takie po prostu ładnie brzmiące powiedzonko. Z mojej perspektywy pisanie powieści jest zdecydowanie i pod każdym względem trudniejsze. Natomiast czy na opowiadania jest rynek i czy wydawcy chcą je publikować, to nie mam pojęcia, nie znam się na tych sprawach…
Na zakończenie powiedz proszę, czy są jacyś współcześni polscy autorzy, których cenisz? I czy widzisz w młodszym pokoleniu dobrze rokujące nazwiska, na które warto zwrócić uwagę?
Naprawdę chciałbym jakoś sensownie odpowiedzieć na to pytanie, ale ja prawie nie czytam współczesnych książek, a współczesnych polskich to już w ogóle. Ostatnio zagrzebuję się w powieściach napisanych przed stu laty i w ogóle nie zwracam uwagi na to, co się u nas pisze i wydaje współcześnie. Czuję się trochę, jakbym siedział na bezludnej wyspie. I jest mi tam dobrze.
Rozmawiał: Mariusz Wojteczek
fot. Marcin Łobaczewski
Kategoria: wywiady