Centrum komiksowe zamiast stadionów – wywiad z Ryszardem Dąbrowskim

13 lipca 2012


Likwidator to chyba najpewniejsza „funkcja stała” w polskim komiksie. Przywykliśmy już do tego, że zamaskowany bohater – w obronie przyrody i złym ludziom na pohybel – funduje światu swoiste zabiegi higieniczne przy użyciu ołowiu i dynamitu, a Rysiek Dąbrowski cierpliwie i z zaangażowaniem relacjonuje wszystkie te terrorystyczne rajdy. Ostatnio Likwidator wziął na cel futbolową fetę Euro, a powstałemu na tę okoliczność albumowi „Ełro ’12” poświęciliśmy już recenzję na łamach. Teraz pragniemy przedstawić wam rozmowę z samym autorem, a zarazem absolutnym filarem zaangażowanego komiksu undergroundowego.

Nie lubisz piłki nożnej w ogóle czy tylko tego nieszczęsnego Euro?

Nie lubię nacjonalistycznej histerii i patriotycznego chamstwa, które zawsze towarzyszy spędom takim jak Euro. Nie podoba mi się też, że wywalono masę pieniędzy z publicznej kasy na szpetne stadiony, które teraz będą głównie stały puste i pochłaniały kolejne kwoty na renowację. Powinien powstać najwyżej jeden stadion, a z reszty kasy należałoby zbudować przedszkola, baseny osiedlowe i okazałe centrum sztuki komiksowej (śmiech).

Czytałeś może o tej akcji? Szkoda, że chyba mało kto zdolny jest do podobnej refleksji.

Hasła i oprawa wizualna akcji bardzo mi się podobają. Znamienne jest to, że na wyrazistą krytykę Euro zdecydowało się jedynie środowisko anarchistów i ludzi, których można określić mianem nowej lewicy. Teraz pewnie niektóre z tych krytycznych tez zapożyczy konserwatywna prawica i będzie przedstawiać jako swoje, ale póki „orły Smudy” grały o wyjście z grupy, jakoś nie miała śmiałości, by zdecydowanie skrytykować samą ideę organizacji turnieju.
Nasuwa się pytanie czy warto było wydawać tyle pieniędzy, by potem przeżywać wielką frustrację, rozczarowanie i przygnębienie. Przewidziałem to zresztą na początku czerwca, przygotowując rysunek dla „Przekroju”. Dobrze, że gdy emocje odbierają rozum większości, przynajmniej mniejszość pozostaje przytomna.

No widzisz, do całkiem podobnych wniosków co anarchiści doszedł także hardkorowy czynnik kibicowski, który zgodnie bojkotuje Euro. Z lektury komiksu wynika jednak, że – w przeciwieństwie do części polityków – nie wierzysz raczej w to, że kibice to „dobre chłopaki”, tylko najwyżej niedostatecznie uświadomione?

Ortodoksyjni narodowo kibole nie powinni oglądać meczów z udziałem polskiej reprezentacji. Przecież grają w nich piłkarze, którzy na co dzień służą zagranicznym klubom, a więc sprzedali się, zdradzając rodzimy futbol. Brakowało mi bardzo murzyna i fizjonomicznie wyrazistego Żyda w polskiej drużynie. Myślę, że to już by było dla kibolstwa zbyt wiele i biliby nawet innych Polaków, przyznających się do kibicowania takiej „nieczystej” drużynie (śmiech).

Jeden z rysowanych przez ciebie zawodników polskiej kadry, bramkarz Borbuc to klasyczny polski Janusz z sarmackim wąsem i wielkim brzuchem. Jeśli to jakiś przytyk pod adresem Boruca, to jego akurat bym bronił, bo wśród rodzimych kopaczy jest chyba jedynym niegłupim gościem z charakterem.

Oczywiście nie chodziło mi o Boruca jako takiego, ale o jego nazwisko, które kojarzy się w Polsce ze staniem na bramce, a które można fajnie zniekształcić, co bardzo lubię robić. Mój Borbuc jest bramkarzem wąsatym, ponieważ uważam, że jeśli reprezentacja ma być prawdziwa, to muszą się w niej znaleźć typy ludzkie najpowszechniejsze w krajowej populacji. Ogólnie w drużynach narodowych wszystkich krajów w odpowiednich proporcjach powinny też grać kobiety, dzieci i starcy. Inaczej nie nazywajmy ich reprezentacjami.

Nie sądzisz, że to jakaś wyjątkowo ponura ironia, że Euro przedstawia się jako wielki skok cywilizacyjny dla całego kraju, chociaż podczas przygotowań do turnieju wyszło na jaw tyle afer i nadużyć?

Euro samo w sobie nie jest skokiem cywilizacyjnym. Co znaczy powstanie kilku stadionów wobec skali infrastruktury i budownictwa całego kraju? Słynne autostrady i tak byłyby budowane, bo tuskiści świetnie wiedzą, że muszą je wytyczać, jeśli nie chcą zostać wyklęci przez masy. Jest to jakiś tam mały kroczek, ale na pewno nie wielki skok, jak przedstawia to propaganda.

Zgrabnie zahaczyłeś w komiksie także o kwestię nie-tak-znowu-wolnych konopi. Masz konkretne zdanie na ten temat czy po prostu zirytowało cię wciskanie ludziom debaty o maryśce jako tematu zastępczego?

Temat wcale nie jest zastępczy – jest ważny. W Polsce od jakiegoś czasu każde zagadnienie niezwiązane ze służbą zdrowia czy budowaniem autostrad nazywa się tematem zastępczym, co stało się idiotyczną manierą.
To, co policja zrobiła niedawno Korze jest draństwem, pokazującym jak restrykcyjne mamy prawo i jak opresyjne potrafi być państwo. Filozofia prawna w kwestii lekkich narkotyków jest u nas totalnie zakłamana, niesprawiedliwa i staroświecka. Wódę, będącą o wiele silniejszą używką od trawki, kupić można w każdym prawie spożywczaku, a nawet na stacjach benzynowych, i jakoś prawodawców nie przeraża, że może ona uzależniać, a nadużywana zwyczajnie prowadzi do degeneracji. Na poczciwych konopiach spoczywa odium „narkotyku”, choć w ten sam sposób nie mówi się o wódce, kawie czy psychotropach. Uważam to za jeden z przejawów współczesnego kołtuństwa i mówię to jako osoba niepaląca nie tylko dżointów, ale nawet papierosów. Po prostu drażni mnie demonizowanie, niesprawiedliwość i poprawianie sobie statystyk przez policję.

Jest w nowym tomie także i historia „Likwidator na katechezie”. Przykuło moją uwagę zdanie wygłoszone przez jednego z indoktrynowanych przez księdza uczniów, który nie chciał wkuwać „bajek o jakimś żydowskim przywódcy”, bo przecież jest Słowianinem. Zabrzmiało to trochę takim rodzimowierczym sentymentem. Czyżby neo-pogańskie zainteresowania?

Raczej nie przejawiam szczególnego zainteresowania wierzeniami pogańskich Słowian. Uważam, że wszelkie wyobrażenia osobowego boga – obojętnie czy ma na imię Jezus, Allach, Trygław, Swaróg czy Odyn – urągają Matce Naturze, ludziom i w ogóle bytowi jako czemuś immanentnemu. Uważam za śmieszne upieranie się przez Polaków w trwaniu (jak TV Trwam (śmiech)) w wierze w jakieś żydowskie teo-baśnie i takichże bogów, podczas gdy mieli kiedyś oryginalne własne baśnie i bóstwa.
Jest to zabawne zwłaszcza w kontekście nawoływań konserwatywnej prawicy do kultywowania tradycji narodowej. Powinna raczej propagować wiarę w Trygława i przywrócić pierwotny sens świętom zagarniętym przez chrześcijaństwo. Przecież Mieszko I zwyczajnie zdradził polską tradycję narodową przyjmując obcą wiarę, i to nie ze względów filozoficznych, lecz politycznych.
Zdaję sobie sprawę, że w przeciwieństwie do kultów pogańskich chrześcijaństwo ma uniwersalistyczną wymowę i – zupełnie jak amerykański imperializm – globalne aspiracje, ale nie uważam, by uleganie im było mądre czy godne, a już na pewno nie patriotyczne.

Cały nakład poprzedniego tomu, „Prawdy smoleńskiej” sprzedał się niemal z miejsca, w czym niemałą zasługę musiał mieć wciąż nośny temat. Wiadomo już z jakim odzewem spotyka się „Ełro ’12”?

Sprzedaje się, ale nie tak dobrze jak „Prawda smoleńska”.

„Ełro ’12” powstawało już po twojej przeprowadzce do Warszawy. Dlaczego zdecydowałeś się opuścić rodzinne strony? Myślałem, że jesteś z nimi bardzo mocno zżyty…

Ale moje rodzinne strony to także Warszawa. W niej urodził się i mieszkał w młodości mój ojciec, a ja przyjeżdżałem tu odwiedzać babcię i dziadka. Poza tym zanim zamieszkałem w Białymstoku, dzieciństwo i „pierwszą” młodość spędziłem w Lublinie. Z żoną Anią uznaliśmy jednak, że skoro i tak mieszkamy w bloku w dużym mieście, to skoro nadarza się sposobność, lepiej przenieść się do Warszawy.
Podlasie jest piękne, ale na początku wieku zakochałem się w Mazurach i tam jeżdżę każdego lata.

Wiem, że masz w planach ponownie przenieść Likwidatora w przeszłość. Twój bohater brał już udział w walkach ukraińskich anarchistów z sowietami, teraz ma wesprzeć anarchistów hiszpańskich w wojnie domowej. Będziesz musiał chyba wymyślić coś ekstra, bo chyba nie ma sensu po raz drugi realizować opowieści, w której Likwidator dostaje karabin, kładzie pokotem całe hufce wroga, a przy okazji spotyka postaci historyczne?

Tym razem zabierze ze sobą swoje dwa karabiny, pamiętając, że na Ukrainie w 1920 roku zdany był na przestarzałą broń z tamtej epoki i dobrą wolę ofiarodawców. Będzie mniej zabijał, ale tylko troszeczkę. Jako że w trakcie hiszpańskiej wojny domowej księżą katoliccy bardzo ochoczo i aktywnie wspierali faszystów, Likwidator poświęci także część swej uwagi i zaangażowania kwestii kościelnej.
Tak jak w poprzednim „historycznym” tomie, w tym również pojawi się kwestia wzajemnej wrogości komunistów i anarchistów. Generalnie nie chcę wymyślać jakichś dziwacznych historii, wolę wpleść Likwidatora w działania tamtej wojny. Może jedynie z pewnym wyjątkami, kiedy zamierzam ewidentnie fantazjować w kierunku groteski.

Nie myślałeś, by dla odmiany wysłać go kiedyś w przyszłość? Jestem ciekaw jak ona by wyglądała – raczej świat po katastrofie ekologicznej czy może jednak utopijna wizja optymistyczna?

Tak, to mogłoby być ciekawe. Np. Likwidator przenosi się w rok 3010 do Polski, w której niesiony falą sentymentu rocznicowego naród ponownie obdarza władzą PiS. Dzięki wysoko rozwiniętej medycynie, na podstawie ekshumowanego szkieletu, reanimowany i przywrócony do życia zostaje prezes Jarosław, po czym tworzy totalitarne państwo na miarę XXXI wieku. Wtedy do akcji wkracza Likwidator, zmuszony do walki z cyberbiotycznym Super-Kaczorem. Wyobraź sobie to tylko: łeb kaczki, a cała reszta jak u transformera (śmiech).

Uwierz mi, z chęcią bym to przeczytał.

Rozmawiał Sebastian Rerak

fot. prywatne archiwum autora

Tematy: , , , ,

Kategoria: wywiady