Nie chcieliśmy pisać prostej historii detektywistycznej – wywiad z duetem Ule Hansen, autorami powieści „Kokony”
Natura zbrodni. Problem winy i kary. Współczesne metropolie – wylęgarnie nonkonformistów i dziwaków. Powieść „Kokony” daje nam sposobność, aby – wspólnie z autorami – zastanowić się między innymi nad tymi kwestiami. Astrid Ule i Eric T. Hansen, amerykańsko-niemiecki duet twórców, opowiadają nam o tym, jak wyglądała ich praca nad kryminałem, gdzie upatrują źródeł zła, zastanawiają się również nad pojęciem sprawiedliwości. Czy ludzie są genetycznie uwarunkowani do popełnienia zbrodni? Na czym polega praca profilerki? Aby poznać odpowiedzi… przeczytajcie wywiad. Ule i Hansen na pytania odpowiadali wspólnie, tak, jak napisali książkę. Sami to zresztą wyjaśniają na końcu.
Marcin Waincetel: Stanowicie literacki duet. Można przypuszczać, że połączenie żeńskiej i męskiej perspektywy to niemałe wyzwanie, zwłaszcza że w „Kokonach” kwestia płci odgrywa niebagatelne znaczenie. Jak wyglądała zatem wasza praca nad książką?
Ule Hansen: Zaskakująco łatwo, biorąc pod uwagę, że każde z nas pisze z perspektywy przedstawiciela innej płci, jest w tym jednak pewna zaleta: możemy się nawzajem poprawiać. Czasem Astrid mówi, że coś nie pasuje i nie ma mowy, żeby kobieta zrobiła coś takiego. Następnie próbuje logicznie wyperswadować to Erikowi, co jest trudne, bo przecież mężczyzna zawsze wie lepiej! (śmiech)
Tak przy okazji nasza największa dyskusja – wręcz kłótnia, która ciągnęła się dwa miesiące – dotyczyła tożsamości gwałciciela Emmy. Eric uważał, że bardziej przerażające byłoby, gdyby gwałciciel był kimś obcym, kimś kto przyszedł nie wiadomo skąd. Astrid sądziła, że ktoś znajomy byłby w tej roli znacznie gorszy. W końcu zadaliśmy to trudne pytanie znajomym i wszystkie kobiety zgodziły się z Astrid, więc Eric w końcu się poddał.
Przyznam szczerze, że po lekturze waszego thrillera nie chciałbym zbyt szybko odwiedzić Berlina. Czy współczesna stolica Niemiec skrywa w sobie faktycznie aż tyle niebezpieczeństw? A może w wielkich metropoliach łatwiej jest zaobserwować zło?
„Kokony” to oczywiście fikcja. Statystycznie rzecz biorąc, Berlin to jedno z najbezpieczniejszych miast na świecie (raz czytaliśmy nawet, że połowa berlińskich wykroczeń dotyczy rowerów) i nocne życie wygląda w nim znakomicie, dlatego zapraszamy do odwiedzin! Z drugiej strony Berlin to bardzo nieszczęśliwe miasto, zmagające się ze sobą, ponieważ zawsze było bardzo biedne. Jest mroczne i może się wydawać niebezpieczne czy zagrażające, zwłaszcza jeśli ktoś żyje sam, w izolacji. Oprócz tego w wielkim mieście człowiek jest odizolowany, co przyciąga dziwaków i przestępców. Dzięki temu łatwo w nim osadzić kryminał.
Zabieracie nas w specyficzne rejony Berlina. Nocne kluby potrafią wyzwalać dzikie żądze (także u niektórych bohaterów „Kokonów”), z kolei w przytułkach dla bezdomnych pojawiają się postacie przekonane o teoriach spiskowych… Jak dobrze znacie opisywane przez was miejsca?
Sami przerobiliśmy sporo historii o dzikich żądzach i o teoriach spiskowych… Wspominaliśmy już, że w Berlinie można się dobrze zabawić. (śmiech) Berlin przyciąga nonkomformistów i dziwaków, ludzi, którzy źle się czują w tłumie. Nikt cię tu nie będzie oceniał za preferencje seksualne, ale za to raz po raz musisz wpaść na jakąś dobrą teorię spiskową.
Emma Carow, główna bohaterka „Kokonów” to z jednej strony łowczyni (przestępców), kobieta, która czasami potrafi grać na uczuciach mężczyzn, z drugiej zaś ofiara (sprawa gwałtu), niepewna, niekiedy przerażona. Jakie uczucia chcieliście wywołać wśród odbiorców, kreśląc tak niejednoznaczny portret?
Wiele osób, nie tylko straumatyzowane ofiary, przeżywa całe życie z poczuciem wykluczenia z normalnego życia. Uważają, że prawdziwe życie, szczęście i spełnienie znajdują się po drugiej stronie szklanego muru, przez który nie będą w stanie się przedrzeć. Ich wszyscy znajomi znajdują się po tej drugiej stronie, prowadzą normalne życie, ale nie oni. Od czasu do czasu usiłują przebić tę ścianę, ale to tylko pogarsza sprawę. Kimś takim jest Emma Carow.
Czy nie jest trochę tak, że dla Emmy prawdziwym życiem jest jej praca? To tam stara się schronić przed rzeczywistością, która ją otacza. A zwłaszcza w kontekście związków z mężczyznami.
Tak, to jedyne środowisko, w którym może być sobą. Żyje głównie w swojej głowie, nie w prawdziwym świecie, a praca jest jedynym, o czym myśli. Poza tym najlepiej rozumie właśnie psychopatów. W codziennym życiu brakuje jej wyczucia, jeśli chodzi o mężczyzn, o kontakty z nimi i próbę zrozumienia ich pragnień. Nie ma pojęcia, czy ma właśnie do czynienia z właściwym panem czy z następnym gwałcicielem. A psychopatów rozumie.
Z czasem Emma staje się niebywale zafascynowana portretem psychologicznym sprawcy. Uważacie, że zło bywa pociągające? Podejrzewam, że niełatwo było pisać fragmenty poświęcone zbrodniczej naturze niektórych bohaterów.
Dla Astrid to bolesna sprawa. Dla Erika kojąca. Astrid czuje się przez nich zagrożona, a Erika pisanie o nich wyzwala, ponieważ tworzenie mroczniejszych fragmentów wyzwala w nim jego ciemną stronę. Czasami trudniej jest pisać te fragmenty razem. Ale w końcu to kwestie, które najbardziej nas bolą, są dla nas najbardziej interesujące.
Można odnieść wrażenie, że szczególnie ważne było dla was stworzenie sugestywnego tła obyczajowego. Nie bez przyczyny wiele miejsca poświęcacie relacjom partnerskim, ale także… rodzinie czy wychowaniu.
Powieść kryminalna zawsze opowiada o ciemnej stronie społeczeństwa, o której nie lubimy rozmawiać na co dzień. Temu właśnie służy ten gatunek. Niemcy mają czasem tendencję do patrzenia na siebie jako na tych normalnych, przeciętnych i niegroźnych, nawet trochę nudnych. Ale wszyscy wiemy, że to nieprawda i jako pisarze staramy się pokazać społeczeństwu jego aspekty, o których się raczej nie mówi.
Wasz thriller to nie tylko wciągająca, mrożąca krew w żyłach historia, ale również pewien społeczny komentarz. Choćby na temat społecznych ról kobiet i mężczyzn. Czy uważacie zatem, że literatura rozrywkowa też powinna stawiać ważne pytania na temat humanizmu czy cywilizacyjnych przemian naszych czasów?
Dobra literatura popularna zawsze się tym zajmuje, ludzie po prostu tego nie zauważają, ponieważ to tylko część tła. Literatura odzwierciedla społeczeństwo i problemy codziennego życia, ale literatura popularna robi to subtelnie. Nie epatuje tym mocno. Spójrz na wielkich twórców literatury popularnej, powiedzmy na Stephena Kinga czy Johna Grishama. Z pozoru te książki opowiadają o potworze czy zbrodni, ale pod powierzchnią King odnosi się do polityki i moralności, a Grisham jest bardzo krytyczny wobec mechaniki systemu prawnego, który stanowi istotną podstawę nowoczesnych społeczeństw.
W powieści podejmujecie problem winy i kary ? zarówno w ujęciu indywidualnym, jak i zbiorowym. Można odnieść wrażenie, że to temat, który interesuje was w szczególny sposób.
Wszystko sprowadza się do pytania o to, czym jest sprawiedliwość. Gwałciciel Emmy spłacił swój dług wobec społeczeństwa, odsiedział wyrok w więzieniu, i dla niego wina się skończyła, została wymazana. Ale dla Emmy, jego ofiary, tej zbrodni nie da się wymazać, bo zmieniła jej życie, okaleczyła jej duszę i ona już zawsze pozostanie w swoistej celi. A więc sprawiedliwości stało się zadość jedynie w pewnym sensie. To jeden ze zgrzytów we współczesnym świecie. W książce taka osoba znajduje pracę w policji i teraz ona zajmuje się wdrażaniem sprawiedliwości, ale tak naprawdę interesuje ją zabicie gwałciciela. To jej konflikt.
Jak sądzicie, czy zło jest w większej mierze determinowane przez wychowanie, a może osobiste skłonności? W waszej książce padają takie pytania.
Nowe badania pokazują, że to połączenie tych dwóch kwestii. Przynajmniej jeśli chodzi o zbrodnie psychopatyczne, których nie popełnia się z powodów finansowych i określa mianem tych złych. Około 1% populacji jest genetycznie uwarunkowany na psychopatyczne skłonności, ale nawet ci ludzie nie stają się automatycznie zbrodniarzami. Prowadzą normalne życie i sprawdzają się świetnie na stanowiskach menedżerskich. Coś musi ich pchnąć do tego, by popełnili przestępstwo. Na przykład straszliwe dzieciństwo.
„Kokony” to niemała gratka dla miłośników skomplikowanych śledztw. Podsuwacie wskazówki, a później zacieracie tropy… Ustami bohaterów zadajecie też niewygodne pytania o samą istotę zbrodni… Właściwie skąd pomysł na samą intrygę?
Nie chcieliśmy pisać prostej historii detektywistycznej. Dla nas dużo ważniejsze jest zrozumienie mordercy i złapanie go. I tym zajmują się profilerzy. Nie próbują znaleźć sprawcy, tylko go zrozumieć. Właśnie to jest najbardziej interesujące w prawdziwych profilerach. Policjant może nie zastanawiać się nad motywacją zwyrodnialca, ale profiler musi nosić dany problem w sobie przez całe dnie. Właśnie dlatego ta praca jest emocjonalnie rzecz biorąc dużo trudniejsza.
W książce są fragmenty, w których odwoływaliście się do prawdziwych wydarzeń ? choćby sprawy Breivika. Czy zależało wam na tym, aby uczulić nas na to, że zło dokonuje się nieustannie? Że to nie tylko fikcja, ale, niestety, realne wydarzenia dziejące się obecnie?
Kiedy piszesz o seryjnym mordercy, pojawiają się problemy natury technicznej. Historia musi być spektakularna. Prawdziwi seryjni mordercy zwykle nie mają za dużo wyobraźni, ale to jest nudne (nie tylko dla czytelników, ale również dla nas, pisarzy), dlatego potrzebujemy spektakularnego mordercy. Istnieje więc niebezpieczeństwo, że czytelnicy stwierdzą „hej, to nierealistyczne, przeciętny seryjny morderca nie zachowałby się w ten sposób”. Dlatego książka musi być tak realistyczna, jak to tylko możliwe. Dlatego musimy porównać naszego mordercę z innymi mordercami, którzy również są efektowni, a na domiar złego istnieją, jak Breivik czy Andreas Lubitz, który wleciał samolotem ze 150 pasażerami w zbocze góry. Po czymś takim czytelnik stwierdza „O proszę, to jest dopiero spektakularna zbrodnia, pisarze mogą posunąć się jeszcze dalej”.
Co jest, według was, najważniejszym tematem „Kokonów”? I czy zamierzacie powrócić do postaci Emmy, być może rozciągnąć jej losy na serię książek?
Najważniejsza jest dla nas relacja Emmy i jej gwałciciela. To jest największy problem jej życia, jej życiowa walka. To pierwszy tom trylogii i ten wątek będzie się rozwijał, aż w trzecim tomie osiągnie swoje apogeum. Dlatego jeśli nie zwracaliście uwagi na tę postać podczas pierwszej lektury książki, przeczytajcie „Kokony” raz jeszcze i zwróćcie na niego uwagę.
Czy wasi czytelnicy będą mieli w przyszłości szansę, aby zobaczyć jakąś ekranizację powieści sygnowanych pseudonimem Ule Hansen? „Kokony” mogłyby być bardzo interesującym serialem kryminalnym ? zwłaszcza z uwagi na bohaterkę.
Wielokrotnie słyszeliśmy, że naszą książkę można z łatwością przenieść na ekran, ale ludzie łatwo zapominają, że duża jej część rozgrywa się wyłącznie w głowie Emmy – jej fantazje, wspomnienia i reakcje – albo w biurze, gdzie ludzie po prostu siedzą i rozmawiają, co na ekranie może nudzić. Właśnie dlatego na ekranie często obserwujemy akcję z perspektywy mordercy. Kolejny problem – książka jest zbyt brutalna. Rozmawialiśmy już z kilkoma producentami w Niemczech i poważnie bali się tego tytułu z producenckiego punktu widzenia. Twierdzili, że nie znaleźliby funduszy, sponsorów na coś tak brutalnego. Dlatego nie sądzimy, żeby udało się zekranizować „Kokony”, choć chętnie obejrzelibyśmy właśnie coś takiego!
Przy okazji dodamy, że odpowiedzi na twoje pytania napisaliśmy dokładnie w ten sam sposób, w jaki piszemy książki: Astrid napisała część odpowiedzi, Eric napisał resztę, po czym Eric poprawił i uzupełnił odpowiedzi Astrid, a Astrid przepisała i uzupełniła odpowiedzi Erika.
Przepytywał: Marcin Waincetel
Tłumaczenie: Adrian Tomczyk
Kategoria: wywiady