Pisarski „żywioł” bez mocnego researchu to za mało – wywiad z Krzysztofem Koziołkiem, autorem thrillera „Biały pył. Piekło na K2”
Z Krzysztofem Koziołkiem, który opublikował właśnie nakładem Wydawnictwa Agora thriller „Biały pył. Piekło na K2”, rozmawiamy o wpływie dziennikarskiego doświadczenia na pisanie powieści, potrzebie researchu, turystyce wysokogórskiej i bohaterach książki żyjących własnym życiem.
Maciej Bachorski: „Biały pył” to twoja jubileuszowa, dwudziesta powieść. Czy po tylu wydanych książkach jest jeszcze miejsce na emocje w momencie premiery – a może raczej to już bardziej rutyna?
Krzysztof Koziołek: Emocje są jeszcze większe, a cyferki przy kolejnej premierowej książce nie mają tu żadnego znaczenia, nie licząc tego, że pewnie każda okrągła liczba ma jakąś magię. (śmiech)
Zanim zostałeś pisarzem, pracowałeś jako dziennikarz. Twoim zdaniem takie doświadczenie przydaje się przy pisaniu powieści?
W moim przypadku dziennikarskie doświadczenie, a przede wszystkim umiejętność rozmawiania z ludźmi i pozyskiwania informacji oraz ich selekcjonowania i późniejszego wykorzystania w opisywanej historii są kluczowe. Przy tworzeniu większość powieści musiałem robić głęboki research i pozyskiwać mnóstwo danych, tak samo było z „Białym pyłem. Piekłem na K2”. Tylko wtedy można czytelnika przenieść w miejscu, a czasami także w czasie, jeśli mówimy na przykład o kryminałach retro, których też mam kilka na koncie.
Od 25 sierpnia w księgarniach znajdziecie „Biały pył. Piekło na K2”, czyli przygodowy survival z domieszką rasowego…
Opublikowany przez booklips.pl Sobota, 21 sierpnia 2021
A jak zapatrujesz się na obecny rynek czytelniczy w naszym kraju? Od dobrych kilku lat na pierwszych miejscach list sprzedaży zdają się dominować rodzime thrillery i kryminały. Co twoim zdaniem decyduje o tym, że tak chętnie czytamy tego typu literaturę?
Szeroko rozumiany kryminał od dawna jest jednym z gatunków literatury najchętniej czytanym przez ludzi i walczy o palmę pierwszeństwa z literaturą obyczajową, zatem to w sumie nic dziwnego. (śmiech) Inna rzecz, że jeszcze kilkanaście lat temu kryminałów polskich autorów wydawano rocznie kilka, obecnie bywa, że jest ich kilka, ale setek. To też pokazuje skalę zainteresowania kryminałem, co mnie, jako „kryminalistę” oczywiście bardzo cieszy.
Porozmawiajmy zatem o genezie „Białego pyłu”. Skąd pomysł na połączenie przygodowego survivalu z elementami kryminału?
Na temat tego, czym „Biały pył” jest z punktu widzenia teorii literatury, musieliby się wypowiedzieć eksperci. (śmiech) A już całkiem serio: śledziłem z wypiekami na policzkach doniesienia z polskiej zimowej narodowej wyprawy na K2 w sezonie 2017/2018, newsy o kolejnych przeszkodach, wypadkach, trudnościach i pomyślałem sobie, a co by było, gdyby polskim himalaistom jeszcze dołożyć nieco problemów? Tak pojawił się sam pomysł, aby ulokować akcję powieści na zboczach góry-mordercy, jak mawia się o tym szczycie. A potem to już poszło z górki. (śmiech)
Tym co w książce może szczególnie się podobać, jest widoczny jak na dłoni dogłębny research, a co za tym idzie – poczucie, że doskonale wiesz o czym opowiadasz. Twój pisarski modus operandi to raczej metodyczne zbieranie materiałów, czy jednak spontaniczność?
Pisarski „żywioł” bez mocnego researchu to za mało, ale działa to też w drugą stronę: samo zebranie materiałów nie wystarczy, aby dać czytelnikowi do ręki świetną historię. Oba te elementy są konieczne i muszą ze sobą współgrać. Jak to zrobić? Odpowiednio wymieszać proporcje? Jak to z kolei zrobić? Tego nie zdradzę. (śmiech) Mogę jeszcze dodać, że przy tworzeniu „Białego pyłu” niezwykle istotna była pomoc merytoryczna ze strony światowej klasy himalaistów, których zarzuciłem wręcz pytaniami technicznymi. W tym gronie byli Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Janusz Majer i Adam Bielecki. Dzięki uzyskanym od nich informacjom mogłem odwzorować realia wyprawy wysokogórskiej i samego K2.
Wydarzenia w „Białym pyle” obserwujemy w dużej mierze z perspektywy Krzyśka Gardy – nie tylko outsidera w grupie, ale i bardziej amatora niż profesjonalnego wspinacza. Uważasz, że ktoś taki w rzeczywistości mógłby wspiąć się na K2?
Mało liczy się to, co ja mógłbym uważać, bardziej to, jak jest naprawdę. (śmiech) Przykład wypraw komercyjnych na Mount Everest, kiedy najwyższy szczyt świata zdobywają „córeczki tatusia” albo „synkowie mamusi”, dodajmy: odpowiednio bogatych, pokazuje, że dziś niemal każdy może wejść na niemal każdą górę. Zwróć tylko uwagę, że powiedziałem: wejść, a nie zdobyć. Językowo różnica jest niewielka, to prawie że synonimy, ale faktycznie to są dwie różne sprawy. Dlatego też na K2 aż tylu amatorów nie będzie, lecz na pewno się pojawią i to nie tylko w sezonach letnich, także zimą. Dlaczego? Z tego samego powodu, w którym w Tatrach największe wzięcie mają Rysy, Orla Perć, Giewont i Morskie Oko – bo są najbardziej znane, a zwykle tę sławę zawdzięczają głośnym wypadkom. Smutno to zabrzmi, ale im więcej śmierci na danym szlaku, tym jest on chętniej odwiedzany przez tych, którzy nie mają zielonego pojęcia, jak się łazi po górach i je zdobywa. A wracając do pytania: ktoś taki jak Garda, nie do końca przecież całkowity amator, dałby sobie radę, historia światowego alpinizmu zna niejeden taki przypadek.
„Biały pył” to obok wartkiej akcji i ciągłej walki człowieka z naturą, również gotujący się tygiel przeciwstawnych charakterów. Czy pozwalasz bohaterom na to by „żyli własnym życiem” w trakcie tworzenia tekstu, czy masz ich rozpisanych „od a do z”?
Skoro żyją jak w tyglu, to nie pozwoliliby wcisnąć się w ciasno dopasowane ramy. (śmiech) Tutaj też potrzebne jest wyważenie proporcji. Trzeba bohatera trochę „sformatować”, ale z drugiej strony należy pozwolić mu, aby momentami nieco improwizował w oderwaniu od wcześniejszych zamierzeń autora. To trochę tak, jak z kręceniem filmów: bardzo często najlepsze sceny powstają spontanicznie.
Jedną z rzeczy, którą mocno akcentujesz w „Białym pyle”, są różnice między młodym, a starszym pokoleniem wspinaczy. A po której ty sam stajesz stronie? Brzózki i Pieca czy Bochenka i Świerka?
Ależ ja – co mam wielką nadzieję, widać też na kartach mojej książki! – nie opowiadam się po żadnej stronie konfliktów, których kilka w „Białym pyle” się zdarzyło. Moja rola ogranicza się do pokazania czytelnikowi obu stron różnych medali, przedstawienia racji każdej ze stron, a wnioski i oceny musi on wyciągnąć sam. Przy czym z tym ostatnim, czyli oceną, doradzałbym ostrożność. Łatwo krytykować czyjeś zachowanie w strefie śmierci, gdzie samo przebywanie, bez wysiłku fizycznego, oznacza powolne umieranie, kiedy siedzi się w wygodnym fotelu, popijając gorącą kawę. Cieszę się też, że zadałeś to pytanie, bo „Biały pył” to nie tylko thriller czy powieść przygodowa, ale też parę innych wymiarów, a konflikt starego pokolenia z młodym, czy różnicy w podejściu do etyki wspinaczki nie dość, że uzupełniają warstwę „akcyjną”, to stanowią też ważne tło tego piekła, które wydarzyło się na K2.
Wygrana w 2019 roku w konkursie „Książka Górska Roku”, teraz niezwykle udany „Biały pył” – wygląda na to, że tematyka górska ci służy. Uchylisz nam rąbka tajemnicy co do swoich następnych projektów? Czyżby kolejne powieści osadzone pośród szczytów?
W najbliższych planach wydawniczych jest kilka powieści bardziej kryminalnych, nie górskich. Ale mogę zdradzić, że wczoraj, kiedy gnałem z wylotu Doliny Lejowej na Świnicę i dalej do Roztoki, pojawił się pewien pomysł na niezwykle mocny thriller osadzony właśnie na tych tatrzańskich szlakach, którymi szedłem ja sam. Czy i kiedy ten pomysł przerodzi się w powieść, to pokaże czas.
Rozmawiał: Maciej Bachorski
fot. archiwum Krzysztofa Koziołka
Kategoria: wywiady