„Bestia?” nadeszła, ale może da się ją lubić, nawet jeśli nie trafia w żadną popularną szufladkę ? wywiad z Michałem Cetnarowskim

27 maja 2017


Michał Cetnarowski to aktywny twórca literacki wywodzący się ze środowiska fantastycznego. Redaktor, tłumacz, krytyk, publicysta… Jego najnowszy zbiór nowel „Bestia najgorsza i inne sny o wolności i miłości” dał nam sposobność porozmawiania o tematach, które stanowią tabu we współczesnej popkulturze (śmierć, kryzys męskości). Oprócz tego autor udziela nam odpowiedzi na pytania związane z gatunkowymi wzorcami literackimi czy polskimi mitami narodowymi. Czym jest porno historyczne? Jak można portretować fanatyzm? Jakimi ścieżkami interpretacyjnymi lubimy podążać, a o czym boimy się rozmawiać? Zapraszamy do lektury wywiadu.

Marcin Waincetel: Nieczęsto udzielasz się jako autor powieści czy opowiadań (a szkoda!) ? zazwyczaj koncentrujesz się na pracy redaktorskiej i publicystycznej. Co skłoniło cię, żeby podjąć kolejną prozatorską próbę?

Michał Cetnarowski: Pisać staram się częściej, niż to widać po datach publikacji; cóż, jak w tym porzekadle, widać wyszło jak zwykle? Mam jednak mocne przekonanie, że twórczość literacka jest tu fundamentem, na którym stoi działalność redaktorska, publicystyczna, translatorska itp. Tylko że tak jak nie widzisz góry lodowej oprócz jej czubka nad powierzchnią morza, tak proporcja między „pisaniem” a „redagowaniem” wydaje się zaburzona. Oczywiście redaguję więcej, niż piszę; niemniej jedno napędza drugie, pozwala odpocząć, naładować akumulatory. Jeśli temat „chwyci za gardło”, nie ma przebacz. „Bestia najgorsza…” to efekt takich zapasów.

Od jak dawna planowałeś napisanie „Bestii najgorszej…”? Książka zawiera zarówno nowele premierowe, jak i wcześniej publikowane.

Sama książka pisana była dość długo ? w zasadzie pierwsze kawałki, czy ich koncepty, pojawiły się, gdy w księgarniach ukazała się „I dusza moja”. Nie było też oczywiście tak, że to od początku miała być w miarę spójna całość. Ale w miarę, jak pojawiały się kolejne teksty, coraz wyraźniej widziałem, że wszystkie łączą się na płaszczyźnie emocji, „temperatury”, podejmowanej tematyki. Ostatnie chronologicznie opowiadania ? „Kwantowi kochankowie”, „Strach. Historia rodzinna”, „Żadna na ziemi rzecz” ? były już pisane ze świadomością, że będą dopełniały zbiór. Układ tekstów w książce też jest nieprzypadkowy.

„Bestię najgorszą i inne sny o wolności i miłości” charakteryzujesz jako literacki concept album. Jak właściwie należałoby to rozumieć?

Concept album, „album koncepcyjny”, to pojęcie stosowane najczęściej w muzyce, przy określaniu co poniektórych płyt takich zespołów, jak Pink Floydzi, Beatlesi, Iron Maiden czy Dream Theatre; u nas może najbardziej znanymi przykładami byłyby krążki Lao Che czy L.U.C.-a. Chodzi o to, że poszczególne „kawałki” to osobne, suwerenne utwory, ale zestawione jako całość, opowiadają one spójną historię, są połączone jakimś motywem, czasem bohaterem, podejmują podobne zagadnienia, ale opisują je od innej strony. „Bestia najgorsza…” odwołuje się do tej tradycji.

Podejmujesz tematy, które we współczesnej kulturze stanowią wciąż pewne tabu ? choćby kryzys męskości (a szerzej ? egzystencji) w noweli „Pustynia rośnie”, czy też, między innymi, śmierć, umieranie (zwłaszcza młodych osób) w „Żadnej na ziemi rzeczy”. Lubisz wytrącać czytelnika z poczucia spokoju? Prowokować trudne pytania?

Nie wiem, czy słowo „lubić” jest tu najtrafniejsze: satysfakcję daje dobrze napisany tekst; na to, jak czytelnik go przeżyje, nie ma się potem już wpływu. Ale oczywiście pojawiają się tu różne kwestie, które być może faktycznie wytrącają ze strefy komfortu, uzurpując słowa klasyka, choć na moment wybijają z „dogmatycznej drzemki”. Nie ma większej nagrody dla autora (sprawdzić, czy w grę nie wchodzi czek za Nike) niż ta chwila, kiedy na czas lektury czytelnik da się tak zaczarować, że spojrzy na świat przez okulary opowiadanej mu fikcji, na chwilę pomyśli, że to wszystko „mogłoby właśnie tak wyglądać”. Ale też nie chodzi tu o transgresję dla samej transgresji, efekciarskie szokowanie dla szokowania.

Jedną z największych wartości twojej książki, jest niejednoznaczność poszczególnych utworów. Choćby tytułowa „Bestia najgorsza”. Za sprawą głównego bohatera, Jana Marii Korwina Pałuby, odmalowujesz różne barwy fanatyzmu, z drugiej zaś strony nie sposób bohaterowi odmówić pewnych racji… Właśnie ? ni to święty, ni to szaleniec. Skąd pomysł na taką postać?

Jak weźmiesz sumę polskich bohaterów i łotrów, świętych, heretyków i zdrajców ? tych wszystkich Czarneckich, Radziwiłłów, Pasków, Kmiciców, Kuklinowskich, Piłsudskich z okresu rewolucyjnego, Wałęsów i Tymińskich, słowem, tych wszystkich sarmatów-warchołów, romantycznych powstańców, autentycznych bohaterów, ale też „ludowych cwaniaków”, chłopów kutych na cztery nogi, którzy wykiwaliby samego diabła ? to ufam, że po wyciśnięciu ich w sokowirówce, sprasowaniu w wyżymarce, a potem uformowaniu w fikcję, wyszłaby podobna „suma wszystkich polskich tęsknot i strachów”. Pytanie, czy Pałuba też się tylko nie przebiera w te maski na maskach na maskach, pozostawiam tu w zawieszeniu. Maska narodowa to wtedy też byłaby tylko jedna z jego wykrzywionych twarzy.

W opowieści o Pałubie szczególnie interesująco wypada fragment traktujący o definiowaniu, etykietowaniu pewnych społecznych postaw ? tego co lewicowe, tego co prawicowe. Nie sądzisz, że czasem zbyt łatwo szafujemy pojęciami, kategoriami?

Upolitycznianie kultury mam za redukujące ? drenujące ją z tego, co w niej niepodrabialne, najistotniejsze. To znaczy ? polityka też jest treścią literatury, bez polityki nie ma „Mistrza i Małgorzaty”, „Folwarku zwierzęcego”, „Kordiana”, żeby przywołać tylko najoczywistsze przykłady. Ale jeśli książka ? bo skupiamy się na literaturze ? ma dotyczyć czegoś więcej niż doraźnych przepychanek, musi spróbować wyjść poza ten kontekst. Inaczej dochodzimy do tej okropnej sytuacji, w której zanim weźmiesz do ręki nową powieść tego czy innego autora, okopanego głęboko po jednej bądź drugiej stronie barykady, już wiesz, co tam jest z grubsza napisane. Nie musisz jej czytać, żeby wiedzieć, komu autor dowala, kogo chwali, na służbie jakiej frakcji pisze. A skoro wiesz ? po co więc w ogóle tracić na nią czas?

„Pustynia rośnie” pokazuje upadek człowieka, pewne zezwierzęcenie… Co ciekawe, kryzys bohatera – „entropia duszy”, jak o tym piszesz – zaczął się z chwilą, gdy nic szczególnego nie zapowiadało tej beznadziei. A jednak dopadła go egzystencjalna pustka. Z jaką intencją pisałeś ten tekst?

Nie wiem, czy potrafię opowiedzieć o intencji ? od takich i podobnych pytań (o inspirację) autorzy uciekają w banały nie tylko dlatego, że to zasadniczo krępujące, kiedy interpretujesz własny tekst, ale też sami często nie potrafią powiedzieć, „co poeta miał na myśli”. Spójrz, w wypowiedziach wielu pisarzy spotyka się stwierdzenia, że „pisanie się przydarza”, że autor jest w stanie napisać rzecz lepszą, mądrzejszą, niż on sam jest w rzeczywistości. Bierze potem książkę w rękę, otwiera na przypadkowej stronie ? i nie potrafi odszyfrować człowieka, który to napisał, choć z okładki szczerzy się do niego jego własna gęba. Jak odpowiedzieć wtedy na podobne pytanie?

Uciekam, lawiruję, a po prawdzie ramą formalną byłby tu trochę taki „horror metafizyczny”: w tekście nie ma duchów, wampirów, gremlinów, a jednak życie bohatera się sypie, choć nic tego nie zapowiadało. Strach, który się pojawia, byłby tu zatem też z realnego świata dorosłych, nie z filmów gatunkowych o ludziach z bibuły i potworach z gutaperki: że nagle tracisz kontrolę nad życiem, bez przyczyny, a więc i bez odpowiedzi, dlaczego tak się stało. My, mieszkańcy „pierwszego świata”, mamy wszystko, ale czujemy, że nie mamy niczego ? z czego to się bierze?

Dawno nie czytałem tak wstrząsającej opowieści miłosnej, jak „Kwantowi kochankowie”. Choćby ze względu na sposób poprowadzenia narracji i dialogów: „(nie) mogę tak dłużej, (nie) czekaj, (nie) uśmiechnęła się…”.

I tym razem to taki „klasyczny romans”, tylko bez uproszczeń konwencji. Bo znowu ? patrz, czy to nie jest właśnie doświadczenie dorosłego, dojrzałego życia (niezapośredniczonego w fikcji hollywoodzkiej, romansach konwencjonalnych itp.) ? że tak naprawdę o wielu sprawach, także dotyczących uczuć, nie umiemy powiedzieć nic ze stuprocentową pewnością? Co nas do czegoś skłoniło, jaki ciąg zdarzeń doprowadził do tej, a nie innej decyzji, czemu jesteśmy tacy, a nie tacy? Pytasz i już wiesz, że odpowiedzią mogą być tylko domysły, epifanie ułamkowe, ćwierć- i półprawdy. Blank.

Zły bądź dobry charakter, który został ukształtowany przez jedno wydarzenie z dzieciństwa ? to są przecież przyjemne ułudy popkultury, w które wszyscy wierzymy (ja też, jestem np. dużym fanem komiksów), bo choć na moment chcemy dać się tak słodko oszukać. W życiu jednak podobne psychoanalizy instant po prostu się nie sprawdzają: ludzie są pojemniejsi niż podobne etykiety, łatki, hasła, hasztagi. A przynajmniej tak mi się wydaje. No właśnie ? życie w swojej istocie jest irracjonalne czy racjonalne?

Swoista miłość (nie tylko fizyczna) jest też tematem podejmowanym w „RP Productions”. Skąd pomysł, żeby głównym bohaterem noweli uczynić aktora w branży… polskiego porno historycznego? Nie da się ukryć, że to nieco obrazoburcza, choć fascynująca wizja.

Tekst powstał na zaproszenie do „ambitnej antologii erotycznej” wydawnictwa Powergraph p.t. „Pożądanie” ? wśród autorów znaleźli się tam m.in. Łukasz Orbitowski, Wit Szostak, Szczepan Twardoch, Jakub Małecki, Jakub Żulczyk, i już to w jakiś sposób oddaje skalę przedsięwzięcia ? i jakoś tak skręciło… Ożywienie w ostatnich latach w sferze historii, mitologii narodowej, oczywiście pomogło; polityka historyczna czai się dziś na każdym rogu, pod każdym ideologicznym sztandarem. Choć wbrew tej porno-scenografii ufam, że to jednak tekst dość intymny ? może najważniejsze, co się tam dzieje, wydarza się, kiedy na planie krzyczą „cięcie”.

Chyba najbardziej zagadkową i wymagającą wizję zaproponowałeś w utworze „Strach. Historia rodzinna”. To losy rodziny Strachów. Już samo nazwisko jest dosyć symptomatyczne. Przeznaczenie, fatum, tajemniczy rytuał na końcu… Próbowałeś opisać ich egzystencjalne lęki?

Obawiam się, że nie tylko ich ? ale i jakiegoś wycinka społeczeństwa, które mogłoby się przejrzeć w strachach Strachów. W każdym razie znowu wraca pytanie: mamy wszystko, boimy się też wszystkiego, skąd się to bierze? Strach tutaj to nie pochodna udogodnień cywilizacyjnych bądź ich braku ? tylko raczej funkcja stała gatunku ludzkiego, język pierwszy utkany z nocnych szeptów i skrzeku dzikiego ptaka, egzystencjalna dominanta, uczucie wdrukowane w geny hominidów na afrykańskich sawannach i w górach Neandertalu. I przepisane na człowieka współczesnego.

Jest w „Strachach…” taki fragment, który mówi o Wielkiej Sobocie jako dniu martwego Boga. Czytając te słowa ? nawiązujące oczywiście do religijnej tradycji z naszego kręgu kulturowego ? zimny pot może oblać czoło co bardziej wrażliwych odbiorców. Mam wrażenie, że nieczęsto uświadamiamy sobie tę symbolikę. A czy jest jakiś temat, którego bałbyś się podjąć?

Wydaje mi się, że takie tematy oczywiście istnieją ? ale pisanie, okrążanie ich jak lis na polowaniu, zbliżanie się i oddalanie, przekładanie ich na język fikcji literackiej, to jest właśnie sposób na jakieś przesuwanie tej granicy, włączanie tych zagadnień w obieg kultury. Jest coś, o czym myślisz, że byś nie napisał; potem piszesz, z różnych przyczyn pojawia się ten temat na pierwszym planie; granica się przesunęła; co innego trafiło do czyśćca „myślę, że o tym nie napiszę”. Ale znów, niekoniecznie dzieje się tak dlatego, żeby „szokować za wszelką cenę”.

„Żadna na ziemi rzecz” opowiada o dorastaniu. Procesie trudnym, niejednoznacznym. Zwłaszcza że Zuzanna i Aleksandra reprezentują dosłownie dwie, odmienne siły ? życie i śmierć. Podejrzewam, że niełatwo było pisać ten tekst?

Na pewno ? choćby dlatego, że już jednak nie jestem nastolatkiem (przynajmniej metrykalnie). A bardziej serio. Pisząc o takich bohaterach, łatwo zagrać fałszywą nutę, bo trudno wejść w ich świat i mentalność na tyle wiarygodnie, żeby ich głos zabrzmiał prawdziwie dla czytelnika w każdym wieku. Po prawdzie nie wiem, czy to się udało, nastoletni czytelnicy potwierdzą bądź zaprzeczą. Z drugiej strony ? tacy bohaterowie pozwalają tu bez zażenowania podejmować tematykę „rzeczy najważniejszych”, miłości, wolności, wiary, śmierci. Kiedy ostatni raz rozmawiałeś o tym szczerze, z pełnym zaangażowaniem, bez nawiasu „ironii” czy „postironii”, niczego nie udając, także przed samym sobą, tylko naprawdę w to wierząc? Dla wielu z nas taki „ostatni raz” był właśnie w czasach licealnych bądź studenckich; potem już tylko praca-dom-praca.

Możliwość buntu, prawo do samostanowienia o sobie, swoboda w decydowaniu o własnym losie ? uważasz, że to najważniejsze wartości w życiu człowieka?

Na pewno te tematy, w różnych kontekstach, pojawiają się w zbiorze. Z tym że nie wiem, na ile można utożsamiać myśli, poglądy i wybory tudzież motywacje bohaterów ? fikcyjnych, ale przecież często niezależnych ? z rozpoznaniami autorów. To zawsze było stąpanie po cienkim lodzie, przynajmniej w tym typie literatury, który w tym momencie interesuje mnie najbardziej. Niemniej?

Wiesz, gdybym powiedział twierdząco, a potem spojrzał na siebie ? co by to o mnie powiedziało? Bo kogo byś zobaczył: mieszczanina w średnim wieku („kredyt” hasłem rozpoznawczym naszej dumnej klasy), raczej bez ekscesów, choć z kilkoma hobby, które wykraczają poza siedzenie przed telewizorem z czteropakiem pilsa w ręku (choć i to lubię, gdy się zdarza EURO czy piłkarskie mistrzostwa świata). Jaki to anarchista? Jaki buntownik? A jednak, być może, okazuje się, że przestrzeń do buntu, tęsknota za odwagą, obszar niepodległy presjom zewnętrznym ? kryje się w każdym z nas, a przynajmniej myślę, że się kryje; że powinien się kryć.

„Miłość” i „wolność” jawią się tu jako dwa najsilniejsze atraktory ludzkich tęsknot, granice, do których dążymy w zasadzie niezależnie od religii, kultury, wyznania, to znaczy nawet gdy definiujemy te pojęcia odmiennie, tak że na końcu znaczą już coś przeciwstawnego (niewolę nazywamy wolnością, wolność niewolą, nienawiść miłością, i tak dalej). Czego chcieli Gilgamesz, Prometeusz, Adam w raju, pierwsi punkowcy w naszych dziejach? Wszyscy oni w jakiś sposób buntują się przeciwko swojemu losowi; nawet jeśli sobie ostatecznie szkodzą ? to nie potrafią się zatrzymać, pcha ich siła silniejsza niż nakazy i zakazy z tego czy innego świata. Co napędza ich wolę, kształtuje pragnienia?

Literatura to jedno z tych miejsc, gdzie można badać podobne fascynacje.

Biorąc pod uwagę naturalny język, którym posługują się twoi bohaterowie – dorastająca dziewczyna, zagubiony mężczyzna, kobieta zmagająca się z utraconą miłością – można odnieść wrażenie, że potrafisz i lubisz słuchać ludzi. A przynajmniej obserwować ich zachowania.

Dzięki, to jeden z tych komplementów, którym ? rzecz jasna przez skromność ? nie można zaprzeczyć? Znalezienie sposobu narracji, a więc także języka, którym mówić będą bohaterowie, to zawsze przy pisaniu jest wyzwanie z serii tych najważniejszych. To znaczy, możesz mieć temat, fabułę, bohaterów itp. ? ale jeśli nie przekonasz czytelnika, że za akapitami kryją się żywe postaci, które mówią, działają i myślą w suwerenny, różnorodny sposób, to klapa. Gdzie to podsłuchiwać?

W realu, jasne, ale to często utrudnione czy wręcz niemożliwe: jak mówią dziś XIX-wieczni łowcy bizonów? jak w dziejach zwracały się do siebie postaci z fantastycznego neverlandu fantasy? jakie one-linery uwielbiali historyczni krzyżowcy? Z pomocą przychodzi Internet czy inne książki i filmy o interesującym nas temacie ? oraz najbardziej ryzykowna, ale przez to też pociągająca „inwencja własna”. Kiedy wzorujesz się na kimś innym ? istnieje ryzyko, że w tekście zawsze usłyszysz to echo. Gdy z kolei bohaterowie zaczną mówić „po swojemu”, ale wciąż wiarygodnie, nieco inaczej niż mówili dotychczas w podobnych realizacjach kolegów i koleżanek po piórze, o, wtedy satysfakcja największa. Ale też właśnie najtrudniej to osiągnąć.

Większość z twoich tekstów kończy się w sposób otwarty, niejednoznaczny. Lubisz dawać interpretacyjną wolność swoim czytelnikom?

Wiem raczej, za czym nie przepadam: za jedyną słuszną wykładnią, często właśnie odautorską, „o czym jest to tekst?”. Amos Oz stwierdził kiedyś, że czytając (pisząc), zawierasz kontrakt z pisarzem (czytelnikiem). Jako czytelnik ufasz, że autor wie, co ci chce powiedzieć i zasadniczo orientuje się, dokąd jedzie ten tramwaj, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tak się nie wydaje. Z kolei jako twórca ? dajesz z siebie wszystko, traktujesz czytelnika po partnersku, to znaczy nie jak głupka, któremu trzeba wcisnąć szklane koraliki po paserskim kursie, i starasz się zaproponować mu książkę, która jest trochę lepsza od was dwóch, żeby było do czego równać. Ale nie pytaj mnie, czy tym razem się udało.

Nie spytam, ale to nie znaczy, że podsumujemy rozmowę łatwo. Komu szczególnie mógłbyś zarekomendować spróbowanie „Bestii najgorszej…”? Albo inaczej ? czy opracowując ten zbiór nowel, kierowała tobą jakaś myśl przewodnia? Odczarowanie narodowych mitów, refleksja na temat (nie)zwyczajnej egzystencji…?

Okej, myślałem, że najtrudniejsze pytania są już za nami? Teraz to mnie zastrzeliłeś. Wiem, że to banał, ale nie było jakiegoś „targetu docelowego”, pod którego pisana była „Bestia?”. Myślę, że największą frajdę będą z niej mieli ci, którym przejadła się nieco literatura pisana według rozpoznawalnych recept, ale też przecież nie są to żadne „eksperymenty”, joyce?wskie strumienie świadomości, surrealizmy i tym podobne wycieczki na stronę awangardy. Na pewno pisałem dla ?czytelnika dorosłego?, i to nie tylko dlatego, że jest tu trochę scen 18+, trochę więcej niż kilka przekleństw i może rzeczywiście parę rozstrzygnięć, które każdy będzie musiał wytłumaczyć sobie sam albo utrzymać tę ich kwantową wieloznaczność, w literaturze to też bywa wartość.

Ale też z drugiej strony znajdziesz tu „astrologię social mediów”, „gnozę codzienności”, kiedy świat zaczyna mówić do ciebie w tajemnej mowie znaków i przypadków, „metafizykę walki bokserskiej”, „kompleks Boga”, który dotknął urzędnika średniego szczebla, Trylogię Sienkiewicza w wersji dla kiboli, i jeszcze kilka podobnych atrakcji. „Bestia?” nadeszła, ale może da się ją lubić, nawet jeśli nie trafia w żadną popularną szufladkę.

Rozmawiał: Marcin Waincetel

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: wywiady