Narkomani nie są ciekawsi od księgowych – wywiad z Irvine’em Welshem
„This Machine Kills Fascists” – napisał ongi na swojej gitarze Woody Guthrie. Irvine Welsh nie miałby pewnie nic przeciwko umieszczeniu podobnej inskrypcji na swoich książkach. Autor „Trainspotting”, „Porno”, „Brudu”, „Trainspotting zero” i innych sardonicznych portretów (nie tylko) szkockiego społeczeństwa przewiduje powrót zaangażowanego pisarstwa w dobie politycznej zawieruchy. W krótkiej rozmowie z Booklips zdołał też jednak postawić diagnozę kulturze napędzanej nostalgią, wyjaśnić, czemu pewni bohaterowie nie chcą opuścić jego jaźni, a nawet niepostrzeżenie wpleść skromny cytat ze „Stowarzyszenia umarłych poetów”.
Sebastian Rerak: Gdyby twoje losy potoczyły się inaczej, być może teraz nie rozmawiałbym z pisarzem, a z punkrockowcem.
Irvine Welsh: Zespoły, w których grałem, były gówniane nawet jak na punkowe standardy. Ja zresztą stanowiłem ich najsłabsze ogniwo, bo nie umiałem śpiewać ani grać na gitarze, a po przekwalifikowaniu na bas nie nadążałem za perkusistą. Zdążyłem wylecieć z każdej kapeli, zanim ta nabrała jako takiej wprawy. Tak naprawdę muzyką zająłem się przede wszystkim dlatego, że w czasach szkolnych byłem grubasem nienadającym się do żadnego sportu.
A jednak ludzie widzą w tobie punkowca wśród pisarzy.
Zawsze bardzo schlebia mi, kiedy ktoś dostrzega związki pomiędzy moim pisarstwem a muzyką. Muzyka była moją pierwszą twórczą miłością. Dlatego też nadal trochę ubolewam nad brakiem talentu, który nie pozwolił mi rozwinąć się w niej na tyle, na ile bym chciał.
Przyznajesz, że niektórzy z powołanych przez ciebie do życia bohaterów wprosili się na dobre do twojej świadomości. Nie możesz się rozstać zwłaszcza z ekipą z „Trainspotting”…
Bo to czyste archetypy. Każdy z nas zdążył poznać jakiegoś cynicznego intelektualistę, uroczego nieudacznika, przebiegłego ściemniacza i brutalnego psychopatę.
Masz do nich wszystkich pewną słabość, bo nieważne jak wątpliwie moralne są ich czyny, generalnie unikają ich konsekwencji. Są odporni na działanie karmy?
Nie, zdecydowanie nie są. Nie powiedziałbym też, że nie cierpią z powodu skutków swoich zachowań. Dla przykładu Begbie spędził większość życia za karatami, a Spud dostał nieźle w kość, żebrząc na ulicach.
Całkiem otwarcie opowiadasz o swoich dawnych nawykach narkotykowych. W opisach heroinowego nałogu „Trainspotting zero” jest nawet bardziej drastyczne od poprzednika. Ile z tych szalonych historii widziałeś na własne oczy?
Człowiek generalnie zapamiętuje najbardziej dramatyczne wydarzenia z przeszłości i stara się je jakoś zrelacjonować. Większość ćpuńskich opowiastek nie różni się jednak zbytnio od życiowych przeżyć statystycznego księgowego czy hydraulika – są tak nudne, że nikt nie miałby ochoty ich wysłuchać. Fikcja powinna do pewnego stopnia opisywać prawdziwy świat, ale bez zaniedbywania waloru rozrywkowego. Sztuką jest więc zachowanie równowagi, a każdy pisarz ma inny sposób na jej osiągnięcie. I tak być powinno!
Imponująca jest swoboda, z jaką poruszasz się między rozmaitymi literackimi technikami i stylizacjami. Potrafisz z jednakową łatwością sparodiować klasyczny angielski melodramat, by po chwili na własne potrzeby zaadaptować eksperymentalną prozę modernistyczną.
Jeśli chce się zostać pisarzem, nie ma innej możliwości jak czytanie książek. Niezmiernie zaskakują mnie studenci, których spotykam na kursach kreatywnego pisania. Wielu z nich nie czyta i przez to też nie rozumie literatury. Każdy jednak chciałby wyprodukować bestseller, a pisarskie umiejętności są im potrzebne wyłącznie dla wypełnienia pewnej marketingowej luki. To tak jakby fantazjować o zostaniu gwiazdą pop, nie słuchając w ogóle muzyki.
Czy masz opory przed pisaniem o czymkolwiek? Pisarz ma prawo mieć własne tematy tabu czy też obalanie pomników jest jego obowiązkiem?
Uważam, że obecny globalny zwrot w prawo i jego skutki w postaci Brexitu, zwycięstwa Trumpa etc. stwarza fenomenalne możliwości dla młodych pisarzy. Świat stawał się naprawdę nudny, zanim w 2008 roku nie doszło do wielkiego kryzysu. Nasza epoka musi zaowocować jakimiś wybitnymi powieściami. A sama książka – ze względu na swoją elastyczność – stanie się najlepszym narzędziem do uchwycenia tego szaleństwa. Przepowiadam zatem powrót pisarstwa.
O ile skupiasz się na ludzkich relacjach i interakcjach, twoje książki zawsze odmalowują większy obraz. Uważasz swoje pisarstwo za polityczne lub społecznie zaangażowane?
Jesteśmy dziś zobowiązani do pisania politycznych książek, ponieważ rzeczywistość podlega bardziej intensywnym zmianom, niż kiedykolwiek w historii. Jeśli przyjrzysz się ostatnim 35 latom i zastanowisz się, gdzie podziały się pieniądze, zauważysz, że media i polityka to praktycznie jedna wielka oszukańcza gra, fałszywy konkurs mający legitymizować zdyskredytowany system. Skorumpowany, rozpieszczony miliarder z branży nieruchomości, w dodatku prawicowy oszołom i nacjonalista, staje do rywalizacji z prawicową, neoliberalną żoną byłego prezydenta. Czy któregoś z tych kandydatów można nazwać antyestablishmentowym? To, co szczególnie przykuło moją uwagę w trakcie wyborów prezydenckich w USA, to medialne przesilenie – półtora roku szybujących w górę wyników oglądalności przy jednoczesnej apatii ludzi, którym coraz mniej chce się ruszyć do urn. Dla nich jest to tak naprawdę telewizyjny teleturniej, kompletnie niezwiązany z ich materialną sytuacją. W tym kontekście wszystko jest zatem polityczne.
Mieszkasz zresztą w USA, ale zakładam, że śledzisz wydarzenia w Szkocji. Tam ludzie wydają się bardziej angażować w sprawy publiczne, czego dowodem poparcie, jakim cieszy się partia SNP.
Uważam Szkocję za prawdziwe zagrożenie dla hegemonii neoliberalizmu i imperialistycznego nacjonalizmu. Cieszy mnie, że oddala się od obu, obierając kurs postępowo-socjaldemokratyczny. Polityka Szkocji powinna być polityką całej Unii Europejskiej. Wtedy Europa postawiłaby tamę faszyzmowi, zamiast umożliwiać jego rozwój.
Twoim zdaniem zwrot na prawo zagraża wolności słowa?
Mnie to osobiście cieszy. Więcej palantów, których można nękać.
Zawsze byłeś uważnym obserwatorem subkultur. Pojawiają się u ciebie punki, modsi, fani northern soulu, casuals, raverzy itd. Czy dziś dostrzegasz jakiś interesujący ruch?
Jedynym muzycznym i młodzieżowym ruchem kulturalnym, jaki zdołał zaintrygować mnie ostatnimi czasy, jest londyńska scena grime. Przez nią na chwilę zapragnąłem być na nowo młody. Cała reszta to już wyłącznie medialny hajp. Dziennikarze cały czas szukają czegoś, o czym mogliby napisać.
Słyszałeś zapewne, że syn Malcolma McLarena spalił kolekcję punkowych memorabiliów? Co o tym sądzisz? Zgadzasz się, że punk stał się kolejnym, wyzutym z treści towarem?
Cały ten happening był stwierdzeniem oczywistego. Kultura została niewyobrażalnie skomercjalizowana na przestrzeni co najmniej dwudziestu ostatnich lat. Syn McLarena rygluje stajnię, w której od dawna nie ma już konia.
Mogę jednak zrozumieć jego happening jako pewien manifest przeciwko nostalgii, która napędza dzisiaj popkulturę i nakazuje w nieskończoność przeżuwać przeszłość.
To prawda, wszystko, co dzieje się obecnie w świecie sztuki i polityki, cuchnie sentymentem, nierzadko wykorzystywanym dla celów politycznej i społecznej kontroli. Już niebawem zresztą powinno to eksplodować, w miarę jak ekonomia wyciąga kopyta a technologia odbiera ludziom miejsca pracy. Wtedy długi staną się niespłacalne, a kredyty umrą śmiercią naturalną. Ludziom pozostanie wówczas uświadomienie sobie, że nie są już w stanie dłużej utrzymywać kasty wszystkich tych obrzydliwie bogatych. Póki to nie nastąpi, będziemy jednak dalej odtwarzać i poddawać recyklingowi stare kulturalno-polityczne idee. Z faszyzmem włącznie.
Z innej beczki – jak podoba ci się filmowy sequel „Trainspotting”?
Jest aż nieprzyzwoicie dobry! Naprawdę znacznie przebija oryginał, o wiele bardziej zmusza do myślenia i przeżywania. I nie ukrywa w żaden sposób faktu, że przez ostatnie dwadzieścia lat byliśmy wszyscy cynicznie oszukiwani.
Co aktualnie zajmuje twój czas?
Sztuka i miłość. „Tak było, jest i będzie po wieki”. Żal mi każdego, komu życie poskąpiło którejś z tych dwóch wspaniałych rzeczy. Dopiero na trzecim miejscu są pieniądze, ale i tak daleko w tyle.
Czy zmuszasz się w jakiś sposób do pisania?
Nie, to pisanie zmusza mnie. Niczego innego nie potrafię.
Coś do przekazania polskim czytelnikom?
Dzięki za niekończące się wsparcie i zainteresowanie okazywane mi od lat!
Rozmawiał: Sebastian Rerak
TweetKategoria: wywiady