Oblicza współczesnej kobiety – wywiad z Wandą Żółcińską, autorką „Najdroższej”

25 marca 2015

wywiad-wanda-zolcinska-1
Stworzyła powieść będącą formalnym majstersztykiem, a dodatkowo silnie poruszającą emocje. Na rynek wydawniczy weszła z mocnym i przemyślanym debiutem, opatrzonym rekomendacją Magdaleny Tulli, której komentarz woła z okładki: „Świetnie napisane, z przenikliwością i talentem do obserwacji”.

Milena Buszkiewicz: „Najdroższa” to pani debiut, zatem muszę zapytać, jak w ogóle doszło do tego, że zaczęła pani pisać.

Wanda Żółcińska: Pracuję od wielu lat jako dziennikarka, napisałam pewnie już setki albo tysiące artykułów i czułam pewien niedosyt, chciałam się zmierzyć z zupełnie inną formą – fabularną. Pomysł nie był nowy – zrobić coś, co zostawi trwały ślad i z czego będę zadowolona, co mi przyniesie satysfakcję. Szukałam tematu, postanowiłam napisać powieść, która nie będzie o miłości, ale będzie bardzo mocno poruszała emocje czytelnika.

Na pewno jest to książka, która zostawia trwały ślad w pamięci jej czytelników. W mojej zapadnie na wiele lat i będę ją rekomendować, dlatego że jest to bardzo dobra powieść. Mogę powiedzieć: psychologiczna?

Obyczajowa, psychologiczna ? trudno jest mi ją szufladkować. Na pewno nie jest to powieść kobieca, cokolwiek rozumiemy pod tym hasłem. To jest książka dla wszystkich. Dostaję maile od czytelników i widzę, że mężczyźni także ją czytają.

Mimo trójkąta miłosnego, który jest opisany w „Najdroższej”, nie jest ona romansem.

Jeśli czytelnicy szukają romansu, ta książka nie spełni ich oczekiwań. Jest tam wątek romansowy, ale potraktowany trochę z przymrużeniem oka.

NajdrozszaOpisuje pani współczesną, młodą kobietę, która pnie się po szczeblach kariery ? wychodzi jej to różnie… Czy próbowała pani stworzyć obraz współczesnej kobiety?

Niejedno ma oblicze współczesna kobieta. Natomiast ta kobieta jest na pewno w sidłach poczucia obowiązku: wobec siebie ? chce być szczęśliwa, odnosić sukcesy, chce być taka jak inni, uśmiechać się; ma też obowiązki rodzinne ? chorą matkę. Nie wiem, czy ona pnie się po szczeblach kariery, raczej musi pracować, musi zarabiać i stara się jakoś wpasować ten przymus w swoje życie i udawać, że wszystko jest w porządku. Natomiast korporacja ewidentnie niszczy ją psychicznie. Być może w tym portrecie niektóre współczesne kobiety odnajdą siebie. Nie tylko współczesne kobiety są uwikłane w najróżniejsze obowiązki, obowiązkowe jest też pokazywanie twarzy człowieka sukcesu. Niewątpliwie moje pokolenie i pokolenie młodsze żyją pod dużą presją, może stąd tyle dyskusji na temat szukania równowagi miedzy życiem osobistym i zawodowym.

To właśnie mówi matka głównej bohaterki: że młodzi nie mają teraz łatwo.

Ale to mówią matki wszystkich pokoleń (śmiech). Nam się też pewnie wydaje, że jesteśmy wyjątkowi i mamy najciężej. Żyjemy w epoce błyskawicznych i głębokich zmian, choćby w ciągu ostatnich dziesięciu lat styl naszego życia przeszedł ogromne przeobrażenie, chociaż nie zawsze sobie to uświadamiamy i nie zawsze sobie z tym radzimy. Dodatkowo, główna bohaterka „Najdroższej” jest na granicy prawdziwej dorosłości, wiek trzydziestu czy trzydziestu kliku lat jest momentem, w którym należy podjąć jakieś decyzje życiowe. Ona już jest dorosła i powinna być odpowiedzialna, a trochę od tego ucieka.

Zewsząd presja: korporacji, związku – czy to będzie relacja z kawalerem, który ma jednak bagaż doświadczeń, czy to będzie związek z mężczyzną, który ma już swoją rodzinę? Pojawiają się pytania, co z tym wszystkim robić. A dodatkowo jeszcze powinna zaopiekować się chorą matką, która zapadła na bardzo poważną chorobę, traci kontakt z rzeczywistością. Mam wrażenie jednak, że wszystkie te problemy są jeszcze dodatkowo wyolbrzymione przez bohaterkę, że wszystko, co widzi wokół siebie, jest hiperbolą tego, co naprawdę ją spotyka.

Ona jest bardzo skoncentrowana na sobie i neurotyczna, a takie osoby mają tendencje do wyolbrzymiania wszystkiego. Do tego jeszcze jest samotna, mimo że jest wokół niej sporo ludzi, mimo że cechuje ją łatwość ich przyciągania i zjednywania. Nie chce wyjść poza siebie, nie chce za wiele z siebie dawać, woli brać, a to recepta na kłopoty w relacjach z innymi. Ale ? muszę trochę bronić mojej bohaterki ? jej życie na pewno nie jest proste, choroba matki niszczy także ją, trudno jest być szczęśliwym, mając kogoś bliskiego, kogo się kocha, kto cierpi. Bohaterka próbuje jakoś się w tym odnaleźć, szuka dróg ucieczki, a może jakiegoś rodzaju życiowej równowagi, ale to są próby z góry skazane na niepowodzenie.

Automatycznie nasuwa się pytanie o autobiografizm. Czy ta książka bazuje na pani doświadczeniach?

Nie. To fikcja literacka, to nie jest powieść autobiograficzna.

W żaden sposób?

Nie potrafiłabym i nie chciałabym pisać o sobie. Nie mam takich pokładów ekshibicjonizmu, żeby roztrząsać wewnętrzne problemy i zachęcać czytelników, aby się z nimi zapoznawali. Zdecydowanie wolę tworzyć fikcję literacką, bardziej mnie to bawi. Kreowanie bohaterki i pozostałych postaci było dla mnie fantastyczną przygodą intelektualną. Bardzo mi się podobała praca nad tą książką. To był naprawdę niesamowity czas.

Przygotowywała się pani do napisania tej książki, np. badając odczucia dzieci osób chorych czy nawet ich samych?

Mam dookoła mnóstwo tego rodzaju osób, to staje się powszechny problem. Zrobiłam staranny research.

Nie był też trudny.

Nie był, ale tę historię można też potraktować metaforycznie. Nie trzeba jej brać dosłownie. Na pewno dałam bohaterom jakieś moje cechy, poobdzielałam ich nimi świadomie lub nieświadomie. Są rzeczy, które w mojej bohaterce lubię i z którymi mogłabym się identyfikować, a są rzeczy, które mi się w niej, jako osobie, nie podobają. Natomiast taki jest przywilej autora, że może ze swoimi bohaterami robić co chce, ale też jego interpretacja wcale nie jest obowiązująca.

Zrobiła pani co chce również z narracją w tej powieści.

Starałam się dopasować tę narrację do osobowości głównej bohaterki. Wydaje mi się, że do osoby, która jest skoncentrowana na sobie i bardzo subiektywnie postrzega świat, nawet nie sili się na obiektywizm, tak jak moja bohaterka, narracja pierwszoosobowa dobrze pasuje. Chociaż taka forma jest wbrew pozorom trudna, to grząski grunt. Chciałam napisać tę książkę tak, aby była wciągająca, żeby rzeczywiście chwyciła czytelnika od pierwszych stron, i mam nadzieję, że mi się to udało. Ponieważ temat nie należy do rozrywkowych, zależało mi także na tym, by powieść była przystępna, chociażby w pierwszej, powierzchownej warstwie, aby poruszała emocjonalnie, ale i sprawiała przyjemność, bo to jest najważniejsze.

wywiad-wanda-zolcinska-2

Czytając „Najdroższą”, nie miałam wątpliwości, że ma pani zamiłowanie do szczegółu. Książka jest bardzo doprecyzowana językowo. Czy dużo czasu zajęła pani praca nad tym aspektem powieści?

Tak, była to ciężka praca. Zajęła mi dużo więcej czasu niż samo pisanie powieści. Pierwszą wersję napisałam w kilka miesięcy, natomiast redagowałam ją przez kolejny rok. Wykreślałam z książki wszystkie zdania, które nie były niezbędne. Choć forma jest klasyczna, to mimo wszystko bawiłam się strukturą i językiem powieści, są w niej na przykład słowa, której pojawiają się tylko raz, i to akurat te najbardziej znaczące. Nawet imię bohaterki pada tylko raz, na końcu.

Starałam się napisać tę książkę tak, aby wszystko w niej grało, jak w kryminale ? by każdy szczegół był dopasowany do całości.

Kiedy czyta się pani powieść, czuć bardzo silnie, że książka jest dopracowana, a to nie zdarza się często.

Taka była moja intencja. Nie wypuściłabym jej w świat, gdybym nie uznała, że jest już zamkniętym dziełem, że poradzi sobie, że jest wystarczająco dobra, by pokazać ją wydawnictwu. I rzeczywiście dosyć łatwo poszło mi znalezienie wydawcy.

A nie jest to wcale prostą sprawą, zwłaszcza jeśli chodzi o publikację w tak dużym wydawnictwie jak Prószyński i S-ka.

Miałam ogromne szczęście. Trafiłam najpierw na Manulę Kalicką, która została moją agentką, ona pokazała tę książkę wydawnictwu i Prószyński bardzo szybko się na nią zdecydował. Nie przeszłam przez ten bolesny proces dobijania się do drzwi kolejnych wydawców. Słyszałam o tym legendy, dlatego też zwlekałam z wydaniem tej książki. Nie chciałam się na to narażać, nie chciałam wysyłać powieści mailami, wiedząc, że nie zostanie ona przeczytana przez najbliższe lata, bo ktoś już jest przysypany innymi propozycjami. Książka przeleżała dwa lata w szufladzie i kiedy postanowiłam ją wydać, trafiłam na fantastycznych ludzi i udało się…

Co panią skłoniło, żeby jednak wyjąć ją z tej szuflady?

Dojrzałam do tego psychicznie. Stwierdziłam, że skoro tak dużo wysiłku włożyłam w tę książkę, to należy ją wydać. Przeczytałam ją ponownie, uznałam, że nie jest zła i że nie wstydzę się jej oraz bez obaw mogę ją pokazać światu. Zmobilizowali mnie też przyjaciele.

wywiad-wanda-zolcinska-3Wybrała pani mało popularną w Polsce ścieżkę wydania powieści – zdecydowała się pani na agentkę.

Uznałam, że jeśli wyślę maila do któregoś z wydawnictw, to mogę czekać na odpowiedź latami, a ona i tak może nigdy nie nadejść, tymczasem ja będę się martwić, uznam, że książka jest zła i się nikomu nie podoba. Poradziłam się Ani Fryczkowskiej, która stwierdziła, że najlepiej jest mieć agenta, zwłaszcza na początku, i to był pomysł, który doskonale się sprawdził.

Jest pani również dziennikarką. Czy tego typu praca wpłynęła na pani pisarstwo?

Przez wiele lat pisałam głównie o informatyce z biznesowego punktu widzenia. Obecnie robię też inne rzeczy, bo z dziennikarstwa zwyczajnie trudno jest wyżyć. Natomiast na pewno dało mi ono warsztat, łatwość pisania i to, że oczywiste jest dla mnie siedzenie przez cały dzień przed komputerem i pisanie. Dało mi też dyscyplinę ? skracanie tekstu czy redagowanie nie jest dla mnie problemem, bo robię to na co dzień.

Wrócę jeszcze do pytania o „Najdroższą”. To bardzo depresyjna książka, można powiedzieć, że jej czytanie jest bolesne.

Chciałam, żeby „Najdroższa” bardzo mocno poruszała emocje czytelnika. Było to dla mnie ćwiczenie, sprawdzenie czy potrafię, bo nie jest to łatwe, kiedy nie pisze się o miłości klasycznie pojmowanej. Starałam się konstruować ją tak, aby mocno wciągała czytelnika, żeby był w stanie utożsamić się z główną bohaterką. Na pewno nie jest to powieść z „wesołej półki”, pewnie jest depresyjna, aczkolwiek jej zakończenie nie jest aż takie straszne. Zapewniam, że w pierwszej wersji było dużo bardziej przygnębiające, później je złagodziłam.

Rozumiem, że nie na życzenie wydawcy?

Nie, na własne. Nie do końca odpowiadało mi poprzednie zakończenie, miałam z nim problem, czułam, że coś jest nie tak, że może jest to już krok za daleko. W książce często dochodzę do pewnej ściany, balansuję na krawędzi, cofam się, to są celowe zabiegi. W każdym rozdziale chciałam zagrać na emocjach czytelnika.

Czyli doprowadzić do krawędzi i zostawić?

(Śmiech) Wydaje mi się, że są w książce też momenty odpoczynku, nie jest tak potwornie depresyjna, jaką mogłabym ją uczynić.

Czy pisze pani obecnie nową powieść?

Tak, piszę książkę, która będzie inna od „Najdroższej”, przede wszystkim narracja będzie trzecioosobowa. Choć może zabrzmi to mało atrakcyjnie, tematem głównym będzie samotność, próba poszukiwania kontaktu z innymi ludźmi, nawet najbliższymi. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się ją skończyć.

Czy będzie zbliżona nastrojem do „Najdroższej”?

Będzie trochę inna. Bohaterka jest w podobnym wieku, ma trzydzieści kilka lat, ale stąpa mocniej po ziemi. Z pewnością będzie o niej wiadomo więcej, niż o obecnej.

Książka będzie inna, ale czy również można liczyć na podobną precyzję językową?

Oczywiście, na pewno będzie starannie napisana i zakomponowana. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła wyciągnąć z mojej pisarskiej szuflady coś innego.

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz
fot. Norbert Gajlewicz

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: wywiady