Dzięki tworzeniu literatury można wszystko zmienić ? wywiad z Jonathanem Carrollem

23 kwietnia 2015

Jonathan-Carroll-wywiad-1
Jego książki od kilku dekad są zaczytywane przez tysiące Polaków. Właśnie wydał „Ucząc psa czytać”, nową mini powieść, która ponownie zabiera nas w krainę snu. Mam szczęście, bo to jego pierwszy wywiad podczas polskiej trasy promocyjnej. Dziś jestem nie tylko dziennikarką, ale i wieloletnią fanką. Zanim rozpocznę wywiad zwracam uwagę na żółty kwiatuszek przypięty do jego marynarki. Autor właśnie zjadł lunch z polską agentką i to ona dała mu to maleństwo, mówiąc, że będzie dla niego oznaką wiosny, prezent wędruje teraz do mnie i zostaje zamknięty w książce.

Milena Buszkiewicz: Co ci się dzisiaj śniło?

Jonathan Carroll: Ludzie zawsze myślą, że jeśli piszę o nietypowych rzeczach, to one mi się również muszą śnić. A tak nie jest. Nie ma w nich latających słoni, wozów strażackich jeżdżących do góry kołami. Moje sny są bardzo nudne, np. idę do lodówki, żeby napić się mleka, a później kładę się z powrotem spać.

W najnowszej książce napisałeś: „Nie pamiętam snu, ale sen pamięta nas”. Czy to się przekłada na twoje życie?

Jedynym powodem, dla którego napisałem tę książkę, była fascynacja dotycząca relacji między życiem na jawie a snami. Jak to jest, że czasami śni się nam popcorn z czekoladą, podczas gdy w ogóle nie myśleliśmy o nim w ciągu dnia, natomiast kiedy spotkał nas straszny wypadek, to nie powraca on w snach. Interesuje mnie powiązanie między tymi dwoma rzeczywistościami.

Zdarzyło ci się badać sen? Aspekty świadomego śnienia?

Kilka lat temu czytałem książkę o świadomym śnieniu. Sam pomysł wydaje mi się ciekawy, ale w moim przypadku to nigdy nie zadziałało.

Nie udało ci się wprowadzić w odpowiedni stan czy po prostu to cię nie przekonało?

W książce na temat świadomego śnienia radzili: spróbuj tego albo tego, albo czegoś innego, i próbowałem, ale nic się nie stało. Druga strona dotycząca takich ćwiczeń to kierowanie snem, zdolność wpływania na własne sny ? kiedy pojawia się ktoś, kto przeraża, to możemy pomóc sobie we śnie, wydając konkretne polecenia, żeby z tym lękiem walczyć. Również tego próbowałem i także nic nie dało.

uczac-psa-czytac-okladkaMoże wtedy znikłaby cała magia twoich książek?

Możliwe. Wtedy nie miałbym zupełnie o czym pisać (śmiech).

Dlaczego więc zdecydowałeś się na pisanie o snach? Czyżby chodziło tylko o chęć pokazania wykreowanego, fikcyjnego świata?

Myślę, że jest coś, co ludzie na co dzień pomijają. Pewien moment, kiedy się budzisz wcześnie rano i jesteś w ekstazie ze względu na sen, z którego się wybudziłeś. To poczucie kompletnego szczęścia sprawia, że nie chcesz jeszcze się obudzić. To coś, o czym bardzo mało się mówi i pisze, stąd właśnie płynie moje zainteresowanie.

Mówiłeś, że w snach chodzisz tylko do lodówki… A okazuje się, że i tobie zdarzają się inne sny.

Tak, oczywiście. Rzecz jasna nie pamiętam ich dokładnie, ale zdarzyło mi się kilka razy obudzić i po prostu płakać, ponieważ nie chciałem opuszczać świata, w którym przebywałem, jednak nie miałem wyjścia. Ten moment jest nieunikniony.

Próbowałeś rekonstruować swoje sny? Często jest tak, że jeśli człowiek podświadomie wraca do pewnych motywów, przerabia je w sobie, przetwarza, to oznacza, że są one dla niego ważne.

Poddałem się terapii kilka lat temu, kiedy byłem w głębokiej depresji. Psychoanalityk poradził mi, żebym zapisywał swoje sny i robiłem tak przez jakiś czas, ale odkryłem, że tak naprawdę rzeczy, które są niezwykle ważne we śnie, wcale nie mają znaczenia w prawdziwym życiu. Kiedy we śnie widzę osobę, w której zakochuję się do szaleństwa, a później budzę się i myślę o tej osobie, stwierdzam, że tak naprawdę to wcale nie jest ktoś dla mnie. To co dzieje się w snach i na jawie, to dwie zupełnie odrębne rzeczywistości, które nie muszą w jakiś szczególny sposób się ze sobą wiązać. Są to dwie części mojego życia, życia wszystkich ? nie każdy sen jest znaczący.

Chciałabym przejść teraz do czegoś nieco bardziej namacalnego, czyli do marzeń. Areal, główny bohater najnowszej powieści, pragnie zegarka albo samochodu. A o czym ty marzysz?

Moim pierwszym i najważniejszym marzeniem jest utrzymanie takiego stanu umysłu, który pozwoli mi zachować wolę i siłę do dalszego pisania.

Czytając tę książkę, pomyślałam, że ona powiela poprzednie powieści. Dla fanów nie będzie to zarzut, ale jednak czytelnicy mogą czuć się trochę zawiedzeni. Czy nie czujesz się zmęczony pisaniem?

Jest wielu pisarzy wielkich, albo nie aż tak wielkich, którzy powtarzają się nieustannie: Hemingway, Fitzgerald, Forester i inni nieustannie korzystają z tych samych wątków. Większość pisarzy zachowuje się jak kucharze, potrafią ugotować świetnie każdą potrawę, ale są też tacy, którzy robią wspaniałe lody, zaś inni ? naprawdę dobre spaghetti, a jeszcze inni ? doskonały rosół. Kiedy ludzie mówią mi, że się powtarzam, odpowiadam ? pewnie, robię to. Wszyscy się powtarzają. Dla mnie, kiedy pisałem tę książkę, ważne było to, by powtórzyć istotne w moim odczuciu kwestie: chciałem być zabawny, pokazać, co się naprawdę liczy, gdy zasypiasz i budzisz się, dlaczego zakochujemy się w innych ludziach. Każda książka, którą napisałem, zawiera te elementy; w każdej z nich pisałem o miłości i jeśli ktoś mi mówi: powtarzasz się, odpowiem: jasne, ty też, pieprz się.

Mam wyjść? (śmiech)

Nie (śmiech). Lubię konkretnych pisarzy właśnie za to, jacy są, uwielbiam ich powtórzenia, to za nie kocham Forestera czy Hemingwaya. Każdy pisarz się powtarza. Stephen King, on to dopiero pisze wciąż jedną i tę samą książkę: małe miasteczko, w którym coś się dzieje albo pojawia się potwór. Wszystko to znamy, ale jeśli pisarz jest dobry, to odwraca te elementy, pokazuje je z różnej strony, zmienia perspektywy. Nie chciałbym przeczytać książki Kinga o nimfomance, to mnie nie interesuje. Czytam go, bo to właśnie Stephen King.

Doskonale to rozumiem, na tym polega magia ulubionych pisarzy.

Opowiem ci zabawną historię. Kilka lat temu napisałem dwie realistyczne książki, nie było w nich ani krzty magii, nic ? „Poza ciszą” i „Całując Ul”. Wiesz o co mnie wtedy pytano? „Czy zabrakło ci pomysłów? Przestałeś pisać o magii, czyżby zabrakło ci weny, straciłeś swoją wyobraźnię?” Nie da się zaspokoić wszystkich…

Masz rację. Ale tak naprawdę moje pytanie o to, czy zmęczyłeś się pisaniem, spowodowane jest również tym, że „Ucząc psa mówić” ma zaledwie 90 stron.

Powstanie tej książki ma swoją historię i łączy się z prośbą amerykańskiego wydawcy, który tworzył cykl mini powieści. Zapytał mnie, czy napiszę nowelę, bo jeszcze nigdy tego nie zrobiłem. Kiedy skończyłem pisać, wydawca uznał, że dobrze byłoby to wydać. Zdziwiłem się, mówiąc, że to ledwie 100 stron, ale i tak chcieli to opublikować. Kiedy dowiedział się o tym polski wydawca, również postanowił wydać tę nowelę. Obecnie jednak piszę powieść, mam już jedną czwartą i przerwałem jej tworzenie tylko po to, by napisać właśnie „Ucząc psa czytać”.

Jonathan-Carroll-wywiad-2

Czy ta powstająca powieść jakoś łączy się z dotychczasowymi? Należy do którejś serii?

Nie, to coś zupełnie szalonego. Kiedy przyszedł do mnie ten pomysł, to po prostu wybuchłem radosnym śmiechem i uznałem, że tak, to świetny pomysł i muszę o tym napisać.

Teraz już nie mam wyjścia i muszę dopytać, o czym będzie ta powieść.

Temat tej książki wziął się z wiersza Roberta Frosta „The Road Not Taken”. Główny bohater staje wobec konieczności wyboru, może iść tylko jedną drogą z dwóch, ale zastanawia się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby poszedł tą drugą ścieżką.

Wróćmy jeszcze na chwilę do mini powieści. Dedykujesz ją Alicji Krawiec, główną bohaterką jest właśnie Alicia. Czy to przypadek?

To trochę żart. Dedykowałem tę książkę córce mojej znajomej, ponieważ niedawno stanęła w obliczu bardzo poważnych problemów, ale udało jej się je przezwyciężyć. Faktycznie jest pewien związek między jej osobą a postacią z książki.

Pisałeś tę książkę z myślą o Alicji?

Nie. Na samym początku bohaterka tej książki nosiła zupełnie inne imię. Nie pamiętam jakie. Kiedy wiedziałem, że będzie ona dedykowana Alicji, zmieniłem imię.

Dla większość czytelników interesujące jest to, czy świat, który kreujesz, jest tym, w którym chciałbyś żyć.

Nie. Zawsze porównuję tworzenie książek do próbowania jedzenia w różnych restauracjach. Nigdy nie jadłeś w koreańskiej restauracji, to tam idziesz, okazuje się, że jedzenie było za ostre, więc idziesz do włoskiej knajpki. Ale która będzie lepsza: na północy czy na południu? Światy, które kreuję w moich książkach, są podróżami do interesujących mnie miejsc.

Inspiracje do swoich książek czerpiesz z przeróżnych miejsc. Czasami pewnie trafiasz na moment, w którym pojawia się artystyczna ściana. Jak sobie radzisz w takich chwilach? Co przywraca rytm pracy?

Nie miewam pisarskich blokad, ale w chwilach, gdy czuję zmęczenie, wyjeżdżam do Grecji. Siadam nad morzem, popijam kawę i patrzę na wodę ? jest to dla mnie taka umysłowa sauna, wypacam wtedy wszystko, co złe, i mogę wrócić do domu, by zabrać się znowu do pracy.

To bardzo poważna ucieczka, raczej myślałam o czymś w stylu ? idę na spacer posiedzieć na ulubionej ławce.

Mniej wymagającym będzie włączenie sobie strony internetowej i przeglądanie zdjęć bulterierów (śmiech). Poważnie! Właśnie tak robię. Szczęście w pigułce.

Jonathan-Carroll-wywiad-3

Masz jakiś system codziennej pracy?

Nie, w ogóle… Lubię pisać i dlatego to robię. Kiedy nie czuję, abym miał na to ochotę, kiedy dany moment nie jest właściwy, by tworzyć, to mówię sobie „Ok” i idę na spacer, obejrzeć film, cokolwiek. Nigdy nie wierzę pisarzom, którzy mówią „pracuje dziennie po pięć godzin, od tej do tej godziny”. Znam wielu pisarzy i żaden tak nie robi. Jest taki stereotyp, że pisarz robi sobie kawę, zasiada do biurka i dwanaście godzin później ma gotowe 5 tysięcy słów. Jedyną osobą, którą znam, będącą blisko tego systemu jest Stephen King. Opowiadał mi, że stara się napisać co najmniej 3 tysiące słów dziennie. To szaleństwo. Oczywiście on tak robi , bo napisał tyle książek, ale dla przeciętnego człowieka to po prostu niemożliwe.

Kiedy tworzysz swoją książkę, to przepisujesz ją kilkukrotnie, jednak wykonujesz tę pracę jeszcze przed wysłaniem jej do wydawnictwa. Jak wygląda droga od pomysłu, tytułu do wersji ostatecznej?

Kiedy mam już tytuł bądź pierwsze zdanie, zaczynam pisać, ale nigdy nie wiem, co będzie dalej. Niektórzy pisarze, zasiadając do tworzenia, wiedzą wszystko, ja nigdy nic nie wiem. Nie tworzę konspektu książki. Wszystko piszę ręcznie, tym właśnie piórem. Robię to trzykrotnie i dopiero wtedy wszystko przepisuję na komputerze. Cały proces musi być powolny. Jeśli pisałbym od razu na komputerze, wszystko działoby się zbyt szybko i mylnie wyglądałoby na skończone.

Co było pierwsze w przypadku „Ucząc psa czytać”: tytuł czy zdanie?

Coś zupełnie innego. Było to zdjęcie zegarka, na którego punkcie zupełnie oszalałem. Nigdy wcześniej takiego nie widziałem. Pomyślałem: „muszę go mieć”, a wtedy zobaczyłem cenę i dodałem: „jeszcze nie teraz” (śmiech).

Co to za zegarek: ten z powieści czy inny?

Najzabawniejsze było to, że po opublikowaniu książki wszyscy mnie o niego pytali, więc zebrałem wszystkie pieniądze, jakie zarobiłem na tej właśnie książce, i kupiłem zegarek. Okazało się, że zegarek, który uważałem za zbyt drogi, stał się dla mnie dostępny dzięki pieniądzom z publikacji „Ucząc psa czytać”. Zamiast wydać pieniądze na coś pożytecznego, kupiłem zegarek.

Mówisz poważnie?

Tak, naprawdę go kupiłem (śmiech).

Co to za model?

Chociaż to nie ten zegarek, który mam teraz na ręce. Chyba nie powiem… (śmiech). W porządku, może powinienem ? to Schofield z Londynu, z Anglii. Robią tylko dwa modele, które są szalenie drogie, ale i niezwykle piękne.

Czyli wbrew pozorom stworzyłeś bardzo autentyczną książkę.

To bardzo typowe dla pisarzy. Pisze się albo o rzeczach, które by się chciało mieć, albo o sprawach, które chciałoby się przeżyć bądź tych, które się wydarzyły, ale chcemy je wymazać. Dzięki tworzeniu literatury można wszystko zmienić.

Rozmawiała: Milena Buszkiewicz

Tematy: , , , , , , , ,

Kategoria: wywiady