Chciałam trochę popsuć poemat – rozmowa z Justyną Kulikowską, laureatką 17. Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za książkę „Obóz zabaw”
„Obóz zabaw”, czwarty tomik w dorobu Justyny Kulikowskiej, jest właściwie poematem. Podejmuje się autorskiej dekonstrukcji antycznej formy eposu, a przy tym mówi o rzeczach nierzadko trudnych, często bieżących, zawsze wzbudzających emocje. Oto nasza rozmowa z tegoroczną laureatką Nagrody Literackiej m.st. Warszawy w kategorii „poezja”.
Sebastian Rerak: Twierdzisz, że sukcesu uczysz się powoli. To chyba istotne w kontekście pozytywnego odbioru „Obozu zabaw”?
Justyna Kulikowska: Chyba faktycznie tak jest. Powoli się go uczę, a przynajmniej przestaje mnie już tak mocno zawstydzać, jak na początku. Ciekawe jest to, że sukces można odbierać bardzo różnie – jedni są na to przygotowani, a ja czułam się średnio, ilekroć ludzie bili mi brawo. Nie jestem zwierzęciem scenicznym, wręcz przeciwnie. A zatem uczę się cieszyć sukcesem, zamiast się go wstydzić.
Nagroda Literacka m.st. Warszawy była dla ciebie zaskoczeniem?
Totalnym zaskoczeniem! Co pewnie było widać też po mojej wypowiedzi w trakcie gali. Nie byłam na to przygotowana, a w mojej naturze nie leży, by na cokolwiek nastawiać się z góry. Siedziałam więc spokojnie, nie wierząc że zostanę laureatką. (śmiech)
Oprócz Nagrody Literackiej m.st. Warszawy twój ostatni tomik nominowany był także do Silesiusa i Poznańskiej Nagrody Literackiej. Czy to sprawia, że jest on dla ciebie pewnym przełomem?
Przełomowy był raczej „gift. z Podlasia”. „Obóz zabaw” jest na pewno inny niż to, co do tej pory pisałam – bardziej rytmiczny. Może i zbiera więcej wyróżnień, ale na „gifcie” wypłynęłam.
Z pewnością twoje wcześniejsze zbiory były nowocześniejsze językowo. W tym mierzysz się z bardzo klasyczną formą eposu.
Wpadłam na ten pomysł, czytając „Morze i zwierciadło” W. H. Audena, który był komentarzem do „Burzy” Szekspira. Atrakcyjnym wydało mi się zmierzenie z klasyczną formą i pogrzebanie w niej trochę, zdekonstruowanie i rozbicie. Chodziło o twórczą zabawę, nie o naśladowanie.
Dekonstrukcja tej formy była zamierzona czy to efekt zderzenia z nią twojego stylu?
Wiedziałam, że chcę trochę „popsuć” poemat, ale nie zakładałam niczego z góry. Pisząc, nie wiem do końca co powstanie, bo w trakcie wpadam na różne pomysły. Na przykład wykorzystanie w przypisach komentarzy rozbrajających hermetyczność. Bo w pewnym momencie zamknięta forma zaczęła mi po prostu ciążyć, stała się niewystarczająca.
Wiersze z „Obozu zabaw” są rytmiczne, repetytywne. Wygrywają w twojej głowie jakąś muzykę?
Tak, ale raczej nie taką, pod którą pisze się poematy. (śmiech) Ja ogólnie myślę chyba w taki mechaniczno-rytmiczny sposób. Rytm jest dla mnie bardzo ważny.
Wspomniałaś o przypisach, a te oferują nie tyle wyjaśnienie, co jakby równoległą narrację.
Tak, w dużej mierze są polemiką z moimi wcześniejszymi zbiorami i poszerzeniem tego, co znajduje się we właściwej warstwie poematu.
A nie są też aby odległym echem doświadczeń z cyberpoezją?
Być może. Musiało to wyniknąć samoistnie jako poszerzenie pola widzenia, odesłanie do czegoś. Na zasadzie tego, jak działają linki.
W laudacji jury Nagrody Literackiej m.st. Warszawy pisało o „beztrosce przechodzącej płynnie w opresję i przymus”. Mam wrażenie, że na tym zasadza się dynamika „Obozu zabaw”.
Nie wiem, czy sama zwróciłam na to uwagę, czy też zrodziło się podświadomie. Jako całość „Obóz zabaw” jest poematem bardziej o etyce niż o przemocy. Zadaję sobie pytanie, na ile można sobie pozwolić w wierszu, co jest w nim usprawiedliwione, a co nie.
Poezja jako kolejna forma represji?
Represja to chyba za mocne słowo, ale forma z pewnością może nieco ograniczać. Z czasem też poemat i jego hermetyczność stały się dla mnie zbyt ciasne. Kiedy musisz trzymać się rytmu i dystychów, jest to pewna niewola. Dlatego też zaczęłam rozbijać je komentarzami w przypisach.
Piszesz o „bazie krzywd wygenerowanych pod wiersz” i wyznajesz: „zapisuję, bo wyłącznie rzeczy zapisane przestają niepokoić”. Oswajasz w ten sposób obawy?
To sugerowałoby, że pisanie jest dla mnie rodzajem autoterapii, a ja raczej chciałam po prostu odpowiedzieć o pewnych rzeczach. Słowa mają to do siebie, że nie zawsze oznaczają dokładnie to, co zostało napisane – potrafią nieść za sobą wiele sensów oraz skojarzeń.
W tekście pojawia się wspomnienie koszulki rozdartej „na marszu w Białym” i drutu na granicy. W tym momencie rzeczywistość brutalnie wprasza się do twojej poezji.
Tak, bo to wszystko dzieje się blisko mnie, cały czas jest gdzieś obok. Ten Marsz Równości trzy-cztery lata temu, na którym doszło do aktów przemocy, utkwił mi mocno w pamięci. Ciężko też odciąć się od sytuacji na granicy, kiedy mieszka się w jej pobliżu.
Swoją drogą nie masz poczucia, że funkcjonujesz jako „ta poetka z Podlasia”?
Tak, i jest to poniekąd łatka. Z Podlasia pochodzą też przecież inni poeci. Do mnie przykleiła się etykietka kogoś z zupełnego ubocza, jakbym należała do osobnego uniwersum. Jest na przykład szkoła krakowska, a ja jestem z jakiegoś miejsca obok wszystkiego. Ludzie zakładają, że siedzę w małym miasteczku i jestem totalnie poza środowiskiem. Łatki są nieuchronne, a ta mi nawet całkiem pasuje.
W „Obozie zabaw” przywołujesz kilka historycznych postaci kobiecych, które nie są szeroko znane. Dostarczyły ci inspiracji? Były emblematyczne dla tego, o czym piszesz?
Może nie tyle dostarczyły mi inspiracji, co wydały się godne opisania, ponieważ za każdą z nich stoi ciekawa historia. Na przykład Maria Lani, aktorka i persona sportretowana przez wielu malarzy, być może wypromowana przez własnego brata. Albo Teodora Teofilia Pytko, chłopka, której małżeństwo z Wyspiańskim uznano w swoim czasie za skandaliczny mezalians. To kobiety nie tyle wykluczone, co stojące w cieniu „swoich” mężczyzn lub przez nich sterowane.
Jedno zdanie z tego tomiku doczekało się wielu komentarzy – to o „pale pod przymusem ciągnięcia”. Zastanawiam się czy podobnie by o nim dyskutowano, gdyby napisał je mężczyzna.
Na pewno nie zostałoby odebrane jako szokujące! Nadal uważa się, że pewne rzeczy kobiecie nie przystoją. Tylko dlaczego? Ja rzekomo jestem wulgarna, a mężczyzna zostałby uznany za odważnego. Zwróć uwagę, że rzadko nazywa się poetów czy prozaików „wyszczekanymi”. To określenie zarezerwowane jest najczęściej dla kobiet. Skądinąd ciekawa kwestia.
A po tym jak Wojciech Szot postulował umieszczenie twoich wierszy w podręcznikach szkolnych, wyobrażasz sobie jakiś fragment „Obozu zabaw” w roli lektury?
Mogę to sobie wyobrazić, choć jest to mało realne. Żyjemy w kraju nadal bardzo zachowawczym i moja dykcja mogłaby nie zostać zaakceptowana. Piszę wiersze mocne, czasem z wulgaryzmami. Pamiętam sytuację, kiedy w trakcie wywiadu radiowego usłyszałam: „Niestety nie możemy zacytować wierszy pani Justyny”, co było zabawne i absurdalne. Ale może coś bez wulgaryzmów by się przyjęło. (śmiech)
Rozmawiał: Sebastian Rerak
fot. główna: Bartosz Mikulski
Materiał powstał we współpracy z Urzędem m.st. Warszawy.
Kategoria: wywiady