Opowieści są jak labirynt – rozmowa Magdaleny Parys z Cornelią Funke, autorką serii „Atramentowy świat”
Blisko dwie dekady temu jej powieściami z serii „Atramentowy świat” zaczytywali się młodzi czytelnicy i ich rodzice nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Cornelia Funke, podobnie jak wcześniej J.K. Rowling, potrafiła rozbudzić w małoletnich odbiorcach miłość do książek. Po latach popularna trylogia doczekała się kontynuacji. Wydawnictwo Kropka uznało, że to dobry moment, żeby przypomnieć w nowej szacie graficznej znane już w Polsce tomy: „Atramentowe serce” (już w księgarniach), „Atramentową krew” (premiera w sierpniu) i „Atramentową śmierć” (jesień), jak również opublikować po raz pierwszy czwartą część, „Atramentową zemstę” (jesień). Z okazji wznowienia popularnej serii pisarka Magdalena Parys miała możliwość porozmawiać z Cornelią Funke. Dzięki temu prezentujemy wam pierwszy od lat wywiad dla polskich czytelników z autorką cyklu „Atramentowy świat”.
Magdalena Parys: Po zapowiedzi wznowienia pani książek w Polsce pojawiła się fala nostalgicznych reakcji – wielu czytelników podkreślało, że to właśnie ta seria rozbudziła w nich miłość do literatury. Podobnie było w Niemczech i innych krajach. Pamiętam, że mój syn by wypożyczyć „Atramentowe serce”, wpisał się na listę oczekujących w szkolnej bibliotece. Czy pamięta pani moment, w którym narodził się pomysł na tę książkę?
Cornelia Funke: Reakcja polskich czytelników naprawdę mnie wzrusza! To wspaniałe uczucie – dowiedzieć się, jak wiele „Atramentowy świat” znaczy dla tak wielu osób, i że chcą raz jeszcze wyruszyć ze mną w tę podróż. Kiedy pisałam pierwszą część, robiłam to także jako czytelniczka – jak ktoś, komu bohaterowie książek wydawali się często bardziej realni niż ludzie spotykani na co dzień. Niejednokrotnie wiemy o nich więcej i bywają nam bliżsi niż przyjaciele. A jednak długo nie byłam pewna, jak to opowiedzieć? Czy powinnam pozwolić im wyjść z książek? Nie! Wówczas pozostaliby tacy malutcy na półce! I nagle przypomniałam sobie, jak od zawsze urzekał mnie dobry głos lektora – i zrozumiałam, że to właśnie ludzki głos wywołuje bohaterów najlepiej spomiędzy liter.
Ale dlaczego zdecydowała się Pani po tylu latach napisać czwarty tom? Między trzecią a czwartą częścią upłynęło sporo czasu – czy zaistniał jakiś konkretny impuls do powrotu?
Tak. Od kilku lat zapraszam do siebie młodych artystów i artystki, by się spotkać i wspólnie pracować. Wielu z nich to ilustratorki – sama zresztą zaczynałam jako ilustratorka – i pewnego dnia zadałam sobie pytanie: co ma większą moc – obraz czy słowo? Potem zapytałam samą siebie, jak tę kwestię rozstrzygnięto by w „Atramentowym świecie”, istnieje tam przecież słynny iluminator Balbulus. I ledwie wypowiedziałam to pytanie, a historia już zaczęła sama oddychać – wiedziałam, że muszę wrócić. Zresztą zawsze marzyłam, by opowiedzieć kiedyś szerzej o przyjaźni Smolipalucha z Czarnym Księciem. Oczywiście historia mnie zaskoczyła i opowiedziała o czymś zupełnie innym – na przykład o nadziei i o tym, że to młodzi ocalą ten świat. Ta czwarta książka to była naprawdę cudowna podróż – i po raz pierwszy nie chciałam się z nią rozstawać!
A propos – jeszcze żaden polski artysta nie był u mnie we Włoszech. Może niedługo to zmienimy? Bardzo by mnie to ucieszyło!
Zmieńmy to! Najlepiej jak najszybciej! Gdzie można się zgłaszać, co trzeba zrobić?
Nie można się zgłosić, Magdaleno. Ale może kiedyś razem zorganizujemy konkurs, a ja zaproszę zwycięzców do siebie? Bardzo byśmy się cieszyli, mogąc powitać u nas polskie ilustratorki albo opowiadaczki historii.
O! Bardzo chętnie. Zróbmy to!
Umówimy się co do tego na zoomie, dobrze?
Oczywiście! A skoro jesteśmy przy załatwianiu spraw, to muszę jeszcze zapytać o coś, o co prosił mnie mój syn: czy bohaterowie natychmiast powrócili do swoich ról, czy musiała pani tchnąć w nich życie na nowo? Co było największym wyzwaniem tego powrotu?
Myślę, że trochę już na to pytanie odpowiedziałam. Historia przyszła sama. Jedynym wyzwaniem było to, że tym razem chciałam opowiedzieć o świetle – a nie o tak głębokiej ciemności jak w „Atramentowej krwi” i „Atramentowej śmierci”. Chciałam chronić Smolipalucha – i przez to o mały włos opowiedziałabym tę historię źle. Na szczęście mam cudowną córkę, która zwraca mi uwagę na takie błędy. Anna była zresztą także moją tłumaczką na język angielski.
No tak, co zrobiłybyśmy bez naszych dzieci! A która z postaci szczególnie zapadła pani w serce? Jest taka, która do dziś wydaje się pani obca? Czy ma to wpływ na sposób, w jaki pani o niej wtedy pisze?
Niektóre postacie wcale się nie kryją. Inne zachowują swoje tajemnice. Szanuję jedno i drugie – tak jak w przyjaźni. Smolipaluch nigdy nie zdradzi mi wszystkiego o sobie. (śmiech) Jakub Reckless przeciwnie – jest jak otwarta księga, podczas gdy jego brat Will długo musiał być wywabiany z cienia. Ale to, co wtedy odkrywam, jest tym bardziej fascynujące.
W naszej rozmowie wciąż pojawia się Smolipaluch… Wydaje się, że to pani ulubiona postać – co czyni go tak wyjątkowym?
Jestem bardzo związana ze Smolipaluchem, ale w książkach z „Atramentowego świata” kocham właściwie wszystkie postaci – no, może z wyjątkiem czarnych charakterów. (śmiech) Elinor, Fenoglio, Roksana, Mo, Resa i Meggie… każda z nich bardzo wiele dla mnie znaczy. A moim sekretnym ulubieńcem jest Czarny Książę.
Czarny Książę? Moim też! Uwielbiam takie postaci! Wróćmy jednak jeszcze do Cornelii Funke – pisarki. Jak wygląda pani dzień? Czy trzyma się pani określonej rutyny i zasiada z dyscypliną do biurka, czy raczej daje się pani prowadzić inspiracji i chwili?
Najczęściej piszę rano, bo wtedy jest jeszcze zupełnie cicho. Większość moich gości pracuje do późnej nocy, więc rano cała posiadłość jest jeszcze zaspana – słowa przychodzą wtedy lekko. Ale szczerze? Właściwie mogę pisać zawsze i wszędzie. Problemem jest raczej to, jak wiele historii domaga się, by zostać opowiedzianymi.

Cornelia Funke (fot. Gillian Crane)
Zdarza się czasem, że te historie wymykają się spod kontroli i nagle to bohaterowie zaczynają panią prowadzić?
Nigdy nie chcę wiedzieć, jak kończy się historia – pozwalam jej mnie prowadzić. Opowieści są jak labirynt – niełatwo znaleźć ich serce. Trzeba je zdobywać z czasem, cierpliwie, z oddaniem. Ale ponieważ pozwalam im mnie zaskakiwać, moi czytelnicy doświadczają tego razem ze mną.
A gdyby – tak jak w pani książkach – czytelnik mógł dosłownie wejść do Atramentowego świata, jaką scenę chciałaby mu pani pokazać, by lepiej poczuł pani pisarstwo? Który moment w „Atramentowym świecie” uznaje pani za esencję całej historii?
Myślę, że pozwoliłabym mu zobaczyć, jak Smolipaluch bawi się ogniem. (śmiech)
Znów Solipaluch! Czy istnieje jakaś historia, która żyje w pani głowie, ale nigdy nie trafiła na papier – coś w rodzaju nieopowiedzianego rozdziału? Jeśli tak, czego by dotyczyła?
Pojawiło się kilka takich historii, kiedy pisałam „Kolor zemsty” – o szklanych kobietach, o nimfach. I o mężczyźnie z żelaza. Ale one muszą poczekać na inny czas.
Żyjemy w czasach wielkiej niepewności – Europa staje wobec nowych wyzwań, przyszłość wydaje się często niejasna. Wielu młodych ludzi odczuwa lęk i zwątpienie. Gdyby mogła pani polecić im jedną książkę – niekoniecznie swoją – taką, która daje nadzieję i odwagę, co by to było i dlaczego? A może jest coś, co chciałaby pani swoim młodym czytelnikom osobiście przekazać?
Mam nadzieję, że kiedyś mnie odwiedzą i zobaczą, jak pracują u nas ludzie z różnych kultur i krajów – jak dyskutują i wspólnie marzą o świecie zbudowanym na wspólnocie i przyjaźni. Świecie, który rozumie, że występując razem, możemy znacznie więcej niż przeciwko sobie. I że cała chciwość i cały gniew naszych czasów kradną naszym dzieciom ich przyszłość.
Polacy odwiedzą panią na pewno! To już sobie obiecałyśmy! Jeszcze na koniec chciałabym dodać, że w Polsce niemal każdy zna pani książki. Każde pokolenie ma swoją ulubioną. Dlatego chciałabym – w imieniu wielu polskich czytelniczek i czytelników – po prostu podziękować. Dziękuję pani za wszystkie książki!
A ja dziękuję wszystkim moim polskim czytelnikom i czytelniczkom – że podróżują ze mną poprzez słowa!
Rozmowę przeprowadziła, spisała i przetłumaczyła: Magdalena Parys
Kategoria: wywiady