Ciekawią nas ekstremalne zachowania człowieka – wywiad z Douglasem Prestonem i Lincolnem Childem
Douglas Preston i Lincoln Child to pisarze odpowiedzialni za stworzenie nietuzinkowej postaci agenta Pendergasta – współczesnego Sherlocka Holmesa – którego przygody rozpalają wyobraźnię coraz to nowych czytelników już od 25 lat. O najnowszej powieści w cyklu, zatytułowanej „Miasto bezkresnej nocy”, ale też wcześniejszej „Obsydianowej komnacie”, a także o procesie twórczym, wysyłaniu bohaterów „na emeryturę”, moralnym relatywizmie oraz dobrym jedzeniu i znakomitych trunkach rozmawiamy głównie z połową autorskiego duetu, Douglasem Prestonem, ale i Lincoln Child włącza się do dyskusji.
Mariusz Wojteczek: Wasza poprzednia wydana w Polsce powieść, „Obsydianowa komnata”, pomimo mocno przygodowej konwencji stanowi swoisty ewenement w cyklu. Jest pewnego rodzaju rozliczeniem, domknięciem etapu. I tu nasuwa się pytanie, które ma w głowie chyba każdy miłośnik serii o Pendergaście: czy Constance powróci w kolejnych tomach? Czy „Obsydianowa komnata” ma jej pozwolić w spokoju „przejść na emeryturę”?
Douglas Preston: Dziękujemy za to pytanie. „Obsydianowa komnata” faktycznie jest domknięciem pewnego etapu. Tu nie mogę powiedzieć więcej, żeby nie spoilerować, ale… jest też rozpoczęciem nowego. Constance jest mocno obecna w ostatnich dwóch powieściach z cyklu o Pendergaście, które ukazały się w Stanach Zjednoczonych. Nawiasem mówiąc, ostatnia ukazała się w zeszłym tygodniu. I choć będzie okresowo znikała i pojawiała się, osobiście nie chciałbym jej nigdy „posyłać na emeryturę”.
Zarówno „Obsydianowa komnata”, jak i poprzedzający ją „Karmazynowy brzeg” to wasz swoisty powrót na polski rynek po dłuższej nieobecności. Jak oceniacie ponowne przyjęcie przez polskiego czytelnika i krytykę? Czytacie tłumaczenia recenzji swoich książek? Dostajecie głosy od fanów?
DP: Ogromnie cieszymy się, że nasze nowe książki ponownie pojawiają się na polskim rynku, i mamy nadzieję, że spotkają się z dobrym przyjęciem przez naszych czytelników w Polsce. Czujemy się szczęściarzami, że mamy tak wielu fanów w waszym kraju! Staramy się czytać wszystkie wiadomości, jakie od nich dostajemy – zarówno te pozytywne, jak i mniej. Jesteśmy zdania, że informacja zwrotna od naszych czytelników pozwala nam się rozwijać i doskonalić warsztat. Dlatego zachęcamy czytelników, aby korzystali z e-maila na naszej stronie prestonchild.com i przesyłali nam swoje wrażenia z lektury „Miasta bezkresnej nocy”.
W „Mieście bezkresnej nocy” Pendergast znów tropi krwawego seryjnego mordercę. Towarzyszy mu w tym nieodzowny kompan – D’Agosta. Można powiedzieć, że wracacie do korzeni, do konwencji mocnego thrillera śledczego, ale jednocześnie wystawiacie surową ocenę społecznej niesprawiedliwości i nierównemu podziałowi dóbr w społeczeństwie. Uważacie za niesprawiedliwe, że tak wąska grupa ludzi (jeden procent populacji) posiada tak gigantyczne majątki i żyje w oderwaniu od rzeczywistych problemów przeciętnych obywateli?
DP: Ciężko na to pytanie odpowiedzieć – żaden z nas nie zajmuje się zawodowo filozofią ani naukami politycznymi. Myślę, że nie jest to sprawiedliwe, jeśli grupa bardzo zamożnych osób lub korporacji skutecznie unika płacenia podatków, które mogłyby zrobić tak wiele dla polepszenia warunków życia osób uboższych. Sądzimy też, że każde prawdziwie cywilizowane społeczeństwo powinno zawsze pracować na rzecz walki z ubóstwem, uprzedzeniami, chorobami oraz brakiem takich swobód jak wolność słowa czy reprezentacji. Martwi nas to, że w naszym kraju przepaść między biednymi a bogatymi jest coraz większa, a wielu przedstawicieli klasy ultrabogaczy ignoruje, lub wręcz odrzuca, swoje obywatelskie obowiązki, w tym obowiązek uczciwości, uprzejmości i troski o tych, którym mniej się poszczęściło.
Finał najnowszej powieści (którego tu, rzecz jasna, nie zdradzimy) wskazuje dobitnie na przeświadczenie, że władza i bogactwo deprawuje, a osoby posiadające wszystko wierzą, że w dążeniu do celu nie obowiązują ich prawa ludzkie ani moralne. Jednocześnie w fabule ukazano rozwijający się oddolnie ruch społeczny, który kojarzy się z motywem z „Jokera” Todda Phillipsa. Ludzie sekundują mordercy polującemu na bogaczy, uznając wręcz jego działania za społeczny wyraz sprawiedliwości. Czy to rzeczywisty problem dzisiejszych czasów – taki moralny relatywizm? Nie przeraża nas już sam fakt zbrodni, a wręcz zdolni jesteśmy go zaakceptować, jeśli grupa, której dotyka, jest tą przez nas znienawidzoną, pogardzaną, obcą?
DP: To bardzo ciekawe, choć osobiście nie uważam, żeby relatywizm moralny i nierówności ekonomiczne były domeną tylko naszych czasów. Proszę pomyśleć o niegasnącej popularności Robin Hooda, który zabiera bogatym i daje biednym – to historia z czternastego wieku! Faktycznie w dwóch powieściach, w „Mieście bezkresnej nocy” oraz „Relikwiarzu”, odnosimy się do ruchów oddolnych, ale celem tego zabiegu – oprócz dostarczenia rozrywki czytelnikom – jest stworzenie kontrapunktu dla głównej historii, aby przekierować uwagę z głównego wątku na historię poboczną, która – tak jak wspomniałeś – toczy się równolegle do głównych wydarzeń. Paradoksalnie w „Mieście bezkresnej nocy” prawdziwa motywacja zabójcy różni się diametralnie od motywacji ruchów oddolnych. Ekstremalne nierówności prowadzą do zamieszek, a wręcz do rozpadu miasta – pomyślmy o rewolucji lutowej i październikowej w Rosji lub o rewolucji francuskiej. Każde społeczeństwo powinno mieć takie zjawiska na uwadze.
W cyklu o Pendergaście wydaliście już dziewiętnaście książek („Miasto…” to siedemnasty tom, który ukazał się w naszym kraju), a dwudziesta zapowiedziana jest na koniec bieżącego roku. Nie macie dość? Nie znużyła was ta postać? Nie myśleliście czasem, żeby uśmiercić Pendergasta i wykreować nowego bohatera?
DP: Jeszcze nie zaczęliśmy prac nad naszą dwudziestą powieścią w cyklu o Pendergaście, ale aktualnie konstruujemy jej fabułę.
Czy nie mamy już go dosyć? Wcale nie. Na szczęście – trochę dzięki naszemu sprytowi – udało nam się nadać postaci Pendergasta odpowiednią głębię oraz otoczyć go na tyle ciekawymi bohaterami i tajemniczą historią rodzinną, aby z zaintrygowaniem kontynuować cykl w dającej się przewidzieć przyszłości. Dokładamy wszelkich starań, żeby każda kolejna powieść była świeża i ekscytująca i aby czytelnik mógł za każdym razem eksplorować nowe aspekty wszechświata Pendergasta. A jeśli chodzi o kolejne pytanie – faktycznie jakiś czas temu rozważaliśmy uśmiercenie Pendergasta, żeby pokazać naszym czytelnikom, że wcale nie żartujemy, ale dość prędko doszliśmy do wniosku, że to byłoby głupie posunięcie. Jest przecież dla nas zbyt ważny. A patrząc na rozwścieczone reakcje naszych fanów po uśmierceniu drugorzędnych postaci, chyba nie starczyłoby nam odwagi na eliminację głównego bohatera naszego cyklu!
„Obsydianowa komnata” pozwoliła wam zupełnie przearanżować postać Diogenesa, z arcywroga Pendergasta przekształcić go bardziej w ofiarę własnej przeszłości. Co dalej z tym bohaterem? Zakończenie „Obsydianowej komnaty” pozostaje na tyle otwarte, że można się spodziewać jego powrotu. Ale w jakiej roli? Jesteście skłonni uchylić rąbka tajemnicy w tym temacie?
DP: Sami jeszcze nie wiemy, ale jedno możemy powiedzieć z pewnością – Diogenes powróci, a trauma, której doznał w „Obsydianowej komnacie”, rzuci długi cień zarówno na jego przyszłą osobowość, jak i zachowanie. Więc gdy już powróci, najprawdopodobniej będzie bardzo odmienioną osobą, po tych wszystkich traumatycznych przejściach, których doświadczył w „Obsydianowej komnacie”.
Oprócz pokaźniej ilości wspólnie napisanych powieści (nie tylko z serii o Pendergaście) każdy z was też pisze i publikuje osobno. Co sprawia wam więcej satysfakcji – praca razem czy oddzielnie? Jakie trudności wiążą się z jedną i drugą formą pisania?
DP: I to, i to daje inny rodzaj zadowolenia. W przypadku naszych indywidualnych powieści możemy być dumni z tego, że całość wyszła spod pióra jednego z nas, a zatem tylko jednemu należą się pochwały lub przygany. Z drugiej strony, pisanie książek bywa bardzo samotniczym zajęciem. Dlatego, jeśli człowiek znajdzie kompatybilnego partnera w tym fachu – a do tego trzeba wielkiego farta, co nam się udało – wtedy ta codzienna praca jest nieco łatwiejsza, a końcowy efekt lepszy niż suma poszczególnych części. Pisanie w duecie bywa jednak źródłem pewnych napięć i kłótni, ale szanujemy nasze osądy, dlatego jak do tej pory, zawsze udawało nam się znaleźć jakiejś wyjście z takiego konfliktu.
Jak wygląda wasz tryb pracy? Każdy ma swój wątek do opracowania? Czy wymyślacie ogólny konspekt i kolejno, na zmianę dopisujecie po kilka scen? A może macie przypisane specjalizacje?
DP: Razem ustalamy pomysł na nową książkę, przerzucając się nawzajem pomysłami jak piłeczką. Gdy już jesteśmy zadowoleni ze wstępnego zarysu, kontynuujemy burzę mózgów na bardziej szczegółowe tematy, aż w końcu obdzielamy się poszczególnymi rozdziałami. Dzięki temu możemy pisać równocześnie. Faktycznie każdy z nas ma swoje konkretne specjalizacje, co ułatwia nam rozdzielanie bardziej konkretnych sekwencji lub wątków niż całych rozdziałów. Myślę, że taki sposób działania – oraz wspólne redagowanie i przeglądanie całego manuskryptu – daje czytelnikowi jednolite, spójne wrażenie podczas lektury.
Wasze książki pełne są zbrodni, seryjnych morderców, szaleńców i wszelkiego zła, jakie może kryć się w ludziach. Skąd w ogóle taka fascynacja zbrodnią, często odmalowywaną w bardzo obrazowy sposób? Nie śnią się wam przez to koszmary?
DP: To nie jest tak, że jesteśmy szczególnie zafascynowani złem i niegodziwością – raczej ciekawią nas ekstremalne zachowania człowieka. Dorastając, pochłanialiśmy wielkie ilości thrillerów i powieści o duchach, co wpłynęło też na nasze utwory. Rzeczywiście piszemy dreszczowce, zawsze dążąc do jak najlepszej jakości. A takie książki mają to do siebie, że pokazują raczej ciemną stronę człowieczeństwa. Ponadto Pendergasta bardzo ciągnie do zgłębiania psychologii najbardziej nietypowych seryjnych morderców. I tu faktycznie opisujemy najciemniejszą z ciemnej strony człowieczeństwa. Często jednak okazuje się, że mordercy, których tropi, są tak wypaczeni, że nie potrafią rozróżnić między dobrem a złem, jeśli to jest w ogóle możliwe. Myślę tu zwłaszcza o seryjnym zabójcy z „Martwej natury z krukami”.
Nie piszecie w jednym, konkretnym gatunku, ale często przekraczacie gatunkowe granice, sięgając od thrillera, po powieść przygodową i horror. W jakiej konwencji czujecie się najlepiej? Macie swoją ulubioną?
DP: Jeśli o to chodzi, to jesteśmy bardzo ambitni. Nasze książki podążają za naszymi rozległymi zainteresowaniami, dlatego czasem wędrują, nieco ekstrawagancko, po wielu gatunkach literackich. Staramy się jednak utrzymać je w ryzach, aby nie wymknęły się nam spod kontroli. Kiedy zaczęliśmy prace nad „Reliktem” oraz kolejnymi powieściami z cyklu, księgarnie miały czasem trudności z ustaleniem, w którym dziale je umieścić: kryminał, horror czy fantastyka naukowa. Dlatego nazwaliśmy nasze książki techno-thrillerami, bo jest w nich dużo informacji naukowych, a także pojawiają się wątki paranormalne oraz elementy horroru, jak również thrillera i kryminału. W tamtych czasach jednym z niewielu autorów piszących w podobnej konwencji był Michael Crichton. Wydaje się, że pytanie o konkretny gatunek straciło obecnie na ważności i dorobiliśmy się liczniejszej konkurencji.
Lincoln Child: Muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o moje ulubione gatunki, to jestem zdania, że najlepsze książki często przekraczają granice gatunkowe, opierając się łatwej kategoryzacji. Na przykład „Hrabia Monte Christo” może być dla niektórych szmirowatą powieścią, ale moim zdaniem to zarówno thriller, jak i tragedia z motywem zemsty, komentarz społeczny, powieść obyczajowa, kryminalna zagadka oraz dogłębne studium postaci – a wszystko to w jednej, choć faktycznie dość opasłej, książce.
DP: Jedną z moich ulubionych książek jest „Kobieta w bieli”, która też nie daje się zaszufladkować w którymś konkretnym gatunku.
Jest szansa, że w ramach promocji swoich powieści odwiedzicie kiedyś Polskę?
DP: Jak już wspominaliśmy w jednym z wywiadów, bardzo chcielibyśmy odwiedzić Polskę – nie tylko w celu promocji naszych książek, ale też żeby doświadczyć piękna, kultury, historii, kuchni i architektury waszego kraju. Przy okazji moglibyśmy też spotkać się z naszymi polskimi czytelnikami i podziękować im za wsparcie. Mamy nadzieję, że uda nam się to uczynić w niedalekiej przyszłości.
Wiem, że Lincoln nie przepada za podróżowaniem, za to ty, Douglas, uwielbiasz podróżować. Które z odwiedzonych przez ciebie miejsc uznajesz za najbardziej niezwykłe, najbardziej fascynujące?
DP: Niezgłębione dżungle w Hondurasie to na pewno jedne z najbardziej niezwykłych miejsc, w których byłem. Są one położone tak daleko od ludzkich osiedli, że zamieszkujące w dżunglach zwierzęta nigdy wcześniej nie widziały ludzi, dlatego się nas nie bały. Nocą obok naszych namiotów przechadzały się jaguary i pumy, co było nie lada przeżyciem. Tak samo, gdy jako pierwszy człowiek zszedłem do egipskiego grobowca w Dolinie Królów, o czym pisałem w magazynie „New Yorker” – to też było niewiarygodne doświadczenie. Starożytne świątynie w Kambodży to jeszcze innych przykład takiej fascynującej podróży, którą mam na swoim koncie.
Pendergast to koneser wina i kuchni. Na ile podzielacie jego fascynacje? Macie swoje ulubione potrawy i trunki? Co najczęściej gości na waszych stołach?
LC: Obaj z Dougiem uwielbiamy dobre jedzenie, zarówno na etapie jego przygotowywania, jak i podawania. Uwielbiamy też chadzać do świetnych restauracji (skromnych lub eleganckich, tak naprawdę jedne z najlepszych posiłków w życiu podano mi w najtańszych knajpkach). Jestem szczególnym miłośnikiem francuskiej kuchni, a także dość niezwykłych dań kuchni japońskiej – choć nigdy nie przyrządzałem ich sam. Jeśli chodzi o trunki, to uwielbiam dobre wino i martini, oczywiście z umiarem, a także zieloną herbatę – im rzadszego gatunku, tym lepsza. Wszystkie te zamiłowania znalazły odzwierciedlenie w guście kulinarnym Pendergasta. Lubi on też kilka rzeczy – na przykład zupę z rybich wnętrzności – których akurat nie odważyłbym się zjeść, ale wydawało mi się, że dla człowieka o tak wyrafinowanym i zróżnicowanym podniebieniu będzie jak znalazł.
DP: Linc i ja uwielbiamy gotować. Kocham dobre francuskie i włoskie wina, dlatego niektóre z moich ulubionych gatunków win znalazły się też na liście ulubionych trunków Pendergasta.
Rozmawiał: Mariusz Wojteczek
fot. archiwum Douglasa Prestona i Linolna Childa
Kategoria: wywiady