Niewiele trzeba, by się zagubić – wywiad z Bartoszem Szczygielskim o książce „Dzień gniewu”

25 marca 2023

W „Dniu gniewu”, swym najnowszym thrillerze, Bartosz Szczygielski diagnozuje współczesne czasy, w których teorie spiskowe i charyzmatyczne jednostki potrafią porwać tłumy, co może prowadzić do tragedii. I właśnie o tej książce krótko porozmawialiśmy z autorem.

Jan Sławiński: Zacznijmy nietypowo od końca. W posłowiu do twojej najnowszej powieści znajduje się pewne ostrzeżenie. Zresztą, kto doczytał książkę do końca, ten sam powinien je wyłowić z fabuły. Co wpłynęło na wybór tematu do „Dnia gniewu”?

Bartosz Szczygielski: Wbrew pozorom to nie jest książka o tym, o czym część czytelników myśli, że jest. „Dzień gniewu” od początku miał być opowieścią o podatności i tym, jak niewiele trzeba, by się zagubić. Człowiek, choć może uważać inaczej, potrzebuje czasem kogoś, kto mu wskaże drogę lub po prostu powie, co ma dalej robić. I jak doprowadzi się to do ekstremum, to już zaczyna robić się niebezpiecznie. W końcu historia zna wiele przypadków, kiedy tłumy szły za charyzmatycznymi przywódcami i umierały w imię ich wierzeń. To dalej jest niestety coś, co dzieje się na świecie, a ja chciałem skupić się na jednostkach, które są tylko małym trybikiem w tym mechanizmie.

Jak wyglądał research do książki? Na ile sytuacje przedstawione w powieści odzwierciedlają te, które wydarzyły się w rzeczywistości?

Na szczęście w Polsce jeszcze nie dochodzi do takich rzeczy, jak w innych częściach świata. Jeszcze. Nie trudno sobie wyobrazić sytuacje, kiedy rozpędzony samochód wjeżdża z premedytacją w tłum ludzi, prawda? Przygotowując się do pisania, szczegółowo wypytałem przedstawicieli policji, jak faktycznie wyglądają procedury, kiedy dojdzie do czegoś takiego, ale posiłkowałem się także materiałami ze świata. I obym nigdy nie musiał szukać o tym informacji w polskich źródłach.

W prologu budujesz bardzo sugestywny obraz codzienności wielu współczesnych ludzi, dajesz czytelnikowi poznać postaci, a następnie rozpoczynasz z przytupem właściwą fabułę. Szok gwarantowany. Skąd pomysł na scenę otwierającą i dlaczego jest ona tak istotna?

Żyjemy w czasach, gdzie trzeba walczyć o uwagę, nie tylko czytelnika, ale tak naprawdę każdego odbiorcy. Zawsze staram się pokazać ludzką twarz każdej tragedii, a thriller i kryminał rządzą się swoimi prawami. Trzeba przykuć uwagę czytelnika już na samym początku opowieści. Dać mu coś, co go zaciekawi i nie pozwoli już odłożyć książki.

Krystian i Liliana to dość nietypowi bohaterowie jak na powieść kryminalną – niekiedy w swym zagubieniu i szamotaninie z rzeczywistością stają się bliscy czytelnikowi. Można by się pokusić o stwierdzenie, że to „detektywi z przypadku”. Dlaczego akurat taki zestaw bohaterów i chęć, by opowiedzieć historię z dwóch różnych perspektyw?

Każde z nich ma swoje motywacje, by dotrzeć do prawdy, ale w przypadku Krystiana nie użyłbym stwierdzenia „detektyw z przypadku”. To w końcu policjant, który może i niski stopniem, ale ma duże ambicje. I to one pchają go do dalszej akcji, a Liliana musi zderzyć się ze swoją przeszłością, która niekoniecznie będzie taka, jaką mogła sobie wyobrażać. Dwie perspektywy dają mi, jako autorowi, możliwość pokazania historii w szerszej perspektywie. Czytelnik też z takiej historii może wynieść więcej. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Bardzo podobał mi się zabieg formalny łączenia ze sobą rozdziałów często na zasadzie kontrapunktu między zdaniem kończącym rozdział i otwierającym następny. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

Chciałem przez to pokazać, że mimo odmienności, bohaterowie są jednak w jakiś sposób ze sobą połączeni. Przyznaję, że dość często korzystam z tego rozwiązania, które daje mi dużo możliwości w prowadzeniu fabuły innymi torami, niż robi się to zazwyczaj. W końcu chodzi o to, by nie było nudno.

Czy zawód „osoby do przytulania” naprawdę istnieje?

Tak, jak najbardziej. Wprawdzie w Polsce nie jest może bardzo popularny, ale w innych krajach już tak. Tak mocno zatracamy się w pracy, że kontakty międzyludzkie schodzą na dalszy plan, a czasem w ogóle o nich zapominamy. To przykre, że takie zawody stają się koniecznością w niektórych kręgach, ale dobrze, że są.

Skąd czerpiesz inspiracje? Co czytasz, oglądasz w wolnych chwilach?

Ulubione pytanie każdego pisarza. (śmiech) Inspiracje pojawiają się same, więc na to nie jestem w stanie odpowiedzieć, a wolnych chwil ostatnio mi brakuje, ale obejrzałem np. serial „The Last of Us”, bo jestem wielkim fanem gry. I czuję się nawet usatysfakcjonowany tym, co otrzymałem.

Nad czym obecnie pracujesz? Możesz zdradzić swoje twórcze plany na przyszłość?

Kolejna książka powstaje, ale słowa o niej nie pisnę. Za wcześnie jeszcze na to.

Rozmawiał: Jan Sławiński
fot. Mikołaj Starzyński


Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady