Mundur, który zakładam, żeby zmierzyć się ze światem ? wywiad z Alex Marwood

10 listopada 2016

alex-marwood-wywiad
Serena Mackesy ostatnie trzy książki napisała pod pseudonimem Alex Marwood, by pozbyć się łatki autorki dla kobiet. Z okazji polskiej premiery „Zabójcy z sąsiedztwa” w rozmowie z Booklips.pl opowiada o tym, jak kobiece imię i decyzje wydawcy wprowadziły ją w stan depresji oraz dlaczego pracuje w ukryciu. Pozwala nawet zajrzeć nam do swojego łóżka i chętnie dzieli się nietypowymi zwyczajami? pisarskimi.

Milena Buszkiewicz: Na stronie internetowej opisujesz siebie jako „dość nudną osóbkę”, trudno jednak uwierzyć, żeby ktoś nieciekawy mógł pisać tak wyjątkowe książki. Czy możesz wyjaśnić tę fascynującą sprzeczność?

Alex Marwood: Pisarze to na ogół dość dziwni ludzie. Mnóstwo w nich sprzeczności. Pewien mój przyjaciel nazwał ich „introwertykami, którzy całe życie doskonalą się w sztuce komunikacji”. Pisanie jest zajęciem obsesyjno-kompulsywnym, a pisarze z definicji ? o ile nie są pamiętnikarzami uganiającymi się za kolejną smakowitą anegdotą ? spędzają mnóstwo czasu wewnątrz swoich głów i niewiele uwagi poświęcają światu zewnętrznemu. Oczywiście nie wszyscy jesteśmy tacy sami, ale większość z nas podczas spotkań towarzyskich snuje się, mamrocząc pod nosem, że chciałaby już znaleźć się w domu i założyć piżamę. Podobnie jak dziennikarze, my pisarze trzymamy się z tyłu, słuchamy i obserwujemy, unikając świateł jupiterów i bycia w centrum uwagi. Nie szukamy sensacji, po prostu ją rejestrujemy.

Zanim skoncentrowałaś się na pisaniu, robiłaś w swoim życiu różne rzeczy. Czym, oprócz pisania, zajmujesz się w życiu codziennym i zawodowym?

Takie pytania uświadamiają mi, jaką jestem nudziarą. Zawsze, odkąd pamiętam, chciałam być pisarką ? książki i ich pisanie są i zawsze były moją największą pasją. Szczerze mówiąc, zanim zostałam dziennikarką, imałam się różnych dziwnych zajęć, bo nie bardzo wiedziałam, jaką ścieżkę kariery obrać, by wreszcie na pełen etat zająć się pisaniem. Musiałam jednak coś robić, by zarobić na chleb. Świetnie władam językiem, ale nie bardzo mi wychodzi podlizywanie się przełożonym, odzwierciedlały to idealnie moje dorywcze zajęcia ? od domokrążcy po wróżkę.

A jakie masz pasje?

Oprócz pisania moje pasje to: psychologia człowieka, dziwne ścieżki, którymi podąża ludzki mózg, mechanizmy rządzące społeczeństwem, gotowanie eksperymentalne ? to naprawdę fantastyczne zajęcie, które pozwala relatywnie szybko zobaczyć spektakularne efekty własnej kreatywności ? moi przyjaciele i mój kot (towarzystwo birmańskiego kota daje mi prawdziwą pełnię szczęścia), i Malta. Uwielbiam Maltę, szczególnie te zaniedbane wiejskie południowe rejony wyspy. Rzadko kiedy jestem bardziej zadowolona niż wtedy, gdy włóczę się po okolicy zamieszkanej przez wspaniałych ludzi, niemal tak ekscentrycznych, jak ja sama, i świetnie się ze swoją wyjątkowością czujących. No i nurkowanie! Najbliższa lataniu rzecz, jakiej może doświadczyć człowiek.

alex-marwood-zabojca

Ostatnie trzy książki („Zabójcę z sąsiedztwa”, która właśnie ukazała się w Polsce, „Dziewczyny, które zabiły Chloe” ? twój debiut w gatunku thrillera psychologicznego ? oraz „The Darkest Secret” ? najnowszą, która nakładem Wydawnictwa Albatros ukaże się w pierwszej połowie 2017 roku) napisałaś pod pseudonimem Alex Marwood. Skąd taka decyzja? Czy Alex to druga twarz twojego pisarskiego „ja”?

Uwielbiam Alex i poniekąd mam wrażenie, że uratowała mi życie. Zmieniłam imię, ponieważ utknęłam w ślepym zaułku i w żaden inny sposób nie potrafiłam się z niego wydostać. Byłam w tak głębokiej depresji, że w ogóle nie mogłam pisać. Oto co się wydarzyło: moja pierwsza powieść, „The Temp” ? w rzeczywistości powieść inicjacyjna, poświęcona swego rodzaju rytuałowi przejścia, jakim jest wejście młodych ludzi, opuszczających mury uniwersytetu, w dorosłe życie, także zawodowe, ich rozczarowaniom związanym z zetknięciem z rzeczywistością, nagłej świadomości tego, jak totalnie nieistotni są dla otaczającego ich świata ? opublikowana została jako babskie czytadło i stała się bestsellerem. Niezależnie od treści moich książek, od początku dość mrocznych, a z czasem coraz bardziej ponurych, od czasu „The Temp” zaczęto mnie postrzegać jako autorkę obyczajówek.

Był jeszcze jeden problem: w Wielkiej Brytanii, jeśli nosisz bardzo kobiece imię, na przykład takie jak moje, czyli Serena, ludzie od razu przypisują ci konkretne cechy charakteru i osobowości, niestety zazwyczaj, przynajmniej w moich oczach, niezbyt pochlebne. Mój pierwszy wydawca nie chciał umieścić mojej fotografii na okładce książki, ponieważ uważał, że mam zbyt szczupłą twarz, co ?nie pasowało do wizerunku, jaki chcieli nadać temu projektowi?. Alex to świetne imię ? trudno przypisać mu jakiekolwiek wyobrażenia czy cechy. To swego rodzaju mundur, który zakładam, żeby zmierzyć się ze światem. Zawsze zmagałam się z lękiem egzystencjalnym, strachem przed konfrontacją ze społeczeństwem, na szczęście Alex jest ode mnie znacznie odważniejsza.

Ale skąd właściwie wzięła się Alex? Słyszałam, że Barbara Vine (Ruth Rendell) maczała palce w jej narodzinach…

Rany, pamiętam, jak będąc dwudziestolatką, czytałam powieść „A Fatal Inversion” Barbary Vine i myślałam sobie, że to jest właśnie taki rodzaj literatury, jaki chciałabym pisać. Ale dojrzewałam do tego przez pół życia. Myślę, że od początku pociągał mnie horror i trochę science fiction. Ale jako dojrzała osoba zdałam sobie sprawę, że w codziennym życiu kryje się wystarczająco dużo grozy ? choćby w decyzjach, które podejmują na co dzień zwykli ludzie ? i nie ma już potrzeby, by specjalnie stwarzać jakieś potwory.

Pamiętam też, że jako dziennikarka ? nie byłam co prawda dziennikarką newsową, ale jak każdy przedstawiciel tego zawodu gorączkowo szukałam nowych interesujących historii ? przeglądałam spływające do redakcji raporty sądowe dotyczące wyjątkowo paskudnej zbrodni, zabójstwa Jamesa Bulgera, i byłam zdumiona tym, w jak odmienny sposób są one następnie interpretowane przez media, całkiem jakby mówiono o zupełnie różnych procesach sądowych. Właśnie to, a także nurtujące mnie pytanie: „w jaki sposób powrócić do normalności, gdy brałeś udział w czymś tak okropnym?” ? sprawa dotyczyła dwóch dziesięciolatków, którzy zamordowali niemowlę ? oraz wątpliwości wokół ogólnie przyjętych definicji tego, co jest dobre, a co złe, nienaruszalności zasad moralnych, które wzbierały we mnie pod wpływem tej sprawy i wciąż mnie dręczyły, w końcu zaowocowały powieścią „Dziewczyny, które zabiły Chloe”. Stałam się Alex, zanim napisałam tę książkę ? podpisałam kontrakt z moją wspaniałą agentką i razem omówiłyśmy pomysł zmiany nazwiska, a ona przez dobry rok pracy nad powieścią czuwała nade mną niczym akuszerka, dopóki nie skończyłam. Tak narodziła się Alex Marwood.

Teraz chciałabym poznać lepiej Serenę! Podobno uwielbiasz pracować nad książką, leżąc w łóżku. Masz nawet jedno w swoim biurze!

Tak, to prawda. Zdarza mi się pisać w łóżku, ale nie korzystam z łóżka w biurze, dopóki nie utknę w martwym punkcie i nie zapragnę zmiany scenerii. Nie leżę cały czas, kładę się, kiedy zaczyna mi dokuczać ból pleców. Ze względu na problemy ze stawami i dolegliwości, które wywołuje wielogodzinne siedzenie na krześle, mój fizjoterapeuta doradził mi przerwy w pracy i wypoczynek w pozycji horyzontalnej, więc skrupulatnie się do tego stosuję. Zwykle jednak siedzę ze skrzyżowanymi nogami, niczym Budda, z laptopem ustawionym na niskim stoliczku przede mną i kotem na kolanach. Łóżko spełnia też świetnie rolę biurka ? mam tu pod ręką swoje notesy, książki, popielniczki, kubki z kawą… Co ciekawe, moja babcia, Margaret Kennedy, która również miała problemy zdrowotne i często traciła równowagę, pisała w ten sam sposób, tyle że korzystała ze staromodnej maszyny do pisania.

Dobrze, że o tym wspomniałaś. Przecież twoje babcie były pisarkami, autorkami książek dla kobiet. Czy masz wrażenie, że pisarstwo było ci… pisane? Czy babcie miały na ciebie jakiś wpływ, czy rozmawiałyście o literaturze i tworzeniu?

Bardzo pomocne było to, że nikt w mojej rodzinie nie uważał za dziwne tego, że dorosła osoba zarabia na życie pisaniem. Wielu osobom wydaje się, że jeśli piszesz książki, jesteś oderwanym od rzeczywistości fantastą. Moi rodzice wspierali mnie, choć oczywiście martwili się, że klepałam taką okropną biedę, zanim się wybiłam. Niestety, nie poznałam lepiej żadnej z moich babć, obydwie zmarły, zanim skończyłam siedem lat. W naszej rodzinie dość późno decydujemy się na posiadanie dzieci.

alex-marwood-dziewczyny

Wiem już, że Margaret Kennedy pisała na maszynie, a jak wygląda twój proces twórczy ? zaczynając od pomysłu, a kończąc na publikacji?

Jako pisarka jestem zarazem chaotyczna i obsesyjna. Każdy musi wypracować sobie swój własny sposób działania i mój jest właśnie taki. Podejrzewam, że to dość stresująca i niezbyt zdrowa droga do sukcesu, ale w moim przypadku świetnie się sprawdza. Przede wszystkim całkowicie zamykam się przed światem zewnętrznym i piszę bez przerwy, dopóki nie skończę, co w praktyce oznacza wiele miesięcy pracy w ukryciu. Ponieważ bardzo łatwo się rozpraszam, muszę stosować dość radykalne metody. Nie obmyślam fabuły z dużym wyprzedzeniem, ale gdy pomysł na całą opowieść jest już klarowny, dość dużo czasu poświęcam na zbieranie materiałów i czytanie, zanim na serio zabiorę się do pisania. Zazwyczaj mam w głowie fabułę na nie więcej niż pięć, sześć rozdziałów do przodu i tak, stopniowo, zbliżam się do zakończenia. Używam jednak fiszek, które zapełniam notatkami i układam w stosik, stopniowo ? z biegiem czasu i rozwojem wydarzeń w książce ? układają się one w spójną całość. Jestem też obsesyjną redaktorką ? nie potrafię, jak robi to większość pisarzy, opracować wersji wstępnej tekstu, a potem zabrać się za jego udoskonalanie. Czuję się wręcz chora, jeśli nie wprowadzam wszystkich poprawek na bieżąco. Oznacza to oczywiście, że piszę dość wolno. Za to, gdy wreszcie skończę, książka potrzebuje już tylko naprawdę ostatnich szlifów. Jeszcze jedno: nigdy nie piszę prologu, zanim nie napiszę historii do końca. Mój brytyjski wydawca, który wraz z moją agentką jest pierwszym odbiorcą i czytelnikiem każdej nowej książki, musi mieć nerwy ze stali, ponieważ nigdy nie mówię mu, kiedy zamierzam skończyć, a gotowy tekst wysyłam nagle, zwykle koło piątej nad ranem, po czym padam skonana na łóżko i przez kilka kolejnych dni odsypiam czas spędzony na intensywnej pracy nad powieścią. Zasadniczo jestem dziennikarką z krwi i kości i najlepiej piszę pod presją ? zbliżający się deadline daje prawdziwego kopa, a jeśli go nie ma, to sama go sobie stwarzam.

Masz jakieś dziwne zwyczaje związane z pisaniem?

Hmm… Zawsze gdy zaczynam myśleć o kolejnej powieści, sięgam po napisaną przez Briana Mastersa biografię seryjnego mordercy Dennisa Nilsena, zatytułowaną „Killing For Company”. Robiłam to nawet wtedy, gdy zabierałam się do pisania komedii romantycznej!

Co było dla ciebie najtrudniejsze, gdy pisałaś „Zabójcę z sąsiedztwa”?

To samo co zwykle: pisząc każdą książkę, żyję w panicznym strachu przed tym, że nie zdołam wpaść na to, jak w satysfakcjonujący sposób rozwiązać wszystkie wątki powieści. Właściwie aż do ostatniego rozdziału nie wiem, jak zakończą się losy moich bohaterów. To dość stresujące, ale ilekroć zbytnio wybiegam do przodu w planowaniu fabuły, mam wrażenie, że wszystko zaczyna się sypać.

Fabuła twoich powieści, także najnowszej, „The Darkest Secret”, która w Polsce ukaże się w przyszłym roku, krąży wokół motywu znikania. Dlaczego tak cię to fascynuje?

Do licha! Rzeczywiście, masz rację. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopóki o tym nie wspomniałaś. Co więcej, ten temat pojawia się też w książkach Sereny. Myślę, że gdy pisałam „Dziewczyny, które zabiły Chloe”, kwestia życia pod przybranym nazwiskiem dość mocno zaprzątała mój umysł, nawet jeśli tylko podświadomie. Tak naprawdę byłam dość nieszczęśliwym dzieckiem, pochodzącym z dziwacznej rodziny i raczej ekscentrycznym, co nie zaskarbiało mi przychylności dorosłych ani rówieśników. Dlatego zawsze chciałam wymyślić swoje życie na nowo i po prostu stać się kimś innym. Ale, co ciekawe, pomimo tego nigdy nie miałam problemów z zawieraniem i utrzymywaniem przyjaźni. Swoją najstarszą przyjaciółkę znam dosłownie całe życie, pozostałe przyjaźnie trwają już dekady, dbam o to, żebyśmy byli blisko.

Czy mogłabyś opowiedzieć mi trochę o książce „The Darkest Secret” oraz o najnowszej powieści, nad którą teraz pracujesz?

„The Darkest Secret” to swego rodzaju saga rodzinna, a także opowieść o narcystycznym zaburzeniu osobowości, które fascynuje mnie już od lat. Sean Jackson uroczyście obchodzi swoje pięćdziesiąte urodziny, impreza kończy się jednak katastrofą i wielkim skandalem, gdy jedna z jego córek, Coco, w tajemniczych okolicznościach znika w środku nocy. Dwanaście lat później, po nagłej śmierci Seana, na pogrzebie spotykają się Mila, córka z pierwszego małżeństwa, i nastoletnia siostra bliźniaczka zaginionej przed laty Coco. Gdy docierają do domu, gdzie ich ojciec mieszkał ze swoją czwartą żoną, orientują się, że wszyscy obecni byli również gośćmi na pamiętnym tragicznym przyjęciu sprzed lat. Nagle są o krok od rozwiązania zagadki, która zaważyła na całym ich życiu.

Roboczy tytuł powieści, nad którą teraz pracuję, to „Anioł zemsty” („The Avenging Angel”), jest to jednocześnie nazwa jednego z najbardziej trujących grzybów. To będzie książka o sekcie. Dopiero zaczynam ją pisać, nie doszłam jeszcze do tego momentu, gdy całkowicie odcinam się od świata i bez reszty pogrążam w pisaniu. Zwyczajna, sympatyczna rodzina mieszkająca na przedmieściach bierze pod swoje skrzydła dwie nastolatki ocalałe z masakry w sekcie. Czytelnik wraz z młodymi bohaterkami stopniowo uświadamia sobie, że większość członków sekty nie żyje, a świat, jaki znały, przestał istnieć?

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz
Tłumaczyła: Agata Wiśniewska
fot. Geraint Lewis

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: wywiady