Brat cię widzi – wywiad z Dorotą Konowrocką-Sawą, tłumaczką „1984”

16 marca 2021

Powieść „1984” Orwella to jedna z najważniejszych książek XX wieku, wciąż aktualne, mrożące krew w żyłach ostrzeżenie przed totalitarnym porządkiem. O nowym tłumaczeniu książki, która ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B., opowiada autorka przekładu Dorota Konowrocka-Sawa.

Bartek Zdunek: Skąd wziął się pomysł na nowy przekład kultowej książki George’a Orwella?

Dorota Konowrocka-Sawa: O to należałoby zapytać wydawnictwo, które złożyło mi taką propozycję. Tłumaczowi/tłumaczce nieczęsto zdarza się możliwość tłumaczenia literatury z kanonu XX wieku, więc propozycja wymagała z mojej strony jedynie kilkudniowego namysłu. Sprawdziłam, czy mój przekład będzie się różnił na tyle od przekładu Tomasza Mirkowicza – właściwie jedynego znanego polskiemu czytelnikowi przekładu „1984” Orwella – by warto było rzeczonemu czytelnikowi zawracać głowę. Uznałam, że warto.

Czy to tłumaczenie zmieni odbiór tej książki w Polsce?

Myślę, że miłośnikom tej powieści pomoże odkryć nowe sensy, a nowym czytelnikom opowie odrobinę inną historię. „1984” jest jedną z tych książek, które funkcjonują jednocześnie jako literatura wysoka i popularna, jako zjawisko literackie i społeczne. To zarówno książka, którą czytelnicy czytają od deski do deski, jak i niewyczerpane źródło cytatów, którymi można żonglować bez pojęcia o tym, kim byli jej bohaterowie. „Wielki Brat patrzy” jest już składową naszego zasobu językowego na równi z „paragrafem 22” czy „małym co nieco”.

Jakie są podstawowe różnice między pani tłumaczeniem a dwoma poprzednimi?

Pierwsze polskie tłumaczenie autorstwa Juliusza Mieroszewskiego nigdy nie wyszło poza wąski krąg czytelników. Nie chciałabym się do niego odnosić, bo z dzisiejszej perspektywy jest nieporadne i trudne w odbiorze. Niemniej to właśnie Mieroszewskiemu zawdzięczamy takie terminy jak „nowomowa” czy „myślozbrodnia”. Drugie polskie tłumaczenie Tomasza Mirkowicza jest znakomite i nieprzypadkowo autor otrzymał za nie nagrodę przekładową. Każdy tłumacz nadaje przekładowi indywidualny rys, który jest pochodną jego osobistej wrażliwości językowej i interpretacji utworu. W tym sensie najważniejsze jest nie to, czy myślozbrodnia pozostała myślozbrodnią w nowym przekładzie (tak), a Wielki Brat Wielkim Bratem (nie), lecz to, jak odmalowano ten świat i jego bohaterów, jak oddano dialogi, jaki językiem napisano fragmenty fikcyjnej „Teorii i praktyki kolektywizmu oligarchicznego” Emmanuela Goldsteina, jaki obraz tego koszmarnego świata zapadnie w pamięć czytelnikowi.

Zamiana Wielkiego Brata na Starszego Brata, to rzecz, która siłą rzeczy chyba najmocniej rzuca się w oczy.

Zabawne, że wydawało mi się to najbardziej kontrowersyjne, tymczasem – wnosząc z internetowych komentarzy – wielu czytelników odetchnęło z ulgą, że już nie musi sobie przekładać w głowie wielkiego na starszego, bo od zawsze uważali to rozwiązanie za dość nieszczęśliwy wybór translatorski. Czytelników zachęcam, by w tych nowych rozwiązaniach poszukali świeżych sensów, zastanowili się, dlaczego „Brat cię widzi”, skąd „Wewnętrzny Krąg Partii” i czyja „Niewiedza jest siłą”. Ale też pamiętali o tym, że Orwell nie pisał po polsku i nie wiemy, jakby napisał „1984” w naszym języku. Każdy przekład jest interpretacją – i może okazać się interpretacją nietrafioną.

Dwie najgłośniejsze książki Orwella, to mocne ciosy wymierzone w państwo komunistyczne, którego pierwowzorem było ZSRR pod wodzą Stalina.

Orwell nigdy nie był w Rosji, ale jako syn brytyjskiego urzędnika kolonialnych Indii, funkcjonariusz Królewskiej Policji Imperialnej w Birmie, uczestnik wojny domowej w Hiszpanii i pracownik sekcji indyjskiej radia BBC miał świadomość, że te same mechanizmy totalitarnej kontroli i kłamliwej indoktrynacji można uruchomić w każdym zakątku świata. Nieustannie zmieniające się sojusze Oceanii, Eurazji i Azji Wschodniej są odbiciem wolty dokonanej przez Zachód, który po zawarciu traktatu ze Stalinem usilnie starał się nie rozdrażniać nowego sojusznika, co Orwell miał jeszcze okazję obserwować (zmarł w roku 1950). To nie Stalin wymyślił obozy koncentracyjne i wojenną propagandę – co nie zmienia faktu, że był potworem.

Mimo to Orwell do końca życia pozostał zdeklarowanym socjalistą. Czy jedno z drugim stoi w sprzeczności?

Socjalizm nie jest synonimem komunizmu. Polacy, Skandynawowie i obywatele wszystkich „państw opiekuńczych” nadal żyją w socjalizmie o różnym – co należy podkreślić – natężeniu, korzystając z publicznej infrastruktury, opieki zdrowotnej, edukacji, systemu emerytalnego, powszechnych praw wyborczych i wielu innych lepiej lub gorzej funkcjonujących rozwiązań. I raczej nie palą się do tego, by z nich zrezygnować. A przecież jedynie niewielki procent z nich pragnąłby zaprowadzenia komunizmu. I nie widzą w tym sprzeczności.

Wśród książek napisanych przez Orwella znajduje się między innymi „Na dnie w Paryżu i w Londynie”, reportaż z życia paryskiej i londyńskiej biedoty. W pewnym okresie swojego życia Orwell spał w przytułkach i noclegowniach, zastawiał ubrania w lombardach i nie miał pewności, czy przed wieczorem coś zje. Znał świat, w którym jeden nieszczęśliwy wypadek potrafi zepchnąć całą rodzinę na dno nędzy. I właśnie z tym chciał walczyć.

Orwell, znakomity stylista, napisał „1984” stylem chropowatym, przyciężkim, na co zwraca pani uwagę w posłowiu. Dlaczego?

Skoro sięgamy do posłowia, przytoczę po prostu jego odpowiedni fragment: „Tuż po ukazaniu się powieści zarzucano autorowi, że napisał ją językiem drętwym, niezgrabnym i pozbawionym urody, zaś przyczyn tych literackich deficytów doszukiwano się w dziennikarskiej przeszłości Orwella. I rzeczywiście, angielszczyzna oryginału, zwłaszcza w początkowych partiach, jest męcząca i zawikłana, jednak lektura innych tekstów Orwella każe się domyślać, że był to zabieg celowy, zaś niezgrabność tekstu jest odbiciem stanu umysłu narratora. Kim jest bowiem ten, który opowiada nam część pierwszą, drugą i trzecią? Nie jest to wbrew pozorom narrator wszechwiedzący, ale ktoś podążający krok w krok za Winstonem i odczytujący jego myśli, nieświadomy tego, co dzieje się w głowach pozostałych bohaterów. Lecz skoro świadomość narratora pokrywa się ze świadomością Winstona Smitha – od dzieciństwa pozbawionego kontaktu z kulturą, od wielu lat poddawanego praniu mózgu – skąd wzięło się w niej słowo 'palimpsest’?

'1984′ pełen jest podobnych paradoksów. Orwell, tak bardzo zainteresowany językiem, musiał wiedzieć, że kłamstwo najłatwiej ukryć w wielosłowiu, nie w języku obranym do kości. Przecież sam we wspomnianym już eseju pisał o angielszczyźnie, która słowa zastępuje frazami, gotowym półproduktem, eufonicznymi zbitkami odurzającymi słuchacza monotonią. O tak właśnie rozumianej nowomowie pisał profesor Michał Głowiński, analizując język partyjnej propagandy. A mimo to nowomowie Orwella bliżej do współczesnej korpomowy z jej 'obdzwanianiem lidów’, 'wyrabianiem targetów’ i 'robieniem wyniku za 3Q2K19′, lub do esperanto, sztucznego międzynarodowego języka, którego podstawy Ludwik Zamenhof opublikował w 1887 roku i który nigdy nie zyskał popularności, na jaką liczył jego twórca. Czy Orwell świadomie zamyślił swój newspeak jako projekt skazany na porażkę?”.

Zachęcam do lektury posłowia, w którym wyjaśniam to obszerniej. Może dodam tylko, że ani Tomasz Mirkowicz, ani ja nie zdecydowaliśmy się oddać tego języka po polsku równie chropawo. Jak powiedział Tadeusz Boy-Żeleński, czytelnik nie wybaczyłby tłumaczowi tego, co wybaczy autorowi. Tomasz Mirkowicz wręcz „podkręcił” język „1984”, czyniąc go bardziej lekkostrawnym i momentami wręcz zabawnym, ja poszłam w kierunku dobitności, oszczędności, kondensacji znaczeń, uwypuklenia idei, schematów i motywów, klarowności, która pozwala docenić złożoną konstrukcję tej powieści.

W lekturze Orwella przerażają kwestie językowe. Przemoc poprzez język, ograniczanie języka, wreszcie redukcja języka pozwalająca nazywać tylko ograniczony wycinek rzeczywistości. Czy dziś dokonuje się podobnego gwałtu na języku?

Ludzie zawsze – w mikro i makroskali – próbowali wpływać za pomocą języka na innych, posługując się nim w dobrej i złej wierze. Nic się w tej kwestii nie zmieniło oprócz tego, że mamy więcej środków i kanałów komunikacji. Wyobraźnia nadal nam dopisuje. Co oczywiście jest dobrą i złą wiadomością.

Czy tzw. bańki informacyjne, wąskie gardła treści docierające do nas, potwierdzające na ogół to, z czym i tak się zgadzamy, nie są według pani orwellowską z ducha symulacją rzeczywistości?

Jest taki szeroko cytowany artykuł naukowy z 2010 roku pt. „Ideological Segregation Online and Offline”, którego autorami są Matthew Gentzkow i Jesse M. Shapiro. Ci naukowcy dowiedli, że prawdopodobieństwo spotkania kogoś o odmiennych poglądach jest wyższe w internecie niż w miejscu pracy, wśród sąsiadów, członków rodziny czy przyjaciół. Wynika to głównie z tego, że zaprzysięgli zwolennicy takiego czy innego poglądu chętnie sprawdzają, co dzieje się we wrogim obozie, oraz z tego, że wszyscy posiadamy dalszych znajomych: ludzi poznanych przypadkowo, z którymi nie umawiamy się na pogawędki, którzy jednak często miewają zupełnie inne zapatrywania na świat niż my i w ten sposób nas z nimi oswajają. A ponieważ w internecie bywamy codziennie, wynika z tego, że bańki nie są ani tak wszechogarniające, ani tak szczelne, jak być może chciałyby to przedstawiać partie polityczne czy nadawcy treści medialnych.

Czym jest „1984” dziś? W jaki sposób może być komentarzem do naszej rzeczywistości?

Przywołam słowa samego Orwella: „Nie wierzę w to, że społeczeństwo, jakie opisałem, powstanie, sądzę jednak, że coś podobnego mogłoby zaistnieć. Uważam też, że idee totalitarne wszędzie zapuściły korzenie w umysłach intelektualistów, dlatego też podjąłem próbę doprowadzenia tych idei do ich logicznych konsekwencji. Fabuła utworu osadzona jest w Wielkiej Brytanii, pragnąłem bowiem podkreślić, że społeczeństwa anglojęzyczne nie są w sposób naturalny lepsze od jakichkolwiek innych oraz że totalitaryzm, jeśli nie będziemy go zwalczali, może powszechnie zatriumfować”. W tym sensie „1984” jest równie aktualny dziś, jak za dwieście lat – w Polsce, w Anglii i w każdym innym zakątku świata, w którym ludzie zapragną wmawiać innym ludziom, że dwa plus dwa równa się pięć, nie wolno wierzyć świadectwu własnych oczu, a wojna jest pokojem.

Rozmawiał: Bartek Zdunek

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: wywiady